Wczoraj grupa moich znajomych wybrała się na wycieczkę Wiślaną Trasą Rowerową, odcinkiem od Oświęcimia do Krakowa. Zapraszali mnie wprawdzie, żebym z nimi pojechała, ale ponieważ nie planowali niezliczonych postojów na robienie zdjęć, musiałam odpuścić. Pomysł mi się jednak bardzo spodobał. Postanowiłam to zrobić po swojemu, etapami i z aparatem fotograficznym w sakwie. Żeby nie był to one way ticket, z koniecznością korzystania z innych form transportu, zaplanowałam pętelkę.
Pierwszy postój i fotka, tradycyjnie już niemal, przy zabytkowym, pochodzącym z 1539 roku, drewnianym kościele pw. Szymona i Judy Tadeusza Apostołów w Nidku. Tradycyjnie też był zamknięty. Może kiedyś wreszcie uda mi się sfotografować wnętrze. Pojeździmy, zobaczymy.
Trasa od Nidka do Tomic wiedzie pagórkami, na których trenować można podjazdy i cieszyć się zjazdami. Po drodze mija się urocze Stawy Frydrychowskie. Podziwiać można nie tylko widoki, ale też łabędzie rodziny i krzykliwe mewy.
Za Tomicami aż do Witanowic jedzie się fatalnie, bo jest to bardzo ruchliwa droga na Kraków, którą poruszają się nie tylko samochody osobowe, ale też tiry. Na szczęście to krótki odcinek. Droga wzdłuż Skawy jest już spokojna. W Woźnikach zatrzymuję się na chwilę, żeby uwiecznić na fotkach kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, kolejny obiekt na szlaku architektury drewnianej.
Za Woźnikami zaczyna się podjazd, a potem droga, częściowo szutrowa, częściowo typu "wspomnienie asfaltu", prowadzi grzbietem wzniesienia.. Nadmiernego ruchu na niej, jak widać, nie ma.
Jak był podjazd, to musi być i długi, fajny zjazd :) Tak docieram do Łączan. Najpierw most na kanale Łączany-Skawina, potem zapora na Wiśle, a dalej wjeżdżam na WTR, czyli Wiślańską Trasę Rowerową.
WTR oznakowana jest rewelacyjnie. Krótkie fragmenty prowadzą nieuczęszczanymi, ogólnodostępnymi drogami, większość trasy wałem wiślanym. Jadę i dziwię się, dlaczego z jednej strony wszyscy narzekają, że w Polsce jest zbyt mało ścieżek rowerowych, a z drugiej, jak już taka fajna trasa jest, to świeci pustkami.
Piękny asfalcik, nieprawdaż? Nie tylko ja najwyraźniej dochodzę do wniosku, że się marnuje, bo w pewnym momencie widzę pędzące po nim auto. Zjeżdżam na bok, niestety zanim udaje mi się wyciągnąć aparat, by zrobić pamiątkową fotkę i wysłać ją na policję, samochód zbytnio się oddala. Mina siedzącego w nim faceta dobitnie świadczy o tym, jak bardzo jest dumny ze swojego sprytu!
Wiodąca wzdłuż Wisły trasa zapewnia ciekawe widoki nie tylko na samą rzekę, ale i jej starorzecza. Cywilizację, czyli mijane miejscowości, zobaczyć można tylko z daleka, a sfotografować przy użyciu dużego zoomu. Bardzo to romantyczne, ale pamiętać trzeba o zabraniu ze sobą zapasów picia i jedzenia. Konsumpcję uskuteczniać możemy na stojąco lub na trawie. Nie ma żadnych ławek. Nie ma daszków, pod którymi można się schronić w razie deszczu. Nie ma też oczywiście toalet. Trochę tej trasie brakuje do zachodnioeuropejskich standardów :(
Żwirowe fragmenty trasy są mocno ubite, dobrze się po nich jedzie. Niestety, trochę spowalniają. Kiedy wyjeżdżałam z domu, sprawdzałam prognozę pogody i wiedziałam, że będzie wiało z zachodu. Nie wzięłam jednak pod uwagę, jak uciążliwy bywa wmordewind na otwartym terenie. Szczególnie jeśli się tak jedzie prawie 50 km.
Kiedy dojeżdżam do Oświęcimia i skręcam na południe, widzę piętrzące się nad górami ciężkie, czarne chmury. Wiatr nasila się i też zmienia kierunek. Znów wieje prosto w twarz. Widać taka karma... Poprowadzenie WTR przez Oświęcim jest naprawdę rewelacyjne i zapewniające całkowite bezpieczeństwo jazdy. Oznaczenia prowadzą jak po sznurku. Chyba aż za dobrze, bo zagapiam się i zamiast zjechać z trasy i skręcić na Rajsko, zapuszczam się odrobinę za daleko.
Zatrzymuję się na chwilę, by sprawdzić swoje położenie i wtedy podbiega (bo to biegacz był) do mnie młody facet. Zaczyna mi opowiadać, że nie tylko biega, ale też jeździ i zna świetny skrót do Rajska. W tym momencie chyba mnie Bóg opuścił i rozum odebrał. Nigdy nie ufałam ludziom pokazującym mi drogę do celu, ale ten ma oczy spaniela i wypisaną w nich chęć poczucia się rycerzem i uwolnienia damy z opałów. Posłuchałam. Wertepy, które mi polecił, doprowadzają mnie wprost na czyjeś podwórko i tam kończą swój bieg. Trzeba wracać. Bezsensowna strata czasu powoduje, że zanim docieram do domu, łapie mnie deszcz. Kimkolwiek jesteś, młody człowieku, nie rezygnuj z bycia uczynnym. Wprawdzie tym razem nie całkiem Ci się udało, ale za to zapewniłeś mi dodatkowe wrażenia z wycieczki :)