Wpisy archiwalne w kategorii

Litwa

Dystans całkowity:528.11 km (w terenie 67.00 km; 12.69%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:2735 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:58.68 km
Więcej statystyk

pożegnanie z Litwą

Niedziela, 25 lipca 2010 · Komentarze(6)
Ostatni dzień na Litwie. Jedziemy do Trok. Nad jeziorem, w pobliżu zamku są stoiska z najpiękniejszymi na Litwie, oprawionymi w srebro bursztynami, a biżuteria to, jak wiadomo, dla kobiety najlepsza pamiątka :)

ostatni raz w Trokach © niradhara


Trzeba nam jeszcze po raz ostatni zjeść wspaniały czosnkowo-ogórkowy chłodnik, wstąpić na lody do kawiarenki, z tarasu której rozciąga się widok na jezioro i zamek. Przejechać się ścieżką wokół jeziora.

nad jeziorem © niradhara


Oprócz opisanych na blogu wycieczek rowerowych, robiliśmy też samochodowe, by móc zobaczyć jak najwięcej. Zastanawiam się teraz, co zrobiło na mnie największe wrażenie. Czy może Wilno – miasto kościołów? Jest ich tu mnóstwo, właściwie można powiedzieć, że oprócz Góry Zamkowej z Wieżą Giedymina, kościoły są jedyną atrakcją Wilna.

Zamek Górny © niradhara


Wybudowanym w stylu gotyku płomienistego kościołem św. Anny zachwycił się Napoleon. Wypowiedział zdanie cytowane chyba we wszystkich książkach o Wilnie „postawić św. Annę na dłoni i przenieść do Paryża”. Na szczęście nie udało mu się!

kościoły św. Anny i św. Franciszka © niradhara


kościół św. Kazimierza widoczny za straganami © niradhara


Największe wrażenie robi niewątpliwie ufundowana przez Jagiełłę katedra św. Stanisława, gdzie spoczywa m. in. Barbara Radziwiłłówna. Nie chodzi tu tylko o piękno architektoniczne, bo katedra nie ma sobie równych pośród dzieł klasycyzmu na terenach dawnej Rzeczypospolitej, ale o atmosferę przywodząca na myśl wielowiekowy związek Litwy z Polską.

wileńska katedra © niradhara


kaplica św. Kazimierza © niradhara


Miejsce, które trzeba obowiązkowo odwiedzić to jeden z symboli Wilna - Ostra Brama. Sława obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej rozciąga się daleko poza granice Litwy i Polski. Obraz zawieszony jest nad ołtarzem, naprzeciwko dużych okien, przez które widoczny jest z ulicy. Ściany kaplicy wypełnia 14 tys. wotów, wykonanych głównie ze złota i srebra, a pośród nich ofiarowana przez marszałka Piłsudskiego blaszka z napisem „Dzięki Ci Matko za Wilno”.

Ostra Brama © niradhara


Serce marszałka pochowane jest w grobie jego matki, na cmentarzu na Rossie, jednym z czterech najważniejszych polskich cmentarzy obok warszawskich Powązek, krakowskiego cmentarza Rakowickiego i lwowskiego Łyczakowa. To miejsce pochówku wielu sławnych Polaków było celowo dewastowane przez władze radzieckie. Plądrowano groby, umyślnie wycinano drzewa tak, by padały na zabytkowe nagrobki, z których wiele stanowi prawdziwe dzieła sztuki.

cmentarz na Rossie © niradhara


pomnik nagrobny Izy Salmonowiczówny © niradhara


Bardzo sympatycznym miastem wydało mi się Kowno. Prawdziwą jego ozdobą jest przepiękny, smukły ratusz zwany „Białym Łabędziem”.

ratusz © niradhara


Jak już pisałam wcześniej na blogu, jedyne co obecnie buduje się na Litwie, to zamki warowne. Również w Kownie odbudowywana jest pochodząca z XIV w. warownia. Jej powstanie przypisuje się, w zależności od źródła Litwinom bądź Krzyżakom.

Zamek Kowieński © niradhara



Najsmutniejszym zabytkiem Kowna jest kościół św. Jerzego. Jego historia jest długa i burzliwa. Niegdyś należał do zakonu bernardynów, był palony i restaurowany. W 1954 r. zamieniono świątynię na magazyn ministerstwa zdrowia, co doprowadziło do opłakanego stanu, w którym pozostaje do dziś.

wnętrze kościoła © niradhara


Symbolem Kowna jest dom Perkuna – zbudowany w stylu gotyku płomienistego na przełomie XV i XVI wieku.

dom Perkuna © niradhara


W Kownie nie widać wielu rowerzystów, Są jednak ścieżki rowerowe - wzdłuż dróg wjazdowych do miasta, wzdłuż Niemna, w parku, na starówce.

miasto przyjazne rowerzystom © niradhara


Kiejdany to miasto, znane nam dotąd z Sienkiewiczowskiego „Potopu”. Dziś niewiele już świadczy o tym, że kiedyś było rezydencją magnacką. Opisywana w przewodnikach starówka jest mocno przereklamowana, a wystarczy zapuścić się 10 metrów w jakąkolwiek boczną uliczkę, by ujrzeć obraz opuszczenia i zaniedbania. Miasteczko jest ciche i senne. Byliśmy tu chyba jedynymi turystami.

Rynek Wielki w Kiejdanach © niradhara


boczna uliczka © niradhara


Najsłynniejszym litewskim nadmorskim kurortem jest Połąga. Roi się tu międzynarodowy tłum. To dobre miejsce wyłącznie dla tych, którzy lubią tłok i hałas. Nas zmęczyły one tak bardzo, że nie poszukaliśmy nawet znajdującego się w pałacu Tyszkiewiczów muzeum bursztynów.

plaża w Połądze © niradhara


widok z molo © niradhara


chodzenie po wodzie © niradhara


Kłajpeda to z kolei miasto dla tych, którzy mają zbyt dużo pieniędzy i chcą się ich pozbyć w jakiś głupi sposób. Szczególnie restauracje wyspecjalizowane są w sprawnym drenażu portfeli i nieobciążaniu przy tym żołądka.


stara przystań promowa © niradhara


Oprócz starej przystani promowej i placu teatralnego nie ma tu zbyt wiele do zwiedzania. Marzący o wygranej w totolotka powinni tylko poszukać przynoszącego szczęście kominiarza i koniecznie dotknąć wmurowanego w ścianę guzika ;)

Anusia z Tharau © niradhara


może przyniesie mi szczęście? © niradhara


Z Kłajpedy koniecznie należy przepłynąć promem na Mierzeję Kurońską i odwiedzić znajdujące się w Kupgalis delfinarium i znajdujące się w dawnej pruskiej twierdzy Muzeum Morskie.

w delfinarium © niradhara


bawimy się kółkiem © niradhara


a ja umiem grać w piłkę © niradhara


Mierzeja Kurońska jest rajem dla rowerzystów. Wśród wydm i sosnowych lasów poprowadzono tu dziesiątki kilometrów ścieżek rowerowych. Jest też wiele wypożyczalni rowerów. Ciekawostką jest styl jazdy większości turystów: „przerzutkom mówimy stanowcze nie!” – polegający na wprowadzaniu roweru na każdy, najmniejszy nawet podjazd i dostojnym zjeździe z górki ;)

przestrzeń © niradhara


Strudzeni i zmęczeni upałem zażywać mogą morskich kąpieli i cieszyć pustymi plażami.

linia horyzontu © niradhara


Jakoś tak jest, że im piękniejszy urlop, tym szybciej się kończy. Nasz niestety też dobiegł kresu. Zaczęłam robić ten wpis w ostatnim dniu naszego pobytu na Litwie, ale nie zdążyłam i kończę w domu. Już teraz wiem, za czym będę tęsknić najbardziej – za ciepłą i kryształowo czystą wodą litewskich jezior, za bezludnymi wysepkami, za ciszą przerywaną tylko pluskiem wioseł. Za pustymi drogami, zapachem sosnowych lasów, wioskami, w których czas się zatrzymał. Żegnaj, Litwo…

za tym będę tęsknić najbardziej © niradhara


podróż w czasie i przestrzeni © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

litewska integracja Bikestats

Środa, 21 lipca 2010 · Komentarze(17)
Gdzie najłatwiej jest się spotkać mieszkańcom Beskidów i Szczecina? Oczywiście na Litwie!

Meak już od kilku dni krążył po Dzukijskim Parku Narodowym, postanowił jednak opuścić ostępy leśne, by się z nami spotkać. Miejsce spotkania wyznaczamy pod kościołem maleńkiej wioski Kabeliai. To 150 km od naszego campingu, pakujemy więc rowery na bagażnik i wyruszamy. Ukryty w samochodowej nawigacji Hołowczyc ma przestarzałe dane na temat drogi dojazdowej i na miejscu jesteśmy przed czasem. Znając dokładne współrzędne geograficzne noclegu Marka, Piotrek próbuje wytropić go w lesie. Mamy jednak do czynienia z prawdziwie rannym ptaszkiem i po obozowisku nie zostało już ani śladu. Jedziemy zatem na umówione miejsce.

spotkanie na Litwie © niradhara


Tu następuje uroczyste powitanie i wręczenie naklejek Bikestats. Markowy ekwipunek robi na mnie kolosalne wrażenie. Sakwy na tylnym kole, na przednim, mapnik i plecaczek. Zastanawiam się, czy w ogóle udałoby mi się ruszyć z miejsca taki ciężar? Wyruszamy razem w drogę. Marek okazuje się być wielkim gentelmanem, rezygnuje z ulubionych przez siebie szutrów i piachów na rzecz asfaltowej drogi przez las. Droga jest pusta, dzięki czemu można jechać obok siebie i oddawać się rowerowym pogaduchom.

uzgadnianie trasy © niradhara


kabriolet i czołg © niradhara


Trasa wiedzie przez Dzukijski Park Narodowy (Dzūkijos nacionalinis parkas). Jest on największym obszarem chronionym na Litwie. Ma prawie 56 tys. hektarów, a ponad 90 proc. jego powierzchni porasta sosnowy las. Ciągnie się kilometrami, wydaje się nie mieć końca. Prawie płaski teren, poprzecinany tu i ówdzie wąwozami rzek, urozmaicają polodowcowe wydmy.

dwaj panowie z BS © niradhara


rzeka Merkys © niradhara


Nieliczne pozostałe tu wioski wyglądają jak małe skanseny. Podobno średnia wieku ich mieszkańców przekracza 50 lat! Nie chciałabym tu mieszkać na stałe, choć widok jest uroczy i wart uwiecznienia na zdjęciach.

Marek foci wioskę © niradhara


panowie poszli oglądać kościółek w Marcinkonys © niradhara


jeszcze jedna wioska © niradhara


Dojeżdżamy do Mereczu (Merkine). Miejscowość leży przy ujściu Mereczanki do Niemna u stóp stromej góry, zwanej „górą królowej Bony”, na której stał kiedyś litewski zamek, zwany przez Krzyżaków Merkenpille. Było to ulubione miejsce polowań wielkich książąt litewskich i polskich królów. Po zwycięskiej bitwie od Grunwaldem zamek stracił znaczenie i z czasem został opuszczony. Dziś nie ma już po nim śladu. W rynku, w miejscu dawnego ratusza, stoi pochodząca z 1868 roku cerkiew.

zabytkowa cerkiew © niradhara


Jest też wczesnobarokowy, z elementami gotyckimi, kościół Wniebowzięcia NMP. Ufundowany został przez Jagiełłę w I poł. XV wieku. Kościół jest zamknięty, nie udaje więc nam się zobaczyć otoczonego kultem XVI-wiecznego obrazu Madonny z Merecza. Szczerze mówiąc, nie rozpaczam zbytnio z tego powodu. Na Litwie zwiedziliśmy już tyle kościołów, że odczuwam przesyt.

kocie łby przed kościołem © niradhara


Zegarki na rękach i w żołądkach przypominają, że pora iść na obiad. Wielkiego wyboru nie ma. Restauracja w Mereczu jest jedyną w całej okolicy. Kelnerka, która dawno chyba nie widziała żadnych gości, na nasz widok uradowana woła, że mają kurczaka. Wolelibyśmy coś regionalnego i zamawiamy kołduny. Da się zrobić! Dziewczyna gdzieś pobiegła i za chwilę otrzymujemy zamówione danie. Hm, wg mnie najwyraźniej kupiła jakąś mrożonkę w sklepie, o czym dobitnie świadczy smak i wygląd. Potulnie jednak zjadamy, docenić przecież trzeba chęć spełnienia zachcianek klientów. Poza tym piwo jest zimne i smaczne, więc humory dopisują :)

Niemen © niradhara


Udajemy się do Liszkowa ( Liškiava) położonego malowniczo na lewym brzegu Niemna. Nad wsią błyszczy w słońcu kopuła barokowego kościoła pw. Trójcy Świętej. Kościół został wzniesiony w latach 1704-1741 na planie krzyża greckiego. Posiada rokokowe wnętrze. W jednym z bocznych ołtarzy znajduje się łaskami słynący obraz Matki Boskiej. Z kościołem łączy się budynek klasztoru zbudowany na początku XVIII w. Oczywiście wszystko pozamykane :(

wnętrza nie zobaczymy © niradhara


Jedziemy zatem do stóp Góry Zamkowej nad Niemnem. Znajduje się tu grodzisko z resztkami zamku. Grodzisko było zamieszkałe w okresie od III w. p.n.e. do IX w. n.e. W XI w. istniał tu ponoć gród - siedziba i miejsce koronacji księcia Mendoga. Książę Witold wzniósł tu murowany zamek, z którego do naszych czasów ocalało tylko przyziemie okrągłej baszty. Dziś warto wejść na górę tylko po to, by podziwiać piękny widok.

Niemen lśni w słońcu © niradhara


Pedałujemy razem w kierunku Druskiennik, po drodze zatrzymując się już tylko na lodzika. Przed wjazdem do miasta nadchodzi jednak smutna chwila pożegnania. Marek jedzie szukać noclegu, a my zwiedzać uzdrowisko.

Kajmna rozważa możliwość udania się na zabiegi © niradhara


Druskienniki są najbardziej na południe wysuniętym miastem Litwy, najstarszym uzdrowiskiem w kraju, słyną ze słonych źródeł, delikatnego i ciepłego mikroklimatu. Nazwa miejscowości wywodzi się od soli (lit. druska). Pierwsza wzmianka o Druskiennikach pochodzi z 1636 r. W 1789 roku, po zbadaniu składu wody w Druskiennikach zainteresowali się nimi uczestnicy odbywającego się w Grodnie Sejmu. Zachęcony przez nich, Druskienniki odwiedził sam Stanisław August Poniatowski, który swoim dekretem z 20 czerwca 1794 roku ogłosił je miejscowością leczniczą.

trochę się tu pokręciliśmy © niradhara


Druskienniki bardzo ucierpiały podczas I wojny światowej: zburzono prawie połowę miasteczka, spaliły się niektóre ważne budynki, między innymi Kurhauz, kilka will, uszkodzono źródła. Pomimo iż na wiosnę 1923 r. oficjalnie został otwarty pierwszy sezon uzdrowiskowy po wojnie, jednak uzdrowisko całkowicie zostało odbudowane dopiero w 1930 r.: wykonano kilka nowych odwiertów źródłowych, wybrukowano ulice, wybudowano nowe wille, a także odgałęzienie kolei żelaznej od Porzecza do Druskiennik.

na parkowych ścieżkach © niradhara


Uzdrowisko jest znacznie większe, niż odwiedzone przez nas wcześniej Birsztany. Jest tu piękny park, ścieżka rowerowa nad brzegiem Niemna, rozrzucone po parku sanatoria i wille. Nie widać jednak, by tętniły życiem. Być może zresztą mojemu odczuciu winna jest pora, o której większość kuracjuszy spożywało zapewne kolację w miejscach swojego zakwaterowania.

jest i staw © niradhara


Druskienniki to ostatni punkt naszej wycieczki. Kierując się w stronę auta znów przejeżdżamy przez Dzukijski Park Narodowy. Rozkoszujemy się zapachem olejku sosnowego i łagodnym ciepłem chylącego się powoli nad horyzont słońca.

przydrożne dzieła miejscowych rzeźbiarzy © niradhara


To był naprawdę piękny dzień! Serdecznie dziękujemy Ci, Marku, za wspólną jazdę i do zobaczenia :)


magneticlife.eu because life is magnetic

góralu czy ci nie żal?

Wtorek, 20 lipca 2010 · Komentarze(12)
Kategoria Litwa, mixy
Tytułową pieśń intonują wzniośle rodacy przy różnych towarzyskich okazjach. A góral marudny jest z natury i zawsze czegoś mu żal. My też tacy trochę górale, więc żal by nam było być na Litwie i nie zdobyć jej najwyższego szczytu.

szczyt zdobyty © niradhara


Samochód, którym wieziemy siebie i rowery zostawiamy w miejscowości Rukainiai i wyruszamy w kierunku miasteczka Miedniki Królewskie (Medininkai).

prawie Rio © niradhara


Miasteczko owo, w którym mieszka ponad 80 % Polaków, podobnie jak inne litewskie miasteczka wygląda raczej jak wieś i to taka, w której czas dawno się zatrzymał. W tym kraju, oprócz stolicy, w zasadzie nie widuje się nowych domów, nie widać żadnych oznak rozwoju gospodarczego.

Miedniki Królewskie © niradhara


Po dwóch tygodniach pobytu tutaj doszłam do wniosku, że jedynym celem obecnego litewskiego rządu są przygotowania do nowej wojny z Krzyżakami, bo jedyne co tu się buduje, to zabytki, czyli stawia zupełnie od nowa dawne zamki warowne. Jednym z nich jest właśnie zamek w Miednikach.

prace budowlane © niradhara


W I połowie XIV wieku książę Olgierd wzniósł tu zamek warowny, rozbudowany później przez Witolda. Często bywali tu członkowie dynastii Jagiellonów. W XVI w. zamek został opuszczony i popadł w ruinę.

widok ogólny © niradhara


mieszkańcy zamku © niradhara


Zatrzymujemy się też na chwilę przy drewnianym kościele Trójcy Świętej i Św. Kazimierza. Ponoć we wnętrzu znajdują się zabytkowe, warte zobaczenia organy, ale niestety kościół zamknięty i nie dane nam jest ich zobaczyć.

Piotrek foci kościół © niradhara


Dalej szuterkiem jedziemy w kierunku Góry Józefowej (Juozapines kalnas).

w stronę dachu Litwy © niradhara


To największe na Litwie wzniesienie ma wysokość 294 m n.p.m., co na nas jakoś specjalnego wrażenia nie robi. Szczyt zdobi pomnik twórcy państwa litewskiego – Mendoga (Mindaugas).

a na szczycie jest wielki głaz © niradhara


Wokół rozciąga sielankowy widok, panuje nieprawdopodobny spokój, słychać tylko kogutas i baranas. Robimy sobie piknik na szczycie ;)

napis niestety tylko po litewsku © niradhara


widok ze szczytu © niradhara


W planie mamy jeszcze Szumsk. Znów spory odcinek drogi jest szutrowy. Tu niestety od czasu do czasu jeżdżą auta, ryzyko zachorowania na pylicę płuc gwałtownie rośnie.

walczę z szzutrem © niradhara


nie ma gdzie przed tym uciec © niradhara


Widoczki są sielskie, ale cieszyć można się nimi dopiero po opadnięciu tumanów kurzu i przetarciu oczu, tudzież okularów. Nawierzchnia, chwilami wręcz piaszczysta, dla urozmaicenia jest jeszcze mocno pofalowana. Same atrakcje.

droga © niradhara



widoczek z drogi © niradhara


W Szumsku Piotrek wprawia w osłupienie napotkaną kobietę pytając, gdzie tu jest jakaś restauracja? Usłyszawszy odpowiedź zrezygnowany zaopatruje się w sklepie w chleb, kiełbasę i jogurtasy na deser.

Szumsk © niradhara


Przy głównej drodze stoi barokowo-klasycystyczny kościół św. Michała Archanioła wybudowany przez zakon dominikanów w latach 1767-1789. W świątyni, która przez kilkadziesiąt lat pełniła również rolę cerkwi prawosławnej, zachowało się sporo ciekawych elementów, m. in. ołtarze klasycystyczne. Przechowywane są tu relikwie św. Faustyny Kowalskiej.

kościół od frontu © niradhara


wnętrze nieco zaniedbane © niradhara


Wieś Szumsk nazwę swą wzięła od rodziny Szumskich, którzy byli jej właścicielami. Na początku XIX w. Ludwik Szumski wybudował klasycystyczny parterowy dwór z oficynami, a wokół założył park.

dwór Szumskich © niradhara


Do każdego zarośniętego lasem pagórka, który podejrzewa się o to, że kiedyś mogła na nim być kiedyś litewska osada prowadzi drogowskaz. Do zabytków polskiego pochodzenia można trafić tylko dzięki uprzejmości zapytanych o drogę mieszkańców. Pani, którą pytamy o drogę do dworu, odprowadza nas na miejsce i długo opowiada, że już nawet w czasach kołchozów było lepiej, bo teraz to tylko bezrobocie, bieda i straszliwe zaniedbanie. Widok dworu, a szczególnie jego zdewastowanego wnętrza potwierdzają te słowa w całej rozciągłości.

nawet podłogi ukradziono © niradhara


Zadumani nad zmiennymi kolejami losu wracamy do auta.


magneticlife.eu because life is magnetic

Litwa: kilka informacji praktycznych

Niedziela, 18 lipca 2010 · Komentarze(7)
Kategoria Litwa
Upał, duszno, spory ruch na drogach, jak to w niedzielę, gdy tłumy spragnionych ochłody ludzi wyruszają nad wodę. Postanowiliśmy zatem trochę poleniuchować i zostać na campingu. Największy upał przeleżałam na plaży, choć właściwsze chyba byłoby stwierdzenie - przesiedziałam w wodzie. Po obiedzie zwodowaliśmy kanadyjkę, daleko jednak nie dopłynęliśmy, na niebo zaczęły bowiem nadciągać wielkie czarne chmury, w dali pojawiły się pierwsze błyskawice i musiałam wiosłować jak wściekły wiking, żeby uciec do brzegu przed burzą. Ledwo zdążyliśmy :)

Dzisiejszy wpis postanowiłam poświęcić na parę uwag ogólnych, które być może mogą się komuś przydać.

wypływamy © niradhara


Campingów jest na Litwie kilkanaście. W informacji turystycznej można nawet kupić mapę, na której wszystkie są zaznaczone i opisane. No, oczywiście, jeśli ma się szczęście, bo o mapy wcale łatwo nie jest. Bez problemu można kupić wyłącznie mapę drogową całej Litwy w skali 1:500000, dla rowerzystów raczej mało przydatną. Wchodziliśmy do wszystkich bez wyjątku napotkanych informacji turystycznych, i tylko w jednej znaleźliśmy mapy poszczególnych części Litwy w skali 1:200000. To już lepiej, zwłaszcza, że zaznaczony jest na nich rodzaj nawierzchni dróg: tzn. asfalty, drogi szutrowe, drogi utwardzone, drogi nieutwardzone. Można dostać sporo ulotek reklamowych, ale sposób ich rozdawania nie do końca zgodny jest z moimi oczekiwaniami, np. plan Rumszyszek dostaliśmy w Birsztanach, w Kownie był dostępny wyłącznie mikroskopijny i mało przydatny plan ścisłego centrum, natomiast porządny plan Kowna dają w Kiejdanach. Fakt, że jakaś atrakcja jest opisana i wyeksponowana na zdjęciach nie oznacza wcale, że jest otwarta, albo że działa. Dotyczy to np. kolejki naziemnej na górę widokową w Kownie. Tory są, wagoniki stoją, kasa zarasta grzybem. Ci, co zawierzyli folderom, mogą sobie to wszystko sfotografować na pamiątkę przez dziurę w płocie.

wpływamy na sąsiednie jeziorko © niradhara


Jeśli ktoś chce zwiedzać, a nie tylko pojeździć na rowerze, podziwiać krajobrazy i zażywać kąpieli w jeziorach, musi zabrać z sobą przewodnik z Polski, bo rzetelność informacji historycznych najdelikatniej mówiąc pozostawia wiele do życzenia. Ocenzurowano wszystko, co ma związek Polską, z kulturą polską, polskimi rodami budującymi pałace, fundatorami kościołów itd. Całe fragmenty historii pomija się milczeniem, a eksponuje wyłącznie to, co litewskie.

idzie burza © niradhara


Ceny żywności są takie same jak w Polsce, nie warto jej więc ze sobą zabierać. W większych sklepach można płacić kartą, w małych wioskach trzeba mieć gotówkę. Artykuły spożywcze są w większości te same co u nas, nie ma więc problemów z zakupami. Wprawdzie raz zdarzyło się Piotrkowi kupić kaszankę, która po degustacji okazała się ciastem w czekoladzie, ale było naprawdę pyszne :D

jeden z wielu stateczków wycieczkowych © niradhara


Rowerzystów jest niewielu, są za to ścieżki rowerowe. Niestety nigdy nie wiadomo gdzie się pojawią, dokąd prowadzą i kiedy znikną. Przeważnie są prowadzone równolegle do drogi, przy wjeździe do miasta. W Wilnie zdarzają się wzdłuż ruchliwych ulic. Boczne drogi jeśli już są asfaltowe, to jest to dobry asfalt, bez dziur. Ruch niewielki, więc jeździ się bardzo przyjemnie. Zupełnie niespotykaną u nas osobliwością jest zwyczaj jazdy rowerami po autostradach, a właściwie ich asfaltowymi poboczami.

zdązyliśmy przed burzą © niradhara


Język litewski jest zupełnie niezrozumiały, oprócz paru słów takich jak: bankomatas, centras, jogurtas :) Czasem można się porozumieć po polsku, dobrze jest jednak znać rosyjski i angielski. Ludzie są mili, na wsiach nawet skłonni zaprowadzić w miejsce, którego szukamy. Może zresztą robią to z nudów, kto wie?

magneticlife.eu because life is magnetic

Litwa: Auksztocki Park Narodowy

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(14)
Kategoria Litwa, mixy
Upał, nietypowy jak na tę szerokość geograficzną, niemiłosiernie daje się we znaki. Powietrzne jest duszne i ciężkie. Jazda po rozprażonych drogach nie należy do przyjemności. Szukam w przewodniku i Internecie czegoś odpowiedniego na taką pogodę.

znowu upał © niradhara


Znajduję to:

Auksztocki Park Narodowy leży w północno-wschodnim krańcu Litwy, blisko granicy z Łotwą i Białorusią. Zajmuje 40 570 ha w trzech powiatach, a 70% powierzchni zajmują lasy, przeważnie sosnowe, świerkowe, jodłowe. Jest tu 126 większych i mniejszych jezior, przeważnie w centralnej części parku. Często połączone są strumieniami, dzięki czemu tworzą długie łańcuchy ciągnące się na północ i północny zachód, czyli w kierunku cofania się lodowca. Łącznie zajmują 15% powierzchni parku.

Prawda, że brzmi zachęcająco :) Nic to, że jest oddalony od naszego campingu o 150 km, pakujemy rowery na bagażnik i jedziemy. Niedawno kupiliśmy mapę okolic w skali 1:250000 i mam pomysł na trasę, ale w nadziei na pozyskanie bardziej szczegółowych map jedziemy do informacji turystycznej w Ignalinie.

Na wielki plus Litwinów zapisać należy, że pracodawcy traktują pracowników wyrozumiale i nie zmuszają do pracy w upalną sobotę, całujemy więc klamkę i szukamy już tylko miejsca, w którym można zostawić auto :D

leśna ścieżka © niradhara


Auto parkujemy w maleńkiej miejscowości Strigiliskis. Wsiadamy na rowery i asfaltową drogą jedziemy wzdłuż brzegu jeziora Draugis. Mamy ze sobą kostiumy kąpielowe, ale nie możemy znaleźć odpowiedniego zejścia do wody. Gdy przed nami pojawia się następne jezioro – Baluoso postanawiamy zjechać w szutrową dróżkę biegnącą wzdłuż jego brzegu.

nad jeziorem © niradhara


O Parku Auksztockim wyczytałam też, że: jest ostoją wielu rzadkich zwierząt. Należą do nich łosie i jelenie, sarny, dziki i wilki, lisy i rysie, norki kanadyjskie i bobry, zające bielaki i szaraki. Spośród 190 gatunków ptaków 40 należy do zagrożonych wyginięciem, jak sowy i głuszce, cietrzewie i żurawie, orły bieliki i czarne bociany. Uzupełnieniem są żółwie, przedstawiciele płazów i ryby słodkowodne.

Wszystkie te słodkie zwierzaczki pochowały się gdzieś jednak w tym upale, a honory domu pełnią jedynie owady, szczególnie wielkie końskie gzy uporczywie dotrzymują nam towarzystwa. Na szczęście okazuje się, że OFF jest środkiem bardziej uniwersalnym, niż sądziłam i działa na wszystko, co lata i bzyczy :)

lata i nie jest komarem © niradhara


Dojeżdżamy wreszcie do położonej nad jeziorem osady. Właściwie jest to zaledwie kilka domów. Napotkani ludzie opowiadają, że zimą mieszkają tu tylko cztery osoby, a latem jest duży ruch, bo przyjeżdża aż 16 rodzin autami!

wioska na jeziorem © niradhara


Mieszkańcy proponują nam skorzystanie z ich prywatnego kąpieliska, z czego skwapliwie korzystamy :)

a woda ciepła © niradhara


przystań © niradhara


Dalszej drogi wzdłuż jeziora nie ma, musimy zatem wrócić. Szutrowa drożyna czasem zmienia się w piaszczystą, jest pusto i cicho, słychać tylko świerszcze, w powietrzu unosi się zapach olejku sosnowego. Sielanka.

zapach sosnowego lasu © niradhara


Wracamy na asfalt. Z drogi co chwila otwierają się widoki na kolejne jeziora.

widoczek z drogi © niradhara


Za każdym razem, gdy znajdujemy niezarośnięte trzcinami zejście do wody, wchodzimy do niej, by chwilę popływać i ochłodzić się nieco. Wszędzie woda jest kryształowo czysta. Maleńkie rybki podpływają tak blisko, jakby chciały całować po nogach ;)

wodnik Szuwarek © niradhara


Nie my jedni zresztą szukamy ochłody. Tu, jak widać, tłok jest znaczny.

zatłoczone kapielisko © niradhara


Organizm ludzki to zupełnie nieprzewidywalna machina. Kąpiele w jeziorze, zamiast pomóc w jeździe, w jakiś dziwny sposób rozleniwiają mnie i powodują osłabienie, jazda przestaje sprawiać przyjemność.

jeszcze jeden widoczek z drogi © niradhara


Gdy dojeżdżamy do auta kręci mi się w głowie, mam wrażenie, że za chwilę zemdleję. Kładę się na tylnym siedzeniu i przesypiam całą powrotną drogę na camping. Jeśli więc chcecie dowiedzieć się czegoś o środku Europy, musicie poczytać wpis Piotrka :)

urocza rzeczka © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

na urodzinowy obiad

Piątek, 16 lipca 2010 · Komentarze(25)
Cudownie jest czasem leżąc nad wodą pomarzyć o niebieskich migdałach, poopalać się, popływać w jeziorze. Dzięki trwającym już kilka dni upałom woda osiągnęła temperaturę 26 stopni, jest tak cudowna, że aż nie chce się z niej wyjść. Takim właśnie słodkim lenistwem postanowiłam uczcić swoje dzisiejsze urodziny. Jedyny wyjazd rowerowy miał konkretny cel – pojechaliśmy do Trok na regionalną ucztę – rosół z kołdunami, gołąbki w liściach winogron i lody :)

niepohamowana żarłoczność © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

nad Niemnem

Czwartek, 15 lipca 2010 · Komentarze(3)
Dawno, dawno temu, gdy chodziłam do liceum, „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej było lekturą obowiązkową. Dzieło to ma tę przedziwną własność, że najdalej po kilku stronach usypia nawet najbardziej zawziętego czytelnika. Środki nasenne, jak wiadomo, przedawkowane stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo, nie ryzykowałam zatem i nigdy go do końca nie przeczytałam, co kamieniem ciężkim leżało mi na sumieniu przez lat kilkadziesiąt. Teraz, w ramach ekspiacji, postanowiłam chociaż ów Niemen zobaczyć.

nad Niemnem © niradhara


Ranek powitał nas zachmurzony, ale ciepły. To cudowna pogoda na wycieczkę rowerową. Piotrek pakuje zatem nasze wierzchowce na bagażnik samochodu i jedziemy do położonych na brzegu Niemna Birsztan, gdzie rozpoczynamy rowerowe zwiedzanie kurortu.

w Birsztanach © niradhara


Uzdrowisko w Birsztanach utworzono w 1846 r. a już na przełomie XIX-XX w. przybywali tu chorzy nie tylko z Litwy, ale także z największych miast rosyjskich i polskich.

pusty park © niradhara


Dziś w Birsztanach znajdują się dwa specjalistyczne sanatoria rehabilitacyjno-wypoczynkowe. Są tu źródła wód mineralnych, głównie sodowych, siarczanowych i magnezowych. Miasteczko robi na mnie wrażenie sennego i nieco nudnego. Nie ma tu tłumów kuracjuszy, kafejek czy choćby straganów z pamiątkami.

sanatorium "Tulipan" © niradhara


Jedziemy do leśnego parku nad brzegiem Niemna.

pomnik Witolda © niradhara


W obrębie parku znajduje się grodzisko na Górze Witolda. W XIV w. istniał tu drewniany gród litewski, atakowany w 1382 r. przez Krzyżaków i wymieniany w kronice Wiganda z 1394 r. jako "Birstein". Po bitwie grunwaldzkiej wielki książę Witold wybudował tu zamek myśliwski. W zamku tym w 1473 r. spędził część zimy król Kazimierz Jagiellończyk wraz z żoną i synami. Grodzisko położone jest na stromym wzniesieniu stanowiącym punkt widokowy na płynący u jego podnóża Niemen.

widok ze wzgórza © niradhara


Przejeżdżamy jeszcze ścieżką pieszo-rowerową wzdłuż Niemna, po czym wracamy do miasteczka na poszukiwanie informacji turystycznej. Bingo! Wreszcie udaje nam się kupić mapy, których poszukiwaliśmy już od dawna. Niestety, z tym na Litwie (poza dużymi miastami, których plany z zaznaczonymi atrakcjami dostaje się za darmo) najlepiej nie jest.

zakole Niemna © niradhara


Dłużej nie ma tu co robić, pakujemy rowery na bagażnik i odcinek ruchliwej i obfitującej w tiry A16 przejeżdżamy autem. Dojeżdżamy do Jezna i wznawiamy rowerową część wycieczki.

Jezno (Jieznas) to dawna wieś królewska, która w 1633 r. trafiła w ręce Paców. W 1770 r. z okazji ślubu pisarza wielkiego litewskiego Antoniego Michała Paca z Teresą Radziwiłłówną wzniesiono wspaniałą rezydencję, uwiecznioną w powiedzeniu „wart Pac pałaca, a pałac Paca” . Było tu 12 sal głównych, 52 pokoje i 365 okien. Wnętrza były bogato wyposażone i ozdobione wspaniałymi freskami. Majątek jednak był niewłaściwie zarządzany, nastąpiła jego licytacja i rozgrabienie. Do dnia dzisiejszego zostały tylko ruiny. Do owych ruin nie ma żadnego drogowskazu. Wypytujemy miejscowych, zdziwionych wielce, że kogoś to interesuje.

wart Pac pałaca © niradhara


W Jeznie znajduje się piękny kościół Michała Archanioła i św. Jana Chrzciciela. Świątynia powstała z przebudowy dawnego zboru kalwińskiego, a na zlecenie Antoniego Paca dostawiono dwie wieże. Zbudowana jest w stylu baroku wileńskiego. Rokokowe wyposażenie pochodzi również z czasów Paca. Niestety kościół jest zamknięty, możemy popatrzeć tylko przez szybkę, ale jest ona zbyt brudna, by udało się zrobić fotkę :(

tu są chyba same kościoły © niradhara


Drogą nr 129 jedziemy w kierunku Rumszyszek. Chmury dawno gdzieś zniknęły, słońce praży niemiłosiernie, jest duszno i parno, najmniejszy powiew wiatru nie chłodzi spływających potem ciał. Widoczki też nie wynagradzają wysiłku. Mam takie chwile, że chciałabym zawrócić, wsiąść do auta i włączyć klimatyzację, ale to byłby straszny obciach!

widoczek z drogi © niradhara


w gnieździe już tłok © niradhara


Korzystając ze świeżo nabytej mapy zjeżdżamy do Kroni (Kruonis), by przyjechać drogą wzdłuż jeziora Kruonio i znaleźć jakieś kąpielisko. Mamy przecież ze sobą kostiumy kąpielowe. Niestety drogę rozkopano i musimy zrezygnować z kąpieli. Odnajdujemy za to smutne resztki zamku Ogińskiego. Jest tu jeszcze ciekawy renesansowy kościół Matki Boskiej Królowej Aniołów, ale że od kilku dni zwiedzamy głównie kościoły, to na ten tylko rzucam okiem i jadę dalej.

pałac Ogińskiego © niradhara


Wreszcie dojeżdżamy do Rumszyszek. Jest tu duży skansen o powierzchni 176 hektarów, a trasa zwiedzania ma długość 7 km. Jest już późno, jesteśmy bardzo głodni i zaczynamy od obiadu w karczmie żmudzkiej. Wybieramy miejscowy specjał, do złudzenia przypominający polskie placki po zbójnicku, czyli placki ziemniaczane z mięsem.

rowerem po skansenie © niradhara


Niradhara frasobliwa © niradhara


W skansenie jest miniaturowe miasteczko z rynkiem i kościołem. Wokół lekko nachylonego brukowanego placu stoją kolorowe domki. Jest miejska studnia i kapliczka, sklepiki, knajpka, warsztaty rzemieślnicze.

zwiedzanie miasteczka © niradhara


plac targowy © niradhara


PIotrek lubi drewniane kościoły © niradhara


Skansenowe miasteczko okalają cztery wsie oddzielone od siebie to polami, to lasem. W tych czterech wsiach zgromadzono budynki charakterystyczne dla czterech litewskich krain historycznych: Żmudzi (Žemajtija) Auksztoty, czyli Litwy właściwej (Aukštatija), Suwalszczyzny (Suvalkija) i Wileńszczyzny (Dzūkija). Najbogaciej prezentowane są Żmudź i Auksztota, skromniej prowincje położone blisko polskiej granicy.

Piotrek wjeżdża do wioski © niradhara


prawdziwa strzecha © niradhara


uliczka © niradhara


Skansen (Lietuvos liaudies buities muziejus) urządzono w 1974 roku. Najstarsze budynki pochodzą z XVIII wieku, najmłodsze z początków XX. Na rozległym terenie o bardzo zróżnicowanym ukształtowaniu posadowiono je tak, byśmy mieli wrażenie podróżowania od wsi do wsi. W ogródkach rosną kwiatki, w zagrodach spacerują zwierzęta domowe. Na rozstajach dróg stoją kapliczki.

jest i młyn © niradhara


studzienny żuraw © niradhara


jeszcze jden domek © niradhara


Na chwilę zjeżdżamy jeszcze na brzeg Morza Kowieńskiego, czyli sztucznego zbiornika wodnego, utworzonego na Niemnie w 1958 r. Właśnie przypłynął do brzegu statek z turystami. Słychać śmiech i muzykę.

koniec rejsu © niradhara


Morze Kowieńskie © niradhara


My jednak musimy wracać. Tu, na Litwie, z racji różnicy położenia geograficznego słońce zachodzi w lipcu dopiero około 22. Zachody słońca są bardzo malownicze, wydaje się, że całe niebo płonie. Powolne schładzanie się powietrza i cudowny spektakl na niebie sprawiają, że teraz jadę z przyjemnością drogą, która już nie wydaje mi się nudna. Wracamy do auta, a potem na camping.

słońce juz zaszło © niradhara


płonące niebo © niradhara


takie sobie drzewo © niradhara


Tu czeka nas niespodzianka. Wysoka na 3 metry brama jest zamknięta, dzwonimy wielokroć na stróża, wykonujemy kilka telefonów do recepcji. Nic z tego. Rozglądamy się trochę wzdłuż ogrodzenia, ale o samowolnym wejściu na teren campingu nie ma co myśleć, jest obwarowany lepiej niż niejeden średniowieczny zamek krzyżacki. Trąbić nie wypada, bo obudzilibyśmy wszystkich. Na szczęście zauważają nas dwaj sympatyczni Niemcy i organizują akcję ratunkową. Odnajdują recepcjonistkę i znanymi tylko sobie metodami zmuszają ją do otwarcia podwoi. Jesteśmy uratowani, nie musimy spać w aucie!

zamek w Trokach © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

Litwa: podróż w czasie i przestrzeni

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · Komentarze(22)
Zaspaliśmy. Plany były ambitne, budzik nastawiony na 5 rano, niestety ani ja, ani Piotrek go nie usłyszeliśmy. Zanim wypiliśmy poranną kawę, słońce było już wysoko na niebie i niemiłosiernie prażyło ziemię. 35 stopni w cieniu. W takich warunkach nie da się jeździć, postanawiamy zatem pokręcić się tylko krótko po najbliższej okolicy. Kilka dni temu w informacji turystycznej otrzymaliśmy mapkę z miejscowymi atrakcjami. Spróbujemy je odnaleźć.

na nadmiar samochodów narzekać nie można © niradhara


Jedzie nam się świetnie drogą, po której z rzadka tylko przejeżdża jakiś samochód. Teren jest pagórkowaty, co chwila otwiera się widok na malownicze jezioro.

Jezioro Akmena © niradhara


jeszcze jeden widok na jezioro Akmena © niradhara


Pierwszą atrakcją, która zamierzamy odszukać jest grodzisko w Daniliszkach (Daniliskes). Wyobrażamy sobie coś na kształt naszego Biskupina. Wielkie drogowskazy podtrzymują to mniemanie. Droga, początkowo asfaltowa, wkrótce zmienia się w szuter.

taki duży drogowskaz - to musi być coś atrakcyjnego © niradhara


znów po szuterku © niradhara


Na kolejnym leśnym rozjeździe nie ma jednak żadnych wskazówek. Na szczęście tuż obok jest dom, którego mieszkańcy informują nas, że należy jechać wzdłuż linii energetycznej. Jechać jednak się nie da, trawa miejscami jest po pas, nasza prędkość podróżna spada niemal do zera, co wprawia w euforię miejscowe komary i inne latające paskudztwo. Na taką okazję czekały całe życie. Już one teraz upuszczą nam krwi!

widzi tu ktoś drogę? © niradhara


bank krwi © niradhara



Jakoś jednak przedzieramy się co celu. Tu widok ścina nas z nóg. Pagórek, tablica i to wszystko! Grodzisko to tu kiedyś było, ale teraz skutecznie zamaskowane jest lasem. Niestety, nie mamy ze sobą saperki, żeby pobawić się w archeologów.

grodzisko w Daniszkach robi wrażenie :P © niradhara


Z mocnym postanowieniem unikania na przyszłość wszelkich grodzisk udajemy się w drogę do Siemieliszek.

droga do Siemieliszek © niradhara


widoczek z drogi © niradhara


Zgodnie z turystyczną mapką główna atrakcją Siemieliszek jest zabytkowa zabudowa. Prawdę mówiąc jest dokładnie taka sama jak wszędzie. Tu, na Litwie, doprawdy trudno zobaczyć inne domy.

główna ulica w Siemieliszkach © niradhara


Czas mija, zaczynamy odczuwać głód. Zrobiłam wprawdzie kanapki, ale zapomnieliśmy ich zabrać. Kupujemy więc małe co nieco i uzupełniamy zapas wody. Na skwerku przy kościele robimy krótki postój. Kościół wygląda na opuszczony, ale tu właściwie wszystko tak wygląda.

kościół w Siemieliszkach © niradhara


kopuły błyszczą w słońcu © niradhara


Posileni, postanawiamy zobaczyć jeszcze Wysoki Dwór (Aukstadvaris), gdzie rośnie dąb, pod którym siadywał i pisał Mickiewicz. Przejeżdżając przez miejscowość trafiamy na opactwo dominikańskie. O dziwo, jest tablica informacyjna zawierająca również tekst w języku angielskim. Opactwo zostało wybudowane w latach 1629-35. Znajdowała się tu również szkoła podstawowa. Opactwo było dwa razy zburzone, raz częściowo spalone i sukcesywnie odbudowywane. W 1832 roku Rosjanie zlikwidowali opactwo i szkołę, a budynek przeznaczyli dla wojska. Później była tu również szkoła dla pań, restauracja, a obecnie jest siedziba wspólnoty religijnej.

opactwo w Wysokim Dworze © niradhara


opactwo © niradhara


Mapka, z którą szukamy dębu jest w takiej skali, że praktycznie służy wyłącznie w celu trafienia do określonej miejscowości. O dąb wypytujemy mieszkańców miasteczka. Jest za dworkiem, w którym Mickiewicz kiedyś gościł. Żeby go zobaczyć i sfocić musimy bohatersko stąpać po pokrzywach. Przypominają mi się słowa ballady „zbrodnia to niesłychana, pani zabija pana”. Pewnie skubaniec też nie kosił pokrzyw ;)

wtargnęlismy na teren prywatny © niradhara


pod dębem Mickiewicza © niradhara


Pora na obiad. W restauracji podają nam menu w języku angielskim, jeden kelner nawet włada tym językiem. Zamawiamy danie regionalne, wielką kluskę ziemniaczaną nadziewaną mięsem z przesmażoną cebulką i polaną sosem śmietanowym z szynką. Palce lizać!

Stąd mieliśmy już wracać na camping prowadzącą do Wilna drogą A16. Ruch nie jest wprawdzie duży, ale jeżdżą głownie tiry. Postanawiamy zatem nadłożyć trochę drogi, ale jechać w ciszy i spokoju.

A16 © niradhara


Przejeżdżamy przez Onuskis. Mapka informuje nas o zabytkowej zabudowie i wartym zobaczenia kościele. Na temat kościoła nie znajdujemy nigdzie żadnej informacji. Zapewne jednak jest to kościół katolicki, bo na placu kościelnym są groby księży o polskich nazwiskach.

kościól w Onuskis © niradhara


ślady polskości © niradhara


Obok kościoła jest duży, wybrukowany kocimi łbami plac. Pewnie odbywały się tu kiedyś targi. Wystarczy przymknąć oczy, by zobaczyć kramy i targujących się…

dziś targu nie ma © niradhara


Wracamy na camping. Na drodze 220 z Rudiskes do Trok ruch samochodowy jest nieco większy. Z przykrością zauważamy, że kierowcy nie są tu przychylnie nastawieni do rowerzystów, a może po prostu nie wiedzą jak się wobec nas zachować. Trąbienie i wymuszanie pierwszeństwa jest częste. Fakt, że przez ostatnich kilka dni nie widzieliśmy ani jednego bikera. Być może doświadczenia kierowców ograniczają się do babć pedałujących do sklepu i na widok jadącego auta szybko uciekających na pobocze.

Wreszcie camping. Jakoś tak mimo woli wyszła nam setka. Należy więc się teraz zimne piwo :)


magneticlife.eu because life is magnetic

Litwa znana i nieznana

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(16)
Wczoraj pływając z Piotrkiem kanadyjką podziwialiśmy stojący na brzegu jeziora Galve pałac Tyszkiewiczów w Zatroczu. Dziś postanowiliśmy go zwiedzić. Wsiadamy zatem na rowery i wyruszamy drogą wokół jeziora.

na pałacowym tarasie © niradhara


Pałac został wybudowany w latach 1896-1901. Otacza go wielki park, o powierzchni prawie 60 ha. Aktualnie trwają tu prace renowacyjne, porządkowany jest teren wokół pałacu.

widok z pałacu © niradhara


Mamy pecha, przyjechaliśmy zbyt wcześnie. Pałac można zwiedzać dopiero od jedenastej. Sympatyczny strażnik rozmawia z nami chwilę, wpuszcza na zamknięty teren parku i zaprasza by przyjechać tu raz jeszcze.

zabawa w chowanego © niradhara


Wczoraj w informacji turystycznej zaopatrzyliśmy się w przeróżne mapy. Okazało się jednak, że brakło wśród nich mapy najbliższej okolicy. Bez niej nie da się rozsądnie planować wycieczek. Upał robi się coraz większy i dochodzimy do wniosku, że musimy zaopatrzyć się w dużą ilość płynów. Tego się nie da przewieźć na rowerze. Wracamy zatem na camping i samochodem udajemy się do Trok. Najpierw postanawiamy jednak zwiedzić zamek na wyspie. W pobliżu zamku niemal wszystkie podwórka domków zamieniono w miniparkingi, jeśli więc ktoś przyjedzie tu rowerem, można, za drobną opłatą kilku litów, bezpiecznie go na takim zostawić.

zamek na wyspie © niradhara


Bilet wstępu do zamku kosztuje 24 lity. Trocki zamek na wyspie to symbol Litwy, jego zdjęcie zobaczyć można na okładce każdego przewodnika. Wokół tłumy turystów. Udaje nam się wypatrzeć wycieczkę z polskojęzyczną przewodniczką, przyłączamy się i pilnie słuchamy.

zaczynamy zwiedzaie © niradhara


Zamek na wyspie (salos pilis) został założony na wyspie jeziora Galve na początku XIV w. Najpierw była to warownia drewniana, wzniesiona przez Kiejstuta. Jego syn Witold ukończył zamek murowany. W 1392 r. wielki książę przeniósł się tu na stałe, mimo że stolicą było Wilno. Rolę rezydencji królewskiej zamek pełnił do czasów Zygmunta Augusta. Potem stracił znaczenie, a po wojnie z Moskwą w 1655 r. popadł w ruinę. Zrekonstruowano go w ubiegłym wieku.

zamkowy dziedziniec © niradhara


Historia to dla mnie nie tylko daty i orężne zmagania. W muzeach zawsze najbardziej interesują mnie przedmioty codziennego użytku. To one najwięcej mówią o tym, jak wyglądało życie naszych przodków.

zakuty łeb © niradhara


Tu znajduję naprawdę wiele ciekawostek. Niestety, są umieszczone w gablotach, światło jest kiepskie i bardzo trudno je sfotografować, błysk lampy odbija się w szybach. Długo przyglądam się każdemu cacku, w końcu Piotrek traci cierpliwość i zaczyna mnie delikatnie poganiać. No trudno…

strojnisie © niradhara


ozdobny kask © niradhara


lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiekniejszy w świecie © niradhara


to nie są meble z IKEI © niradhara


W informacji turystycznej kupuję brakującą mapę. W supermarkecie oprócz wody i izotoniku wypatruję miejscowych produktów. Większość towarów jest dokładnie taka sama jak u nas, udaje mi się jednak wypatrzeć przekąski z różnych gatunków sera. Mają kształt grubych paluszków i wyglądają bardzo apetycznie.

Troki są maleńkim miasteczkiem. Jest to jednak największa atrakcja turystyczna Litwy i wszystko jest tu już europejskie – można płacić kartą, kelnerzy mówią po angielsku.

Obiad zjadamy znów w karaimskiej restauracji „Kybynlar”. Tym razem wybieram pieróg z siekaną baraniną. Zaspokoiwszy głód wracamy na camping. Porę największego upału przeczekujemy kąpiąc się w jeziorze. Woda jest kryształowo czysta, ale jak dla mnie zbyt zimna, ma zaledwie 22 stopnie.

zabytkowa żaglówka © niradhara


Po południu upał nieco zelżał wsiadamy zatem na rowery i jedziemy odkrywać prawdziwą Litwę. Do Rykont (Rykantai) dojeżdżamy asfaltem. We wsi zaczynają się dawno zapomniane już w Polsce „kocie łby”.

droga przez wieś © niradhara


Kościół św. Trójcy w Rykontach opisany jest barwnie w przewodniku po Litwie. Jest to dawny zbór kalwiński wystawiony ok. 1585 r. W 1688 r . Kanclerz litewski Marcin Ogiński przekazał świątynię dominikanom z Trok. Są tu piękne freski, zabytkowy drewniany ołtarz.

kościół w Rykontach © niradhara


fotka z profilu © niradhara


Niestety, nie prowadzi do niego żaden drogowskaz. Pytamy więc o drogę. Zapytany mężczyzna mówi po rosyjsku, na szczęście dawno temu uczono nas tego języka. Zgodnie z naszymi przypuszczeniami kościół jest zaniedbany. Na placu kościelnym jest kilka grobów, na tabliczkach nagrobnych widnieją polskie nazwiska.

na placu kościelnym © niradhara


lekcja historii © niradhara


Dalej jedziemy w kierunku Landwarowa (Landvaris). Zaczyna się słynny litewski szuter. Wiedziałam, co mnie tu czeka i przezornie kupiłam sobie wcześniej odpowiednie opony, jedzie mi się więc dobrze. No, może za wyjątkiem tych chwil, gdy przyjeżdżające auto wzbija tumany pyłu. Po jakimś czasie oczy zaczynają mnie piec, w płucach mam kamieniołom. Obsypana pyłem wyglądam jak swój własny pomnik.

dał czadu © niradhara


alez na tym trzęsie © niradhara


Dojeżdżamy do Landwarowa. Początkowo nosił nazwę Pietruchowo i był własnością Sapiehów, a po 1850 r. Tyszkiewiczów. Najważniejszym zabytkiem jest pałac Tyszkiewiczów w bezpośrednim sąsiedztwie jeziora Grauzys. Wygląda imponująco, możemy go jednak obejrzeć tylko przez płot. W dodatku ukryty jest za drzewami.

pałac Tyszkiewiczów © niradhara


Dalej jedziemy do Starych Trok (Senieji Trakai), które w okresie rządów Giedymina były stolicą Litwy. Później stały się siedzibą Kiejstuta. Tu przyszedł na świat WKL Witold. W późniejszym okresie straciły na znaczeniu, do czego przyczyniło się zniszczenie zamku przez Krzyżaków oraz konkurencja ze strony Wilna i Trok.

kościól w Starych Trokach © niradhara


Jest tu neogotycki kościół Zwiastowania NMP, który powstał na miejscu zburzonego zamku. Niestety zamknięty, możemy więc tylko obejrzeć go z zewnątrz.

kościól w złotych promieniach słońca © niradhara


plac kościelny © niradhara


Pora wracać na camping. Postanawiam przetestować GPS. Początkowo jedziemy szutrem, później jednak wjeżdżamy w leśną drogę. OFF, którym spryskaliśmy się przed wyjazdem zdążył już jednak wywietrzeć i krwiożercze bestie usiłują nas pożreć żywcem. Przedzierając się przez krzaki jak niepyszni wracamy do drogi, rezygnujemy z usług Garmina i główną, asfaltową drogą jedziemy do Trok.

dzień się kończy © niradhara


Wreszcie na miejscu. Na skórze mamy dziesiątki palących śladów po ukąszeniach. Na szczęście zimny prysznic łagodzi nieco nasze cierpienia. Od jutra będziemy zabierać ze sobą OFF na wszystkie wycieczki.




magneticlife.eu because life is magnetic

Litwa: rekonesans do Trok

Piątek, 9 lipca 2010 · Komentarze(23)
Rozpoczyna się nasza sentymentalna podróż po Litwie. Chcemy z Piotrkiem ten urlop spędzić tropiąc ślady historii, delektując się sielskimi widokami zarówno z siodełka roweru, jak i pokładu łódki. Donikąd się nie spieszyć, nie patrzeć na zegarek, cieszyć każdą chwilą…

zamek na wodzie © niradhara


Rano długo odsypialiśmy trudy wczorajszej kilkusetkilometrowej podróży i rozbijania obozowiska. Po śniadaniu i porannej kawie wyruszamy na rekonesans do Trok. Pierwszą miła niespodzianką jest wytyczona wokół jeziora Galve ścieżka rowerowa. Początkowo asfaltowa, prowadząca wzdłuż drogi, późnej schodząca nad jezioro.

ścieżka rowerowa © niradhara


Liczące ok. 7 tysięcy mieszkańców Troki to jedna z największych atrakcji turystycznych Litwy. Niemal wszystkie zabytki Trok leżą przy głównej ulicy prowadzącej do zamku na wyspie. Po obu jej stronach stoją urocze drewniane domki.

ulica Karaimska © niradhara


Na początek szukamy informacji turystycznej. Kolejna miła niespodzianka, pracująca tu pani mówi nie tylko p angielsku, ale i po polsku. Wychodzimy obdarowani stertą map i folderów.

domek przy ulicy Karaimskiej © niradhara


Zwiedzanie zaczynamy od pochodzącej z XIX w. Cerkwi Narodzenia Najświętszej Bogurodzicy. Z zewnątrz nie wygląda zachęcająco, nie bardzo jest też jak ją sfotografować. Wnętrze jednak jest ciekawe.

wnętrze cerkwi © niradhara


Kilkaset metrów dalej jest kościół farny Nawiedzenia NMP, ufundowany w 1409 r. przez WKL Witolda, później przebudowywany.

przed kościołem © niradhara


Najcenniejszym elementem barokowego wyposażenia jest zamieszczony w ołtarzu cudowny wizerunek Matki Boskiej Trockiej. Według historyków obraz pochodzi z II poł. XVI wieku, według legendy jest darem bizantyjskiego Emanuela II Paleologa dla Witolda z okazji jego chrztu. Niestety, kościelną kratę spina potężna kłódka i zdjęcie wnętrza zrobić mogę jedynie przez szybkę :(

widziane przez szybę w drzwiach © niradhara


W latach 1362-82, w najwęższym miejscu półwyspu Kiejstut wzniósł zamek z kamienia, z murem o wysokości 9 metrów i 11 basztami. Rozległe terytorium, które zajmował, pozwala przypuszczać, że początkowo mieściła się w nim cała osada. Po uzyskaniu przez Troki praw miejskich zamek stał się siedzibą władz miasta. W 1655 roku został zniszczony przez wojska moskiewskie. Po II wojnie światowej dokonano w nim niewielkich prac rekonstrukcyjnych.

mury obronne © niradhara


baszta © niradhara


mury obronne © niradhara


dreniane umocnienia © niradhara


Udajemy się do maleńkiego lecz bardzo ciekawego muzeum – jest to Karaimska Wystawa Etnograficzna. Tu ciekawostka. Piotrek kupił bilety i wszedł pierwszy, ja zostałam pilnować rowerów. Zauważyła to pracująca w muzeum pani, z oburzeniem stwierdziła, że tu nikt nie kradnie, ale jeśli jej nie wierzymy, to nam rowerów przypilnuje, żebyśmy mogli zwiedzać razem.

fajny kask © niradhara


Karaimi byli jednym z najbardziej egzotycznych narodów zamieszkujących polskie kresy. Na Litwę trafili znad Morza Czarnego, sprowadzeni przez Witolda. W muzeum można zobaczyć broń, odzież, przedmioty codziennego użytku.

niezła laska © niradhara


świecidełka © niradhara


Tuż obok stoi kienesa – pochodzący z XVIII w. karaimski dom modlitwy. Wnętrze świątyni rozdzielone jest ażurowa ścianką na części dla kobiet i dla mężczyzn.

kienesa © niradhara


Jesteśmy już bardzo głodni. Przechodzimy zatem na druga stronę ulicy, do najsłynniejszej w świecie (bo chyba jedynej) karaimskiej restauracji.

Kubynlar © niradhara


Zamawiam znakomity na upał chłodnik karaimski z czosnkiem i ogórkiem, karaimski pierożek z ciasta warstwowego z mięsem i ziemniakami i miejscowe ciemne piwo. Kolejna miła niespodzianka – wszystko to razem kosztuje (po przeliczeniu) ok. 10 zł.

chłodnik pychotka © niradhara


Nasyceni wracamy na camping i szykujemy się do dalszych atrakcji :)



Zmieniamy stroje i wodujemy kanadyjkę. Z góry przepraszam Szanownych Czytelników za dalszą część wpisu. Wiem, że to blog rowerowy, ale pływanie kanadyjką to nasza druga pasja i nie mogę się więc oprzeć, by nie wrzucić kilku fotek.

chyba nas chciał staranować © niradhara


Jezioro Galve jest urocze, ma bardzo urozmaiconą linię brzegową. Dziś chcemy zobaczyć od strony wody najsłynniejszy z trockich zabytków czyli zamek na wyspie oraz pałac Tyszkiewiczów. Wybieramy się do nich jutro rowerami, wtedy też zamieszczę opis.

pałac Tyszkiewiczów © niradhara


zamek na wodzie © niradhara


zamek z innej strony © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic