Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:129.74 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:1200 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:14.42 km
Więcej statystyk

schody do nieba

Sobota, 30 lipca 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
O tej wycieczce napisał Kajman na forum karawaningowym, że najmniej przypadła mu do gustu. Hm, być może dlatego, że nie wdrapał się na jej największą atrakcję, czyli ruiny zamku Šaunštejn. Poprzestał na sfotografowaniu mnie od zadniej strony ;)



Do ruin zamku doszliśmy czerwonym szlakiem z Vysokiej Lipy. Prawdę mówiąc nawet słowo ruiny jest bardzo na wyrost, bo pozostały jedynie wykute w skale schody, otwory do mocowania belek nośnych podtrzymujących niegdyś zabudowania zamkowe oraz poziome płaszczyzny, na których  stały zamkowe obiekty. Najfajniejsze jest wejście na zamek. Drabinki, odrobinka wspinaczki, ale wszystko lajtowe. Wchodzą tam dzieci i wnoszone są niewielkie psy. Tu trzeba wspomnieć, że Czesi bardzo psy lubią i zabierają je wszędzie, gdzie się da, a nawet tam gdzie nie bardzo się da  :)



Zamek zbudowano w celu ochrony szlaku handlowego. Według archeologów prawdopodobnie istniał już pod koniec w XIII wieku. Jak podaje Wikipedia: "Obiekty zamku usytuowane były na szczytach piaskowcowych skał w kształcie wieżyc, droga na górny poziom zamku prowadziła szczelinami między skałami. Na górnym poziomie zamku znajduje się wydrążona w skale na planie okręgu studnia, która służyła jako zbiornik wody, gromadząc wodę opadową. Poniżej górnego poziomu zamku znajduje się obszerna wnęka w skale z wyciosanym oknem w stronę szczeliny, którą prowadzi droga na górny poziom zamku. Przeznaczenie tego pomieszczenia nie jest dokładnie znane, prawdopodobnie była to kaplica. Zabudowania zamku spoczywały na drewnianych belkach zamocowanych w wykutych w skale otworach, z wykorzystaniem naturalnych występów i płaskich powierzchni skały. Wejście na górny poziom zamku umożliwiał system wyciosanych w skale schodów, który zaczynał się wysoko nad poziomem. Dostęp do poziomu schodów umożliwiały drabiny, które w czasie ataku wroga były wciągane na wyższy poziom zamku."




Historia zamku była burzliwa, był wielokrotnie oblegany, przechodził w rąk do rąk. Na początku XVI wieku  został całkowicie zniszczony. Dziś miejsce, gdzie niegdyś stał, jest po prostu wspaniałą platformą widokową i kolejną atrakcją turystyczną.



Z zamku powędrowaliśmy dalej czerwonym szlakiem, ciesząc oczy bogactwem różnorodnych form skalnych. 







Po kilkunastu minutach dotarliśmy do kolejnej atrakcji.  Malá Pravčická brána to naturalna forma skalna w kształcie łukowego portalu o wysokości 2,3 m i szerokości 3,3 m. Obok znajduje się oczywiście platforma widokowa. Tym razem Kajman dał się skusić i dzielnie pokonał drabinkę.





W planach mieliśmy dotarcie czerwonym szlakiem do Mezní Louka, ale okazał się trochę nudny, zeszliśmy więc ścieżką rowerową (cóż za profanacja!), a potem szlakiem niebieskim, żeby zobaczyć zaznaczony na mapie zameczek. Ten jednak okazał się hotelem o takiej właśnie nazwie, w dodatku urody wątpliwej i moim zdaniem nie zasłużył nawet na uwiecznienie na zdjęciu.





Nagle piękne błękitne niebo zaczęło zaciągać się groźnymi, czarnymi chmurami. Przyśpieszyliśmy kroku i na parking dotarliśmy tuż przed pierwszymi kroplami. Chyba mamy farta :)



magneticlife.eu because life is magnetic

gwóźdź programu

Czwartek, 28 lipca 2016 · Komentarze(5)
Uczestnicy

Zanim nastąpił gwóźdź programu, najpierw była zagwozdka. Jak tam właściwie trafić? Bastei czyli bardziej swojsko Basteja, znajduje się w pobliżu Burg Hohnstein, który to zamek oczywiście musieliśmy zwiedzić, jako że Kajman kocha wszelkie  starocie. Drogowskazy  na Bastei i owszem są, ale drogi dojazdowe pozagradzano i opatrzono groźnie brzmiącym "halt". No cóż, nie tylko u nas prowadzi się remonty w szczycie sezonu turystycznego. Siedzący w nawigacji Hołek tak był tym skołowany, że zaproponował nam wykręcenie kilku kółek. Po drugim wszelako trafieniu do punktu wyjścia zrezygnowaliśmy z jego usług, postanowiliśmy pojechać do Rathen i stamtąd rozpocząć marsz. 



Rathen to maleńki kurort nad rzeką Łabą, przez miejscowych zwaną Elbe. Miasteczko znane jest głównie jako baza wypadowa do wędrówek po Szwajcarii Saksońskiej. Przechodzi  też przez nie słynna trasa rowerowa Elberadweg. Wielu tu zatem zarówno turystów pieszych, jak i rowerzystów. 



Zostawiliśmy auto na parkingu i po przeprawieniu się promem na drugą stronę Łaby, przeszliśmy głównym dreptakiem, zakupiliśmy pamiątki (jak Kajman nie wyleczy się z magnesikowej manii, to niedługo będziemy musieli kupić drugą lodówkę!) i wkroczyliśmy na czerwony szlak. A tu oczywiście schody, schody, schody ...



Prowadzące w górę schody maja dwie ważne zalety. Po pierwsze kiedyś się wreszcie kończą, a po drugie kończą się przeważnie w miejscach, z których rozciąga się piękny widok. Nam się rozciągnął widok na przełom Łaby :D



Basteja to skalne ostańce, wznoszące się na 305 metrów ponad dolinę Łaby. Zwiedzanie ich ułatwiono w połowie XIX wieku, budując oryginalny, kamienny most (Basteibrücke). Konstrukcję liczącą blisko 80 metrów długości przemierzają tłumy turystów, jest to bowiem, obok twierdzy Königstein, jedno z najsłynniejszych miejsc Saksonii. Zauroczyło nas  i na długo zostanie w naszej pamięci.




Pomiędzy skałkami można obejrzeć pozostałości średniowiecznego zamku. No, prawdę mówiąc nie bardzo się tych pozostałości mogłam doszukać, ale spacer po wiszących nad przepaścią mostkach wart był 2 €  za wstęp.





Kajman zaufania do takich mostków nie ma, więc pozostał na solidnym, kamiennym :)





Z Bastei schodziliśmy  zielonym szlakiem. Znów pojawiły się schody, wąskie przejścia, tunele. Omszone skały, niewiele światła. Co krok to inny widok. Uroków tego miejsca nie da się oddać na zdjęciach. Obiektyw aparatu jest bardzo niedoskonały w porównaniu z ludzkim okiem. Tam trzeba po prostu być.



Na zakończenie czekać nas miały  jeszcze dwie atrakcje - wodospad i jezioro. Wodospad... no cóż, nie była to Niagara, raczej coś na kształt prysznica na łonie natury, a jezioro - Amselsee - powinno się raczej nazywać Amselteich, bo kilka rowerów wodnych jeziora z sadzawki nie czyni ;)





Chciałabym tam kiedyś wrócić. Najlepiej jesienią. Wejść na Basteję o świcie, gdy nie ma  jeszcze tłumu turystów i podziwiać skały wyłaniające się z porannych mgieł ...


magneticlife.eu because life is magnetic

lekcja oddychania

Środa, 27 lipca 2016 · Komentarze(7)
Uczestnicy
No i znów rowery przegrały w konkurencji z trasą pieszą. Nie da się nimi niestety dotrzeć na punkty widokowe, zwane tu vyhlídkami, bo póki co nie potrafią pokonywać schodów i drabinek. A tych mamy dziś całe mnóstwo. Żar leje się z nieba, a my wspinamy się wolno, starając się kontrolować oddech jak prawdziwi jogini. Wszak długi i spokojny oddech charakteryzuje osobę zrelaksowaną, zrównoważoną, zadowoloną z życia i pewną siebie, a tacy właśnie teraz jesteśmy ;)







Czerwony szlak, którym wyruszyliśmy z Jetřichowic prowadzi na jedną z najbardziej znanych atrakcji turystycznych Szwajcarii Czeskiej czyli Mariiną vyhlídkę. Na szczycie wyniosłej skały znajduje się romantyczna drewniana altana, która jest otwarta cały rok. Pierwsza altankę wybudował w tym miejscu Ferdinand Kinsky - właściciel tutejszych ziem, propagator turystyki. Jego żona Maria Anna lubiła tu przychodzić i podziwiać widoki na okoliczne lasy, skały i góry. My też podziwiamy :)





Następnym punktem widokowym na naszej dzisiejszej trasie jest Vilemínina vyhlídka. Nazwa ta upamiętnia kolejną księżną z rodu Kinskych. Na sośnie wisi tablica z jej wizerunkiem. Z vyhlidki podziwiać można poprzedni punkt widokowy. Zdjęcia nie oddają uroków krajobrazu ze względu na niekorzystne oświetlenie. Wierzcie mi jednak, że warto się tu wspinać.











Chwila przerwy na spożycie kanapki i przed nami znowu skały nazwane imieniem kolejnego przedstawiciela szlacheckiego rodu czyli Rudolfův kámen. Tym razem Kajman zostaje u podnóża, a ja pokonuję kilka drabinek i wąskich przejść, żeby zaliczyć kolejną altankę i znów nacieszyć oczy widokiem.











Do Jetřichowic wracamy z Pohovki zielonym szlakiem, raz po raz obracając się i rzucając okiem na skałki, na których kilka chwil temu byliśmy. To była naprawdę piękna wycieczka. Zachęcamy wszystkich do podążania naszym śladem :)








magneticlife.eu because life is magnetic

od vyhlidki do vyhlidki

Poniedziałek, 25 lipca 2016 · Komentarze(1)
Uczestnicy
W Szwajcarii Czeskiej wiele jest miejsc urokliwych, a niezbyt znanych. Takich, w których można cieszyć się nie tylko pięknem przyrody, ale i spokojem. Słychać tylko śpiew ptaków i szum strumienia, a nieliczni turyści pozdrawiają nas radosnym „ahoj”.



Do takich miejsc należy Dolina Kyjovska, którą dziś odwiedzamy. W maleńkiej wiosce Kyjov zaczyna się czerwony szlak turystyczny, stanowiący równocześnie cyklotrasę, czyli trasę rowerową. Słońca tu niewiele, więc wokół królują mchy i paprocie. Po obu stronach drogi wznoszą się majestatyczne skały. Idziemy wolno, z zadartymi głowami, by podziwiać ich przedziwne kształty.



W drodze powrotnej wybieramy wariant żółtą trasą pieszą prowadzącą przez wznoszące się nad doliną formacje skalne – Vyhlidka Kinskeho, Skalni Bratri i Kyjovsky Hradek.







Ścieżka na przemian wznosi się i opada w dół, a my pokonujemy kolejne stopnie skalne. Jest nawet jedna drabinka. Przed Vyhlidką Kinskeho umieszczono ostrzeżenie, że jest niebezpiecznie i wchodzi się tu na własną odpowiedzialność. Jest w tym sporo przesady. No, może gdy skała jest mokra i śliska… Dziś jednak świeci słońce i nie ma się czego obawiać.





Na koniec szlak wraca do Doliny Kyjovskiej i znów spotykamy tych, co „na kole”.





Domyśliliście się zapewne, jak mniemam, że vyhlidka oznacza po czesku punkt widokowy :)

magneticlife.eu because life is magnetic

zdobywamy twierdzę

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Padający całą noc ulewny deszcz zamienił camping w rozlewisko. O poranku nad głowami nadal kłębiły się ciemne chmury, a wszystkie pogodynki przepowiadały kolejne strugi wody z nieba. Poczynione wcześniej plany przewidywały wędrówkę wzdłuż rzeki Kamenice, ale wiadomo – Kajman nie żaba, taplał się błocie nie będzie. Trzeba było znaleźć jakieś bardziej suche miejsce.



Padło na twierdzę Königstein. To jeden z najbardziej znanych zabytków w Saksonii. Prawdziwe orle gniazdo wzniesione na platformie skalnej, kilkaset metrów ponad wijącą się w dole Łabą. Położenie oraz wyrastające wprost ze skał potężne mury sprawiły, że twierdza nigdy nie została zdobyta. Nikt nawet nie próbował jej zdobywać.



O tym, jak trudne byłoby to zadanie łatwo jest się przekonać, jeśli zamiast wygodnie wjechać na górę samochodem, mozolnie wspina się po zboczu. Gdy tak tupaliśmy w górę, warstwa chmur zrobiła się nieco cieńsza, zaświeciło słońce (co na to pogodynki?), temperatura wzrosła i parujący las podarował naszym płucom dodatkową atrakcję. Wreszcie stanęliśmy pod murami. Jeszcze tylko bileciki po 10 € i można zacząć zwiedzanie :)



W obrębie twierdzy znajduje się ponad 50 różnych budowli. W kilku z nich znajdują się obecnie wystawy poświęcone historii zabytku. Największą atrakcją jest jednak fantastyczny widok na region Parku Narodowego Szwajcarii Saksońskiej i przedgórze Rudaw.



Są tu restauracje i bar szybkiej obsługi. Kiełbaski serwowane w tym ostatnim mają smak nieokreślony, a ziemniaki polane tajemniczą żółtą cieczą, noszące dumną nazwę sałatki, może skonsumować tylko bardzo głodny człowiek. My byliśmy głodni. W przeciwieństwie do ludzi, psy zwiedzające twierdzę nie mają jednak gastronomicznych powodów do niezadowolenia, bo świeża woda w miskach jest za darmo. Szkoda, że nie zabraliśmy Funia.




Syci nie tylko ziemniaków, ale i wrażeń, postanowiliśmy sprawić sobie dodatkową atrakcję i zamiast wracać do miasteczka z buta, kupiliśmy bilety na Festungs-Express. Jeśli jednak ktoś z Szanownych Czytelników będzie miał ochotę wjechać na szczyt rowerem, to nic nie stoi na przeszkodzie. Na parkingu przy kasach są stojaki na rowery i zamykane szafki na bagaże. Miłego zwiedzania :)



magneticlife.eu because life is magnetic

zobaczyć drogę

Sobota, 23 lipca 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Ci, którzy mają nadzieję, że spłynęło na mnie oświecenie, ujrzałam drogę, którą należy podążać by osiągnąć nirwanę i podzielę się tą wiedzą z innymi, doznają srogiego rozczarowania. Ja tylko widzę wreszcie tą drogę, którą jadę. Możecie powiedzieć, że to przecież nic nadzwyczajnego. A jednak... do niedawna ledwo, ledwo ją widziałam. To blog rowerowy, a nie medyczny, nie będę  więc wdawać się w szczegóły, dla mnie ważne jest tylko to, że po dwóch przebytych operacjach oczu wreszcie widzę.



Nie mogę napisać, że czuję się jak nowonarodzona, bo urodziłam się już z kiepskimi oczami, a potem było tylko coraz gorzej. To raczej takie cudowne uczucie jakby świat został stworzony na nowo, o wiele piękniejszy niż kiedykolwiek przedtem był. Muszę jeszcze na siebie uważać, wysiłek związany z podjazdami nie dla mnie, ale rekonwalescencja wkrótce się skończy i znikną wszelkie ograniczenia :)



Jesteśmy na kampingu „U Ferdynanda” w Srbskiej Kamenice. Sporo czasu zajęło nam zagospodarowanie się po przyjeździe, po południu wyjechaliśmy więc tylko na krótki rekonesans. Miejscowość leży w wąwozie, nad rzeczką Kamenice. Jest cicha, spokojna, wygląda trochę jak skansen. Jest doskonałą bazą wypadową do pieszego lub rowerowego zwiedzania Szwajcarii Czeskiej i doliny Łaby.



Niemal w każdym budynku jest pensjonat lub hotelik, nie zauważyliśmy natomiast ani jednego sklepu spożywczego. Jeśli zamierzacie tu kiedyś pojeździć to nie zapomnijcie o zapasie jadła i napojów!


magneticlife.eu because life is magnetic

testowanie apki

Niedziela, 10 lipca 2016 · Komentarze(2)
Kategoria w pobliżu domu
Tym razem testowałam aplikację Lokus Map. Trasę wytycza się w niej bardzo łatwo, zaznaczając kolejne interesujące nas punkty na ekranie telefonu. Apka prowadzi bezbłędnie, choć moim zdaniem jest zbyt gadatliwa, tzn. mówi "skręć lekko w lewo" nawet wtedy gdy nie ma innej możliwości. Działa na pobranych wcześniej mapach. Daje możliwość zapisywania śladu i wysyłania go do Stravy lub bikemap.net.




magneticlife.eu because life is magnetic

pomiędzy

Piątek, 8 lipca 2016 · Komentarze(3)
Dziesięć dni po pierwszej operacji i cztery dni przed kolejną. Obserwuję reakcje  swojego organizmu, a nie widoki, więc nie ma o czym pisać. Fotki robię odruchowo, jak pies Pawłowa :D






magneticlife.eu because life is magnetic