Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:938.51 km (w terenie 33.00 km; 3.52%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:6318 m
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:39.10 km
Więcej statystyk

pogodowe psikusy

Niedziela, 29 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Kategoria mixy, urok miast
Od samego rana Piotrek mnie molestował, żeby jechać do Czech. Jego plan był taki, żeby zajechać samochodem do Cieszyna, a stamtąd rowerami do Karviny i Orłowej.

rynek w Cieszynie © niradhara


Starówka cieszyńska jest urocza. Pokręciliśmy się chwilę robiąc kilka fotek, a później przejechaliśmy na stronę czeską.

nawet dachy tu są piękne © niradhara


cicha uliczka © niradhara


Jakiś psotny aniołek odpowiadający za pogodę postanowił zrobić nam psikusa. Rozgonił na chwilę chmury, dając nadzieję na pogodny dzień, ale ledwo wyjechaliśmy kawałek poza miasto, odkręcił wszystkie krany z wodą :( Strugi deszczu lały się z nieba, przejeżdżające auta zamieniały kałuże na drodze w fontanny. Moja radość z nieprzemakalnych butów okazała się nieuzasadniona, albowiem woda spłynęła mi po rowerowych spodniach na skarpetki, a ten nasiąkły jak gąbka :(

błękitna zmyłka © niradhara


Umartwianie się nie jest moją ulubioną rozrywką, namówiłam zatem Piotrka na odwrót ;) Kiedy wróciliśmy do Kobiernic znów się rozpogodziło, a złośliwy aniołek śmiał się głośno, patrząc jak usiłuję się rozgrzać owinięta w dwa koce.

magneticlife.eu because life is magnetic

do Kęt

Sobota, 28 sierpnia 2010 · Komentarze(8)
Kategoria w pobliżu domu
Dopiero późnym popołudniem przestało padać. Piotrek wyciągnął mnie na krótką przejażdżkę do Kęt. Pokręciliśmy się trochę po parku, zajrzeliśmy nad Sołę i na rynek. Źle się czułam, bolały mnie jakieś podroby i zamiast cykać romantyczne fotki o zachodzie słońca wróciliśmy do domu :(

Soła © niradhara


nad wodą czai się groźny Kajman ;) © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

kibicowanie wyprawie

Czwartek, 26 sierpnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria w pobliżu domu
9 sierpnia mój syn Marcin wyruszył na wyprawę do Hiszpanii. Dzisiaj dostałam sms-a, że jest w miejscowości St. Gaudens we Francji i do oceanu zostało mu jeszcze 220 km. Jedzie się ciężko, bo temperatura w słońcu dochodzi do 50 stopni. Chłopcy mają wykupiony bilet powrotny na 6 września z Barcelony i znad oceanu muszą tam jeszcze dotrzeć. Trzymam za niego kciuki i ciągle analizuję mapy :)

Kręcenie banalne czyli praca i sklep.

magneticlife.eu because life is magnetic

DPD

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria w pobliżu domu
Do pracy powinno się jeździć tylko w czasie deszczu. Smutno jest siedzieć przed ekranem komputera i tworzyć nikomu niepotrzebne papiery gdy za oknem świeci słońce :(

magneticlife.eu because life is magnetic

lajtowo pod kopiec

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(5)
Kategoria w pobliżu domu
Poobiedni krótki wypad, mający na celu pokazanie Piotrkowi Kopca Grunwaldzkiego, opisanego już przeze mnie na blogu.

Kajman jedzie jako ariergarda © niradhara


ale jak tylko stanę żeby zrobić fotkę © niradhara


to mi ucieka © niradhara


Przejeżdżając przez Witkowice zauważyliśmy tłumy ludzi pod remizą. Odbywały się tam właśnie dożynki powiatowe. Przez chwilę posłuchaliśmy zawodzenia chóru gospodyń wiejskich, ale bez znieczulenia trudno to było wytrzymać ;P

artystki ludowe czekają na swoja kolej © niradhara


szła dzieweczka do laseczka © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

pożegnanie z Jackiem

Sobota, 21 sierpnia 2010 · Komentarze(5)
Po prawie tygodniu wspólnego kręcenia przyszła chwila pożegnania. Urlop Jacka się kończył, a chciał jeszcze odwiedzić Monikę. Postanowiliśmy z Piotrkiem odprowadzić naszego gościa do Oświęcimia i tam przekazać pod opiekę Józka, który będzie przewodnikiem w drodze do Łośnia.

Bikestats łączy ludzi :) © niradhara


Z Kobiernic do Oświęcimia można łatwo trafić, jadąc drogą nr 948. Dla rowerzystów jest to jednak próba samobójcza, ze względu na wyjątkowe natężenie ruchu samochodowego. Na szczęście w tej okolicy znamy wszystkie boczne drogi i zadbaliśmy o to, by podróż była bezpieczna :)

wyruszamy z domu © niradhara


kładka dla rowerzystów © niradhara


rowerowi przyjaciele © niradhara


jest co ciągnąć © niradhara


cała droga nasza © niradhara


przejeżdżamy przez Brzezinkę © niradhara


Na umówione spotkanie dotarliśmy punktualnie ja szwajcarskie zegarki, a w chwilę po nas na rynek wpadł z impetem Józek, siejąc popłoch wśród gołębi.

miło znów się spotkać © niradhara


planowanie trasy © niradhara


no i odjeżdżają © niradhara


Po rozdzierającym serca pożegnaniu postanowiliśmy wrócić do domu inną trasą, biegnącą wśród pagórków, pól i stawów. Wokół widać już coraz więcej oznak jesieni. Na szczęście za rok znów będą wakacje :)

kombajny tarasują nam drogę © niradhara


Kajman mnie sfocił © niradhara


sinusoida © niradhara


na polach już jesień © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

integracja grozą wiejąca

Piątek, 20 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Po komentarzu k4r3l do integracji tatrzańskiej doszłam do wniosku, że styl moich wpisów jest zbyt przesłodzony ;) Media przyzwyczaiły nas do odbioru wyłącznie złych wiadomości. Cóż robić, spróbuję tym razem nieco udramatyzować ;P

Jacek miał w planie na dziś udział w Bytomskiej Masie Krytycznej. Tymczasem wskutek zawiłych okoliczności losu musiał z niego zrezygnować i niespodziewanie został u nas jeszcze na jeden dzień. Aby sprostać obowiązkom gospodyni gnałam zatem z pracy z taką szybkością, że aż pęd powietrza odrywał płaty rdzy ze „Złomu”.

pies to najlepszy przyjaciel bikera © niradhara


Na pomoc Piotrka nie mogłam liczyć, bo zatrzymały go w Bielsku sprawy służbowe. Jak tu pogodzić prozaiczną konieczność ugotowania obiadu z rowerowym zabawieniem gościa? Gdy tak myślałam, co by tu zrobić, podszedł do mnie Gero i trącając nosem pokazał na Jacka. Eureka! Wyprowadzimy Jacka do lasu pod pretekstem pojeżdżenia po jego ulubionym terenie i tam zostawimy. Zanim uda mu się trafić z powrotem do domu, obiad będzie ugotowany! Przez mroczne, posępne wąwozy doprowadziliśmy Jacka na wzgórze, gdzie znajdują się ruiny zamku zbójnickiego i tam porzuciliśmy na pastwę losu. Zrozpaczony Jacek długo błądził stromymi ścieżkami, a ja w tym czasie spokojnie mieszałam w garnkach.

ten rower jest dobrze strzeżony © niradhara


Po obiedzie postanowiłam zabrać naszego gościa do Wielkiej Puszczy. Jechaliśmy powoli w górę wzdłuż strumienia, gdy nagle zobaczyłam dwóch bikerów pędzących w przeciwnym kierunku na złamanie karku i usłyszałam głośny krzyk.

wodne szaleństwo © niradhara


A właściwie nie był to krzyk, a okrzyk radości wydany przez spotykających się niespodziewanie przyjaciół. Jednym z owych bikerów okazał się bowiem AdAmUsO, który podobnie jak Jacek bierze udział w maratonach MTB :)

Jacek spotkał kumpli © niradhara


to i ja się z nimi sfocę © niradhara


Pośród beskidzkich przełęczy najbardziej ponurą sławą cieszy się Przełęcz Targanicka, zwana inaczej Beskidkiem. Podjazd od strony Wielkiej Puszczy budzi grozę w sercach i nerwowe drżenie mięśni. Dla króla maratończyków są to jednak strachy na Lachy! Nie zważając na stromość podjazdu wspinał się nań z gracją baletnicy. Potem dumnie stał na przełęczy i podziwiał widoki, czekając na mnie, która początkowo pedałowałam z całych sił, rozpaczliwe walcząc o każdy metr, a w końcówce wpychałam swój ciężki wehikuł pod górę :(

Jacek lubi takie podjazdy © niradhara


na przełęczy © niradhara


tam już byliśmy © niradhara


Gdy tylko uspokoiło się nieco rozpaczliwe tłuczenie się serca, rozpoczęliśmy długi zjazd do Porąbki. Owiewało nas zimne wieczorne powietrze, a na rękach pojawiła się gęsia skórka. Na szczęście kolejnym odcinkiem trasy był pozwalający nam się nieco rozgrzać podjazd do Kozubnika. Tu jednak znów przeżyliśmy chwile grozy. Między opuszczonymi, zdewastowanymi budynkami kręciły się gromady uzbrojonych mężczyzn. Co chwila słychać było huk strzałów, odbijający się od gór i zwielokrotniany przez echo…

w Kozubniku © niradhara


Na szczęście żadnemu z wielbicieli paintball’a nie udało się nas ustrzelić :) Nie chcieliśmy jednak ryzykować zbyt długiego pozostawania na polu walki i rozpoczęliśmy strategiczny odwrót do domu ;)



Do sumy kilometrów i podjazdów dodałam dojazd do pracy.

magneticlife.eu because life is magnetic

integracja tatrzańska

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · Komentarze(15)
Kiedy się kogoś lubi, chce się podzielić z nim wszystkim co najlepsze. Piotrek i ja postanowiliśmy zatem podzielić się z naszym miłym gościem – Jackiem najpiękniejszymi widokami w okolicy.

joie de vivre © niradhara


Samochodem dotarliśmy do słowackiej miejscowości Liptovsky Hradok. Stąd wyruszyliśmy rowerami w stronę Tatr.

stąd startujemy © niradhara


Z drogi, którą jechaliśmy, rozpościerają się piękne widoki na Tatry Zachodnie i Tatry Niskie. Niestety, wielkie, czarne chmurzyska podstępnie usiłowały zasłonić góry. Deszcz wydawał się wisieć w powietrzu.

nad Tatrami Niskimi się chmurzy © niradhara


nad Zachodnimi niestety też © niradhara



dzieci kukurydzy © niradhara


Po drodze mijaliśmy skansen w Pribylinie. Mieliśmy jednak zbyt mało czasu, by go zwiedzić.

skansen w Pribylinie © niradhara


W Podbańskiej zatrzymaliśmy się na haluszki. Jest to tradycyjne słowackie danie – małe kluseczki z serem, śmietaną i słoniną. Pychotka!

wjeżdżamy w Dolinę Cichą © niradhara


Gdy już wjechaliśmy w Dolinę Cichą płanetnicy doszli do wniosku, że niczym nie są w stanie nas zniechęcić i zabrali chmury w jakieś inne miejsce, by straszyć kogoś innego. Jechaliśmy zatem powoli pod górkę rozkoszując się pięknem Tatr.

ach, te góry! © niradhara


niebo i skały © niradhara


nawet nie widać, że to podjazd © niradhara


wodospadzik © niradhara


Gdy dotarliśmy do końca Doliny Cichej niebo znów błyskawicznie zasnuło się chmurami i zaczął padać deszcz, który nie pozwolił nam na dłuższe kontemplowanie widoków. Zjechaliśmy kawałek w dół i przeczekaliśmy deszczyk w znajdującej się przy szlaku wiacie.

cel osiągnięty © niradhara



i po deszczu © niradhara


po prawej potoczek © niradhara


a po lewej pojawia się Krywań © niradhara


Krywań w promieniach zachodzącego słońca © niradhara


Przepraszam Szanownych Czytelników za lakoniczność wpisu. Integrujemy się tak intensywnie, że już z niczym nie mogę nadążyć :)


magneticlife.eu because life is magnetic

integracja standardowa

Środa, 18 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Nasz miły gość Jacek, niestrudzony dopołudniowymi górskimi szaleństwami w towarzystwie Kuby i Piotrka, po obiadku zapragnął zobaczyć jeszcze jak wygląda Ziemia Oświęcimska.

minipodjeździk, a cieszy © niradhara


Tym razem to ja miałam zaszczyt pełnić rolę przewodnika. Zaproponowałam naszą trasę standardową. W Starej Wsi jest ciekawy kościółek i miałam nadzieję że spodoba się on Jackowi, który jest wielbicielem architektury drewnianej.

na szlaku architektury drewnianej © niradhara


Chciałam też pokazać mu typowy krajobraz tych okolic, to znaczy rozrzucone wśród niewielkich pagórków stawy hodowlane.

Jacek krązy między stawami © niradhara


Jacek foci rynek w Wilamowicach © niradhara


Zatrzymaliśmy się na chwilę nad Sołą i opowiadałam Jackowi jak strasznie wyglądały okolice Bielan w czasie ostatniej powodzi.

Soła znów zmieniła koryto © niradhara


opryskali komary i nas © niradhara


Słońce powoli kończyło swoją drogę po niebie, świat zaczął nabierać złotych barw i nawet zwykle stawy wyglądały pięknie.

staw w złotych promieniach słońca © niradhara


wreszcie po płaskim © niradhara


Ostatnie postoje na sesje zdjęciowe były w Kętach – obok klasztoru franciszkanów i w założonym niedawno parku lipowym. Wycieczka z konieczności musiała być krótka, bo trzeba przecież jeszcze zrobić wpis na BS i wyspać się przed jutrzejszym wypadem w… ale o tym jutro :)

w klasztornej bramie © niradhara


co to za park, skoro lipy ledwo widać? © niradhara


Do sumy kilometrów dodałam dopołudniowy dojazd do pracy.


magneticlife.eu because life is magnetic