Wpisy archiwalne w kategorii

zamki, pałace, dwory

Dystans całkowity:3767.53 km (w terenie 326.00 km; 8.65%)
Czas w ruchu:06:50
Średnia prędkość:17.53 km/h
Suma podjazdów:24267 m
Liczba aktywności:51
Średnio na aktywność:73.87 km i 3h 25m
Więcej statystyk

szlak architektury drewnianej

Sobota, 7 lipca 2018 · Komentarze(6)
Zachciało mi się powtórki z rozrywki. Powrotu do dni, gdy świat był jeszcze młody i jeździliśmy z Kajmanem zwiedzając drewniane kościółki i opisując je później na blogach. Niestety, nic dwa razy się nie zdarza. Kajman dawno już odpuścił rowerowanie. Jadę więc sama. Pierwszy postój robię przy kościele pw. Szymona i Judy Tadeusza Apostołów w Nidku. Jak wszystkie inne, zamknięty na głucho. 


Kiedy robię kolejny krótki postój na posilenie się, zbiegają się do mnie okoliczne psy. Dziwne, Funio nigdy nie mówił mi, że drożdżówki są psim przysmakiem. A jednak.... psiaki tak długo i wymownie patrzą mi w oczy, aż decyduję się podzielić. Drożdżówka z budyniem znika w mgnieniu oka. Zadowolone psiaki machają  ogonami i odprowadzają mnie  do pierwszego zjazdu. 



Trasa z Nidka do Polanki Wielkiej to wielka pagórkowa sinusoida, o ile więc na podjeździe stado nowych przyjaciół mogłoby dotrzymać towarzystwa rowerzyście, to na zjazdach można się ładnie rozpędzić i psiaki nie mają szans.



Kolejny punkt to kościół pw. św. Mikołaja w Polance Wielkiej. Piękne wnętrze oczywiście niedostępne :(



Jadę dalej do Poręby Wielkiej. Tu znajduje się słynna ongiś Grottgerówka. Kiedy tak stoję i podziwiam zabytek, podchodzą do mnie dwie osoby i nawiązują rozmowę. Najpierw o trasach rowerowych,  o ochronie środowiska, potem zaczynają zadawać podchwytliwe pytania "A kto to wszystko stworzył?", aż wreszcie wręczają mi ulotkę o dramatycznie brzmiącym tytule "Przebudźcie się!" Już widzę, że kierując się przytoczoną w niej zasadą biblijną "Niech każdy ma na oku nie tylko swoje sprawy, ale też i drugich.", chcą uratować nie tylko świat, ale też i mnie. Na szczęście w  ulotce jest dużo różnych biblijnych zasad, korzystam więc z tej, która mówi "Strzec cię będzie umiejętność myślenia, chronić cię będzie rozeznanie." i spierniczam stamtąd ile sił w nogach :)



Kilkaset metrów od pałacu jest zabytkowy drewniany kościół pw. św. Bartłomieja. Wokół  pusto, nikt nie chce mnie wyrwać z objęć szatana. Pstrykam więc fotki i jadę dalej.



Do tej pory jechałam mało uczęszczanymi drogami, ale kiedy wjeżdżam pomiędzy Stawy Grojeckie, to już naprawdę cała autostrada moja :)  W ciszy i spokoju napawam się więc pięknem przyrody.















Tak udaje mi się dotoczyć do Grojca. Tu uwieczniam na fotce kolejny obiekt, czyli kościół pw. św. Wawrzyńca.



Przede mną najpaskudniejszy odcinek trasy. Muszę przejechać kilka kilometrów po dość ruchliwych drogach. Inaczej się nie da. Od Zasola jedzie się już spokojnie. W Brzeszczach -  mieście, w którym  zaczynała swoją polityczną karierę, od pełnienia funkcji burmistrza, słynna nosicielka broszek,  zatrzymuję się na chwilę, żeby uwiecznić "dobre zmiany" jakie za jej sprawą dotknęły to miasto. Sami oceńcie efekty.



No, ale nie o tym miało być. Kolejny obiekt na szlaku to drewniany kościół pw. św. Barbary w Górze. Nie wiem dlaczego wszystkie  kościoły są schowane za drzewami i trudno im zrobić przyzwoitą  fotkę. Tu w dodatku wszędzie pełno szpecących drutów. 



Ostatni na dziś to kościół pw. św. Marcina w Jawiszowicach. Nie dość, że za drzewami, to jeszcze na górce, a ja jestem już trochę zmęczona i nie bardzo chce mi się podjeżdżać. Cóż jednak robić, pstryknąć fotkę trzeba.



Za Jawiszowicami droga prowadzi znów pośród stawów. Otaczają mnie sielskie obrazki. Młode bociany stają na brzegu gniazda, machają skrzydłami, ale nie odważają się jeszcze na lot. Rodzinka łabędzi pływa tak zgodnie, jakby przeczytała ulotkę "12 sekretów szczęśliwych rodzin", a młode kaczki ćwiczą lądowanie na wodzie. Aż żal wracać do domu...



















magneticlife.eu because life is magnetic

z widokiem na Góry Opawskie

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Jak wspominałam w ostatnim wpisie, okolice Gór Opawskich to wspaniałe tereny dla rowerzystów. Wyznaczono tu wiele tras rowerowych, zadbano o informację turystyczną, wybudowano wieże widokowe. Od jednej z nich, znajdującej się w Wieszczynie, zaczynamy dzisiejszą przejażdżkę.






Najbardziej charakterystycznymi punktami w okolicy są szczyty Biskupiej Kopy i Srebrnej Kopy. Dla turystów preferujących wycieczki piesze wytyczono kilka prowadzących na nie szlaków z Pokrzywnej i Jarnołtówka. Pstrykamy obowiązkowe fotki i jedziemy dalej.






Pustą i ciekawą widokowo drogą dojeżdżamy do stadniny w Chocimiu. Tu stoimy jakiś czas i podziwiamy popisy dzielnych amazonek i ich wspaniałych rumaków.









Kolejny punkt w naszym planie to ruiny klasztoru kapucynów, znajdujące się gdzieś na Kaplicznej Górze. Zjeżdżamy zatem w teren i zaczynamy poszukiwania. Zapominamy jednak, że znajdujemy się w miejscu znanym z działalności czarownic i ich mistrza diabła. Ten ostatni skutecznie gmatwa nasze ścieżki i doprowadza do tajemniczego, ogrodzonego drutem kolczastym miejsca. Na klasztor nam to nie wygląda i zrezygnowani rozpoczynamy powrót do cywilizacji.






Dojeżdżamy do rogatek Prudnika. Na chwilę zatrzymujemy się przy barokowej kaplicy św. Antoniego i zamku Fipperów. Omijamy centrum i jedziemy w stronę Łąki Prudnickiej, gdzie znajduje się najbardziej interesujący nas obiekt.






Początki wsi Łąka Prudnicka przypadają na okres po  1241 roku, kiedy to miała miejsce kolonizacja tych terenów, spustoszonych uprzednio przez najazd tatarski. Osada trafiła wówczas w ręce książąt niemodlińskich. Prawdopodobnie to oni wznieśli tu w XV wieku murowany zamek. W roku 1481 kasztelanię prudnicką wraz z Łąką kupił rycerski ród von Wurben. W roku 1592 wieku wieś stała się własnością rodziny Tschentschau-Mettich. Nowi właściciele w kilku etapach przebudowali zamek zgodnie z ówczesną modą na renesansową rezydencję. Powstało czteroskrzydłowe założenie z wewnętrznym dziedzińcem. Budynki były dwukondygnacyjne częściowo podpiwniczone.  Po roku 1825 obiekt kilkukrotnie zmienił właściciela.  W latach 1875-83 miała miejsce neogotycka przebudowa. Wzniesiona została wtedy w narożniku płd-zach kwadratowa wieża. 



W marcu 1945, w obawie przez zbliżającym się frontem, właściciele opuścili  swą posiadłość.  Pozostawiony bez opieki zamek został ograbiony i zdewastowany. W latach 50-tych XX wieku był użytkowany przez Stadninę Koni w Prudniku. Na początku XXI wieku stał się własnością prywatną. W roku 2006 został zlicytowany przez komornika. Kupił go przedsiębiorca z Podhala zapewniając, że szybkim czasie powstanie tu centrum hotelowo - restauracyjne. Niestety, żadne prace konserwatorskie ani zabezpieczające nie zostały przeprowadzone. 






Właściciel zamku wyjechał do USA i ślad po nim zaginął. Konserwator zabytków  nie jest w stanie przeprowadzić nawet formalnej kontroli obiektu,  w którym doszło już do katastrofy budowlanej (zawalił się dach, zapadły się podłogi w pomieszczeniach). Inspekcja może być bowiem przeprowadzona tylko w obecności właściciela lub jego przedstawiciela.  



Z Łąki Prudnickiej do Pokrzywnej prowadzi wzdłuż Złotego Potoku ścieżka rowerowa. Camping, na którym mieszkamy, znajduje się w Złotej Dolinie. Wiele tu nazw upamiętniających fakt, że niegdyś eksploatowano znajdujące się w okolicy złoża szlachetnego kruszcu. My niestety nie mieliśmy szczęścia i nie znaleźliśmy ani jednej złotej bryłki. Za to prawdziwym skarbem okazał się campingowy basen. To wspaniały finał rowerowej wycieczki, w tak upalny dzień jak dziś :)









magneticlife.eu because life is magnetic

zdobywamy twierdzę

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Padający całą noc ulewny deszcz zamienił camping w rozlewisko. O poranku nad głowami nadal kłębiły się ciemne chmury, a wszystkie pogodynki przepowiadały kolejne strugi wody z nieba. Poczynione wcześniej plany przewidywały wędrówkę wzdłuż rzeki Kamenice, ale wiadomo – Kajman nie żaba, taplał się błocie nie będzie. Trzeba było znaleźć jakieś bardziej suche miejsce.



Padło na twierdzę Königstein. To jeden z najbardziej znanych zabytków w Saksonii. Prawdziwe orle gniazdo wzniesione na platformie skalnej, kilkaset metrów ponad wijącą się w dole Łabą. Położenie oraz wyrastające wprost ze skał potężne mury sprawiły, że twierdza nigdy nie została zdobyta. Nikt nawet nie próbował jej zdobywać.



O tym, jak trudne byłoby to zadanie łatwo jest się przekonać, jeśli zamiast wygodnie wjechać na górę samochodem, mozolnie wspina się po zboczu. Gdy tak tupaliśmy w górę, warstwa chmur zrobiła się nieco cieńsza, zaświeciło słońce (co na to pogodynki?), temperatura wzrosła i parujący las podarował naszym płucom dodatkową atrakcję. Wreszcie stanęliśmy pod murami. Jeszcze tylko bileciki po 10 € i można zacząć zwiedzanie :)



W obrębie twierdzy znajduje się ponad 50 różnych budowli. W kilku z nich znajdują się obecnie wystawy poświęcone historii zabytku. Największą atrakcją jest jednak fantastyczny widok na region Parku Narodowego Szwajcarii Saksońskiej i przedgórze Rudaw.



Są tu restauracje i bar szybkiej obsługi. Kiełbaski serwowane w tym ostatnim mają smak nieokreślony, a ziemniaki polane tajemniczą żółtą cieczą, noszące dumną nazwę sałatki, może skonsumować tylko bardzo głodny człowiek. My byliśmy głodni. W przeciwieństwie do ludzi, psy zwiedzające twierdzę nie mają jednak gastronomicznych powodów do niezadowolenia, bo świeża woda w miskach jest za darmo. Szkoda, że nie zabraliśmy Funia.




Syci nie tylko ziemniaków, ale i wrażeń, postanowiliśmy sprawić sobie dodatkową atrakcję i zamiast wracać do miasteczka z buta, kupiliśmy bilety na Festungs-Express. Jeśli jednak ktoś z Szanownych Czytelników będzie miał ochotę wjechać na szczyt rowerem, to nic nie stoi na przeszkodzie. Na parkingu przy kasach są stojaki na rowery i zamykane szafki na bagaże. Miłego zwiedzania :)



magneticlife.eu because life is magnetic

zamki, cerkwie i dolina Sanu

Środa, 24 lipca 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Wczorajsze wieczorne studiowanie przewodnika „Szlak Architektury Drewnianej. Podkarpackie” zaowocowało nieodpartym pragnieniem zobaczenia cerkwi w Piątkowej. Wnikliwie przyglądam się zatem mapie, by po drodze zobaczyć możliwie najwięcej lokalnych atrakcji. Początkowo jedziemy znaną nam już drogą, obok cerkwi w Dobrej i Uluczu, które zwiedziliśmy kilka dni temu. Zatrzymujemy się jednak na chwilę, by mógł zobaczyć je Janusz.

Cerkiew w Dobrej Szlacheckiej © niradhara


Widok z kładki na San © niradhara


Słoneczniki jak z obrazka © niradhara


Do kościoła w Warze prowadzi podjazd krótki, ale nasłoneczniony, jedziemy jednak by zaliczyć kolejny drewniany obiekt. Rozczarowanie jest straszne. To coś w rodzaju zaniedbanej stodoły z wieżyczką. No trudno, za to teraz jazda w dół – trochę się schłodzimy :-)

Zaniedbany kościółek w Warze © niradhara


Wracamy na drogę wzdłuż Sanu, by zobaczyć pałac znajdujący się we wsi Nozdrzec. Pierwsze wzmianki o wsi pochodzą z 1436r. Na wysokiej skarpie nad Sanem znajdował się dwór obronny. Pierwotnie była to drewniana fortyfikacja, później murowana, zaopatrzona w baszty. W 1843r na miejscu poprzedniej fortyfikacji, został wzniesiony pałac projektowany przez Aleksandra Fredrę. Na ogrodzeniu wisi wielki transparent z napisem „pałac do sprzedania”. Hm, ładny, ale kto by to sprzątał ;-)

Pałac jest do sprzedania © niradhara


Teraz przeprawiamy się na drugi brzeg Sanu. Kilka kilometrów jedziemy drogą, na której szaleją tiry wożące urobek z nadrzecznych żwirowni. Oddycham z ulgą, gdy wreszcie dojeżdżamy do Dąbrówki Starzeńskiej, gdzie znajdują się ruiny zamku.

Będziemy sie przeprawiać © niradhara


Teraz można nacieszyć się widokami:) © Kajman


Na promie © niradhara


Znajdują się one nieopodal Sanu, na skraju wsi przy głównej drodze z Dynowa, w otoczeniu parku. Do XXI wieku zachowały się dwie basteje od zachodu, nikłe resztki murów obwodowych, budynków oraz fosy. Od wschodu natomiast widać dziury w ziemi prowadzące zapewne do piwnic pierwotnego dworu obronnego.



Ruiny zamku w Dąbrówce Starzeńskiej © niradhara


Ruiny zamku w Dąbrówce Starzeńskiej © niradhara


Pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z XV wieku. Już na początku XVI wieku wymieniony jest bliżej nieznany dwór Nabrzychskich. W 1564 miejscowość przejęli Stadniccy i wybudowali nowy murowany dwór obronny. W latach 1626-33 Stadniccy rozbudowali go w zamek o 3 skrzydłach i 2 narożnych bastejach. Po wygaśnięciu tego rodu zamek przejął jego spadkobierca Józef Antoni Podolski, a następnie rodzina Parysów. W 1789 roku kupił go Piotr Starzeński. Końcem września 1939 r. gdy rezydował tu Kazimierz Starzeński zajęli go napadający na Polskę Sowieci. Jak na barbarzyńców przystało, zamek zdewastowali i ograbili, a bibliotekę i archiwum spalili. Sprofanowali też zwłoki Starzeńskich w kaplicy grobowej. Od 1941 obiekt zajęli Niemcy, a od 1944 ponownie Sowieci niszcząc to co jeszcze pozostało. 25 lutego 1947 r. wysadziła go w powietrze UPA doprowadzając do stanu ruiny. Reszty dokonała zapewne okoliczna ludność pobierając z ruin materiał budowlany.

Ruiny zamku w Dąbrówce Starzeńskiej © niradhara


Do cerkwi w Piątkowej kierujemy się drogą przez Przełęcz Kruszelnicką. Podjazd jest długi i łagodny, ruchu praktycznie żadnego, a las daje miły chłodek. Jedzie się naprawdę super.

W drodze na Przełęcz Kruszelnicką © niradhara


Wreszcie docieramy do Piątkowej. Jest tu jedna z najciekawszych architektonicznie cerkwi leżących na szlaku architektury drewnianej. Trochę trudno jednak podziwiać jej walory, jako że wokół budowli jest tylko wąski wykoszony pas. Cerkiew jest zamknięta. Obchodzimy ją wkoło, pstrykamy fotki i wracamy.

Cerkiew w Piątkowej © niradhara


Cerkiew św. Dymitra w Piątkowej to drewniana parafialna cerkiew greckokatolicka. Na nadprożu głównego wejścia widnieje napis: Oddaje się tą cerkiew Roku Bożego 1732. Data zapisana jest cyframi arabskimi i cyrylicą. Taką datę podają również szematyzmy duchowieństwa greckokatolickiego. Analiza cech architektonicznych sugeruje jednak, że jest to data remontu lub przebudowy cerkwi, a sama konstrukcja jest wcześniejsza. Od czasu wojny cerkiew nie była użytkowana, całe jej wyposażenie zrabowano. Świątynia w Piątkowej należy do nielicznych na terenie południowo-wschodniej Polski, trójdzielnych cerkwi kopułowych. Cerkiew przeszła gruntowny remont w latach 1958-1961, obecnie nieużytkowana.

Zabytkowa cerkiew w Piątkowej © niradhara


Jedziemy przez Jawornik Ruski, gdzie znajduje się cerkiew św. Dymitra, zbudowana w 1882 w miejscu starszej cerkwi pod tym samym wezwaniem, istniejącej co najmniej do 1830. Obok cerkwi znajduje się murowana trójkondygnacyjna dzwonnica parawanowa, służąca jako brama. Po II wojnie światowej cerkiew była użytkowana przez parafię rzymskokatolicką w Borownicy jako kościół filialny, do czasu zbudowania nowego, murowanego kościoła około 2000, obecnie stoi nieużytkowana. Władze Cerkwi Greckokatolickiej rozpoczęły w 2008 starania o zwrot budynku.

Cerkiew w Jaworniku Ruskim © niradhara


Krótki odcinek drogi od Jawornika na kolejną przełęcz daje nam nieźle popalić. Zamiast wić się łagodnymi serpentynami, droga prowadzi prostą stromizną i wyciska z nas siódme poty. Gdy wreszcie docieram na górę jestem tak zasapana, że zapominam o uwiecznieniu widoczku. Byle tylko w dół, byle poczuć chłodzący powiew wiatru…

Rzut oka na San © niradhara


Trochę kołysze © niradhara


Panowie za mną © niradhara


Po kolejnym przeprawieniu się przez San, chybocząca się nieco kładką, wracamy na camping znaną nam już świetnie drogą. Panowie postanawiają jednak dobić do setki, żeby dystans ładniej wyglądał, ja sobie odpuszczam, mając przed oczyma jedynie wizję odświeżającej kąpieli :-)

Podkarpacki krajobraz © niradhara


magneticlife.eu because life is magnetic

spotkanie ze Szwejkiem i wiele innych atrakcji

Wtorek, 23 lipca 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Opisy wycieczek rowerowych podkarpackim szlakiem ikon zachęciły naszego bikestatowo-carawaningowego przyjaciela Janusza do zawitania w te strony. Wczoraj dotarł na camping Diabla Góra, a dziś wspólnie wyruszamy na trasę.

Jedziemy wzdłuż Sanu © niradhara


Dołączył do nas Janusz © niradhara


Droga do Sanoka © niradhara


Zabytkowy kościółek w Trepczy © niradhara


Podziwianie architektury drewnianej planowaliśmy zacząć od skansenu w Sanoku. Ku naszemu zdumieniu okazało się, że by zajrzeć do wnętrz zabytkowych budynków, oprócz wykupienia biletów musielibyśmy wynająć sobie przewodnika, co uczyniłoby kwotę 3x12+50 czyli 86 zł za trzy osoby. Wymieniamy więc tylko rzeczowe uwagi na temat stanu umysłowego osoby ustalającej ceny i wsiadamy na rowery, pozostawiając za sobą zdegustowaną naszym brakiem zainteresowania kasjerkę.

W dali widać sanocki zamek © niradhara


Kolejny punkt programu to zamek w Sanoku. Piotrek i ja przyjechaliśmy tu kilka dni temu samochodem (ale to, jak wiadomo, się nie liczy) i zwiedziliśmy znajdującą się tu wystawę ikon. Po prostu cuda, naprawdę warto zobaczyć!

Będziemy zwiedzać © niradhara


Już w czasach piastowskich, po odzyskaniu przez króla Kazimierza Wielkiego Grodów Czerwieńskich, na obecnym wzgórzu zamkowym stał prawdopodobnie drewniany gród otoczony następnie murem obronnym. W okresie panowania Władysława Jagiełły, na sanockim zamku 2 maja 1417 odbyła się królewska uczta weselna z nowo poślubioną wybranką księżniczką Elżbietą Granowską. Od tego czasu zamek królewski w Sanoku stanowił już oprawę małżonek królewskich. Z polecenia królowej Bony przebudowano gotycki zamek na styl renesansowy. Od początku XV do połowy XVI wieku na zamku miał siedzibę Urząd Grodzki ze starostą oraz sądy: grodzki i ziemski. Obok stała wieża w której odbywali kary skazani za przewinienia. Na zamku swoje urzędy sprawowali starostowie oraz kasztelani sanoccy. Pod koniec XVI wieku zamek uległ dalszej rozbudowie, dobudowane zostało wówczas skrzydło południowe. Na przełomie XVII/XVIII wieku dobudowano skrzydło północne.

Zamek w Sanoku © niradhara


W okresie zaborów zamek był siedzibą starostwa. Upadek zamku nastąpił pod koniec XIX oraz na początku XX wieku. W roku 1915 po inwazji rosyjskiej, rozebrane zostało skrzydło południowe. We wrześniu 1939 roku zamek został splądrowany. Do roku 1946 mieścił tu się szpital wojskowy a następnie rusznikarnia. W latach 2000-2004 na zamku prowadzone były prace renowacyjno-konserwatorskie, przebudowie uległy wnętrza zamkowe na potrzeby ekspozycji i powiększających się zbiorów muzealnych..

Widok z zamkowych murów © niradhara


Jedziemy na rynek. Jest uroczy, wręcz wypieszczony. Decydujemy się zatem na krótką przerwę, lody i kawa smakują wybornie w takim miejscu :-)

Na sanockim rynku © niradhara


Chłodzące kalorie © niradhara


Przy rynku wznosi się kościół pw. Znalezienia Krzyża Świętego. W 1384 siostra Kazimierza Wielkiego i matka króla Ludwika Węgierskiego, Elżbieta Łokietkówna wydała zgodę na wzniesienie siedziby franciszkanów w Sanoku. Franciszkanie wybudowali drewniany kościół i klasztor. Sanok był kilkakrotnie trawiony przez pożary. Jeden z nich, wywołany przez Tatarów, zniszczył kościół. W 1606 dokonano odbudowy, w wyniku czego powstał nowy murowana świątynia.

Franciszkański kościół Znalezienia Krzyżą © niradhara


Drzwi otwarte, można zwiedzać © niradhara


W okresie I Rzeczypospolitej pomieszczenia klasztoru były miejscem odbywania sejmików szlacheckich dla całej ziemi sanockiej. Po raz kolejny zabudowania kościoła i klasztoru zostały zniszczone przez pożar w 1632. W latach 1632-1640 dokonano ponownej odbudowy kościoła i klasztoru wykonanej z kamienia łamanego i datę końcową uznaje się za powstanie obecnego kształtu kościoła i klasztoru.

Wnętrze franciszkańskiego kościoła © niradhara


Wnętrze franciszkańskiego kościoła © niradhara


Wnętrze franciszkańskiego kościoła © niradhara


Sanok to jedno z miast leżących na słynnym szlaku Szwejka. Koniecznie trzeba więc przysiąść na ławeczce obok dzielnego wojaka i pogłaskać go po nosie. To przynosi szczęście ;-)

Spotkanie ze Szwejkiem © niradhara


Wart zobaczenia jest również kościół Przemienienia Pańskiego. Stoi w miejscu starej gotyckiej świątyni pw. Michała Archanioła, która doszczętnie spłonęła w 1782 roku i nie została odbudowana. Obecny kościół powstał dzięki staraniom ówczesnego proboszcza ks. Franciszka Czaszyńskiego w 1874 roku. Został wzniesiony według projektu nadinżyniera Józefa Braunseisa. Polichromia secesyjna kościoła pochodzi z początku XX wieku, a wykonał ją Tadeusz Popiel.

Kościół Przemienienia Pańskiego © niradhara


Wnętrze kościoła Przemienienia Pańskiego © niradhara


Wnętrze kościoła Przemienienia Pańskiego © niradhara


Pora opuścić miasto. Kluczymy zaułkami, by ominąć ruchliwą czteropasmówkę. Oddychamy z ulgą, gdy nam się to udaje. Przy drodze krajowej nr 28, w dzielnicy Sanoka - Olchowcach znajduje się cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego. Zbudowano ją w 1844 roku. Obecnie funkcjonuje jako kościół rzymskokatolicki parafialny.

Drewniany kościółek w Olchowcach © niradhara


W Majkowej Górze skręcamy w cichą, spokojną drogę prowadzącą wzdłuż Sanu. Naszym celem są ruiny zamku Kmitów w Sobieniu. Początki warowni strzegącej szlaku wzdłuż doliny Sanu sięgają XIII wieku. Na przełomie XIII i XIV wieku powstał tu murowany zamek. W dokumentach pojawił się po raz pierwszy jako Soban, stanowiący własność królewską. Zamek został nadany w 1389 przez Władysława Jagiełłę rycerskiemu rodowi Kmitów. W 1512 roku został zniszczony przez wojska węgierskie. Wkrótce potem Kmitowie przenieśli swoją siedzibę do Leska, a opuszczony zamek popadł w ruinę.

Ruiny zamku w Sobieniu © niradhara


Wiodok na San z zamkowych ruin © niradhara


Wytyczając trasę wycieczki korzystam zawsze z map wydawnictwa Compass, na którcy zaznaczone są wszystkie ciekawe obiekty. Jednym z nich jest parafialna cerkiew greckokatolicka, znajdująca się w Manastercu. Została zbudowana w latach 1818-1820, poświęcona w 1822, a odnowiona w 1934. W 1965 cerkiew została przejęta przez Kościół rzymskokatolicki, i zamieniona w kościół pw. Przemienienia Pańskiego. Nie należy do zabytków leżących na szlaku architektury drewnianej, ale warto ją zobaczyć.

Manasterzec - kościół Przemienienia Pańskiego © niradhara


Podobną historię ma cerkiew w Bezmiechowej Dolnej. Zbudowana została w 1830. Jako cerkiew filialna należała do parafii greckokatolickiej w Manastercu. Od 1968 używana jest przez Kościół rzymskokatolicki.

Bezmiechowa - kościół Narodzenia NMP © niradhara


Im dalej od Sanoka, tym bardziej puste drogi. Co ciekawe, nawet wąziuteńka nitka asfaltu X kolejności odśnieżania, prowadząca przez las, liczy sobie bez porównania mniej dziur, niż drogi powiatowe w okolicach Bielska :-)

Jak miło jechać pustą drogą © niradhara


Szybowisko w Bezmiechowej © niradhara


Droga do Wańkowej © niradhara


Ostatni punkt programu wycieczki to drewniana trójdzielna cerkiew greckokatolicka (obecnie kościół parafialny p.w. Matki Bożej Różańcowej). Wzniesiona została w 1726 r. w Ropience, a w 1985 r. przeniesiona do Wańkowej. Wyposażenie zostało zniszczone i rozkradzione.

Wańkowa - kościół MB Różańcowej © niradhara


Pora wracać na camping. Jeszcze tylko krótki postój przy sklepie w Tyrawie Wołoskiej, by nabyć produkty na wieczornego grilla. To był kolejny udany dzień :-)

Zaczyna się zjazd do tyrawy Wołoskiej © niradhara


A na koniec jeszcze jedna fotka z Sanoka. Nie została wprawdzie zrobiona w czasie wycieczki rowerowej, ale wstawiam ją, bo choć w części oddaje urok pięknie oświetlonego rynku :-)

W nocy sanocki rynek też wygląda pięknie © niradhara


magneticlife.eu because life is magnetic

z Kajmanem do Toszka

Sobota, 18 maja 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Kolejny zlot caravaningowy. Tym razem w Brynku na Wyżynie Śląskiej. Zlot, a właściwie zlocik, jest bardzo kameralny, zorganizowany specjalnie dla wspaniałego przyjaciela, który właśnie wyszedł ze szpitala. Chcemy, by to spotkanie przywróciło mu radość życia, dodało sił do walki z chorobą. Niemal całą noc z piątku na sobotę pali się ognisko, grają gitary i śpiewamy nasze ulubione piosenki. Gdy udaje się wreszcie nieco odespać imprezę, jest zbyt późno na dłuższą wycieczkę. Wybieramy jednak bardzo atrakcyjny cel – zamek w Toszku.

Kajman wśród rzepaku © niradhara


Przejeżdżając przez Wielowieś rzucamy okiem na barokowy pałac wzniesiony w połowie XVIII wieku dla hrabiego Verdugo. Otacza go niewielki park, pozostałość XIX-wiecznego 10-hektarowego założenia parkowego. W pałacu obecnie mieszczą się Urząd Gminy, posterunek policji oraz biblioteka. Obowiązkowa fotka i dalej w drogę.

Pałac w Wielowsi © niradhara


Silny wiatr przegania po niebie obłoki, malując na nim wciąż nowe obrazy. Wokół pachnie rzepak. Drogi są nieprawdopodobnie wręcz puste. Jedzie się wyśmienicie.

Przestrzeń i wiatr © niradhara


Droga pusta aż po horyzont © niradhara


Dojeżdżamy do Toszka. Zatrzymujemy się chwilę na malowniczym rynku, który zdobi kolumna z postacią św. Jana Nepomucena.

Rynek w Toszku © niradhara


Wreszcie czas na największą atrakcję dnia, czyli zamek. Historia budowli obronnych w Toszku sięga prawdopodobnie X–XI wieku, kiedy to na miejscu obecnego zamku stał drewniany gród, niegdyś kasztelania, należący w okresie rozbicia dzielnicowego do książąt śląskich, zastąpiony murowanym zamkiem na początku XV wieku. W 1429 zniszczyli go husyci, a odbudował i uczynił z niego swoją stałą siedzibę Przemysław Toszecki, książę z linii oświęcimskiej. Później zamek wielokrotnie zmieniał właścicieli, był niszczony i odbudowywany. O jego ciekawej historii poczytać można tutaj. Obecnie stanowi siedzibę Centrum Kultury "Zamek w Toszku".

Witamy w Toszku :-) © niradhara


Przed bramą wjazdową © niradhara


Na dziedzińcu © niradhara


Podoba mi się ten portal © niradhara


I jeszcze jedna fotka zamkowego dziedzińca © niradhara


W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o kościół p.w. św. Wawrzyńca w Zacharzowicach. Wzniesiony został w 1580 roku (wg zapisu w protokole wizytacyjnym), ale z racji remontu wygląda jak nowy. Wnętrze jest bardzo ciekawe, niestety, bateria w aparacie robi mi kuku i niespodziewanie pada :-(

Kościół w Zacharzowicach © niradhara


No trudno i tak pora wracać na camping i zbierać siły do kolejnej nocy przy ognisku :-)


magneticlife.eu because life is magnetic

wielkopolska integracja

Środa, 1 maja 2013 · Komentarze(16)
Uczestnicy
Poprzedniego dnia wieczorem niespodzianie zadzwonił do mnie Jurek57, proponując wspólną wycieczkę po jego rodzimej Wielkopolsce. Rano wyruszam z campingu w Przybrodzinie wraz z Piotrkiem i Januszem. Z Jurkiem spotykamy się kilka kilometrów przed Witkowem. Dojeżdżamy na rynek i właśnie rozstawiam statyw, bo zrobić pamiątkową fotkę, gdy – kolejna niespodzianka – kontaktuje się z nami Sebekfireman. Jest w okolicy wraz z ekipą sympatycznych bikerów z Gniezna. No to się zrobił mały zlot Bikestats, trzeba to koniecznie uwiecznić dla potomności :-)

Nalot bikestatowiczów na Witkowo © niradhara


Sebastian i jego przyjaciele mają w planie zwiedzanie opuszczonych dworów i pałaców, ale w ramach integracji postanawiają przejechać wspólnie z nami kilka kilometrów. Najpierw prowadzą nas do Małachowa Złych Miejsc. Ta groźna i tajemnicza nazwa pochodzi ponoć stąd, że straszy tu duch złego hrabiego, który dawno temu zarządzał okolicznymi włościami. Pewnego razu, gdy hrabia wracał do swojej posiadłości, jego kareta ugrzęzła w bagnie, a on sam się utopił. Każdy, kto spotka się z duchem na drodze, ginie w tragicznym wypadku.

Panowie z Izydą © niradhara


Tuż przy drodze stoi replika figurki przedstawiającej egipską boginię Izydę trzymającą na kolanach swego syna Horusa. Odnaleziony w pobliskim wczesnośredniowiecznym grodzisku oryginał przechowywany jest obecnie w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu. Stanowi ważną poszlakę, że tędy właśnie przebiegał niegdyś Szlak Bursztynowy.

Przed nami pałac w Arcugowie © niradhara


Zwartą grupą jedziemy do pałacu w Arcugowie. Został on wzniesiony jako dwór w 1815 roku, z fundacji Michała Rożnowskiego, później rozbudowany. Obecnie jest budynkiem dwukondygnacyjnym z elementami neogotyckimi i romantycznymi, nakrytym płaskim dachem, zwieńczonym krenelażem (element architektoniczny w postaci zwieńczenia murów obronnych i baszt). W północno-wschodnim narożniku znajduje się ośmioboczna wieżyczka, natomiast od strony południowej przylega neogotycka kaplica wzniesiona po 1910 roku. W zaniedbanym parku krajobrazowym widoczne są fragmenty założenia regularnego z alejami grabową i kasztanową.

Pałac w Arcugowie © niradhara


Chwila dla fotoreporterów © niradhara


Sesja fotograficzna w romantycznym parku to niestety ostatnie chwile spędzone wspólnie z Sebastianem i jego ekipą. Oni wyruszają na południe, szukając pałacowych ruin, a my kierujemy się w stronę Niechanowa. Tu podziwiamy najpierw klasycystyczny pałac rodziny Żółtowskich. W pałacu mieści się obecnie Ośrodek Szkolenia i Wychowania Ochotniczych Hufców Pracy. Nie ma co, warunki jak w luksusowym hotelu, aż by się chciało popracować trochę w takim hufcu :-D

Pałac w Niechanowie © niradhara


W centrum Niechanowa znajduje się drewniany kościół z 1776 roku pod wezwaniem św. Jakuba. Po modernizacji w 1908 roku zyskał murowaną część nawy oraz wieżę. Część drewniana kryta jest gontem. Najciekawsze jest ponoć jego rokokowe wnętrze. Oczywiście kościół zamknięty na głucho. Głośno wygłaszam parę nieprzyjemnych komentarzy na temat uniemożliwiania turystom podziwiania skarbów kultury narodowej, przy jednoczesnym czerpaniu pełnymi garściami z funduszy państwowych, czyli innymi słowy naszych podatków. No trudno, jedziemy dalej :-(

Kościół w Niechanowie © niradhara


Kolejnym zabytkiem na naszej trasie jest dwór znajdujący się we wsi Żydowo. Składa się z kilku skrzydeł. Najstarsze pochodzi prawdopodobnie z XVIII wieku. Kolejne dobudowywano w XIX wieku i 1937. W związku z tym budowla nie stanowi jednolitej całości. Obecnie należy do Gospodarstwa Rolno-Hodowlanego Żydowo. Dwór położony jest w parku krajobrazowym o powierzchni pięciu hektarów. Budowla nie robi wielkiego wrażenia, uwieczniamy więc ją szybko na fotce i jedziemy dalej.

Kajman przed dworem w Żydowie © niradhara


Dojeżdżamy do Czerniejewa. Na początek rzuca nam się w oczy położony w centrum piękny kościół św. Jana Chrzciciela. Wielokrotnie przebudowywana świątynia pochodzi z końca XV wieku. Ciekawa jest nie tylko bryła kościoła, ale i jego późnobarokowe wyposażenie. Podziwiamy je wprawdzie tylko przez kratę, ale lepszy rydz niż nic!

Kościół w Czerniejewie © niradhara


Wnętrze kościoła w Czerniejewie © niradhara


Największą atrakcją Czerniejewa jest znajdujący się na północnym skraju miasta pałac Lipskich. Według posiadanego przeze mnie przewodnika „Szlak Piastowski”, jest on udostępniony do zwiedzania. Tymczasem, cóż za rozczarowanie, trwa właśnie remont i możemy tylko z zewnątrz podziwiać bryłę pałacu.

Brama główna © niradhara


A jest co podziwiać! Zespół pałacowy w Czerniejewie zaliczany jest do najwspanialszych zabytków architektury barokowo-klasycystycznej w Wielkopolsce. Został wybudowany gdy właścicielem Czerniejewa był generał Jan Lipski. Tę prawdziwie królewską rezydencję wzniósł dla niego w latach 1771-1780 Ignacy Graff z Rydzyny. Początkowo miała ona charakter późnobarokowy. W latach 1789-1790, pałac został przekształcony zgodnie z panującymi w owym czasie prądami klasycystycznymi.

Pałac w Czerniejewie © niradhara


Na zespół składa się pałac główny z bocznymi skrzydłami, oficynami, wozownią i stajnią (dziś mieści się tu hotel i restauracja) oraz 25 ha park z zabytkowym drzewostanem i stawami. Czas jakiś krążymy parkowymi alejkami. Chcemy nie tylko jak najdłużej napawać się pięknem budowli, ale i przedłużyć czas spędzony z Jurkiem. Tu bowiem nasze drogi się rozchodzą. Jurek kieruje się w stronę Pobiedzisk, a my rozpoczynamy powrót na camping.

Widok od strony parku © niradhara


Droga powrotna nie oznacza jednak końca atrakcji. Te czekają na nas jeszcze w Grzybowie. Tu podziwiamy najpierw drewniany kościół św. Michała Archanioła zbudowany w 1757 r. z fundacji właściciela wsi Stanisława Trąmpczyńskiego. W latach 1929-1930 dobudowano doń wieżę o konstrukcji słupowej. Wszystkie dachy są kryte gontem. Nieopodal kościoła wzniesiono w 1936 r. kaplicę grobową będącą kopią wawelskiej romańskiej świątyni św. Feliksa i Adaukta, która pełni rolę mauzoleum rodu Lutomskich.

Drewniany kościół w Grzybowie © niradhara


Kaplica grobowa w Grzybowie © niradhara


Grzybowo najbardziej znane jest z tego, że powstało tu jedno z największych wczesnośredniowiecznych grodzisk w Wielkopolsce. Jego powierzchnia całkowita wynosi prawie 5 ha. Wnętrze grodu było zabudowane drewnianymi domami, odkryto m.in. relikty kuźni. Gród zamieszkany był przez ok. 1000-1200 osób. Charakter znalezisk m. in. uzbrojenia, ozdób dowodzi wysokiego statusu mieszkańców oraz prowadzenia przez nich handlu. Z racji wielkości i centralnego położenia spełniał on bardzo ważną rolę w państwie piastowskim.


Brama wjazdowa do grodu © niradhara


Teren dawnego grodu © niradhara



Badania grodziska w Grzybowie nie mają zbyt długiej historii. Pierwszych odkryć dokonał na nim w latach 70. XIX w. Wilhelm Schwartz. W latach osiemdziesiątych XX wieku zainteresowało się tym miejscem poznańskie środowisko archeologów mediewistów. W wyniku dotychczasowych prac przebadano ok. 10% powierzchni grodziska. Znaleziono kilka tysięcy różnego rodzaju zabytków m.in. ułamki z ceramiki, wiele wyrobów z kości, kamienia, drewna, żelaza i metali kolorowych. Sensacją było odkrycie po 1999 r. dalszych części skarbu odnalezionego w XIX w. - blisko 700 fragmentów monet i 150 ozdób. Monety są dirhemami arabskimi pochodzącymi z okresu od VIII w. do 954 r.

Muzealne eksponaty © niradhara


A mnie się marzy kurna chata © niradhara



Dotychczas poznano najlepiej konstrukcje wałów obronnych - zewnętrznego, do dziś widocznego oraz wewnętrznego, który został zniwelowany, ale zachowały się dobrze jego podwaliny, który to obejmował najprawdopodobniej północno-zachodnią część grodu. Wały wykonywano z drewna (przeważnie dębowego) stosując konstrukcję rusztową zabezpieczoną hakami, przesypując je ziemią. Jego szerokość u podstawy wynosiła ok. 27 m, wysokość sięgała 16 m.


Wnętrze zrekonstruowanej chaty © niradhara


Piec znowu dymi © niradhara


Dziś teren należy do Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy, staraniem którego wzniesiono na terenie grodziska nowoczesny pawilon wystawowy, wyglądem zewnętrznym zawiązujący do budowli z okresu świetności grodu. Zrekonstruowano średniowieczne chaty, organizowane są pokazy rzemiosł, dzięki którym wyobrazić sobie można życie codzienne ludzi średniowiecza.

Najmodniejszy w średniowieczu fason butów © niradhara


W tym sezonie na topie są szare suknie © niradhara


Jest w czym wybierać © niradhara


Najodważniejsi i najwaleczniejsi zwiedzający mogą, dzięki Grupie Historycznej Stowarzyszenia Aurea Tempora, wdziać strój rycerza i stoczyć pojedynek na miecze lub topory. Oczywiście, załapałam się! Wierna replika średniowiecznej zbroi jest bardzo ciężka i wraz z mieczem i tarczą waży łącznie prawie 20 kg. Walczyć w tym trochę trudno, ale parametry wytrzymałościowe stroju są niezłe i przez głowę przemknęło mi myśl, że jako rowerzystka czuła bym się w nim znacznie bezpieczniejsza w starciu z blachosmrodami :-D

Najpierw skórzana tunika, potem kolczuga © niradhara


No, teraz mi Kajman nie fiknie :-D © niradhara


W takim stroju nie boję się ani toporów, ani tirów :-D © niradhara


Pojedynek wygrany, pora wracać. I wszystko byłoby jak w pięknej bajce, gdyby na koniec nie przebiegł mi drogi czarny kot. Na jego widok splunęłam najpierw przez lewe ramię, krzycząc głośno „zgiń, przepadnij maro nieczysta”, potem przez kilka kilometrów jak mantrę powtarzałam sobie niegdysiejsze wyjaśnienia Anwi, że koty tak naprawdę są czarne tylko z wierzchu. Nie pomogło, magia kota i tak zadziałała. Zagapiłam się, wpadłam w torowisko ciuchci przecinające na ukos drogę. Zaliczyłam spektakularne spotkanie z asfaltem, a fantazyjne kształty i kolory nabytych w ten sposób siniaków długo jeszcze posłużą mi jako materiał do robienia Piotrkowi testów Rorschacha :-D

Camping, sweet camping © niradhara

Na camping dojechałam potłuczona, ale zadowolona z życia, w końcu nie takie rany dzielny rycerz w boju odnosi :-)

magneticlife.eu because life is magnetic

ruiny zamku w Melsztynie

Sobota, 6 października 2012 · Komentarze(20)
Ach, co za dzień! Słońce grzeje jak w lecie. Nic, tylko wsiąść na rower i cieszyć się życiem. Piotrek i Janusz są trochę niewyspani, opracowuję więc krótką i niezbyt męczącą trasę.

razem na lądzie i na wodzie © niradhara


Zwiedzanie zaczynamy od pochodzącego z XVI wieku modrzewiowego kościółka pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Jurkowie. To kościół jednonawowy, konstrukcji zrębowej, oszalowany i pokryty gontem. W 1977 r. został powiększony i odnowiony. Wewnątrz znajduje się barokowy ołtarz z XVI w. z obrazem Chrystusa upadającego pod krzyżem oraz dwustronnie malowanymi skrzydłami ze św. Katarzyną i św. Biskupem Stanisławem.

kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Jurkowie © niradhara


Mamy szczęście, kościół jest otwarty i możemy zobaczyć wnętrze. Robię fotkę i nagle coś zaczyna mi na ekranie migać na czerwono. Och nie, tylko nie to! A jednak… na śmierć zapomniałam o konieczności naładowania baterii. Jest tak pięknie, drzewa przystroiły się w bajecznie kolorowe szaty jesieni, a ja tego nie uwiecznię :-(

kościół w Jurkowie © niradhara


W Złotej jest kolejny, leżący na szlaku architektury drewnianej, kościół. Zamknięty na głucho i nie dane nam jest zobaczenie barokowego wnętrza. Sama budowla ukryta jest za drzewami, nie robię nawet fotki, żeby zaoszczędzić baterię. Jedziemy dalej, do sanktuarium w Domosławicach. Widząc moją zbolałą minę Piotrek lituje się i proponuje mi zrobienie kilku fotek jego aparatem. Dziękuję Kochanie :-)

Sanktuarium MB Domosławickiej © niradhara


W necie znalazłam informację, że pierwotnie znajdowała się tutaj drewniana kaplica, w której umieszczony został obraz Matki Bożej Domosławickiej Królowej Doliny Dunajca. Obraz okazał się cudowny. W roku 1796 wzniesiony został przez Antoniego Hr. Lanckorońskiego murowany kościół z drewnianą wieżą. Do budowy kościoła został wykorzystany materiał z ruin zamku z pobliskiego Melsztyna.

sanktuarium w Domosławicach © niradhara


W Charzewicach wreszcie mamy możliwość zjechania z głównej drogi. Teraz jest bezpieczne, ale za to pod górkę. Słoneczko przygrzewa coraz mocniej, podjazd jest stromy. Rozległy widok na wijący się i srebrzący w słońcu Dunajec jest piękny, ale troska o stan baterii w aparacie nie pozwala na udawanie, że zatrzymuję się wyłącznie w celu zrobienia fotki. Trzeba się przyznać do katastrofalnego spadku kondycji :-(

ruiny zamku Lelewitów Melsztyńskich © niradhara


Wreszcie docieramy do melsztyńskich ruin, głównego celu naszej dzisiejszej wycieczki. Budowę zamku rozpoczął kasztelan krakowski Spycimir w 1347r. Strome i urwiste stoki stanowiły naturalne zabezpieczenie od strony południowej. Zamek składał się z budynku mieszkalnego z wysuniętą okrągłą wieżą, z cysterny oraz z zabudowań gospodarczych. Warownia została rozbudowana pod koniec XIV w. Na zachodniej krawędzi wzgórza wzniesiona została wysoka pięciokondygnacyjna wieża na planie prostokąta, która pełniła funkcję militarno-mieszkalną o czym świadczą otwory strzelnicze na dwóch dolnych kondygnacjach oraz na najwyższej. Stary i nowy zamek zostały połączone murem zamykając jednym obwodem obronnym całe założenie. Kolejna rozbudowa systemu obronnego, która umożliwiła wykorzystanie broni palnej, nastąpiła około roku 1461.

ruiny zamku w Melsztynie © niradhara


W roku 1511 Melsztyn został sprzedany i stał się własnością Jordanów. W połowie XVI wieku nastąpiła przebudowa najstarszej części zamku w stylu renesansowym na rezydencję magnacką. Zamek w niezmienionym stanie dotrwał prawie do końca XVIII wieku, mimo że zmieniali się jego właściciele. Oparł się nawet atakom Szwedów w XVII wieku. Tragiczny dla melsztyńskiego zamku okazał się rok 1770, kiedy to najpierw został zajęty przez konfederatów barskich a następnie zdobyty i spalony przez wojska rosyjskie. Od tego momentu zamek znajduje się w ruinie. Malowniczej ruinie, trzeba przyznać, robię zatem kilka fotek i bateria definitywnie pada.

ależ rozległy widok mieli z ostatniego piętra © niradhara


Jedziemy do Zakliczyna. Tu krótka przerwa na pizzę, a potem Piotrek proponuje mała korektę zaplanowanej trasy i zahaczenie o klasztor oo. Franciszkanów. Fundatorem klasztoru pod wezwaniem Matki Bożej Anielskiej był Zygmunt Tarło, kasztelan sądecki, właściciel Melsztyna i Zakliczyna. W 1624 roku rozpoczęto budowę drewnianego klasztoru, który wnet spłonął. W jego miejsce postawiono nowy, murowany.

klasztor oo. Franciszkanów w Zakliczynie © niradhara


W kościele trwa właśnie ceremonia ślubna. Nie chcemy przeszkadzać, zatem tylko rzut oka do wnętrza, parę fotek i w drogę.

wnętrze klasztoru © niradhara


Od Zakliczyna jedziemy spokojnymi, bocznymi drogami. Można jechać obok siebie, porozmawiać, pożartować. Bardzo lubię poczucie humoru Janusza, dowcip ocierający się o pure nonsense :-D

fajnie się płynęło © niradhara


Przez Dunajec przeprawiamy się promem. Przewoźnik jest miły i tłumaczy nam, jak to się dzieje, że prom płynie w obie strony bez silnika. Całe życie się człowiek uczy :-)

nadchodzi złota polska jesień © niradhara


złota godzina © niradhara


Wracamy na camping. Janusz rzuca okiem na licznik i z niedowierzaniem w głosie pyta: „Jak to trzydzieści parę kilometrów a my tak jedziemy i jedziemy?”. Rzeczywiście dzisiejsze tempo jazdy do rekordowych nie należy, mimo to wycieczka bardzo udana :-)

barwy zmierzchu © niradhara


Zapada zmrok. Pora na ognisko, coś dla ciała (kiełbaski) i coś dla ducha. Gitary nastrojone, muzycy gotowi, chórek też. Życie jest piękne :-)

czyż warto inaczej na ziemi tej żyć? © niradhara





magneticlife.eu because life is magnetic

zamek biskupi w Siewierzu

Niedziela, 16 września 2012 · Komentarze(12)
Ach, ileż wspaniałych wrażeń dostarczył wczorajszy BSOrient. Niestety wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Opustoszał camping w Błędowie. Piotrek i ja jesteśmy jednymi z nielicznych, którzy pozostali na niedzielę. Monika i Tomek proponują wspólną przejażdżkę do zamku w Siewierzu.

ruiny zamku biskupiego w Siewierzu © niradhara


Towarzyszyć nam będzie Karolina. Kilka kilometrów przejadą z nami również Darek i Piotrek. Już w Łośniu natrafiamy na nieoczekiwaną atrakcję – paradę wozów strażackich i przemarsz orkiestr dętych z okazji święta OSP.

raz na ludowo © niradhara


strażacy świętują © niradhara


orkiestry dęte © niradhara


Monika pełni funkcję przewodniczki. Trasę zaplanowała tak, by oszczędzić nam błota I piachu. Cieszę się niezmiernie, bo wczorajsze ganianie po chaszczach wystarczy mi na długo.

jak dojechać do Siewierza? © niradhara


zwarty szyk © niradhara


Od dawna już chcieliśmy zobaczyć zamek w Siewierzu, jeden z najlepiej zachowanych zamków jurajskich. Dziś wreszcie mamy okazję i wyjątkowe szczęście – zamek jest otwarty i można zwiedzić wnętrze. Monika i Tomek poświęcają się i pilnują rowerów, a my wchodzimy do środka. Historia zamku sięga XIII wieku. Początkowo był siedzibą kasztelanii. Pierwotna budowla była drewniano-ziemna. Murowany zamek prawdopodobnie na początku 2 poł. XIV w. Pierwszym jego elementem był cylindryczny stołp o średnicy 9 metrów.

no i dojechaliśmy © niradhara


W 1443 księstwo siewierskie wraz z zamkiem i miastem wykupił od zadłużonego księcia Wacława I cieszyńskiego, biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki. Po kilkuletnim sporze z innymi książętami śląskimi, biskupi krakowscy przyjęli świecki tytuł książąt siewierskich, a Księstwo Siewierskie stało się prawie niezależnym organizmem politycznym z własnym wojskiem, sejmem, monetą, surowym sądem, szlachtą. Zamek zaczął pełnić rolę administracyjnej i politycznej siedziby Księstwa Siewierskiego.

brama wjazdowa © niradhara


dziedziniec robi wrażenie © niradhara


W XVI wieku biskupi rozbudowywali zamek. Książę biskup Piotr Tomicki kazał rozebrać gotycki stołp, a materiał z niego posłużył do budowy nowych mieszkalnych skrzydeł zamku w części zachodniej i reprezentacyjnego budynku południowego. Nadało to kompleksowi charakter renesansowej rezydencji z dziedzińcem otoczonym drewnianymi gankami.

zaczynamy zwiedzanie © niradhara


Biskup Franciszek Krasiński umocnił zamek, przystosowując go do wykorzystywania broni palnej. Dodany został dodatkowy mur zewnętrzny i taras artyleryjski. Brama została umocniona ciekawym barbakanem. Mury oblewała fosa i wody Czarnej Przemszy.

byle tylko nie wpaść w ręce kata! © niradhara


może ten dzielny rycerz mnie obroni? © niradhara


Kolejnej przebudowy dokonano na przełomie XVII i XVIII w. Z czasem zamek zaczął jednak chylić się ku upadkowi. W 1790 Sejm Wielki zlikwidował księstwo siewierskie wcielając je do Rzeczypospolitej. Opuszczony w 1790 r. przez księcia biskupa Feliksa Pawła Turskiego zamek od tamtej pory zaczyna niszczeć. Obecnie prowadzone są prace mające na celu zabezpieczenie budowli, zmierzające do zachowywana zamku w stanie tzw. trwałej ruiny.

wieże są po to, żeby na nie wchodzić © niradhara


i patrzeć z nich w dół © niradhara


Usatysfakcjonowani zwiedzaniem jedziemy dalej, zobaczyć Kościół św. Macieja Apostoła w Siewierzu. Został on wzniesiony w XVI wieku nieopodal zamku biskupiego, następnie przebudowany w XVII i XVIII wieku. Świątynię otacza mur z XVIII w. z piękną bramą biskupią.

Kościół św. Macieja Apostoła w Siewierzu © niradhara


brama biskupia © niradhara


Nad głównym wejściem umieszczony jest namalowany na drewnie okazały herb bp. Kajetana Sołtyka wraz z datą 1783 roku, kiedy to kościół, z jego inicjatywy, został przebudowany w stylu barokowym, aby był ozdobą Księstwa Siewierskiego.

herb bp. Kajetana Sołtyka © niradhara


Przez szybkę w drzwiach zaglądamy do środka i robimy fotkę. Szkoda, że nie można wejść.

wnętrze kościoła © niradhara


Z kościoła tylko kilka obrotów kół na rynek. Zatrzymujemy się obok fontanny ozdobionej rzeźbą przedstawiającą dwie siewierskie panny w tańcu. Mają one ponoć nawiązywać do znanej ludowej piosenki „Od Siewierza jechał wóz”, tak w każdym razie wykombinowali twórcy projektu rewitalizacji rynku.

siewierskie panny © niradhara


a to my na rynku © niradhara


Burczenie w brzuszkach przypomina nam, że pora na małe co nieco. Zajadając zapiekanki studiujemy mapę i kombinujemy, jak by tu zatoczyć pętelkę. Plan mamy dobry, ale udaremnia go straż miejska. Trwa maraton MTB i choć wyglądamy niemal tak samo, jak zawodnicy, to strażnicy-służbiści nie chcą nas przepuścić ;-)

którą drogą wrócić? © niradhara


ktoś się tu ściga i zamknęli drogę © niradhara


coraz mniej takich pomników © niradhara


No trudno, niektóre obiekty, jak np. tą brzęczącą stację transformatorową utrwalimy sobie lepiej w pamięci, przejeżdżając obok niej raz jeszcze.

coś tu bzyczy jak wielki rój pszczół © niradhara


Czas mija nieubłaganie, wracamy na camping, pora się rozstać. Moniko, Karolino, Tomku, dziękuję za wspólną jazdę i urocze towarzystwo. Do zobaczenia znów na jakiejś pięknej pustej drodze :-)

pod szarym niebem © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

wzdłuż Wisły

Sobota, 8 września 2012 · Komentarze(13)
Oj, to była impreza!
XII ogólnopolski zlot karawaning.pl – integracja przy ognisku, upojne dźwięki gitar i śpiewy do rana. Teraz dziwnie ciężko wstać i wskoczyć na siodełko! Nie dla nas dziś stromizna podjazdów i górskie widoki. Piotrek i Janusz przystają na moją propozycję przejechania się lajtową trasą wzdłuż Wisły.

most wiszący nad Wisłą © niradhara


XII zlot karawaning.pl © niradhara


noc, ognisko i gitara © niradhara


Pierwszy przystanek robimy przy drewniany pałacyku myśliwskim w Wiśle. Pochodzi z końca XIX w., a wybudowano go w stylu alpejskim. Do I wojny światowej Habsburgowie traktowali go jako schronienie podczas polowań w tutejszych lasach, a następnie został przekształcony w schronisko górskie. W 1985 r. został przeniesiony z polany Przysłop pod Baranią Górą na dzisiejsze miejsce, czyli ul. Lipową (obok dworca autobusowego). Obecnie jest siedzibą PTTK. Zameczek nie jest przeznaczony do zwiedzania, ale warto obejrzeć go z zewnątrz i pstryknąć fotkę.

pałacyk myśliwski © niradhara


Fotki można też pstrykać Wiśle – królowej polskich rzek, która tu jeszcze wygląda dość niepozornie. Siadam zatem nad miniaturowym wodospadzikiem i pozwalam się sfocić.

pstrykający Kajman © niradhara


nad wodospadzikiem © niradhara


Naszym głównym celem jest zamek w Grodźcu uznawany za jeden z piękniejszych tego typu obiektów na Śląsku Cieszyńskim. Pierwotny zbudowany został w XIV w. Od swych początków związany był z rodziną Grodeckich (Grodzieckich) z Brodu. Obecny zamek wystawił około 1580 r. Henryk Grodecki. Jest to dwupiętrowy, prostokątny budynek z trzema wieżami pośrodku elewacji frontowej i kolejnymi trzema od strony parku, co nadaje obiektowi charakter średniowiecznej warowni.

zamek Grodeckich © niradhara


zamek Grodeckich © niradhara


W rękach Grodeckich pozostawał do poł. XVII w. odkąd zamieszkali w nim baronowie Marklowscy z Żebraczy, Sobkowie z Kornic i Larischowie. W 1772 r. stał się własnością baronów Kalischów, zaś w XIX w. poprzez ożenki należał do baronów Zoblów von Giebelstadt oraz hrabiów Zamoyskich, którzy w 1884 r. sprzedali go bialskiemu przemysłowcowi von Strzygowskiemu. Od niego kupił zamek w roku 1927 dr Ernest Habicht, zamek odrestaurował i otoczył opieką bogate zbiory zamkowe z cenną biblioteką. Obecnie zamek jest własnością prywatną.

zamek Grodeckich © niradhara


park zamkowy © niradhara


Nie bardzo lubię wracać tą samą drogą, więc szybki rzut oka na mapę i jedziemy. Wkrótce okazuje się, że okiem nie należy jednak zbyt gwałtownie rzucać! Leśna droga robi się coraz węższa, aż wreszcie zanika. Przedzieramy się przez krzaczory, brnąc na azymut do ścieżki rowerowej.

na przełaj © niradhara


Wzdłuż Wisły po obu stronach wytyczone są trasy rowerowe, choć więc na załączonej mapce ślad się niemal pokrywa, to w rzeczywistości z powrotem jechaliśmy nieco inaczej.

ścieżka rowerowa nad Wisłą © niradhara


i znów wodospady © niradhara


płynie Wisła, płynie © niradhara


jak ktoś nie lubi campingów może zamieszkać tu © niradhara


też niezła miejscówka © niradhara


W mieście Wisła, jak zwykle w sobotę, tłumy ludzi. Bohatersko opieramy się pokusie kupienia na pamiątkę ciupagi i góralskiego kapelusika, udekorowania rowerów balonikami oraz zawarcia bliższej znajomości z Myszką Miki. Byle tylko dalej od tego gwaru i tłoku!

rozrywka dla mas © niradhara


na sportowo i na galowo © niradhara


Piotrek chyba zgłodniał © niradhara


w centrum Wisły harcują myszy © niradhara


Wracamy na camping, gdzie czeka na nas doktor Ed ze wzmacniającym zastrzykiem witamin. Dobrze, że opieka medyczna jest tu na najwyższym europejskim poziomie, bo przed nami przecież kolejna noc przy ognisku :-D

opieka medyczna na najwyższym poziomie © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic