Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2016

Dystans całkowity:165.39 km (w terenie 0.60 km; 0.36%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:1252 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:33.08 km
Więcej statystyk

żelazny temat

Niedziela, 9 października 2016 · Komentarze(8)
Artur, mój kolega z pracy, to prawdziwy człowiek z żelaza. Ukończył triathlon IRONMAN. Ma swój fanpage na FB. Kliknęłam „Lubię to”, by zamieszczane przez niego posty zmotywowały mnie do bardziej systematycznej jazdy.



Na początek trafiłam na taki:
"Co jest Twoją słabą stroną?
- motywacja by wyjść z domu …
- wymówki: że zmęczony, że brzydka pogoda, że za ciepło, że może jutro i takie tam…
- pogodzenie treningu z pracą, życiem rodzinnym, obowiązkami …
- a może alkohol, używki, papierosy, którym nie umiesz powiedzieć NIE …
- Twoja głowa, nogi, kręgosłup …
Jesteś tak silny jak Twoje najsłabsze ogniwo."




Mistrz każe się zastanowić… siadłam więc i zaczęłam rozmyślać. Szybko doszłam do wniosku, że posiadam prawie wszystkie  wyżej wymienione słabości (oprócz korzystania z używek – może szkoda?) i że cała jestem jednym wielkim słabym ogniwem. Zamiast trenować w pocie czoła, oddałam się więc interesującej lekturze w miękkim fotelu. No, ale do czytania nigdy nie trzeba było mnie specjalnie motywować.



Wszelako od czasu do czasu coś wygania mnie z domowych pieleszy. Wskakuję wtedy na rower. Tym, co każe mi jechać przed siebie, nie jest chęć pracy nad sobą i pobijania rekordów, ale hedonizm w najczystszej postaci. Podziwianie widoków, doznanie pieszczoty słońca i wiatru. No i ciekawość, dokąd zaprowadzi mnie droga, w którą właśnie skręciłam.



Czy to jednak nie ciekawość była tym, co kazało pierwszej małpie zejść z drzewa i rozpocząć eksplorację sawanny? To nie była małpa z żelaza, a jednak jej potomkowie podbili świat. Te zaś, które zanadto rozmyślały o swoich słabościach, po prostu wyginęły. Pocieszające, prawda? ;)



magneticlife.eu because life is magnetic

wyszło jak zwykle

Piątek, 7 października 2016 · Komentarze(5)
Kiedy po kilku deszczowych dniach wyjrzy nagle słońce, człowieka ogarnia  niepohamowana chęć wyskoczenia gdzieś z domu. Po powrocie z pracy zmieniłam więc tylko rower i ciuchy, i radośnie popedałowałam w kierunku Porąbki. 







Miałam plan. Bardzo dobry. Najpierw do Wielkiej Puszczy. Ach, jak cudnie się jechało! Płynący wzdłuż drogi wezbrany potok głośno, ale kojąco huczał... No i pomyślałam sobie, że może by pstryknąć jakąś  fotkę dla tych nieszczęśników, co to w mieście mieszkając jedynie ze smrodlawym potokiem aut na drodze mają do czynienia.



Tylko jedną, bo przecież bez porządnego statywu dobrego zdjęcia zrobić się nie da. No i zaczęło się ... zatrzymywanie co dwie minuty, złażenie na brzeg potoku, pstrykanie, pstrykanie, pstrykanie...  a czas płynął. 







Kiedy wreszcie dokulałam się do końca doliny, słońce dawno znikło za górami. Plan poszedł się paść, a ja, jak niepyszna, odtrąbiłam odwrót. Gładki asfalt, łagodny, długi zjazd. Niby fajnie ... tyle tylko, że nagle moje rękawiczki okazały się być niedostosowane do spadającej szybko temperatury i pędu powietrza. Palce u rąk zdrętwiały z zimna, a ja marzyłam tylko o powrocie do domu i przyklejeniu się do kominka. Tak to srogi los karze tych, co obijają się nad potokiem, zamiast realizować ambitne plany ;)


magneticlife.eu because life is magnetic

do Zagórnika

Sobota, 1 października 2016 · Komentarze(9)
Dawno tu nie byłam, a przecież Łupki Wierzchowskie, albo inaczej kaskada Wieprzówki, to jedno z moich ulubionych miejsc. Pomimo cudownej pogody było tu dzisiaj pusto i cicho. Wody w rzeczce trochę mało, więc wodospadziki nie prezentowały się szczególnie imponująco. Za to pani jesień zaczęła już przyozdabiać świat najpiękniejszymi barwami :)














magneticlife.eu because life is magnetic