Wpisy archiwalne w kategorii

Ziemia Oświęcimska

Dystans całkowity:1889.64 km (w terenie 12.50 km; 0.66%)
Czas w ruchu:04:38
Średnia prędkość:15.61 km/h
Suma podjazdów:8560 m
Liczba aktywności:39
Średnio na aktywność:48.45 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Niespieszny, plotkarsko-fotograficzny wypad z Dagmarą

Środa, 25 lipca 2018 · Komentarze(1)
Zazwyczaj jeżdżę sama. Jadę dokąd chcę, zatrzymuję się kiedy chcę, pstrykam kiedy chcę, pstrykam, pstrykam, pstrykam... Jak dotąd nie dane mi było znaleźć wielbicieli takiego stylu jazdy, aż wreszcie stał się cud i dziś wybrałyśmy się na pierwszy wspólny wypad z Dagmarą. Nareszcie ktoś, kto się donikąd nie spieszy i rozumie, że czasem trzeba postać 15 minut w krzakach, żeby sfotografować łabędzia uprawiającego jogę ;)









A to już nie łabędź, to ja. Dziękuję Dagmaro za zrobienie fotki. Zdecydowanie preferuję wstawianie na blog zdjęć krajobrazów, ale ostatnio czułam się już trochę anonimowa :D   



Dla kogoś, kto lubi fotografować, nie ma pór roku. Jest pora forsycji, magnolii, bzów, rzepaku... Właśnie zaczęła się pora słoneczników. Piękna, jak wszystkie pozostałe :)








magneticlife.eu because life is magnetic

Stawy Harmęże i inne bajora

Piątek, 6 lipca 2018 · Komentarze(2)
Upalny letni dzień nie zachęca do pokonywania podjazdów, wybrałam się więc dziś powłóczyć nieco pomiędzy stawami, w które Ziemia Oświęcimska obfituje. Trasa sympatycznie plaskata, wiodąca drogami, po których rzadko kto się porusza. Słychać tylko krzyki mew, rżenie koni i klekot boćków. Sielanka :)
















magneticlife.eu because life is magnetic

Pomiędzy stawami.

Niedziela, 15 kwietnia 2018 · Komentarze(2)
Przez wiele lat jeździłam na rowerze głównie po to, by cieszyć się pięknem świata i dokumentować je na zdjęciach. Zawsze woziłam ze sobą jakiś porządny  aparat fotograficzny.  Teraz postanowiłam pójść z duchem czasu i próbuję pstrykać telefonem. Nie jestem tak w 100 % przekonana do tego eksperymentu, bo jakoś zdjęć cierpi, ale z pewnością jest to wygodniejsze. A Wy czym robicie fotki?








magneticlife.eu because life is magnetic

Inauguracja sezonu

Sobota, 14 kwietnia 2018 · Komentarze(2)
Chyba jeszcze nigdy tak późno nie rozpoczynałam sezonu rowerowego. Lepiej jednak późno, niż wcale. Mam nadzieję, że będzie lepszy od ubiegłorocznego i jeszcze kilku poprzednich. Przez ostatnie lata zbyt wiele czasu spędzałam w ogrodzie, a zbyt mało na siodełku. Chciałabym, żeby to się zmieniło... Może się uda...






magneticlife.eu because life is magnetic

spotkanie z bestią

Sobota, 5 sierpnia 2017 · Komentarze(3)
Rano, za dziesięć czwarta. Według Funia to świetna pora, żeby wstać. Próbuję go ignorować, ale naprawdę trudno jest spać będąc lizanym po nosie. Imię naszego psiaka zostało wybrane w wyniku ogłoszonego onegdaj na Bikestats konkursu, zaczynam się jednak ostatnio zastanawiać, czy nie dołożyć mu przydomka Pobudnik Namolny ;)

No cóż, przynajmniej zaliczam kolejny rowerowy świt.  Robione wczesnym rankiem zdjęcia są najefektowniejsze, gdy ubarwione kryjącym się jeszcze za horyzontem słońcem chmury odbijają się w wodzie. Zaczynam więc od mostu tęczowego na Sole.



Kolejny przystanek na pieszo-rowerowej kładce do Kęt. Usiłuję uchwycić jakiś fajny kadr z widokiem na góry, ale niebo powlokła właśnie ponura kołderka, światło jest banalne i nic  mi z focenia nie wychodzi. Może w drugą stronę będzie lepiej? Opieram się o barierkę... OMG... Co za bestia!  Fala paniki rodzi się w żołądku, ściska serce i dociera do głowy. Jeśli zejdę tu na zawał, to nie tylko bestia, ale wszystkie jej dzieci i wnuki będą miały co jeść do końca życia! Są przecież mięsożerne. Stoję sparaliżowana. Bestia łypie okiem i czeka na mój nieuważny ruch... Cofam się powoli, by nie wpaść w sieci. Udało się. Serce wali jeszcze jak oszalałe, ale nie mogę przecież tak po prostu odjechać. Muszę, po prostu muszę jej zrobić zdjęcie, by ostrzec innych. Jak mawiał klasyk - nie jedźcie tą drogą ;)






Zrobione. A teraz byle dalej stąd, najlepiej gdzieś do cywilizacji, gdzie tak straszliwe niebezpieczeństwa nie czyhają na niewinne rowerzystki. Uliczki Kęt są jeszcze wyludnione. Miasteczko nadal śpi. Niech śpi, nie będę go budzić. Jadę dalej.



Fragment zielonego szlaku rowerowego pomiędzy Malcem a Osiekiem to jedno z tych miejsc, które szczególnie lubię. Rozległa przestrzeń, malownicze pagórki. Powiewy wiatru delikatnie pieszczą skórę. Kraina łagodności jest jeszcze pusta i tak cicha, że wydaje się wręcz nierealna. 









Dojeżdżam wreszcie nad stawy w Malcu. Miałabym ochotę jechać dalej, ale uświadamiam sobie, że nie zabrałam nic do jedzenia, a głód powoli daje o sobie znać. Gorzka kawa i serek homogenizowany to jednak trochę mało, jak na śniadanie. W najbliższej okolicy nie ma, o ile pamiętam, żadnych sklepów,  pora więc wracać do domu. Ot, proza życia.






Powrotna droga do romantycznych już nie należy. Minęła złota godzina. Aparat bezczynnie spoczywa w sakwie. No, z jednym wyjątkiem. Taka broda aż się prosi o portrecik, nie sądzicie?  :)






magneticlife.eu because life is magnetic

ptasia przejażdżka

Środa, 2 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
Natarczywy, wilgotny język obudził mnie o 5 rano.  Próżno tłumaczyłam Funiowi, że chciałabym jeszcze pospać. Radosnym szczekaniem oznajmił, że  szkoda dnia na wylegiwanie się w łóżku. No cóż zwlokłam się... Zaparzyłam kawę i wspólnie podziwialiśmy wschód słońca. Tak naprawdę nie wiem, na ile psy są wrażliwe na piękno takich widoków, ale Funio patrzył w kierunku wolno wznoszącej się złotej kuli i radośnie merdał ogonem. Pomyślałam, że skoro już nie śpię, to warto wybrać się na przejażdżkę, zanim temperatura nie stanie się tropikalna.



Pomysł okazał się dobry, bo w okolicach Starej Wsi udało mi się pstryknąć fotkę czapli, z natury płochliwej i trudnej do uwiecznienia. Może powinnam częściej zamawiać u Funia budzenie?  ;)








magneticlife.eu because life is magnetic

gdzie oczy poniosą

Niedziela, 14 maja 2017 · Komentarze(7)
Mówią, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Próbować jednak można. Postanowiłam dzisiaj odświeżyć sobie dawno niejeżdżone trasy. Poniosło mnie na północ, w stronę Brzeszcz - kolebki Królowej Broszek. No cóż, nie wydaje się, żeby pełniąc urząd burmistrza doprowadziła miasto do kwitnącego stanu. Zalegające przy kopalni niebotyczne hałdy węgla też zdają się nie wróżyć najlepiej na przyszłość.












Z Brzeszcz pokulałam się w stronę stawów Harmęże.  Gdyby jednak  tak uczciwie opisać dalszą jazdę należałoby raczej zamiast "gdzie oczy poniosą" użyć określenia "gdzie skleroza poniesie", bo okazało się, że drogi mi się pomyliły i wyjechałam wcale nie tam, gdzie chciałam, tylko w Brzezince. 







Powrót "na czuja" okazał się kolejną porażką, bo zgubił mi się asfalt, musiałam jechać wałem po żwirku. Dopiero po przejechaniu mostu na Wiśle (to ta niepozorna rzeczka na zdjęciu), wróciłam do cywilizacji.





Na osłodę trafiło mi się zaglądanie przez szybkę do szesnastowiecznego, drewnianego kościółka św. Barbary w Górze. 





A potem już do domu, znanymi, rzepaczystymi drogami :)




magneticlife.eu because life is magnetic