Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:491.33 km (w terenie 97.00 km; 19.74%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:2434 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:40.94 km
Więcej statystyk

nieoczekiwana dekapitacja na szlaku zamków krzyżackich

Wtorek, 31 lipca 2012 · Komentarze(14)
Mazury to kraina zamków krzyżackich i gotyckich kościołów, na dziś więc zaplanowaliśmy sobie trasę tak, by zobaczyć jak najwięcej tych budowli.

dekapitacja Niradhary © niradhara


Ranek wita nas ciepły i słoneczny. No, może niezupełnie jest to ranek, jako że wczorajszego wieczora intensywnie integrowaliśmy się z campingowymi sąsiadami, wspominając wspólnie przeżyty biały szkwał i snując nocne rodaków rozmowy.

no to w drogę © niradhara


Szosa z Giżycka do Kętrzyna jest dość ruchliwa, niestety nie ma alternatywy. W zadumę nad naturą ludzką wprawia mnie pewien kierowca ciężarówki. Droga wąska, bez pobocza, na środku ciągła linia, żal mi się go zrobiło, że musi się za mną wlec, bo w końcu on jest w pracy a ja jadę dla przyjemności, więc jak tylko obok drogi trafia się kawałek trawy niższej niż do pasa, zjeżdżam i zatrzymuję się, żeby bidoczek mógł nieco przyspieszyć. W podziękowaniu, mijając mnie, facet stuka się po głowie i robi jeszcze jakieś inne miny i gesty, ale niestety mowa jego ciała nie jest dla mnie dostatecznie czytelna.

bazylika w Kętrzynie © niradhara


Wreszcie, w miłym towarzystwie tirów, dojeżdżamy do Kętrzyna. Znajduje się tu gotycki kościół otoczony pozostałościami miejskich murów obronnych z basztami. Świątynia zbudowana w II połowie XIV wieku przez Krzyżaków, a rozbudowana w początku wieku XV jest rzadkim przykładem obronnej architektury sakralnej. Sprawia wrażenie zamku.

będziemy zwiedzać bazylikę © niradhara


nie tylko my zwiedzamy © niradhara


Ponad 40-metrowa wieża zachodnia, pełniła niegdyś funkcję wieży obserwacyjnej. Tak pisze w przewodniku, ale ja w to nie wierzę. Moim zdaniem wieże budowane były wyłącznie po to, by turyści za drobną opłatą mogli zasapać się na stromych stopniach, a potem cykać bez opamiętania panoramę miasta ;-)

schodami w górę © niradhara


widok za 4 zł © niradhara


widok za 4 zł © niradhara


W bazylice udostępniono do zwiedzania lochy. Całe 5 metrów kwadratowych! Jest też muzeum, gdzie wyeksponowano około 10 świeczników i ze 3 kielichy mszalne. Same atrakcje ;-)

wnętrze bazyliki © niradhara


wnętrze bazyliki © niradhara


kolorowe światło © niradhara


ostatni rzut oka na bazylikę © niradhara


Oglądamy co się da, po czym podjeżdżamy do zamku krzyżackiego. Tu spotyka mnie dramatyczna przygoda. Parkuję nieprawidłowo na przyzamkowym parkingu, które to wykroczenie, na mocy statutu zakonu krzyżackiego, karane jest ścięciem. Wezwany natychmiast kat ostrzy topór, jedno uderzenie i …

Piotrek w samą porą łapie toczącą się po ziemi głowę. Na szczęście zawszę wożę ze sobą „kropelkę” i głowę udaje się przykleić na swoje miejsce ;-D

dziedziniec zamku krzyżackiego © niradhara


Zamek jest jednym z częściej odwiedzanych zabytków w okolicy. Jego budowę rozpoczęto prawdopodobnie po nadaniu Kętrzynowi praw miejskich w 1357 r. Jest to obiekt trzyskrzydłowy zbudowany na planie zbliżonym do kwadratu wokół niewielkiego dziedzińca. W reprezentacyjnym skrzydle północnym mieścił się refektarz, pomieszczenia mieszkalne krzyżackiego urzędnika - prokuratora oraz kaplica.

zamek krzyżacki © niradhara


dziedziniec zamku krzyżackiego © niradhara


Po 1525 r. zamek pozostawał siedzibą starostów książęcych. Był wielokrotnie przebudowywany. Na dziedzińcu dobudowano okrągłą wieżę z klatką schodową, rozebrano górne kondygnacje skrzydła północnego, wykonano nowe otwory okienne i zmieniono niektóre partie murów. W 1945 roku wojska sowieckie spaliły zamek. Został odbudowany w latach 1962-67 . Obecnie mieści się tu muzeum. Zwiedzaliśmy je parę lat temu, dziś więc odpuszczamy.

Piotrek foci © niradhara


Po dramatycznych przeżyciach posilamy się obiadem i wyruszamy w stronę Barcian. W Starej Różance, tuż przy drodze stoi wiatrak z połowy XIX wieku o konstrukcji typu holenderskiego z obrotową konstrukcją dachową. Jest do sprzedania. Może ktoś z Was chciałby w nim zamieszkać?

wiatrak w Starej Różance © niradhara


W miejscowości o intrygującej nazwie Winda zauważamy ciekawy kościół. Zbudowano go w pierwszej połowy XV wieku. Nazwa wsi pochodzi, jak się okazało, od jej założyciela komtura Fryderyka von Wenden.

przydrożny kościółek © niradhara


skromne wnętrze © niradhara


kościelne organy © niradhara


Wreszcie dojeżdżamy do Barcian. Oglądamy tu zamek krzyżacki zbudowany na wzniesieniu w końcu XIV wieku, na miejscu starego drewnianego grodu pruskiego. Zbudowany z cegły na planie czworoboku, z dwiema basztami, przeznaczony był początkowo na siedzibę komturstwa, ostatecznie rezydował tu krzyżacki prokurator.

zamek krzyżacki w Barcianach © niradhara


Kilkukrotnie przebudowywany, po zniszczeniach w.czasie wojny trzynastoletniej powoli stracił swe pierwotne znaczenie. Od połowy XIXw. do.1945r. zamek był własnością prywatną, a potem w użytku PGR. Zachowało się skrzydło wschodnie oraz mury i fundamenty skrzydła północnego. Obecnie w rękach prywatnych. Trwają prace remontowe. Docelowo ma tu być hotel.

teren budowy - wstęp wzbroniony © niradhara


Słońce dawno już skryło się za chmurami, czasem spada kilka kropel deszczu, zrywa się wiatr, zaczyna być zimno. Ja jestem oczywiście przygotowana na każdą sytuację, Piotrek, który nie jest tak przewidujący, ma na sobie bluzkę bez rękawów. Żeby wyjść z twarzą robi kąśliwe uwagi na temat kożucha, ale nie wygląda na spoconego.

robi się zimno © niradhara


zamek krzyżacki w Barcianach © niradhara


Godny zobaczenia jest również gotycki kościół w Barcianach, pochodzący z XVI w. Drzwi są zamknięte, ale można zajrzeć przez okienko.

gotycki kościół w Barcianach © niradhara


gotycki kościół w Barcianach © niradhara


widoczek z drogi © niradhara


Kolejną ciekawą miejscowością na trasie jest Srokowo. Można tu zobaczyć wzniesiony w 1409 roku kościół. Jest to świątynia jednonawowa, z wieżą od zachodu.

stare i nowe © niradhara


przytulone Kellyski © niradhara


rzut oka do wnętrza świątyni © niradhara


Na srokowskim rynku warto zwrócić uwagę na ratusz wybudowany z fundacji Jana Zygmunta w latach 1608-1611. Na ratuszu znajduje się kartusz z jego herbem. Obok ratusza zachował się XVIII-wieczny spichlerz z muru pruskiego.

rynek w Srokowie © niradhara


uroczy detal © niradhara


Jadąc w kierunku Węgorzewa mija się Kanał Mazurski. W zamyśle budowniczych miał on służyć jako droga wodna od Wielkich Jezior Mazurskich do rzeki Pregoły i dalej do Bałtyku, a dodatkowo pomóc w osuszeniu 17 tysięcy hektarów mazurskich łąk. Pierwotna idea budowy kanału powstała już około roku 1865. Jak na owe czasy było to niezwykle śmiałe przedsięwzięcie hydrotechniczne, zakładające wiele unikalnych nowych rozwiązań. Ostatecznie budowę rozpoczęto w roku 1911, ale w 1914 przerwano ją ze względu na wybuch wojny. Prace wznowiono w 1934 i prowadzono do 1940, kiedy zostały ponownie wstrzymane. Materiały i sprzęt pozostawały jeszcze przez pewien czas na placu budowy, ale po 1945 robót nie kontynuowano, oficjalnie uznano całą konstrukcję za nieopłacalną i ostatecznie jej zaniechano.

stara śluza w Leśniewie © niradhara


przed nami pusta droga © niradhara


Mazury to kraina bocianów © niradhara


Dojeżdżamy wreszcie do Węgorzewa. Tu również Krzyżacy wybudowali kiedyś zamek. Obecnie znajduje się on w rękach prywatnych, zasłonięty przed całym światem wysokim płotem. Nie da się nawet zrobić fajnej fotki, nie ma się więc po co zatrzymywać.

cmentarz wojenny w Węgorzewie © niradhara


Z Węgorzewa aż do Ogonek poprowadzono ścieżkę rowerową. Szkoda tylko trochę, że kostka, którą jest wyłożona, z urody i funkcjonalności przypomina nieco kocie łby.

ścieżka rowerowa z Węgorzewa do Ogonków © niradhara


Od Harszu jedziemy znaną już i obfotografowaną wcześniej drogą, przyspieszamy zatem nieco, zwłaszcza, że Piotrek robi się już nieco siny z zimna. Następnym razem może pomyśli o zabraniu ze sobą jakiejś cieplejszej bluzy lub kurteczki na wszelki wypadek. I tak mamy szczęście, deszcz zaczął lać dokładnie w chwili, gdy dojechaliśmy na camping :-)

widok na jezioro Święcajty © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

10 w skali Beauforta

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(19)
Od rana coś wisiało w powietrzu. Gorąc, wilgoć i niepokojące zapowiedzi załamania pogody sprawiły, że postanowiliśmy nie oddalać się zbytnio od campingu. Kilka dni temu zauważyliśmy w Wilkasach super ścieżkę, wręcz autostradę rowerową prowadzącą gdzieś na zachód, postanowiliśmy zatem zbadać dokąd ona prowadzi.

początek rowerowej autostrady © niradhara


przystań w Wilkasach © niradhara


przystań w Wilkasach © niradhara


Z tablicy informacyjnej wynikało, że to pierwszy etap ścieżki rowerowej wokół jeziora Niegocin. Początek świetny - asfalt, dwa pasy ruchu. Niestety, po kilkuset metrach rowerowa autostrada się skończyła. Cóż, może przetarg na jej wykonanie wygrali Chińczycy…

koniec asfaltu © niradhara


Nie mieliśmy ochoty jeździć po lesie, zbyt wiele bzyczało w nim much, najwyraźniej złaknionych naszej krwi. Postanowiliśmy pojechać asfaltem do Sterlawek Małych, by zobaczyć zabytkowy wiatrak.

widok na jezioro Dejgunek © niradhara


To ciekawa konstrukcja, typu holenderskiego. Ośmioboczny budynek pokryty jest obrotowym dachem. Zdolność obrotu o 360 stopni pozwala na ustawienie powierzchni skrzydeł prostopadle do kierunku wiatru. Niestety ten akurat dziewiętnastowieczny wiatrak dziś jest już bezskrzydły i nie służy celowi, do którego został wybudowany. Jest po prostu domem mieszkalnym.

wiatrak w Sterlawkach © niradhara


Upał wzmagał się z każdą chwilą. Piotrek próbował mnie namówić na jazdę terenem wzdłuż brzegu jeziora Dejguny, ale nie czułam się zbyt dobrze. Postanowiłam wrócić na camping. Piotrek, rad nierad, też wrócił.

tam jest nasz camping © niradhara


Po południu niebo zaciągnęło się chmurami, gdzieś w oddali rozległy się grzmoty. Zaczęliśmy właśnie wstawiać rzeczy do środka i zamykać okna, gdy nagle, dosłownie w ułamku sekundy zaczął się kataklizm. W powietrzu latały ubrania, pontony, namioty.

podtopiona kanadyjka © niradhara


Desperacko walczyliśmy z wiatrem, usiłując uratować przedsionek przed zniszczeniem. Udało się, ocalał jako jedyny na całym campingu. Wszystko trwało około 5 minut, po których wokół nas zobaczyliśmy pobojowisko. Pełna relacja zamieszczona jest na blogu Piotrka, nie będę się więc powtarzać.

Piotrek ratuje dobytek campingowego sąsiada © niradhara


Jedyne, o czym koniecznie muszę napisać to fakt, że po uderzeniu wiatru nikt z kierownictwa campingu nie pofatygował się ocenić sytuacji, zapytać czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Gdy zaniepokojona tym, że do godziny 21 nikt nie postawił z powrotem porwanego przez wiatr namiotu, poszłam do recepcji prosić przynajmniej o sprawdzenie, czy powrócił wypożyczony sprzęt pływający, usłyszałam „jestem zmęczona”. No comment!!!

namiot porwany przez wiatr © niradhara


Camping "Eliksir', w Gutach nad jeziorem Kisajno. Zapraszam :-(

na szczęście nikt nie stał pod tym drzewem © niradhara




A to kilka fotek z campingu zrobionych dzień po przejściu huraganu.

the day after © niradhara


the day after © niradhara


the day after © niradhara


pod tym drzewem stała nasza przyczepa © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

po piachu i kocich łbach

Piątek, 27 lipca 2012 · Komentarze(8)
Głównym celem naszej dzisiejszej wycieczki ma być pałac w Sztynorcie. Jedziemy jednak do niego nieco naokoło, ponieważ Piotrek koniecznie chce odwiedzić znajdującą się w Spytkowie wioskę indiańską.

tylko piach, piach, piach © niradhara


Ten rejon Mazur jest specyficzny jeśli chodzi o sieć dróg – niewiele tu bocznych dróg asfaltowych, do wyboru mamy albo ruchliwe trasy przelotowe albo piach. Ewentualne bliskie spotkanie z piaszczystą glebą jest jednak mniej groźne w skutkach niż spotkanie z tirem, wybieramy zatem drugi wariant.

wioska indiańska © niradhara


stroje indiańskich kobiet © niradhara


Indiańska wioska znajduje się na skraju miejscowości Spytkowo koło Giżycka. Jest to plenerowe muzeum, w którym prezentowanych jest ponad sto eksponatów obrazujących życie dawnych Indian z obszaru Wielkich Równin. Są tu stroje i broń wojowników, przedmioty związane z religią i magią, narzędzia, stroje i ozdoby kobiece, dziecięce zabawki itd. O ich przeznaczeniu i sposobie wytwarzania opowiada miła pani przewodnik. Za drobną opłatą można sobie tez postrzelać z łuku, ale tę atrakcję sobie odpuszczamy.

zabawki dla dzieci © niradhara


przedmioty magiczne © niradhara


stroje męskie © niradhara


broń prawdziwych mężczyzn © niradhara


Piotrek lubi wszystko wiedzieć © niradhara


indiańska kronika © niradhara


bociek zwiedza indiańska wioskę © niradhara


Znów piaszczysty odcinek drogi, widoczki sielskie, ale że poruszamy się wolno, wszystkie okoliczne muchy upatrują nas sobie za cel ataków.

pusto i piaszczyście © niradhara


W Pieczarkach wracamy na asfalt. Co za ulga! W okolicy nie ma zbyt wielu atrakcji, zatrzymujemy się zatem tylko na chwilę przy malowniczym kościółku w Pozezdrzu, żeby zrobić kilka fotek.

kościółek w Pozezdrzu © niradhara


wnętrze widziane przez szybkę w drzwiach © niradhara


głaż narzutowy w Harszu © niradhara


Dłuższy postój robimy dopiero nad jeziorem Harsz. Zjadamy pyszne, zabrane ze sobą jagodzianki i chłodzimy się nieco w wodach jeziora. Szkoda, że nie mamy ze sobą kostiumów kąpielowych. Można byłoby trochę popływać, a tak trzeba poprzestać na zamoczeniu nóg :-(

szkoda, że nie mam kostiumu kąpielowego © niradhara


nie tylko my chcemy się tu ochłodzić © niradhara


jezioro Kirsajty © niradhara


jezioro Kirsajty © niradhara


jezioro Dargin © niradhara


Dojeżdżamy wreszcie do Sztynortu. Zauroczony tym miejscem Ignacy Krasicki powiedział niegdyś „Kto ma Sztynort ten posiada Mazury” .

zabudowania Sztynortu © niradhara


Przez 400 lat Sztynort był siedzibą starego i znamienitego rodu szlachty pruskiej von Lehndorff. Ziemie były początkowo oddane w lenno, później przekazane na własność. Dokumenty rodzinne świadczą, że Lehndorffowie otrzymali przywilej nadania "wielkiej dziczy nad jeziorem" już na początku XVIw.

pałac w Sztynorcie © niradhara


pałac w Sztynorcie © niradhara


Ostatnim dziedzicem Sztynortu był Heinrich von Lehndorff, który został stracony za udział w zamachu na Hitlera. Jego cztery córki postawiły mu pomnik. Jest to ogromny mazurski głaz, na którym w językach polskim i niemieckim wypisane zostało zdanie z pożegnalnego listu hrabiego Lehndorffa do rodziny, napisanego w przedzień egzekucji: "Stajemy w obliczu daleko idących przemian, pod wpływem których nasze dotychczasowe życie stopniowo odchodzi w niebyt, ustępując miejsca całkowicie odmiennym normom".

tablica pamiątkowa © niradhara


Będąc w Sztynorcie koniecznie zajrzeć należy do słynnej na całe mazury tawerny „Zęza”. Tu co wieczór zbierają się żeglarze i przy dźwięku gitar śpiewają szanty. Niestety, byliśmy zbyt wcześnie i nie dane nam było ich posłuchać.

kultowa tawerna "Zęza" © niradhara


port w Sztynorcie © niradhara


port w Sztynorcie © niradhara


Posileni spożytą w tawernie zupą chmielową żegnamy Sztynort. Gładkim asfaltem dojeżdżamy do głównej drogi i… zonk!!! Główna (ha, ha) droga wybrukowana jest kocimi łbami. Cóż z tego, że na głowie kask, skoro mózg od wewnątrz co chwila uderza o czaszkę. Ciekawe czy robią się na nim siniaki?

darmowy masaż wibracyjny pośladków © niradhara


Wytyczona trasa rowerowa skręca wreszcie na mniej urazogenną, piaszczystą drogę. Tempo jazdy nadal wolne, pęd powietrza nie chłodzi, a słońce praży niemiłosiernie. No i znów dopadają nas muchy.

sielski krajobraz © niradhara


Dopiero od maleńkiej miejscowości Doba, od której nazwę swą bierze jezioro Dobskie, wracamy na asfalt, w cień drzew i radując się życiem wracamy na camping.

przed nami pojawia się jezioro Dobskie © niradhara


tuż po zachodzie słońca © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

czerwona kartka dla sołtysa

Wtorek, 24 lipca 2012 · Komentarze(13)
O głazowisku Fuledzki Róg jest wzmianka w każdym przewodniku po Mazurach. Jest to rezerwat przyrody nieożywionej im. prof. Stanisława Małkowskiego, stanowiący część rezerwatu „Jezioro Dobskie”. Powstał w celu zachowania reliktowego krajobrazu polodowcowego, mającego charakter pierwotnego głazowiska, które jest położone w utworach moreny czołowej. Znajduje się tu około 6000 głazów porośniętych unikalnymi roślinami. Największy ma 9,3 m w obwodzie i wysokość 2m. prawdopodobnie zostały przyniesione przez lodowiec z wyspy Gotlandii na Bałtyku.

jedziemy wzdłuż brzegu jeziora Kisajno © niradhara


Rezerwat znajduje się o rzut beretem od campingu, na którym właśnie mieszkamy. Grzechem byłoby go nie odwiedzić!

nieodłączny towarzysz :-) © niradhara


drogą pylistą, drogą polną... © niradhara


Jedziemy najpierw niebieskim szlakiem rowerowym, a potem skręcamy w prowadzącą do Fuledy polną drogę. Jesteśmy tak blisko zatłoczonego i gwarnego Giżycka, a jakby w innym świecie. Przypomina mi się śpiewana często przy ognisku na campingowych zlotach „Krajka”…



Rozległa przestrzeń wokół, cienisty szpaler przydrożnych drzew, brzęczenie pszczół… Takie chwile leczą duszę i przywracają wewnętrzny spokój.

cieniste wytchnienie © niradhara


królestwo pszczół © niradhara


przed nami jezioro Dobskie © niradhara


W końcu przed nami pojawia się jezioro Dobskie. Jak poinformowała nas wcześniej spotkana miła pani, głazowiska należy szukać za rozpadającą się stodołą. Ostrzegła nas jednak, że szanse na jego zlokalizowanie są nikłe, bo sołtys nie lubi turystów i nie zadbał o wykoszenie terenu.

Piotrek szuka głazowiska © niradhara


Mimo wszystko próbujemy szukać, nie my jedni zresztą. Niestety wszechobecny widok rozrośniętych chaszczy szybko uświadamia nam, że zanim my znajdziemy choć jeden głaz, komary, muchy i kleszcze z pewnością znajdą nas. Cóż za zawód! Piotrek proponuje powrót na camping i pocieszenie się zimnym piwem. :-(

jak widać, nie on jeden szuka © niradhara


Niniejszym ogłaszam wszem i wobec, że za tak tragiczne zaniedbanie sołtys Fuledy otrzymuje od nas czerwoną kartkę!


magneticlife.eu because life is magnetic

przeprowadzka

Poniedziałek, 23 lipca 2012 · Komentarze(11)
Wczorajszy wpis Piotrek zakończył słowami: „Po powrocie na kamping niemiła niespodzianka, ale o tym jutro.” Ową niespodziankę sprawił nam burak, który wbrew wszelkim zasadom campingowego savoir-vivre ustawił się dwa metry od nas, zasłaniając nam nie tylko jezioro, ale niemal cały świat i praktycznie pozbawiając dojścia do kanadyjki. To, w połączeniu z niemiłosiernie cielącym się internetem, przepełniło czarę goryczy.

teraz mieszkamy nad jeziorem Kisajno © niradhara


Dziś, przed szóstą rano zbudziły mnie odgłosy pakowania się. Piotrek wyszukał w sieci namiary na camping w Gutach, nad brzegiem jeziora Kisajno. OK, przenosimy się. Decyzja okazała się nadzwyczaj trafna. Tu naprawdę jest pięknie, a ludzi bez porównania mniej niż nad Niegocinem.

campingowa przystań © niradhara


z tego pomostu wyruszamy na jezioro © niradhara


Rozbijanie obozowiska zajęło nam sporo czasu. Cały czas wabiła nas rozpościerająca się przed oczami tafla wody i tak to w dniu dzisiejszym kanadyjka wygrała z rowerami :-)

fotka robiona przez lewe ramię © niradhara


jest tak pięknie, że aż chce się żyć :-) © niradhara



Ze smutkiem muszę stwierdzić, że kanadyjki najwyraźniej wychodzą z mody, być może dlatego, że płynąć nimi można tylko tak daleko, jak na to pozwala siła własnych mięśni…

oni płyną bez wysiłku © niradhara


podpływamy do brzegu © niradhara


Jezioro Kisajno ma rozwiniętą linię brzegową, urozmaiconą półwyspami i zatokami oraz wieloma wyspami. Na skutek działania moreny dennej kompleks ten nie jest zbyt głęboki. Mielizny i nieoznaczone kamienie stanowią utrudnienie dla żaglówek. Pasmo trzcin rosnących na brzegach i kamienie wystające spod tafli wody utrudniają cumowanie "na dziko". Oczywiście nie nam, kanadyjką można podpłynąć wszędzie.

kwitnące wodorosty © niradhara


pomosty dla żab © niradhara


Wyspy na jeziorze Kisajno zostały objęte ścisłym rezerwatem. Utworzono go nie tylko dla ochrony miejsc lęgowych ptactwa wodnego i błotnego oraz miejsc odpoczynku w czasie wiosennych i jesiennych przelotów, ale również do ochrony krajobrazu naturalnego i polodowcowego, głazowisk w utworach morenowych i zarośli trzcinowych wokół wysp.

rezerwat ptactwa © niradhara


Na wszystkich objętych rezerwatem wyspach obowiązuje bezwzględny zakaz wstępu i biwakowania. Żeby jednak o owym zakazie się dowiedzieć należy najpierw dobić do brzegu, wyjść na ląd, poczytać zasłoniętą nieco przez gałęzie tablicę informacyjną, czyli de facto złamać go na samym wstępie :-(

co też tam pisze? © niradhara


To był niezwykle piękny dzień…

magneticlife.eu because life is magnetic

Ryn i okolice

Niedziela, 22 lipca 2012 · Komentarze(15)
Zaspaliśmy! Nie nasza to jednak wina, a wolnego, żółwiego wręcz łącza na campingu, przez które Piotrek zakończył robienie wpisu z wczorajszej wycieczki o 2 w nocy. O zaplanowanej na dziś dłuższej trasie nie było już co marzyć, naprędce decydujemy więc, że pojedziemy co Rynu, a potem się zobaczy co dalej.

Jezioro Jagodne © niradhara


Droga z Rydzewa do Rynu biegnie początkowo brzegiem jeziora Jagodnego. Po wodnej tafli cicho suną żaglówki. W przeciwieństwie do jeziora Niegocin, niewielu tu rozpartych w ryczących motorówkach „królów życia”, rozglądających się wokół czy aby miny gapiów świadczą, iż wystarczająco podziwiają ich wypasione maszyny i wydatne mięśnie piwne.

zadowolony z życia Kajman © niradhara


Jezioro Jagodne © niradhara


Z trasy zbaczamy okapinkę do Szymonki, żeby zobaczyć zbudowany w latach drugiej połowie XIX w. kościół. Ponoć są tu w okolicy też pozostałości bunkrów, ale trzeba ich szukać po krzakach, więc rezygnujemy.

kościół w Szymonce © niradhara


Dojeżdżamy do Rynu. Jego największą atrakcją turystyczną jest położony na wzniesieniu pomiędzy Jeziorem Ryńskim i Ołowskim zamek. Zbudowany w stylu gotyckim przez wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego Winricha von Kniprode w 2 połowie XIV wieku w miejscu drewnianej warowni. Był siedzibą komturów, później wójtów krzyżackich. U schyłku XIV wieku komturem na zamku był Konrad von Wallenrode, który zainspirował Adama Mickiewicza do napisania poematu "Konrad Wallenrod". Po 1525 zamek stał się siedzibą starostów książęcych. W 1853 przebudowany na więzienie.

hotel krzyżacki w Rynie © niradhara


Zachowały się liczne fragmenty pierwotnego założenia. m.in. wieża z klatką schodową i sklepienia piwniczne. Obecnie znajduje się tu Mazurskie Centrum Kongresowo-Wypoczynkowe "Zamek - Ryn" czyli po prostu hotel i restauracja.

hotel krzyżacki w Rynie © niradhara


Jest pora obiadowa, a w znajdującym się nad brzegiem jeziora gościńcu “Ryński Młyn” podają dania regionalne, w tym pierogi, których jestem fanatyczną wielbicielką. W gwarze warmińskiej pierogi zwą się „dzyndzałki”. Zamawiam zatem dzyndzałki z grzybami i kapustą. Palce lizać!

Gościniec Ryński Młyn © niradhara


koło wodne nadal działa © niradhara


pora na obiad © niradhara


pierogi z kapustą i grzybami - pychotka © niradhara


Po przyjrzeniu się mapie, na której wcześniej przezornie zakreśliłam wszystkie lokalne atrakcje, decydujemy się jechać do Nakomian. Na bocznych drogach, którymi się poruszamy, prawie wcale nie ma ruchu samochodowego. Krajobraz urozmaicony, aż dziw że oprócz nas naliczyliśmy zaledwie pięciu innych rowerzystów.

zboża już dojrzewają © niradhara


świetnie się jeździ takimi pustymi drogami © niradhara


cicho, spokojnie, tylko pszczółki sobie brzęczą © niradhara


na drodze wciąż pusto © niradhara


przez Nakomiady przemknęło kilku rowerzystów © niradhara


Kościół w Nakomiadach został wzniesiony prawdopodobnie w 1392 roku. Początkowo kościołem p.w. św. Antoniego zarządzał krzyżacki kapelan, rezydujący na zamku w Rynie. W 1556 r powstała tu parafia protestancka. Kościółek został gruntownie wyremontowany i pomalowany na biało w 1932 roku. Wolno stojącą drewnianą dzwonnicę zlikwidowano, a na jej miejscu wzniesiono przyległą do świątyni wieżę. Dobudowano także kruchtę i zakrystię. W 1980 roku kościół ponownie stał się rzymskokatolicki, a na jego patrona wybrano św. Józefa. Według jednej z legend kościół miał być połączony tunelami z pobliskim zameczkiem krzyżackim.

kościół w Nakomiadach © niradhara


Barokowy pałac w Nakomiadach wybudowany został w latach 1664-80 dla Jana von Hoverbecka, w miejscu średniowiecznej krzyżackiej warowni. W 1705 roku budowla została rozbudowana. Powstała wtedy piętrowa budowla założona na planie prostokąta, nakryta czterospadowym dachem. Całość otoczona jest parkiem krajobrazowym ze stawem.

pałac w Nakomiadach © niradhara


Po II wojnie światowej na terenie pałacu zorganizowano szkołę, a potem utworzono przedszkole, świetlicę i biura PGR oraz mieszkania jego pracowników. W 1985 roku wykwaterowano wszystkich mieszkańców i rozpoczęto gruntowny remont, który nigdy nie został zakończony, a tylko przyczynił się do dalszej dewastacji obiektu. Wycięto podłogi, wyrąbano siekierami drzwi i zawiasy, rozebrano część dachu i wreszcie całkowicie zatopiono ogromne piwnice. Od połowy 1998 roku w pałacu trwają prace remontowo-konserwatorskie prowadzone przez nowego właściciela.

manufaktura ceramiczna w Nakomiadach © niradhara


Najciekawszym obiektem w Nakomiadach jest, moim zdaniem, manufaktura ceramiczna, która powstała na początku XVIII wieku na potrzeby rozbudowy pałacu. Zaczęło się do wyrobu i wypalania cegły. Dzisiaj wykonuje repliki wielu modeli portali i pieców, płyty ścienne, kafelki i wiele innych ceramicznych dzieł sztuki.

manufaktura ceramiczna w Nakomiadach © niradhara


Właściciel manufaktury, pan Piotr Ciszek, pisze o sobie:
„Szczególnie rozkochałem się w replikach historycznych pieców kaflowych. Porwały mnie charakterystyczne, ręcznie malowane motywy wzorowane na holenderskich fajansach i płytkach okładzinowych, modne na początku XVIII wieku, gdy powstawała tutejsza manufaktura ceramiczna na potrzeby rozbudowy Pałacu w Nakomiadach. Tradycyjne umiejętności i wiedza mistrzów Manufaktury dają gwarancję wysokiej jakości, zarazem oddając ducha oryginału. Czerpię z oceanu historycznych form i rozwiązań zdobniczych, dopasowuję je do nowoczesnych lub klasycznych wnętrz, za każdym razem dbam o utrzymanie właściwych proporcji i zachowanie cech, na jakich zależy przyszłemu właścicielowi pieca.”

wyroby ceramiczne © niradhara


Po wykupieniu biletu wstępu (5 zł od osoby) można podziwiać ceramiczne cuda. Prowadzona jest też sprzedaż pamiątek, trzeba przyznać dość drogich. Na szczęście, choć niektóre przedmioty kusiły swoim pięknem, to świadomość, że na camping pewnie dowieźlibyśmy same skorupki, skutecznie powstrzymała nas przed napadem rozrzutności ;-)

wyroby ceramiczne © niradhara


Do Owczarni, gdzie znajduje się Muzeum Mazurskie jedziemy piaszczystą ścieżką przez las. Co ciekawe, innej możliwości nie ma, nawet dojazd od głównej drogi, który inni zwiedzający pokonują samochodem, też jest piaszczysty, tyle że mocniej ubity.

leśna ścieżka rowerowa do Owczarni © niradhara


Muzeum Mazurskie w Owczarni © niradhara


Muzeum jest w rękach prywatnych. Wstęp kosztuje 10 zł od osoby. Od ponad 10 lat jego właściciele gromadzą pozostałe w terenie meble, sprzęty gospodarstwa domowego i maszyny rolnicze. Zebrany materiał został wyeksponowany w budynku tzw. czworaka, w byłym majątku ziemskim w Owczarni. Nazwa miejscowości pochodzi stąd, że dawniej była to wyspa na jeziorze, na której hodowano owce. Jezioro zniknęło, a obecnie mieszka tu kilka rodzin.

zabytkowe meble © niradhara


zabytkowe meble © niradhara


łoże małżeńskie © niradhara


Właścicielka opowiada o historii tych ziem, tłumaczy przeznaczenie niektórych przedmiotów. Szczególnie ciekawa wydała mi się kołyska, której bieguny zostały tak wyprofilowane, że stukot imituje bicie serce i skutecznie usypia każde niemowlę.

bardzo zmyślna kołyska © niradhara


dawna kuchnia © niradhara


ta szafka po lewej to lodówka © niradhara


a to jest pralka © niradhara


We wsi Martiany, przez którą przejeżdżamy, stoi schron bojowy. Jest to jedyny w całości zachowany schron, który do lat sześćdziesiątych był obudowany maskującą go stodołą drewnianą. Na wystających betonowych słupach na dachu schronu była oparta więźba dachowa. Wewnątrz zachowały się wszystkie oryginalne niemieckie napisy dotyczące obsługi i bezpieczeństwa pobytu w schronie, otwory strzelnicze karabinów maszynowych. Można go zwiedzać, więc zwiedzamy. Cóż mogę napisać – nie jest ani przytulny, ani oryginalny, ani fotogeniczny. Wrażenie robi wyłącznie cena biletu - 3 zł za 2 minuty zwiedzania to trochę dużo!

bunkier w Martianach © niradhara


W okolicy nie ma więcej atrakcji, może zresztą są, ale ja o nich nic nie wiem. Wracamy więc na camping. Zaczynająca się w Sterlawkach Wielkich droga jest piaszczysta, ale pełna uroku. Zadziwiające, ale przez 8 kilometrów nie spotkaliśmy nikogo, kto by nią jechał. A przecież są tu niewielkie miejscowości, przez które przejeżdżamy. Jak ci ludzie tu żyją, jak dojeżdżają tu po jesiennych deszczach, albo gdy spadną śniegi? Czujemy się jak cofnięci w czasie!

przerwa na.. nie napiszę na co! © niradhara


główna ulica w Trosie © niradhara


złota godzina © niradhara


Rozmyślając tak i dyskutując o kontrastach w naszym ciekawym kraju, docieramy wreszcie nad jezioro Jagodne i pętla się zamyka. Stąd już z zamkniętymi oczami możemy jechać na camping :-)

i znów Jezioro Jagodne © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

jak echo

Sobota, 21 lipca 2012 · Komentarze(14)
Camping „Echo”… właścicielka nazwała go tak, bo ten kto był tu raz, wraca znów jak echo… My, to znaczy Piotrek i ja, też wróciliśmy, tu bowiem zaczęło się to, co najlepsze w naszym życiu – rowerowa pasja i miłość do kanadyjki. Może znów zacznie się coś dobrego?

wszystko, co niezbędne na wakacjach © niradhara


w oczekiwaniu na słońce © niradhara


Będąc tu sześć lat temu korzystaliśmy głównie z uroków słońca i wody, robiliśmy wycieczki samochodowe po okolicy. Rower służył do zajechania po bułki do sklepu. Pewnego dnia jednak pojechaliśmy trochę dalej, zaczęliśmy objeżdżać wokół Jezioro Niegocin i w pewnej chwili doszliśmy do wniosku, że nie warto wracać, bo mamy tyle samo kilometrów przed sobą, co za sobą.

zdjęcie archiwalne - objazd J. Niegocin © niradhara


Nie było łatwo, serce tłukło się jak oszalałe na najmniejszym podjeździe, bolały nogi, drętwiały ręce, ale połknęłam bakcyla i tak to się zaczęło. Teraz musieliśmy po prostu jako pierwszą odtworzyć właśnie tamtą, jakże znacząca w naszym życiu wycieczkę :-)

ciche, spokojne Rydzewo © niradhara


zabudowa typowa dla regionu © niradhara


Pierwszy postój robimy przy Kanale Kula pomiędzy jeziorami Bocznym i Jagodnym. To najkrótszy kanał na Mazurach. Nazywany jest przez żeglarzy „mazurskim równikiem”, jako że łączy północną i południową część Wielkich Jezior Mazurskich. Jego przepłyniecie po raz pierwszy jest okazją do żeglarskiego chrztu.

kanał Kula © niradhara


W leżących nieopodal Giżycka Wilkasach zaczyna się rowerowa autostrada. Odtąd cały czas będę pod wrażeniem dbałości lokalnego samorządu o rowerowych turystów.

przystań w Wilkasach © niradhara


początek rowerowej autostrady w Wilkasach © niradhara


Skręcamy na ścieżkę rowerową wzdłuż Kanału Niegocińskiego łączącego jeziora Tajty i Niegocin. Ma on 1200 metrów długości.

Kanał Niegociński © niradhara


Na wzgórzu zwanym Górą Stołową stoi krzyż poświęcony św. Brunonowi z Kwerfurtu i jego osiemnastu towarzyszom. Prawdopodobnie w tym miejscu zginęli 9 marca 1009 roku męczeńską śmiercią z rąk Prusów.

krzyż św. Brunona © niradhara


Kajman zjeżdża z Góry Stołowej © niradhara


Twierdzę Boyen nazwano na cześć pruskiego ministra wojny Hermana von Boyen, inicjatora jej budowy. Wzniesiono ja w latach 1843-1955. To jedno z najlepiej zachowanych w Polsce XIX-wiecznych dzieł fortyfikacyjnych. Twierdza ma kształt nieregularnej , sześcioramiennej gwiazdy. Została zbudowana z cegły i głazów narzutowych. Zarys twierdzy tworzą bastiony: Ludwig, Leopold, Hermann, Schwert (miecz), Recht (prawo) i Licht (światło). Do wnętrza prowadzą cztery bramy.

twierdza Boyen © niradhara


Na terenie twierdzy znajdowały się budynki koszar, ale również spichlerze, arsenał, magazyny prochowe, laboratorium i warsztaty artyleryjskie. Znalazły się tam również budynki o przeznaczeniu specjalnym, jak stacja gołębi pocztowych czy stanowisko peryskopu. Twierdza została otoczona murem o długości ponad 2 kilometry, fosą i wałem ziemnym, który miejscami ma 33 metry wysokości.

twierdza Boyen © niradhara


twierdza Boyen © niradhara


Zamek krzyżacki, wzniesiony w drugiej połowie XIV wieku był siedzibą prokuratora zakonnego, później starosty książęcego. Pierwotny zamek, spalony przez Litwinów odbudowano, a następnie przebudowano, nadając mu charakter renesansowej siedziby. W XIX wieku dokonano rozbiórki, pozostawiając tylko skrzydło mieszkalne, jako siedzibę komendanta twierdzy Boyen. W czasie II wojny światowej był siedziba gen. Paula von Hindenburga, ówczesnej dowódcy armii w Prusach. Obecnie mieści się tu hotel.

zamek krzyżacki © niradhara


zamek krzyżacki © niradhara


zamek krzyżacki © niradhara


Kanał Łuczański łączy jeziora Niegocin i Kisajno, ma 2130 metrów długości. Jest to jeden z najbardziej zatłoczonych szlaków żeglarskich na Mazurach. Przepływa pod unikatowym w skali Europy zabytkiem techniki – mostem obrotowym. Most zbudowany został w 1889 roku według projektu inżynierów z Zielonej Góry. Na przemian służy użytkownikom dróg bitych i drogi wodnej. Stutonowe przęsło obraca się o 90 stopni. Mechanizm obsługiwany jest ręcznie prze jedna osobę, a otwarcie trwa ok. 5 minut.

most obrotowy © niradhara


most obrotowy © niradhara


Prowadzące przez miasto ścieżki rowerowe są po prostu wzorcowe. Czerwona kostka idealnie płaska, jedzie się po niej jak po najgładszym asfalcie. W głowie zaczyna kiełkować plan: porwę giżyckiego burmistrza i zmuszę do kandydowania na wójta gminy Porąbka ;-)

ścieżka rowerowa © niradhara


na molo wjechac nie można © niradhara


Nadbrzeżna strefa miasta jest malownicza, ale zatłoczona i hałaśliwa. Trzeba jednak trochę się tu pokręcić, żeby poczuć klimat. Robimy sobie krótką przerwę w małej knajpce na uzupełnienie kalorii. Wyłączam GPS, a potem zapominam go włączyć, przypomina mi się o nim dopiero po jakimś czasie i stąd luka w zapisie trasy.

co za nazwa! © niradhara


port jachtowy © niradhara


z silniczkiem w d.... © niradhara


mali rowerzyści © niradhara


widok z molo © niradhara


widok z molo © niradhara


pasaż portowy © niradhara


Piotrek przy fontannie © niradhara


Do giżyckich atrakcji, które koniecznie trzeba zaliczyć należy miejska wieża ciśnień wybudowana w 1900 r. z czerwonej, nieotynkowanej cegły. Ze zbiornika o pojemności ok. 200 m3 umieszczonego na wysokości ok. 25 m woda rozprowadzana była za pomocą wodociągów po terenie całego miasta. Wieża służyła wodociągom miejskim aż do 1996 roku. Po jej wyłączeniu z użytkowania została wykupiona przez prywatnego właściciela, odremontowana i częściowo przebudowana. 2 maja 2007 r. odbyło się uroczyste otwarcie odrestaurowanej wieży. Na jej szczycie mieści się punkt widokowy otoczony szklaną kopułą, z widokiem na pobliskie jeziora. Wewnątrz otwarto kawiarnię, galerię oraz mini muzeum mazurskie.

wieża ciśnień © niradhara


widok z wiezy ciśnień © niradhara


widok z wieży ciśnień © niradhara


muzeum w wieży © niradhara


muzeum w wieży © niradhara


jest i winda © niradhara


muzeum w wieży © niradhara


Giżyckie atrakcje za nami, pora wracać na camping. Początkowo jedziemy ruchliwą drogą nr 63 (nie ma niestety innej możliwości) a potem, gdy skręcamy w stronę Rydzewa, znów możemy cieszyć się ciszą i sielskimi widokami.

przydrożny kościół © niradhara


cisza i spokój © niradhara


jezioro raz jeszcze © niradhara


Wreszcie camping sweet camping. Pora na obiad, a potem kanadyjkowy rejs po jeziorze :-)

camping "Echo" © niradhara


camping "Echo" © niradhara


campingowy bociek © niradhara


kanadyjka gotowa do wypłynięcia © niradhara


stąd wypłyniemy © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

testowanie urodzinowego prezentu

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · Komentarze(23)
Dziś, po raz nie wiem już który, obchodzę osiemnaste urodziny. Może zresztą są to jakieś inne, ale zafiksowałam się na magicznej liczbie 18 i nijak rozum przestawić mi się nie chce :-D

niby ładnie, a deszczyk kropi © niradhara


zapora w Porąbce © niradhara


Przez większą część dnia za oknem grzmiało i lało, a ja niecierpliwie czekałam na maleńką przerwę w chmurach, by wskoczyć na rower i nacieszyć się otrzymanym od Piotrka prezentem.

zapora w Porąbce © niradhara


Jezioro Międzybrodzkie © niradhara


Marzył mi się już od długiego czasu – lekki, bajerancki, robiący świetnej jakości zdjęcia Panasonic DMC-G3. Marzenia, jak wiadomo, czasem się spełniają, a moje zazwyczaj spełnia Piotrek. W urodzinowym prezencie dostałam Panasonica :-)

Soła widziana z zapory © niradhara


Soła raz jeszcze © niradhara


Kiedy tylko przestało lać, a zaczęło kropić, wsiadłam na rower i pojechałam w kierunku Porąbki. Niebo było szare, wokół ponurość i nie zanosiło się na udaną sesję fotograficzną.

centrum Porąbki © niradhara


nad Jeziorem Czanieckiem © niradhara


Jezioro Czanieckie © niradhara


chmury w Sole © niradhara


jeszcze raz Soła © niradhara


W końcu jednak deszczyk ustał, nieśmiało wyjrzało słonko, a połączenie jego promieni i chmur nad górami dało piękny, choć nieco kiczowaty widok :-)

wreszcie w słońcu © niradhara


chmury nad Żarem © niradhara


góra Żar po raz kolejny © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Kobiernicki "Cud Miód"

Niedziela, 15 lipca 2012 · Komentarze(10)
Kategoria w pobliżu domu
Cel dzisiejszego wypadu był oczywisty – park przy dworku w Kobiernicach. Tu odbywała się impreza „Cud Miód”, stanowiąca realizację projektu, który zwyciężył w drugiej edycji konkursu dla organizacji pozarządowych „LEADER – razem możemy więcej”. Organizatorami byli Lokalna Grupa Działania Ziemia Bielska i Gminne Koło Pszczelarzy z Porąbki.


Kobiernicki "cud-miód" © niradhara


Patronatem honorowym imprezę objęli: Prezes Polskiego Związku Pszczelarskiego Tadeusz Sabat oraz Starosta Bielski Andrzej Płonka.

od lewej: Wójt Gminy Porąbka Czesław Bułka, Prezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego Tadeusz Sabat i Starosta Bielski Andrzej Płonka © niradhara



starosta bielski otwiera imprezę © niradhara


W programie wydarzenia zaplanowano: prezentację stoisk pszczelarskich z gmin LGD wraz z konkursem na najładniejsze stoisko i wyrób woskowy, degustację miodów, kulinarną rywalizację gmin w smakołykach na bazie miodu, quiz wiedzy pszczelarskiej, konkurs fotograficzny i filmowy, otwarte warsztaty odlewania świec z wosku pszczelego, skansen pszczelarski, niespodzianki dla dzieci i koncert zespołu „Tyrolia Band”.

od czego zacząć degustację? © niradhara


kto kupi miodek? © niradhara


Na stoiskach można było kupić miód w słoikach, miody pitne i piwo miodowe, a także kosmetyki wykonane na bazie miodu, świeczki i rzeźby z pszczelego wosku.

są i kosmetyki © niradhara


wyroby z wosku © niradhara


pszczółka Maja z siostrzyczką © niradhara


skansen pszczelarski © niradhara


Piotrek próbował miodku, pysznych ciasteczek i pierniczków, ja z racji uczulenia na miód, poprzestałam na miłej rozmowie z Kubusiem Puchatkiem, a potem wskoczyliśmy na rowerki i przejechaliśmy parę kilometrów po najbliższej okolicy, żeby wyrównać bilans kalorii ;-)

jest i Kubuś Puchatek © niradhara


rynek w Kętach © niradhara


Kajman we własnej osobie © niradhara


chmurki nad Nową Wsią © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

mymłon przyrody

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · Komentarze(11)
Mały Jasio pyta tatę:
- Tato, tato co to jest mymłon?
- A dlaczego pytasz synku?
- Bo mama mówiła do pana Zdzicha "połóż głowę na mymłonie", a ja nie wiem co to mymłon...


Jezioro Turawskie © niradhara


My wiemy :-D
Zaliczywszy w ciągu ostatnich dni wszystkie lokalne atrakcje turystyczne (w zawrotnej liczbie trzech), postanowiliśmy (Piotrek, Janusz i ja) nacieszyć się trochę „mymłonem” przyrody, czyli objechać leśnymi ścieżkami Jezioro Turawskie.

ledwo ruszyliśmy a Piotrek już foci © niradhara


nasi kampingowi przyjaciele © niradhara


Jezioro Małe © niradhara


Jezioro Turawskie, zwane również Dużym, pełne jest uroku. Życie kwitnie w nim bujnie, szczególnie w postaci glonów, których nie uświadczycie ani w Jeziorze Średnim, ani w Małym. Puchaty kożuszek nadaje wodzie oryginalną szmaragdową barwę, a miłośnicy kąpieli nie muszą wydawać w salonach kosmetycznych majątku za maseczki z algami ;-)

Jezioro Turawskie Duże © niradhara


prawie algi © niradhara


czy to o tym wieszcz pisał "nurza się w zieloność i jak łódka brodzi"? © niradhara


Są tu też ptaszki rozmaite i pracowite pszczółki. Jedna taka użądliła nawet Janusza w wargę, gdy usiłował zjeść swoją własną kanapkę z kiełbasą. Uzyskała tym samym efekt bardziej spektakularny od ulubionego przez słynne aktorki i inne celebrytki powiększania ust implantami silikonowymi, ale malkontent Janusz nie wiedzieć czemu nie okazał entuzjazmu.

będzie miodek © niradhara


W okolicach jeziora wytyczono mnóstwo szlaków rowerowych. Ich twórcy kierowali się zasadą: turysta powinien czuć się bezpieczny, ale wolny. Zgodnie z nią znaki ostrzegają gdy np. ścieżka skręca w prawo, żeby jakiś rowerowy nieudacznik, rozpędzony na piaszczystym podłożu nie zderzył się ze ścianą lasu, natomiast na rozwidleniu dróg pozostawia się każdemu swobodę wyboru, a kolejne oznaczenia szlaku umieszcza w bezpiecznej odległości od tegoż rozwidlenia, gwarantując tym samym pełną suwerenność podjętych decyzji ;-)

szlaków rowerowych jest tu dostatek © niradhara


to ja, na szlaku © niradhara


Piotrek i Janusz © niradhara


Tak czy inaczej szczęśliwi ci, co tak jak ja chodzili do szkoły w zamierzchłej, prymitywnej epoce, gdy z braku GPS-ów uczono dzieci czytania map i rozróżniania stron świata.

plaża na północnym brzegu Jeziora Turawskiego © niradhara


A tak serio… Trasa wokół Jeziora Turawskiego jest malownicza, ciekawie poprowadzona, a zmęczeni upałem i spragnieni rowerzyści mogą robić przerwy w jeździe, by zażyć kąpieli lub uzupełnić izotoniki w licznych przydrożnych barach ;-)

jeszcze jeden widok na jezioro © niradhara


rowerzyści lubią żubry © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic