Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:464.85 km (w terenie 6.00 km; 1.29%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:2524 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:35.76 km
Więcej statystyk

wiosna zegarowa

Wtorek, 29 marca 2011 · Komentarze(13)
Wiosna tak naprawdę nie zaczyna się dla mnie od utopienia Marzanny, ale dopiero w dniu zmiany czasu na letni. Wreszcie można wyskoczyć gdzieś po pracy bez konieczności wracania po ciemku. Wczorajsze popołudnie niestety głupio zmarnowałam, bo wróciłam z pracy tak zmęczona, że zasnęłam jak kamień skulona w fotelu, na którym usiadłam tylko na chwilę, żeby napić się herbaty.

tęczowy most © niradhara


Dziś już tego błędu nie powtórzyłam. Po powrocie do domu na wszelki wypadek na niczym nie siadałam, zmieniłam tylko szybko ubranie i… no właśnie. Wsiadłam na Kellyska, ale nie miałam koncepcji gdzie jechać. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy – sprawdzić, czy rzeczywiście rozpoczął się remont mostu na Sole. I owszem, zaczął się. Most jest zamknięty dla samochodów, można jednak po nim przejść lub przejechać rowerem.

przydomowy wiatraczek © niradhara


Z mostu jakoś tak mi się skręciło do Czańca. Tam przypomniałam sobie o trwającym obecnie konkursie fotograficznym „Chwytaj wiatr” i postanowiłam pojechać do Bulowic, zlokalizować i sfocić jakiś wiatrak. W tej okolicy jest ich kilka. Namierzyłam jeden z nich. Stał u kogoś w ogródku, dostęp był utrudniony, a zrobienie ciekawej foty niemożliwe. Nie wiem czemu zniechęciło mnie to generalnie do wiatraków i postanowiłam pojechać gdzie oczy poniosą (co za głupie powiedzenie, od kiedy to oczy coś noszą?!).

czerwony szlak rowerowy © niradhara


Na początku był „Drang nach Osten” czyli jazda w stronę Andrychowa. Jacyś cwani ludzie tam mieszkają, bo jak się w Egipcie zrobiło niebezpiecznie, to wybudowali sobie własną piramidę, w celu przyciągnięcia turystów zapewne. Trzeba będzie kiedyś zbadać dokładnie ten obiekt.

piramida w Andrychowie © niradhara


Dziś nie miałam ochoty na krążenie po mieście. Czułam nieprzepartą potrzebę podziwiania szerokich przestrzeni. Z daleka zobaczyłam maszt stojący na wzgórzu Mały Dział. Prowadzi przez nie czarny szlak rowerowy. Wprawdzie z mapy wynikało, że znaczną jego część stanowić będzie teren, za którym nie przepadam, ale nic to, najważniejsze są rozległe widoki.

to będzie cel © niradhara


pole gotowe do siewu © niradhara


widoczek 1 © niradhara


widoczek 2 © niradhara


widoczek 3 © niradhara


Szlak prowadzi najpierw boczną drogą przez Wieprz, a potem wspina się nad kościołem aż do podnóża owego masztu.

kościół w Wieprzu © niradhara


duży jest © niradhara


Tu miała zacząć się wg mapy polna droga, tymczasem niespodzianka – gładziutki asfalcik i długi, piękny zjazd.

czarny szlak © niradhara


widoczek 4 © niradhara


widoczek 5 © niradhara


Wracałam przez Nidek. Znajduje się tu dwór wybudowany przez Bobrowskich na przełomie wieków XVIII i XIX. W necie znalazłam informacje o jego historii, a na koniec ciekawostkę: „Aktualnie odnowiony obiekt służy przedszkolu gminnemu.” Coś mi się zdaje, że jakieś bardzo niegrzeczne dzieci tam chodzą!

dworek w Nidku - front © niradhara


dworek w Nidku © niradhara


Do domu wróciłam równo z zachodem słońca. Teraz mogę już usiąść w fotelu ;)



Do sumy kilometrów i podjazdów dodałam dzisiejszy i wczorajszy dojazd do pracy.

magneticlife.eu because life is magnetic

pałace i czaszki

Niedziela, 27 marca 2011 · Komentarze(19)
Nieszczęsny człowiek z niecierpliwością czeka na weekend, a potem w niedzielę odsłania rano żaluzje i widzi takie coś! Brrrr! Zamiast wskoczyć na rower, piliśmy kawę za kawą i czekaliśmy, aż litościwe słońce zrobi z tym porządek.

za oknem białe paskudztwo © niradhara


W końcu przed jedenastą białe zmieniło się w zielone i można było wyruszyć. Dawno już obiecałam Piotrkowi, że pokażę mu w okolicach Czechowic krzyż z czaszką, którego jeszcze nie dołożył do swojej kolekcji.

Kajman mnie sfocił © niradhara


Do Czechowic jechaliśmy przez Bestwinę, moim ulubionym skrótem – boczną droga dziesiątej kolejności odśnieżania, z której roztacza się ładny widoczek na góry.

widok z drogi do Bestwiny © niradhara


logo BS © niradhara


W Bestwinie zatrzymaliśmy się na chwilę przy pałacu Habsburgów. Opisywałam go już wcześniej, ale nie udało mi się wtedy wejść do parku i zrobić fotki z bliska.

pałac Habsburgów © niradhara


pałac Habsburgów - detal © niradhara


Trasę przejazdu przez Czechowice-Dziedzice zaplanowałam tak, żeby zobaczyć najważniejsze zabytki. Najstarszym i najcenniejszym obiektem w mieście jest barokowy kościół pw. Św. Katarzyny.

kościół św. katarzyny © niradhara


Pierwsza drewniana sakralna budowla w tym miejscu istniała już w 1447 r. W latach 1722-1729 zaczęła się budowa kościoła murowanego ufundowana przez właściciela Czechowic Franciszka Karola Kotulińskiego i proboszcza Walentego Antoniego Martiusa.

kościół św. Katarzyny - wieża © niradhara


kościół św. Katarzyny - detal © niradhara


pomnik nagrobny © niradhara

Obok plebanii rosną stare dęby, stanowiące pomniki przyrody.

stary dąb © niradhara


wrzuć monetę © niradhara


Niedaleko kościoła znajduje się rokokowy pałac z początku XVIII w. , zbudowany przez Franciszka Karola Kotulińskiego. Obecnie trwają prace remontowe. Docelowo ma tu być hotel i restauracja.

pałac Kotulińskich © niradhara


pałac Kotulińskich, w dali wieża kościoła św. Katarzyny © niradhara


Przy pałacu znajduje się późnobarokowy park na rzucie prostokąta, z półkolistą aleją bukową i cennym drzewostanem. Obok pałacu znajdują się zabudowania gospodarcze z XVIII i XIX w. Mieści się w nich obecnie restauracja, w której to posililiśmy się bardzo smacznym żurkiem.

w ruinach © niradhara


Nasyceni i pełni sił witalnych popedałowaliśmy rzucić okiem na dom Rekolekcyjny Księży Jezuitów. Jego budowa została zakończona w grudniu 1905 roku. W czasie II wojny światowej żołnierze niemieccy zamienili Dom Rekolekcyjny na "filię oświęcimskiego obozu koncentracyjnego". Po zakończeniu wojny mieszkańcy pomogli ojcom jezuitom odremontować klasztor, w którym podjęto na nowo pracę rekolekcyjną jak też duszpasterstwo parafialne.

Dom Rekolekcyjny © niradhara


Dom Rekolekcyjny - detal © niradhara


gdzieś w okolicy Czechowic © niradhara


Dalej bocznymi uliczkami i zakamarkami, gdzie diabeł mówi dobranoc, pojechaliśmy w stronę pierwszego krzyża z czaszką. Po raz pierwszy widziałam go w zeszłym roku, nie zapisałam jednak wtedy jego współrzędnych i musiałam się teraz nieźle nakombinować, żeby tam trafić. Udało mi się to zrobić bezbłędnie i gdy pęczniałam z dumy, czekając na słowa uznania Kajmana, on pokręcił nosem i powiedział, że czaszka jakaś niedorobiona!

pierwszy krzyż z czaszką © niradhara


ta czaszka się Piotrkowi nie spodobała © niradhara


Serce me ból rozdarł okrutny na tę męską niewdzięczność! Cóż, c'est la vie…

sarenki © niradhara


Nie chcąc wracać tą samą drogą przez Bestwinę, skręciłam na Janowice i tu wreszcie Piotrek poczuł się zaspokojony, jako że przy podjeździe na janowicką górkę stały dwa kolejne, nie znane mu dotąd krzyże z czaszkami :)

drugi krzyż z czaszką © niradhara


na tą czaszkę nie narzekał © niradhara


podjazd do Janowic © niradhara


trzeci krzyż z czaszką © niradhara


ta jest chyba najprzystojniejsza © niradhara

No i tak to, klucząc pomiędzy czaszkami, udało mi się przekroczyć pierwszy tysiączek w tym roku :)

widoczek z janowickiej górki © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

wiosna w Bielanach

Wtorek, 22 marca 2011 · Komentarze(17)
Kategoria w pobliżu domu
Obiecałam sobie kilka dni temu, patrząc na sypiący za oknem śnieg, że nie wyjdę na rower, dopóki nie pokaże się wreszcie coś zielonego. I tak to sama się uwięziłam w domu aż do dziś.

wreszcie coś zielonego © niradhara


Żądna widoku kwiatów pojechałam do Bielan, gdzie mieszka Magda, moja koleżanka z pracy, właścicielka pięknego ogrodu. Nie zawiodłam się, tu wiosna już zagościła.

uwielbiam krokusy © niradhara


u Magdy w ogródku © niradhara


te też są piekne © niradhara


jeszcze jedne śliczne kwiatki © niradhara


Wracałam, jak zwykle, drogą pomiędzy stawami. Krąży nad nimi mnóstwo mew. Jeśli się zamknie oczy i wsłucha w ich krzyk, to można sobie wyobrazić, że jest się nad morzem. No, prawie, bo szumu fal znikąd nie słychać ;P

latają i wrzeszczą © niradhara


co to jest, siedzi na drzewie i świeci? © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

spotkanie z Kubą

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(15)
Zaczęło się od kary boskiej, która spotkała mnie za to, że chciałam jechać sama, bez szanownego małżonka mego - Kajmana. Miałam zaplanowaną setkę, a on, jako że dopiero dochodzi do siebie po długotrwałym przeziębieniu, wolał krótszą wycieczkę. Z samego rana wsiadłam na rower, a po przejechaniu kilkuset metrów uświadomiłam sobie, że zapomniałam naładować baterię w aparacie i jak niepyszna wróciłam do domu. Wsadziłam nieszczęsną baterię do ładowarki, położyłam uszy po sobie i nieśmiało zaproponowałam, że może za godzinę pojedziemy gdzieś razem. Piotrek wspaniałomyślnie się zgodził :)

droga przez Targanice © niradhara


Wycieczka miała być krótka, zaproponowałam więc jako cel pałac w Inwałdzie. Wybraliśmy drogę przez Targanice, żeby trochę nacieszyć się podjazdami i widokami. Jechaliśmy u podnóża gór, podziwiając panoramę Andrychowa. No i oczywiście pomyśleliśmy o mieszkającym tu Kubie. Jeden telefon i już byliśmy umówieniu :)

widok na Andrychów © niradhara


Miejscem spotkania były ulubione przez nas Łupki Wierchowskie, zwane tez Kaskadą Rzyczanki, która na mapach nazywana jest Wieprzówką. Istne pomieszanie z poplątaniem!

witaj Kuba :) © niradhara


lubię to miejsce © niradhara


Panowie jechali i plotkowali, a ja cieszyłam się krajobrazami. Słońce i przestrzeń sprawiają zawsze, że czuję się lekko i radośnie :)

jadą i plotkują o Bikestats © niradhara


w dali Inwałd © niradhara


przestrzeń © niradhara


wiatraki © niradhara


I tak dojechaliśmy do pałacu w Inwałdzie. Został on wybudowany na początku w. XIX przez Konstantego hr. Bobrowskiego, na miejscu wcześniejszego parterowego XVII-wiecznego dworu. W poł. w. XIX Inwałd i pałac przeszły w ręce Romerów i stały się ich siedzibą. Później, po otrzymaniu przez Romera posady starosty w Wiedniu, cała rodzina przeniosła się tam na stałe, Inwałd natomiast pozostał ich wakacyjną rezydencją do czasów II wojny światowej. Na początku wojny Niemcy zajęli pałac. Hr. Romer został wywieziony przez Niemców do obozu koncentracyjnego w Dachau po odmowie podpisania volkslisty, a pozostali członkowie rodziny zostali zmuszeni do opuszczenia pałacu. Obecnie pałac ma nowego właściciela, jest ogrodzony, nie można go zwiedzać i nawet trudno zrobić mu fotkę :(

pałac w Inwałdzie © niradhara


Skoro nie udało się zobaczyć pałacu, podjechaliśmy pod późnobarokowy Kościół Narodzenia NPM. Został wzniesiony w latach 1747-1750 przez ówczesnego dziedzica wsi Franciszka Szwarcenberga Czernego.

kościół p.w. Narodzenie NMP © niradhara


W barokowym ołtarzu głównym umieszczony jest łaskami słynący obraz Matki Bożej Inwałdzkiej z Dzieciątkiem. Pochodzi ze Skandynawii, według tradycji został ofiarowany dla tutejszego kościoła na początku XVII w. przez grasujących w okolicy zbójników. Otoczony był kultem jako lokalne miejsce pielgrzymkowe jeszcze przed rozbiorami Polski w XVIII w. Niestety kościół był zamknięty i obrazu nie zobaczyliśmy.

śródziemnomorskie klimaty © niradhara


Po okolicy jeździmy już od dość dawna i obejrzeliśmy już i obfotografowaliśmy wszystkie kościółki leżące na szlaku architektury drewnianej. Jako cel na ten rok wyznaczyłam sobie zatem wyszukiwanie w okolicy pałaców i dworów. Zamek wybudowany w Inwałdzie obok piramidy Cheopsa jest budowlą całkiem świeżą i jako taka rysu historycznego i szczegółowego opisu nie wymaga ;)

Park Miniatur a zamek całkiem duży © niradhara


ups, kapeć © niradhara


W Gierałtowicach chcieliśmy znaleźć dwór wybudowany w XVIII w. na miejscu starej obronnej wieży. W necie znalazłam zachęcający opis. Okazał się on jednak niedokładny. Kluczyliśmy między stawami i nic. W końcu okazało się, że dwór znajduje się przy głównej drodze. Wygląda jak zwykły dom i rozczarował mnie tak bardzo, że zapomniałam go sfocić.

brama dworu w Gierałtowicach © niradhara


Miejscowi, których wypytywaliśmy o jakiś ciekawy dwór skierowali nas do zespołu dworsko-parkowego w Gierałtowiczkach. Powstał on w latach 1855-1880. Wokół znajdują się pozostałości dawnego parku krajobrazowego. Wiek drzew szacowany jest w przedziale od 100 do 250 lat. Oprócz buków rosną tu: graby, lipy i dęby, a 14 starych drzew ma status pomników przyrody.

zespół dworsko-pałacowy w Gierałtowiczkach © niradhara


jest rusztowanie, więc sie nie zawali © niradhara


stare i nowe © niradhara


czyżby zabudowania gospodarcze? © niradhara


Niewątpliwie najciekawszym miejscem, do którego dziś trafiliśmy były Głębowice. Są tu ruiny dworu wybudowanego pod koniec w. XVI przez rodzinę Gierałtowskich h. Saszor.

dwór w Głębowicach © niradhara


Z początkiem w. XVII przez krótki czas Głębowice należały do Komorowskich, przed r. 1646 dobra te przeszły na spokrewnionych z nimi Pisarzewskich h. Stary Koń. Dwór został rozbudowany w r. 1773 przez Adama Pisarzewskiego. Przyczynę modernizacji dotychczasowego budynku było drugie małżeństwo Adama Pisarzewskiego z Apolonię Wilkońskę. Po śmierci Apolonii w r. 1826, syn jej Jan sprzedaje pałac i folwark Ludwikowi Duninowi h. Łabędź .

herb Duninów © niradhara


wnętrze pałacu © niradhara


wnętrza pałacu © niradhara


Od tej chwili aż do II wojny światowej Duninowie pozostaję właścicielami majątku. W latach 1922 - 24 przeprowadzono ostatni większy remont pałacu. W r. 1937, na mocy orzeczenia Urzędu Wojewódzkiego, obiekt uznano za zabytkowy.

Kuba zwiedza ruiny © niradhara


amfilada © niradhara


W r. 1945 majątek rozparcelowano i pałac przeszedł na własność Skarbu Państwa. Użytkownikiem parteru stał się Państwowy Ośrodek Hodowli Zarodowej w Osieku, który wykorzystywał obiekt jako magazyn zboża, owoców i warzyw, jak również na wylęgarnię drobiu. W r. 1969 spłonął dach i pierwsze piętro budynku. Z czasem niezabezpieczony budynek uległ dewastacji i kompletnej ruinie.

wszystko kiedyś zakryje ziemia © niradhara


Z Kubą jechaliśmy jeszcze razem do Nidka, tu przyszła pora na rozjechanie się w różne strony. Dziękujemy Ci Kuba za wspólnie przejechane kilometry. Miło było się spotkać :)

pora wracać © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

poszukiwania wiosny na południu

Wtorek, 8 marca 2011 · Komentarze(14)
Kategoria w pobliżu domu
Po wczorajszym bezowocnym poszukiwaniu wiosny w okolicach Wilamowic postanowiłam poszukać jej na południu, czyli w Tresnej. Nie ma co się rozpisywać, zdjęcia mówią wszystko – wiosny ani śladu :(

Jezioro Międzybrodzkie wreszcie wolne od lodu © niradhara


coś dużego już przyleciało, ale nie są to niestety bociany © niradhara


tu się jeszcze lód uchował © niradhara


zielone są tylko mchy © niradhara


Wypadzik króciutki, bo po pierwsze nie chciałam tak przemarznąć po zachodzie słońca jak wczoraj, a po drugie trzeba przecież godnie uczcić Dzień Kobiet :)

lewy brzeg Soły pogrąża się w cieniu © niradhara


rękodzieło © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

bezowocne poszukiwania wiosny na trasie standardowej

Poniedziałek, 7 marca 2011 · Komentarze(13)
Kategoria w pobliżu domu
Z pracy wyszłam późno, ale słońce jeszcze świeciło, a nawet, po raz pierwszy chyba w tym roku, odrobinę grzało. Rozochocona tym faktem popełniłam poważny błąd i ubrałam się nadmiernie optymistycznie, to znaczy zbyt lekko.

przy takim ograniczeniu prędkości pogalopować nie można © niradhara


profesjonalna kowbojka :) © niradhara


W Kętach – stolicy Dzikiego Zachodu spotkałam sympatycznych jeźdźców. Nie tylko zechcieli mi pozować do fotografii, ale nawet pozwolili pogłaskać konie. Jeden z rumaków, pewnie bardziej podejrzliwy, najpierw długo i uważnie przyglądał się mojemu kaskowi, a dopiero potem pozwolił się łaskawie dotknąć.

muszę się przyjrzeć co ta kobieta ma na głowie © niradhara


Kellysek po wizycie w salonie odnowy mechanicznej mknął lekko. Radość z jazdy zakłócał mi tylko brak zieleni. Choć rozglądałam się pilnie wokół, nie zauważyłam ani jednego zielonego listka, ani jednego źdźbła trawy.

nic zielonego nie widać © niradhara


ani jednego kiełka © niradhara


W żadnym z przydomowych ogródków nie wypatrzyłam nawet jednego małego krokusa. Gniazda wróbli dziecionośnych nadal puste. Oj, nie spieszy się do nas pani wiosna.

architektura drewniana zamieszkana © niradhara


Po zachodzie słońca temperatura gwałtownie spadła. Jechałam drżąc z zimna, palce grabiały mi na kierownicy i potwornie bolały. Dobrze, że do domu nie było już zbyt daleko. Po powrocie zerknęłam na termometr – pokazywał minus 4 stopnie.

Kellysek podziwia zachód słońca © niradhara


Życie jest dziwne. Ja marznę, a Piotrek się przeziębia. Jest taki chory, że nawet do pracy nie pojechał. No, to byłoby jeszcze do zniesienia, ale co gorsze, na rowerze też nie jest w stanie pojeździć :(

magneticlife.eu because life is magnetic

drewniana setka

Sobota, 5 marca 2011 · Komentarze(25)
Mieliśmy jechać razem. Niestety niespodziewanie okazało się, że Piotrek ma popołudnie zajęte i jeśli chcę jechać gdzieś dalej, to muszę wybrać się sama. Nie miałam opracowanego planu, wybrałam więc wariant „gdzie oczy poniosą”.

stawy w Landku wciąż zamarznięte © niradhara


Poniosło mnie w kierunku Jeziora Goczałkowickiego. Pewnie dlatego, że dawno tam nie byłam. Słońce świeciło, ale w twarz wiał zimny, nieprzyjemny wiatr. Na dodatek rozrzucony na polach nawóz zapewniał darmowe, niezwykle oryginalne inhalacje.

o jakże trudno uwiecznić na zdjęciu świeży wiosenny zapach obornika! © niradhara


W okolicach Chybia zauważyłam krzyż z czaszką. Nie wiem, czy Piotrek ma go już w swojej kolekcji, ale na wszelki wypadek zrobiłam obiektowi pamiątkową fotkę.

Kajman się ucieszy © niradhara


kolejna czaszka © niradhara


Po przejechaniu mostu na Wiśle zmieniłam kierunek jazdy i wiatr przestał mi dokuczać. Postanowiłam zjechać na chwilę do Strumienia, usiąść na ławeczce w rynku, posilić się kanapką, no i oczywiście zrobić kilka fotek.

most na Wiśle © niradhara


Rynek w Strumieniu cechuje zabytkowy układ urbanistyczny. Stojące przy nim domy pochodzą z okresu XVII – XIX wieku. Barokowy ratusz wybudowany został w 1628 roku.

pomnik Chrystusa Króla © niradhara


zabytkowy rynek w Strumieniu © niradhara


kamieniczka - detal 1 © niradhara


kamieniczka - detal 2 © niradhara


kamieniczka - detal 3 © niradhara


Konsumując kanapkę przyglądałam się mapie i uwagę moją przykuły dwa zaznaczone na niej kościoły, leżące na szlaku architektury drewnianej. No wreszcie jakiś pomysł na wycieczkę!

w dali Jezioro Goczałkowickie © niradhara


Z drogi wiodącej wzdłuż brzegu \Jeziora Goczałkowickiego skręciłam do Wisły Małej. Znajdujący się tu drewniany kościół św. Jakuba Starszego Apostoła został wniesiony w II poł. XVIII wieku. Świątynię wybudowano w miejscu kościoła pierwotnego, istniejącego w tej miejscowości już w XIV wieku. Ściany kościółka mają konstrukcję zrębową. Jest on otoczony sobotami.

kościół św. Jakuba Starszego Apostoła w Wiśle Małej © niradhara


soboty © niradhara


Wybierając okrężną, ale mniej ruchliwą drogę, pojechałam do Łąki, gdzie znajduje się drewniany kościół pod wezwaniem św. Mikołaja. W stanie surowym gotowy był w 1660 roku. Jest to kościół orientowany z prostokątną nawą i przylegającym do niej od wschodu trójbocznym prezbiterium o konstrukcji wieńcowej. Ciekawostką jest wolnostojąca, drewniana wieża.

kościół św. Mikołaja w Łące © niradhara


wieża wolnostojąca © niradhara


Chcąc ominąć Pszczynę, nastawiłam GPS na kolejny cel podróży. Nawigacja prowadziła mnie bocznymi uliczkami. Po jednej z nich biegał sobie duży, owczarkopodobny pies. Najwyraźniej spodobałam mu się, bo ruszył za mną i towarzyszył mi, biegnąc obok roweru, przez kilka kilometrów. Nie pomagały próby podstępnego zatrzymywania się obok ponętnych suczek. Zrezygnował dopiero, gdy przecinałam drogę szybkiego ruchu. Widać nie lubi blachosmrodów.

towarzysz podróży © niradhara


Kolejny cel – to kościół św. Marcina w Ćwiklicach. Pierwsze wzmianki o kościele położonym w tym miejscu pochodzą z 1326 roku. Obecny kościół został wzniesiony na zrębach pierwotnej świątyni na przełomie XVI i XVII wieku. Został przebudowany w XVIII wieku. Na przełomie XIX i XX wieku, podczas prac remontowych oryginalny kształt kościoła został zdeformowany. Kościół św. Marcina jest orientowaną budowlą drewnianą o konstrukcji zrębowej z więżą konstrukcji słupowej wzniesioną na planie kwadratu.

kościół św. Marcina w Ćwiklicach © niradhara


front kościoła © niradhara


brama - detal © niradhara


wieża © niradhara


Z Ćwiklic wyjechałam na ruchliwą drogę 933. Parę kilometrów dalej, w leżącej przy niej miejscowości Grzawa jest kolejny zabytek. Kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela w Grzawie wzniesiony został na początku XVI wieku. W latach 1580 - 1628 był w posiadaniu protestantów, później odzyskany przez katolików i prawdopodobnie przebudowany ok. 1690 r. Jest to kościół drewniany o konstrukcji zrębowej, na podwalinach z kłód dębowych, orientowany, z wieżą konstrukcji słupowej od strony zachodniej.

Kościół Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Grzawie © niradhara


front kościoła © niradhara


I tak to z wycieczki „byle do przodu”, zrobiła mi się niechcący wycieczka szlakiem architektury drewnianej. Najwidoczniej wystarczy tylko wsiąść na rower, a cel objawi się sam :)


magneticlife.eu because life is magnetic