Z pracy wyszłam późno, ale słońce jeszcze świeciło, a nawet, po raz pierwszy chyba w tym roku, odrobinę grzało. Rozochocona tym faktem popełniłam poważny błąd i ubrałam się nadmiernie optymistycznie, to znaczy zbyt lekko.
W Kętach – stolicy Dzikiego Zachodu spotkałam sympatycznych jeźdźców. Nie tylko zechcieli mi pozować do fotografii, ale nawet pozwolili pogłaskać konie. Jeden z rumaków, pewnie bardziej podejrzliwy, najpierw długo i uważnie przyglądał się mojemu kaskowi, a dopiero potem pozwolił się łaskawie dotknąć.
Kellysek po wizycie w salonie odnowy mechanicznej mknął lekko. Radość z jazdy zakłócał mi tylko brak zieleni. Choć rozglądałam się pilnie wokół, nie zauważyłam ani jednego zielonego listka, ani jednego źdźbła trawy.
W żadnym z przydomowych ogródków nie wypatrzyłam nawet jednego małego krokusa. Gniazda wróbli dziecionośnych nadal puste. Oj, nie spieszy się do nas pani wiosna.
Po zachodzie słońca temperatura gwałtownie spadła. Jechałam drżąc z zimna, palce grabiały mi na kierownicy i potwornie bolały. Dobrze, że do domu nie było już zbyt daleko. Po powrocie zerknęłam na termometr – pokazywał minus 4 stopnie.
Życie jest dziwne. Ja marznę, a Piotrek się przeziębia. Jest taki chory, że nawet do pracy nie pojechał. No, to byłoby jeszcze do zniesienia, ale co gorsze, na rowerze też nie jest w stanie pojeździć :(
Teraz aura będzie zdradliwa. Nie wiadomo jak się ubrać. Przy takim zachodzącym słoneczku to już mocno chłodno. Dziś doświadczyłem tego chłodka. Kowboje są super !!! Pozdrawiam
Ziemia jeszcze głęboko zmarznięta, pewnie dlatego nic zielonego się nie pojawia. Jeźdźcy na koniach prezentują się świetnie, rozmarzony zachodem słońca Kellisek również.
Gdyby nie okoliczności architektury no chyba że przy drewnianym domku który by mógł robić za salun to można łesterny kręcić,kowboj przypomina Dżona Łejna ;) Przepraszam za mój humor :)