Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:162.00 km (w terenie 0.50 km; 0.31%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:1020 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:40.50 km
Więcej statystyk

raport o stanie wód

Sobota, 15 sierpnia 2015 · Komentarze(12)

Susza, susza, susza… to słowo pada dziś chyba najczęściej w naszych mediach. Postanowiłam sprawdzić, jaki jest stan wód w jeziorach kaskady Soły.

Z domu wyjeżdżam przed wschodem słońca. Droga wzdłuż Soły, zwykle zatłoczona, teraz jest jeszcze pusta. Można bezpiecznie jechać… No, prawie bezpiecznie. Gdy zjeżdżam od Międzybrodzia Bialskiego w kierunku Żywieckiego, pod koła  rzuca mi się znienacka kot samobójca. W ostatniej chwili udaje mi się go jakoś ominąć, ale odnotowuję wzrost ciśnienia, jakiego by mi nie zapewniło 5 porannych kaw i kazanie księdza Oko!



Dojeżdżam do Tresnej. Widok Jeziora Żywieckiego jest szokujący. W pobliżu zapory można suchym kołem przejechać po dnie zbiornika. Rozmawiam z panem, który tu mieszka od 50 lat. Mówi, że stan wody jeszcze nigdy nie był taki niski. Rozglądam się wokół. Wygląda na to, że jacyś troskliwi obywatele z braku wody dolewali piwa do jeziora, ale niewiele to pomogło ;)





Właściciele przystani sztukują, jak mogą, pomosty. Przedłużają mocujące je liny. Zapomniałam dopytać, czy stateczek jeszcze pływa, czy też ze względu na krytycznie niski stan wody rejsy zostały odwołane.





Dość uwieczniania skutków suszy! Chciałabym pstryknąć jakiś piękny widoczek. Niestety. Duszne, parne powietrze ogranicza widoczność, zamazuje kontury i skazuje na niepowodzenie wszystkie moje fotograficzne wysiłki.



W Jeziorze Międzybrodzkim utrzymywany jest wysoki poziom wody. Trawka na brzegu zielona, a woda w akwenie czysta. Wczesnym rankiem korzystają z uroków plażowania i kąpieli tylko kaczki, ale już niedługo będzie się tu kłębił spragniony słońca, kąpieli i grillowania tłum.





Zaczyna się chmurzyć, promienie słońca chwilami przedzierają się przez chmury. Ładnie to wygląda. Gdy usiłuję uwiecznić ów świetlny efekt, słyszę nagle za plecami „Ela…” Odwracam się, ale uniesiona w powitaniu ręka i żółte sakwy znikają już za zakrętem. Nie wiem, czy to było do mnie, bo któż by mnie rozpoznał od zadniej strony?



Dojeżdżam do Porąbki. Stan potoku Wielka Puszcza nie wróży dobrze. Z daleka dostrzegam jednak pierwszą parę rozkładającą na brzegu koc. No cóż, lepsze te trochę wody, niż nic.



Najmniejszym zbiornikiem wodnym kaskady Soły jest Jezioro Czanieckie. To stąd czerpie się wodę pitną dla Śląska. Ślady na betonie pokazują, że poziom obniżył się o około półtora metra. Nie jest dobrze.



Jestem już kilkaset metrów od domu, gdy nagle widzę kłęby dymu i słyszę trzaskanie ognia. Pali się jakaś niewykoszona łąka. Na sygnale pędzi wóz straży pożarnej. Dzielni kobierniccy strażacy szybko gaszą pożar. Oddycham z ulgą. Tym razem się udało. Niestety zagrożenie ciągle istnieje… To chyba najbardziej przerażający aspekt suszy :(





Moja przejażdżka dobiega końca. Wracam do domu. Gdzieś z tyłu głowy wciąż rozbrzmiewają mi słowa piosenki: „Obiecuje nam ranek wszystko, co chcemy mieć, miłość ludziom, deszcze listkom…” Prawie się zgadza, bo przecież pies Funio mnie kocha i radośnie macha mi ogonem na powitanie, a deszcz kiedyś w końcu spaść musi!


magneticlife.eu because life is magnetic

szlakiem architektury drewnianej

Piątek, 14 sierpnia 2015 · Komentarze(3)

Jako cel dzisiejszej porannej przejażdżki wybrałam odwiedzenie dwóch pięknych drewnianych kościółków leżących na małopolskim szlaku architektury drewnianej. Zaczynam od znajdującego się w Nidku kościóła św. św. Szymona i Judy Tadeusza Apostołów pochodzącego z I poł. XVI w. Powstał zapewne na miejscu wcześniejszego, gdyż miejscową parafię utworzono już w 1313 r. Fundatorem świątyni był właściciel wsi Mikołaj Nidecki. Od 2. poł. XVI w. kościół służył jako zbór kalwiński, a później ariański, po 1669 r. wrócił w ręce katolików.



Wg znalezionego w sieci opisu: „We wnętrzu można podziwiać gotyckie detale ciesielskie. Najstarszym zabytkiem wyposażenia kościoła jest chrzcielnica z XVI w. Pozostałe wyposażenie przeważnie barokowe: ołtarze główny i boczne, krucyfiks na belce tęczowej oraz chór muzyczny. Na ścianach i stropach widnieją malowidła architektoniczne z zastosowaniem iluzji.” Wiele razy przyjeżdżałam już tu, żeby je zobaczyć. Niestety zawsze kończyło się pocałowaniem klamki.



Do wnętrza można sobie zajrzeć wyłącznie przez dziurkę od klucza. Obok drzwi wisi informacja, że kościół był remontowany za pieniądze państwowe. Wkurza mnie okropnie, że w zamian za to nie jest udostępniony do zwiedzania, przynajmniej raz na jakiś czas, tym, którzy za to zapłacili, czyli nam - podatnikom!





Z Nidka kieruję się w stronę Osieka. Jadę bocznymi, pustymi drogami. To jest to, co najbardziej lubię – cisza, spokój i sympatyczne widoczki.



Ten kibic nie może się już chyba doczekać na mecz!  :D



Dojeżdżam wreszcie do Osieka. Tutejszy drewniany kościół pw św. Andrzeja zbudowano najprawdopodobniej w latach 1538–49 na miejscu poprzedniego.  W końcu XV i na początku XVII w. kościół służył jako zbór kalwiński. Kościół otoczony jest pięknymi dębami liczącymi ponad 500 lat.





Moją uwagę przyciągają zawsze soboty, czyli niskie podcienia wsparte na słupach i przykryte jednospadowym dachem, otaczające drewniane kościółki. Ich podstawowym zadaniem jest chronienie podwalin budowli przed zamakaniem od wód opadowych. Jak podaje Wikipedia: „Nazwa „soboty” nawiązuje do dawnej praktyki wiernych, którzy przybywali na nabożeństwa niedzielne często ze znacznych odległości dzień wcześniej (czyli w sobotę) i oczekiwali do rana gromadząc się wokół kościoła – soboty dawały im schronienie przed opadami deszczu, wiatrem itp. Ta funkcja sobót, wymagająca podcieni odpowiednio wysokich i obszernych, w rzeczywistości pojawiła się dosyć późno, zapewne dopiero w XVII w., w pierwszym rzędzie przy sanktuariach pielgrzymkowych. Z czasem dobudowywane do kościołów skupiały część wiernych nie mieszczących się we wnętrzu świątyni w czasie mszy św. lub też były przystosowywane np. do odprawiania nabożeństwa drogi krzyżowej.”





Ostatni rzut oka na kościółek i pora wracać do domu. Wokół przestrzeń rozległych pól. Owiewa mnie delikatny wiaterek. Słońce grzeje coraz mocniej. Lubię afrykańskie temperatury. To pewnie o mnie mówił Radzio Sikorski, że Polaków cechuje „taka murzyńskość” ;)




magneticlife.eu because life is magnetic

wstawaj, szkoda dnia

Czwartek, 13 sierpnia 2015 · Komentarze(6)

W smartfonowej aplikacji BUDZIK jako sygnał alarmu mam ustawiony refren piosenki „wstawaj, szkoda dnia”. Pewnie, że szkoda, ale jak się  usłyszy taki tekst o godzinie 4:05, to człowiek zaczyna jednak mieć wątpliwości… Na szczęście melodia zwabiła do  sypialni komara, a ten radośnie bzycząc mi koło ucha zaczął stanowczo wspomagać proces wstawania z łóżka. Komara, w przeciwieństwie do budzika, nie da się wyłączyć, a wszelkie próby upolowania bestii rozbudzają człowieka skutecznie!



„Nareszcie świt zastąpił noc…” to się zgadzało, niestety kolejny wers „powietrze świeże jak po burzy…” miał się nijak do okoliczności przyrody, w których przyszło mi jechać. Było parno i duszno, nad górami kotłowały się ciemne chmury, a pola przysłaniała delikatna mgiełka.



Najprzyjemniejszą częścią trasy był zielony szlak rowerowy, prowadzący z Malca do Osieka. Wiedzie pomiędzy malowniczymi polami, a dzisiejszą szczególną atrakcją była bociania rodzinka, która pozowała mi dość długo do zdjęć, zanim w końcu zdecydowała się polecieć w inne miejsce.









Na robieniu fotek, jak zwykle zresztą, zeszło mi dużo czasu. Mgiełki się rozwiały, a słońce zaczęło przypiekać. Pomna medialnego szumu o szkodliwości upałów, ruszyłam zatem w drogę powrotną. Może w domu też czekają na mnie jakieś gry nierozegrane i sny niewypełnione? Któż to wiedzieć może…








magneticlife.eu because life is magnetic

radość o poranku

Środa, 12 sierpnia 2015 · Komentarze(4)

Niedawno wpadł mi w ręce poradnik Neila Fiore „Nawyk samodyscypliny. Zaprogramuj wewnętrznego stróża.” Zaczęłam czytać i nagle to, co dotąd uważałam za poważne argumenty za byczeniem się całymi dniami z książką w ręce, stało się najzwyklejszymi w świecie wykrętami… Upał, niezdrowo się męczyć… to wstań babo wcześniej i rusz tyłek!




W/w tyłek ruszyłam jeszcze przed wschodem słońca, w nadziei na pstryknięcie jakiejś fajnej fotki nad Sołą. Gdy już dowiozłam go nad rzekę, długo stałam na brzegu, podziwiając różowiejące niebo i nucąc starą piosenkę:

„Jak dobrze wstać skoro świt,
jutrzenki blask duszkiem pić.
Nim w górze tam skowronek zacznie tryl,
jak dobrze wcześnie wstać dla tych chwil…”



Człowiek jest chyba jednym stworzeniem, które gasi pragnienie jutrzenką ;)
Zwierzęta są tradycjonalistami i preferują wodę. Z całego stada sarenek, które przyszło do wodopoju, udało mi się niestety uwiecznić tylko jedną, a i to od zadniej strony. Żal mi ich. Z powodu upału woda w Sole zaczyna już kwitnąć w miejscach, gdzie nurt jest spokojniejszy.






Jeszcze biedniejsze są ryby w małych stawach. Lustro wody pokryte jest grubym zielonym kożuchem, odcinającym dopływ tlenu, którego i tak w wysokich temperaturach nie ma w wodzie zbyt wiele :(



W większych stawach hodowlanych sytuacja jest nieco lepsza. Pracują tu jakieś urządzenia mieszające wodę. Wokół pełno ptactwa wypatrującego czegoś na śniadanie. Bardzo chciałam zrobić czapli gustowny portrecik. Niestety bestia płochliwa jest nadzwyczaj, i musiałam się zadowolić fotką ze sporej odległości.










Gdy ja tak sobie stałam i pstrykałam, słońce nie stało, tylko pracowicie wznosiło się wciąż wyżej i wyżej, skutecznie podgrzewając atmosferę i prowokując drzemiącego we mnie lenia do odpuszczenia sobie dalszej jazdy. W końcu leń po raz kolejny wygrał z wewnętrznym stróżem i pokulałam się do domu.










magneticlife.eu because life is magnetic