Jako cel dzisiejszej porannej przejażdżki wybrałam odwiedzenie
dwóch pięknych drewnianych kościółków leżących na małopolskim szlaku architektury
drewnianej. Zaczynam od znajdującego się w Nidku kościóła św. św. Szymona i Judy
Tadeusza Apostołów pochodzącego z I poł. XVI w. Powstał zapewne na miejscu wcześniejszego, gdyż
miejscową parafię utworzono już w 1313 r. Fundatorem świątyni był właściciel
wsi Mikołaj Nidecki. Od 2. poł. XVI w. kościół służył jako zbór kalwiński, a
później ariański, po 1669 r. wrócił w ręce katolików.
Wg znalezionego w
sieci opisu: „We wnętrzu można podziwiać gotyckie detale ciesielskie.
Najstarszym zabytkiem wyposażenia kościoła jest chrzcielnica z XVI w.
Pozostałe wyposażenie przeważnie barokowe: ołtarze główny i boczne,
krucyfiks na belce tęczowej oraz chór muzyczny. Na ścianach i stropach widnieją
malowidła architektoniczne z zastosowaniem iluzji.” Wiele razy przyjeżdżałam
już tu, żeby je zobaczyć. Niestety zawsze kończyło się pocałowaniem klamki.
Do wnętrza można
sobie zajrzeć wyłącznie przez dziurkę od klucza. Obok drzwi wisi informacja, że
kościół był remontowany za pieniądze państwowe. Wkurza mnie okropnie, że w
zamian za to nie jest udostępniony do zwiedzania, przynajmniej raz na jakiś czas, tym, którzy za to zapłacili,
czyli nam - podatnikom!
Z Nidka kieruję się w
stronę Osieka. Jadę bocznymi, pustymi drogami. To jest to, co najbardziej lubię
– cisza, spokój i sympatyczne widoczki.
Ten kibic nie może się już chyba doczekać na mecz! :D
Dojeżdżam
wreszcie do Osieka. Tutejszy drewniany kościół pw św. Andrzeja
zbudowano najprawdopodobniej w latach 1538–49 na miejscu poprzedniego. W końcu XV i na początku XVII w.
kościół służył jako zbór kalwiński. Kościół otoczony jest pięknymi dębami
liczącymi ponad 500 lat.
Moją uwagę przyciągają zawsze soboty,
czyli niskie podcienia wsparte
na słupach i przykryte jednospadowym dachem, otaczające drewniane kościółki. Ich podstawowym
zadaniem jest chronienie podwalin budowli przed zamakaniem od wód opadowych.
Jak podaje Wikipedia: „Nazwa „soboty” nawiązuje
do dawnej praktyki wiernych, którzy przybywali na nabożeństwa niedzielne często
ze znacznych odległości dzień wcześniej (czyli w sobotę) i oczekiwali do rana
gromadząc się wokół kościoła – soboty dawały im schronienie przed opadami
deszczu, wiatrem itp. Ta funkcja sobót, wymagająca podcieni odpowiednio
wysokich i obszernych, w rzeczywistości pojawiła się dosyć późno, zapewne
dopiero w XVII w., w pierwszym rzędzie przy sanktuariach pielgrzymkowych. Z czasem dobudowywane do kościołów skupiały
część wiernych nie mieszczących się we wnętrzu świątyni w czasie mszy św. lub
też były przystosowywane np. do odprawiania nabożeństwa drogi krzyżowej.”
Ostatni rzut oka na
kościółek i pora wracać do domu. Wokół przestrzeń rozległych pól. Owiewa mnie
delikatny wiaterek. Słońce grzeje coraz mocniej. Lubię afrykańskie temperatury.
To pewnie o mnie mówił Radzio Sikorski, że Polaków cechuje „taka murzyńskość” ;)
Limit, najłatwiej jest zobaczyć wnętrze tych kościółków, które jeszcze służą do celów kultowych. Wystarczy przyjechać tuż przed mszą lub tuż po niej. Pozostałe niestety są zamknięte na głucho :(
Sandi, to prawda. Człowiek się czuje trochę tak jakby się cofnął w czasie :)
Tak kiedyś myślałem, żeby zrobić cały szlak architektury drewnianej ale jak poczytałem ile tego jest, to doszedłem do wniosku, że trzeba mieć na to dużo czasu. Nawet na pojedyncze pętle (a są 3) trzeba dużo czasu. Zwłaszcza, jeśli chciałoby się do takiego kościółka dostać do środka. Trzeba by szukać kościelnego albo proboszcza. Może na emeryturę, jak dożyję, to sobie to zostawię. Choć jak jest okazja jakiś obiekt z tego szlaku zobaczyć, to staram się jej nie stracić. Niestety w większości wypadków jest tak, jak na Twojej dzisiejszej wyprawie, można pooglądać tylko z zewnątrz i ewentualnie poczytać opis. Trochę szkoda.