Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2018

Dystans całkowity:365.59 km (w terenie 18.00 km; 4.92%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:2415 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:73.12 km
Więcej statystyk

Niespieszny, plotkarsko-fotograficzny wypad z Dagmarą

Środa, 25 lipca 2018 · Komentarze(1)
Zazwyczaj jeżdżę sama. Jadę dokąd chcę, zatrzymuję się kiedy chcę, pstrykam kiedy chcę, pstrykam, pstrykam, pstrykam... Jak dotąd nie dane mi było znaleźć wielbicieli takiego stylu jazdy, aż wreszcie stał się cud i dziś wybrałyśmy się na pierwszy wspólny wypad z Dagmarą. Nareszcie ktoś, kto się donikąd nie spieszy i rozumie, że czasem trzeba postać 15 minut w krzakach, żeby sfotografować łabędzia uprawiającego jogę ;)









A to już nie łabędź, to ja. Dziękuję Dagmaro za zrobienie fotki. Zdecydowanie preferuję wstawianie na blog zdjęć krajobrazów, ale ostatnio czułam się już trochę anonimowa :D   



Dla kogoś, kto lubi fotografować, nie ma pór roku. Jest pora forsycji, magnolii, bzów, rzepaku... Właśnie zaczęła się pora słoneczników. Piękna, jak wszystkie pozostałe :)








magneticlife.eu because life is magnetic

pętelka z fragmentem WTR

Czwartek, 12 lipca 2018 · Komentarze(7)
Wczoraj grupa moich znajomych wybrała się na wycieczkę Wiślaną Trasą Rowerową, odcinkiem od Oświęcimia do Krakowa. Zapraszali mnie wprawdzie, żebym z nimi pojechała, ale ponieważ nie planowali niezliczonych postojów na robienie zdjęć, musiałam odpuścić. Pomysł mi się jednak bardzo spodobał. Postanowiłam to  zrobić po swojemu, etapami i z aparatem fotograficznym w sakwie. Żeby nie był to one way ticket, z koniecznością korzystania z innych form transportu,  zaplanowałam pętelkę.



Pierwszy postój i fotka, tradycyjnie już niemal, przy zabytkowym, pochodzącym z 1539 roku, drewnianym kościele  pw. Szymona i Judy Tadeusza Apostołów w Nidku. Tradycyjnie też był zamknięty. Może kiedyś wreszcie uda mi się sfotografować wnętrze. Pojeździmy, zobaczymy.



Trasa od Nidka do Tomic wiedzie pagórkami, na których trenować można  podjazdy i cieszyć się zjazdami. Po drodze mija się urocze Stawy Frydrychowskie. Podziwiać można nie tylko widoki, ale też łabędzie rodziny i krzykliwe mewy.









Za Tomicami aż do Witanowic jedzie się fatalnie, bo jest to bardzo ruchliwa droga na Kraków, którą poruszają się nie tylko samochody osobowe, ale też tiry. Na szczęście to krótki odcinek. Droga wzdłuż Skawy jest już spokojna. W Woźnikach zatrzymuję się na chwilę, żeby uwiecznić na fotkach kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, kolejny obiekt na szlaku architektury drewnianej. 



Za Woźnikami zaczyna się podjazd, a potem droga, częściowo szutrowa, częściowo typu "wspomnienie asfaltu", prowadzi grzbietem wzniesienia.. Nadmiernego ruchu na niej, jak widać,  nie ma.









Jak był podjazd, to musi być i długi, fajny zjazd :) Tak docieram do Łączan. Najpierw most na kanale Łączany-Skawina, potem zapora na Wiśle, a dalej wjeżdżam na WTR, czyli Wiślańską Trasę Rowerową. 









WTR oznakowana jest rewelacyjnie. Krótkie fragmenty prowadzą nieuczęszczanymi, ogólnodostępnymi drogami, większość trasy wałem wiślanym. Jadę i dziwię się, dlaczego z jednej strony wszyscy narzekają, że w Polsce jest zbyt mało ścieżek rowerowych, a z drugiej, jak już taka fajna trasa jest, to świeci pustkami. 






Piękny asfalcik, nieprawdaż? Nie tylko ja najwyraźniej dochodzę do wniosku, że się marnuje, bo w pewnym momencie widzę pędzące po nim auto. Zjeżdżam na bok,  niestety zanim udaje mi się wyciągnąć aparat, by zrobić  pamiątkową fotkę i wysłać ją na policję, samochód zbytnio się oddala. Mina siedzącego w nim faceta dobitnie świadczy o tym, jak bardzo jest dumny ze swojego sprytu!






Wiodąca wzdłuż Wisły trasa zapewnia ciekawe widoki nie tylko na samą rzekę, ale i jej starorzecza. Cywilizację, czyli mijane miejscowości, zobaczyć można tylko z daleka, a sfotografować przy użyciu dużego zoomu. Bardzo to romantyczne, ale pamiętać trzeba o zabraniu ze sobą zapasów picia i jedzenia. Konsumpcję uskuteczniać możemy na stojąco lub na trawie. Nie ma żadnych ławek.  Nie ma daszków, pod którymi można się schronić w razie deszczu. Nie ma też oczywiście toalet. Trochę tej trasie brakuje do zachodnioeuropejskich standardów :(












Żwirowe fragmenty trasy są mocno ubite, dobrze się po nich jedzie. Niestety, trochę spowalniają. Kiedy wyjeżdżałam z domu, sprawdzałam prognozę pogody i wiedziałam, że będzie wiało z zachodu. Nie wzięłam jednak pod uwagę, jak uciążliwy bywa wmordewind na otwartym terenie. Szczególnie jeśli się tak jedzie prawie 50 km. 






Kiedy dojeżdżam do Oświęcimia i skręcam na południe, widzę piętrzące się nad górami ciężkie, czarne chmury. Wiatr nasila się i też zmienia kierunek. Znów wieje prosto w twarz. Widać taka karma... Poprowadzenie WTR przez Oświęcim jest naprawdę rewelacyjne i zapewniające całkowite bezpieczeństwo jazdy. Oznaczenia prowadzą jak po sznurku. Chyba aż za dobrze, bo zagapiam się i zamiast zjechać z trasy i skręcić na Rajsko, zapuszczam się odrobinę za daleko.



Zatrzymuję się na chwilę, by sprawdzić swoje położenie i wtedy podbiega (bo to biegacz był) do mnie młody facet. Zaczyna mi opowiadać, że nie tylko biega, ale też jeździ i zna świetny skrót do Rajska. W tym momencie chyba mnie Bóg  opuścił i rozum odebrał. Nigdy nie ufałam ludziom pokazującym mi drogę do celu, ale ten ma oczy spaniela i wypisaną w nich chęć poczucia się rycerzem i uwolnienia damy z opałów. Posłuchałam. Wertepy, które mi polecił, doprowadzają mnie wprost na czyjeś podwórko i tam kończą swój bieg. Trzeba wracać. Bezsensowna strata czasu powoduje, że zanim docieram do domu, łapie mnie deszcz.  Kimkolwiek jesteś, młody człowieku,  nie rezygnuj z bycia uczynnym. Wprawdzie tym razem  nie całkiem Ci się udało, ale za to zapewniłeś mi dodatkowe wrażenia z wycieczki :)



magneticlife.eu because life is magnetic

szlak architektury drewnianej

Sobota, 7 lipca 2018 · Komentarze(6)
Zachciało mi się powtórki z rozrywki. Powrotu do dni, gdy świat był jeszcze młody i jeździliśmy z Kajmanem zwiedzając drewniane kościółki i opisując je później na blogach. Niestety, nic dwa razy się nie zdarza. Kajman dawno już odpuścił rowerowanie. Jadę więc sama. Pierwszy postój robię przy kościele pw. Szymona i Judy Tadeusza Apostołów w Nidku. Jak wszystkie inne, zamknięty na głucho. 


Kiedy robię kolejny krótki postój na posilenie się, zbiegają się do mnie okoliczne psy. Dziwne, Funio nigdy nie mówił mi, że drożdżówki są psim przysmakiem. A jednak.... psiaki tak długo i wymownie patrzą mi w oczy, aż decyduję się podzielić. Drożdżówka z budyniem znika w mgnieniu oka. Zadowolone psiaki machają  ogonami i odprowadzają mnie  do pierwszego zjazdu. 



Trasa z Nidka do Polanki Wielkiej to wielka pagórkowa sinusoida, o ile więc na podjeździe stado nowych przyjaciół mogłoby dotrzymać towarzystwa rowerzyście, to na zjazdach można się ładnie rozpędzić i psiaki nie mają szans.



Kolejny punkt to kościół pw. św. Mikołaja w Polance Wielkiej. Piękne wnętrze oczywiście niedostępne :(



Jadę dalej do Poręby Wielkiej. Tu znajduje się słynna ongiś Grottgerówka. Kiedy tak stoję i podziwiam zabytek, podchodzą do mnie dwie osoby i nawiązują rozmowę. Najpierw o trasach rowerowych,  o ochronie środowiska, potem zaczynają zadawać podchwytliwe pytania "A kto to wszystko stworzył?", aż wreszcie wręczają mi ulotkę o dramatycznie brzmiącym tytule "Przebudźcie się!" Już widzę, że kierując się przytoczoną w niej zasadą biblijną "Niech każdy ma na oku nie tylko swoje sprawy, ale też i drugich.", chcą uratować nie tylko świat, ale też i mnie. Na szczęście w  ulotce jest dużo różnych biblijnych zasad, korzystam więc z tej, która mówi "Strzec cię będzie umiejętność myślenia, chronić cię będzie rozeznanie." i spierniczam stamtąd ile sił w nogach :)



Kilkaset metrów od pałacu jest zabytkowy drewniany kościół pw. św. Bartłomieja. Wokół  pusto, nikt nie chce mnie wyrwać z objęć szatana. Pstrykam więc fotki i jadę dalej.



Do tej pory jechałam mało uczęszczanymi drogami, ale kiedy wjeżdżam pomiędzy Stawy Grojeckie, to już naprawdę cała autostrada moja :)  W ciszy i spokoju napawam się więc pięknem przyrody.















Tak udaje mi się dotoczyć do Grojca. Tu uwieczniam na fotce kolejny obiekt, czyli kościół pw. św. Wawrzyńca.



Przede mną najpaskudniejszy odcinek trasy. Muszę przejechać kilka kilometrów po dość ruchliwych drogach. Inaczej się nie da. Od Zasola jedzie się już spokojnie. W Brzeszczach -  mieście, w którym  zaczynała swoją polityczną karierę, od pełnienia funkcji burmistrza, słynna nosicielka broszek,  zatrzymuję się na chwilę, żeby uwiecznić "dobre zmiany" jakie za jej sprawą dotknęły to miasto. Sami oceńcie efekty.



No, ale nie o tym miało być. Kolejny obiekt na szlaku to drewniany kościół pw. św. Barbary w Górze. Nie wiem dlaczego wszystkie  kościoły są schowane za drzewami i trudno im zrobić przyzwoitą  fotkę. Tu w dodatku wszędzie pełno szpecących drutów. 



Ostatni na dziś to kościół pw. św. Marcina w Jawiszowicach. Nie dość, że za drzewami, to jeszcze na górce, a ja jestem już trochę zmęczona i nie bardzo chce mi się podjeżdżać. Cóż jednak robić, pstryknąć fotkę trzeba.



Za Jawiszowicami droga prowadzi znów pośród stawów. Otaczają mnie sielskie obrazki. Młode bociany stają na brzegu gniazda, machają skrzydłami, ale nie odważają się jeszcze na lot. Rodzinka łabędzi pływa tak zgodnie, jakby przeczytała ulotkę "12 sekretów szczęśliwych rodzin", a młode kaczki ćwiczą lądowanie na wodzie. Aż żal wracać do domu...



















magneticlife.eu because life is magnetic

Stawy Harmęże i inne bajora

Piątek, 6 lipca 2018 · Komentarze(2)
Upalny letni dzień nie zachęca do pokonywania podjazdów, wybrałam się więc dziś powłóczyć nieco pomiędzy stawami, w które Ziemia Oświęcimska obfituje. Trasa sympatycznie plaskata, wiodąca drogami, po których rzadko kto się porusza. Słychać tylko krzyki mew, rżenie koni i klekot boćków. Sielanka :)
















magneticlife.eu because life is magnetic