Ach, ileż wspaniałych wrażeń dostarczył wczorajszy BSOrient. Niestety wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Opustoszał camping w Błędowie. Piotrek i ja jesteśmy jednymi z nielicznych, którzy pozostali na niedzielę. Monika i Tomek proponują wspólną przejażdżkę do zamku w Siewierzu.
Towarzyszyć nam będzie Karolina. Kilka kilometrów przejadą z nami również Darek i Piotrek. Już w Łośniu natrafiamy na nieoczekiwaną atrakcję – paradę wozów strażackich i przemarsz orkiestr dętych z okazji święta OSP.
Monika pełni funkcję przewodniczki. Trasę zaplanowała tak, by oszczędzić nam błota I piachu. Cieszę się niezmiernie, bo wczorajsze ganianie po chaszczach wystarczy mi na długo.
Od dawna już chcieliśmy zobaczyć zamek w Siewierzu, jeden z najlepiej zachowanych zamków jurajskich. Dziś wreszcie mamy okazję i wyjątkowe szczęście – zamek jest otwarty i można zwiedzić wnętrze. Monika i Tomek poświęcają się i pilnują rowerów, a my wchodzimy do środka. Historia zamku sięga XIII wieku. Początkowo był siedzibą kasztelanii. Pierwotna budowla była drewniano-ziemna. Murowany zamek prawdopodobnie na początku 2 poł. XIV w. Pierwszym jego elementem był cylindryczny stołp o średnicy 9 metrów.
W 1443 księstwo siewierskie wraz z zamkiem i miastem wykupił od zadłużonego księcia Wacława I cieszyńskiego, biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki. Po kilkuletnim sporze z innymi książętami śląskimi, biskupi krakowscy przyjęli świecki tytuł książąt siewierskich, a Księstwo Siewierskie stało się prawie niezależnym organizmem politycznym z własnym wojskiem, sejmem, monetą, surowym sądem, szlachtą. Zamek zaczął pełnić rolę administracyjnej i politycznej siedziby Księstwa Siewierskiego.
W XVI wieku biskupi rozbudowywali zamek. Książę biskup Piotr Tomicki kazał rozebrać gotycki stołp, a materiał z niego posłużył do budowy nowych mieszkalnych skrzydeł zamku w części zachodniej i reprezentacyjnego budynku południowego. Nadało to kompleksowi charakter renesansowej rezydencji z dziedzińcem otoczonym drewnianymi gankami.
Biskup Franciszek Krasiński umocnił zamek, przystosowując go do wykorzystywania broni palnej. Dodany został dodatkowy mur zewnętrzny i taras artyleryjski. Brama została umocniona ciekawym barbakanem. Mury oblewała fosa i wody Czarnej Przemszy.
Kolejnej przebudowy dokonano na przełomie XVII i XVIII w. Z czasem zamek zaczął jednak chylić się ku upadkowi. W 1790 Sejm Wielki zlikwidował księstwo siewierskie wcielając je do Rzeczypospolitej. Opuszczony w 1790 r. przez księcia biskupa Feliksa Pawła Turskiego zamek od tamtej pory zaczyna niszczeć. Obecnie prowadzone są prace mające na celu zabezpieczenie budowli, zmierzające do zachowywana zamku w stanie tzw. trwałej ruiny.
Usatysfakcjonowani zwiedzaniem jedziemy dalej, zobaczyć Kościół św. Macieja Apostoła w Siewierzu. Został on wzniesiony w XVI wieku nieopodal zamku biskupiego, następnie przebudowany w XVII i XVIII wieku. Świątynię otacza mur z XVIII w. z piękną bramą biskupią.
Nad głównym wejściem umieszczony jest namalowany na drewnie okazały herb bp. Kajetana Sołtyka wraz z datą 1783 roku, kiedy to kościół, z jego inicjatywy, został przebudowany w stylu barokowym, aby był ozdobą Księstwa Siewierskiego.
Z kościoła tylko kilka obrotów kół na rynek. Zatrzymujemy się obok fontanny ozdobionej rzeźbą przedstawiającą dwie siewierskie panny w tańcu. Mają one ponoć nawiązywać do znanej ludowej piosenki „Od Siewierza jechał wóz”, tak w każdym razie wykombinowali twórcy projektu rewitalizacji rynku.
Burczenie w brzuszkach przypomina nam, że pora na małe co nieco. Zajadając zapiekanki studiujemy mapę i kombinujemy, jak by tu zatoczyć pętelkę. Plan mamy dobry, ale udaremnia go straż miejska. Trwa maraton MTB i choć wyglądamy niemal tak samo, jak zawodnicy, to strażnicy-służbiści nie chcą nas przepuścić ;-)
Czas mija nieubłaganie, wracamy na camping, pora się rozstać. Moniko, Karolino, Tomku, dziękuję za wspólną jazdę i urocze towarzystwo. Do zobaczenia znów na jakiejś pięknej pustej drodze :-)
Dwa lata minęły już od niezapomnianego Kosmicznego Rajdu na Orientację, w czasie którego miałam przyjemność poznać wielu wspaniałych rowerowych przyjaciół. Do dziś wspominam go z rozrzewnieniem, gdy zatem Monika, czyli Kosma100 wraz z Tomkiem (T0mas82), postanowiła zorganizować BSOrient wiedziałam, że nie może nas tam zabraknąć.
Na Eurocampingu w Błędowie zjawiliśmy się już w piątek. Tym razem nocne rodaków rozmowy toczyły się przy upojnych dźwiękach gitary. Dostąpiliśmy zaszczytu poznania legendarnego twórcy Bikestats Boskiego Blase’a :-)
Sobotni ranek. Większość zawodników zjawia się dopiero dziś. Powitania, rozdanie map, krótka odprawa i start. Do wyboru są dwie trasy. Zarówno Piotrek, jak i ja, nie lubimy się ścigać, decydujemy się zatem na trasę rekreacyjną. Zapowiada się wspaniała zabawa, bo wspólnie z nami jadą: Karolina (Tymoteuszka), Darek (Djk71), Wiktor (WRK97), Igorek (Igor03) oraz Marian (Franek810).
PK 03 – skrzyżowanie dróg imienia Igorka i Wiktora znajdujemy bez problemu. Nikomu nie wystarcza perforowanie karty startowej, wszyscy muszą jeszcze sporządzić dokumentację zdjęciową :-)
Jedziemy dalej, do PK 02 – skrzyżowania dróg Dejotka i Anetki. Z mapy wynika, że leży on przy wąskiej ścieżce nad rzeką. Niestety, poszukiwania są bezskuteczne. W końcu zniecierpliwiony Darek dzwoni do Moniki. Okazuje się, że na mapę wkradł się błąd, punkt położony jest nieco dalej. No, teraz to już bułka z masłem!
PK 06 – kapliczka pod wezwaniem Boskiego Blase’a. Cóż tu pisać, nazwa wystarczająco dobitnie sugeruje, że jest to najważniejszy punkt na trasie! Zaliczamy go w pięknym stylu :-)
O PK 09 czyli mostku AniK, Monika mówiła na odprawie z szelmowskim uśmiechem na ustach. Tu nie ma perforatora, należy tylko odczytać hasło, to ostatnie jednak jest tak sprytnie ukryte, że bez zmoczenia nóg ani rusz! No, wreszcie Piotrek przestanie się ze mnie śmiać, że mój Kellysek to rower bagażowy. Ściągam buty, wchodzę do wody i pstrykam fotkę, a potem tryumfalnie wyciągam z sakwy ręcznik ;-)
PK 05 – kryjówka Wudza, jest starannie ukryty w chaszczach. Przedzieramy się przez nie raniąc sobie nogi i rozdzierając ubranie kolcami jeżyn czy jakichś innych kaktusów. Teraz już wiem, dlaczego przed startem podpisywaliśmy oświadczenie, że nie będziemy zgłaszać żadnych pretensji do organizatora, który nie odpowiada za straty moralne i materialne ;-)
Obecność wielbłąda sugeruje, że w pobliżu jest jakaś pustynia. Zaiste, PK 04 umieszczono przy Pustyni Mavika. Bezkresna piaskownica przypomina o beztrosce lat dziecinnych i wywołuje chęć zabawy. Czemu nie? Mamy dużo czasu. Panowie szaleją, a ja oddaję się wspomnieniom zlotu sprzed dwóch lat.
Ostatni z punktów na trasie rekreacyjnej to PK 07 czyli pomnik Utatu i Arta75. Zaliczamy go, ale że czujemy pewien niedosyt, postanawiamy jeszcze odnaleźć sobie coś ekstra. Wybór pada na zabytkowy dwór modrzewiowy w Niegowonicach. Jest tam, gdzie być powinien, schowany jednak przed oczami wścibskich turystów i fotografów za gęstymi drzewami. Trudno, pocieszymy się znalezieniem sklepu z zimnym izotonikiem :-D
Wieczorem następuje uroczysty finał imprezy – rozdanie medali i dyplomów. Niezależnie jednak od zdobytych punktów i miejsc, wszyscy czują się wygrani. Świetna zabawa i doborowe towarzystwo. To był naprawdę cudowny dzień!
Drodzy Organizatorzy, dziękuję za serce i wysiłek włożony w perfekcyjne przygotowanie BSOrientu. Jesteście wspaniali :-))))))
Dziś wielkie święto – urodziny Janusza. Z samego rana wszyscy campingowi przyjaciele składają mu życzenia. Janusz to świetny facet, więc przyjaciół ma mnóstwo i zanim udało nam się wyruszyć, było już dosyć późno. Skład ekipy mały, ale dobrany: Piotrek, Janusz i ja. Celem jest Jezioro Czerniańskie.
Jezioro Czerniańskie to sztuczny zbiornik utworzony w celach retencyjnych i jako rezerwuar wody pitnej w miejscu połączenia Białej i Czarnej Wisełki. Po zaporze spaceruje jak zwykle sporo ludzi podziwiających widoki. My też chwilę podziwiamy, robimy pamiątkową fotkę i jedziemy dalej.
Niewiele mamy dziś czasu, objeżdżamy więc tylko jezioro od strony północnej i penetrujemy niezwykle malowniczą dolinę Białej Wisełki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę.
Oj, to była impreza! XII ogólnopolski zlot karawaning.pl – integracja przy ognisku, upojne dźwięki gitar i śpiewy do rana. Teraz dziwnie ciężko wstać i wskoczyć na siodełko! Nie dla nas dziś stromizna podjazdów i górskie widoki. Piotrek i Janusz przystają na moją propozycję przejechania się lajtową trasą wzdłuż Wisły.
Pierwszy przystanek robimy przy drewniany pałacyku myśliwskim w Wiśle. Pochodzi z końca XIX w., a wybudowano go w stylu alpejskim. Do I wojny światowej Habsburgowie traktowali go jako schronienie podczas polowań w tutejszych lasach, a następnie został przekształcony w schronisko górskie. W 1985 r. został przeniesiony z polany Przysłop pod Baranią Górą na dzisiejsze miejsce, czyli ul. Lipową (obok dworca autobusowego). Obecnie jest siedzibą PTTK. Zameczek nie jest przeznaczony do zwiedzania, ale warto obejrzeć go z zewnątrz i pstryknąć fotkę.
Fotki można też pstrykać Wiśle – królowej polskich rzek, która tu jeszcze wygląda dość niepozornie. Siadam zatem nad miniaturowym wodospadzikiem i pozwalam się sfocić.
Naszym głównym celem jest zamek w Grodźcu uznawany za jeden z piękniejszych tego typu obiektów na Śląsku Cieszyńskim. Pierwotny zbudowany został w XIV w. Od swych początków związany był z rodziną Grodeckich (Grodzieckich) z Brodu. Obecny zamek wystawił około 1580 r. Henryk Grodecki. Jest to dwupiętrowy, prostokątny budynek z trzema wieżami pośrodku elewacji frontowej i kolejnymi trzema od strony parku, co nadaje obiektowi charakter średniowiecznej warowni.
W rękach Grodeckich pozostawał do poł. XVII w. odkąd zamieszkali w nim baronowie Marklowscy z Żebraczy, Sobkowie z Kornic i Larischowie. W 1772 r. stał się własnością baronów Kalischów, zaś w XIX w. poprzez ożenki należał do baronów Zoblów von Giebelstadt oraz hrabiów Zamoyskich, którzy w 1884 r. sprzedali go bialskiemu przemysłowcowi von Strzygowskiemu. Od niego kupił zamek w roku 1927 dr Ernest Habicht, zamek odrestaurował i otoczył opieką bogate zbiory zamkowe z cenną biblioteką. Obecnie zamek jest własnością prywatną.
Nie bardzo lubię wracać tą samą drogą, więc szybki rzut oka na mapę i jedziemy. Wkrótce okazuje się, że okiem nie należy jednak zbyt gwałtownie rzucać! Leśna droga robi się coraz węższa, aż wreszcie zanika. Przedzieramy się przez krzaczory, brnąc na azymut do ścieżki rowerowej.
Wzdłuż Wisły po obu stronach wytyczone są trasy rowerowe, choć więc na załączonej mapce ślad się niemal pokrywa, to w rzeczywistości z powrotem jechaliśmy nieco inaczej.
W mieście Wisła, jak zwykle w sobotę, tłumy ludzi. Bohatersko opieramy się pokusie kupienia na pamiątkę ciupagi i góralskiego kapelusika, udekorowania rowerów balonikami oraz zawarcia bliższej znajomości z Myszką Miki. Byle tylko dalej od tego gwaru i tłoku!
Wracamy na camping, gdzie czeka na nas doktor Ed ze wzmacniającym zastrzykiem witamin. Dobrze, że opieka medyczna jest tu na najwyższym europejskim poziomie, bo przed nami przecież kolejna noc przy ognisku :-D
Funio zepchnął rower na odległy plan. Popołudniami zamiast jeździć, chodzę na spacery, w weekendy bierzemy udział w zlotach caravaningowych i uczymy psa poprawnego zachowania się na campingu. Zostały dojazdy do pracy i po bułki do sklepu - porażka!