Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2009

Dystans całkowity:1115.37 km (w terenie 103.00 km; 9.23%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:2565 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:38.46 km
Więcej statystyk

Karyntia - dzień 15

Piątek, 31 lipca 2009 · Komentarze(1)
Urok Karyntii to nie tylko góry, ale i jeziora. Dziś postanowiliśmy zobaczyć otoczone alpejskimi szczytami Weissensee. Początkowo jechaliśmy wzdłuż brzegu Millstatter See do Seeboden, a stamtąd znaną nam już drogą do Spittal. Tu znów wyruszyliśmy słynną R1 czyli Drauweg.

widok z Drauweg © niradhara


Dzień był ciepły, ale pochmurny i nie było nam dane podziwianie alpejskich szczytów w całej ich krasie.

Alpy w chmurach © niradhara


Jechaliśmy w górę rzeki i dolina Drawy znacznie się zwężała, a trasa prowadziła bocznymi drogami przez urocze miasteczka.

Mollbrucke - naprawdę urocze miasteczko © niradhara


jadę przez Lind © niradhara


Wody Drawy są nieprzezroczyste i mają srebrzysto zielony kolor, natomiast woda wpadających do niej strumieni jest krystalicznie czysta i przezroczysta.

mieszanie wód © niradhara


Gdzie nie spojrzeć – cudowne widoczki.

Alpy w chmurach © niradhara


Od R1 odchodzą liczne lokalne ścieżki rowerowe – wszystkie znakomicie oznaczone i opisane.

drogowskazy muszą być skonfrontowane z mapą © niradhara


Tylko krótki odcinek trasy prowadzi po szuterku.

widok z Drauweg © niradhara


Im głębiej wjeżdżamy w Alpy, tym bardziej urozmaicona droga, w dalszym ciągu prowadzona przez małe miasteczka i wioski.

widok z Drauweg © niradhara


W Pobersach skręcamy na drogę do Weissensee, a jest to prawdziwa droga przez mękę – 6 km czegoś takiego...

droga do Weissensee © niradhara


droga do Weissensee © niradhara


droga do Weissensee © niradhara


Pot zalewał mi oczy, serce waliło jak głupie i ostatni odcinek przebyłam czołgając się oparta o rower. No cóż, jeziorko leży na wysokości 970 m npm. Kiedy wreszcie pojawiło się przed nami odczułam naprawdę wielką ulgę.

cel tuż tuż © niradhara


Weissensee leży daleko od głównych dróg, jest więc tu stosunkowo mało turystów. Leżący za jego brzegu Oberdorf jest bazą wypadową na wycieczki górskie.

Weissensee czyli Białe Jezioro © niradhara


Robimy sobie jeszcze krótki odpoczynek połączony z pałaszowaniem kanapek i wracamy. Jakimś cudem udało mi się zjechać i nie zabić przy tym. Poziom adrenaliny opadł dopiero na widok kojących wód Drawy.

kojące wody Drawy © niradhara


Powrót tą samą drogą, z krótki przerwami na popas i podziwianie widoków.

chwila zadumy © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 14

Czwartek, 30 lipca 2009 · Komentarze(1)
Dziś wreszcie wybraliśmy się na długo odkładaną wycieczkę wokół Millstatter See drogą rowerową R2B. Z campingu początkowo jechaliśmy północnym – czyli zagospodarowanym brzegiem jeziora. Tu ścieżka rowerowa jest pięknie wyasfaltowana. Do stromego brzegu przylepione są prywatne domy i hotele. Najczęściej nie mają nawet kawałka plaży, tylko maleńkie mola, na których opalają się różne wytworne paniusie.

ścieżka rowerowa wokół Millstatter See © niradhara


Za Dobriach ścieżka skręca na południowy – dziki brzeg. Jest szutrowa i prowadzi prawie cały czas lasem, dzięki czemu jest przyjemnie i chłodno. Sporo tu zjazdów i podjazdów, no i oczywiście cudownych widoków na jezioro i góry.

ścieżka rowerowa wokół jeziora © niradhara


Są miejsca, gdzie można odpocząć, a nawet zażyć kąpieli (pod warunkiem, że ktoś to przewidział i zabrał ze sobą kostium kąpielowy).

krótki postój © niradhara


Mu niestety nie zabraliśmy :( Schlapaliśmy się więc tylko trochę wodą i pojechaliśmy dalej.

ścieżka rowerowa wokół jeziora © niradhara


widok na Seeboden © niradhara


Tak dojeżdżamy do zachodniego krańca jeziora, do miejscowości Seeboden.

wjeżdżamy do Seeboden © niradhara


Stąd postanowiliśmy pojechać jeszcze do Spittal.

urocze miasteczko Spittal © niradhara


Znajduje się tu Muzeum Kultury Ludowej. Najbardziej podobała nam się mapa Karyntii, po której można sobie pochodzić, włożywszy uprzednio przecudnej urody kapcie z herbem...

kapciem po mapie © niradhara


... oraz zabytkowe bicykle.

jazdy próbnej nie było © niradhara


Po zwiedzeniu muzeum powrót – początkowo znów malowniczą drogą R9 do Seeboden.
Problem szczupłości miejsca rozwiązano wydzielając w obu kierunkach osobne, oznakowane pasy dla rowerzystów.

droga rowerowa R9 © niradhara


W Seeboden zjechaliśmy na chwilę do parku nad jeziorem, żeby zaopatrzyć się w świeży zapas wody i pojeździć na wielbłądach.

poidełko w parku © niradhara


w kasku bezpieczniej © niradhara


Powrót na camping północnym brzegiem – drogą R2B.

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 12

Wtorek, 28 lipca 2009 · Komentarze(0)
W planach był objazd jeziora. Niestety ledwo wyjechaliśmy z campingu zaczęło mocno padać i grzmieć, co zmusiło nas do zmiany planów. Po południu przejaśniło się i pływaliśmy podziwiając widoczki. To północny – zagospodarowany brzeg jeziora.

płyniemy po Millstatter See © niradhara


U góry biegnie droga rowerowa i dla aut.

widok na ścieżkę rowerową z jeziora © niradhara


I tak się bujaliśmy na falach aż do zmierzchu...

zachód słońca nad Milstatter See © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 11

Poniedziałek, 27 lipca 2009 · Komentarze(2)
Dzień zaczęliśmy od wycieczki samochodowej – drogą widokową Malta Hochalmstrasse. Można tu wjechać również rowerem, ale widzieliśmy tylko jednego bikera – może dlatego, że na odcinku 14 km droga wznosi się o ponad kilometr w pionie. Najwyraźniej musimy jeszcze popracować nad kondycją. Na wysokości 2 tys. m npm. znajduje się sztuczne jezioro, a widok zapiera dech w piersiach.

przecudowna Maltatal © niradhara


Po południu pojechaliśmy drogą wzdłuż jeziora najpierw do Millstatt

ściezka rowerowa wzdłuż Millstatter See © niradhara


a potem do Burg Sommeregg w Seeboden, gdzie znajduje się Muzeum Tortur.

Burg Sommeregg © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 8

Piątek, 24 lipca 2009 · Komentarze(10)
Już od samego rana słońce prażyło niemiłosiernie, więc stwierdziliśmy, że tym razem rozpoczniemy dzień od popływania kanadyjką. Tak wygląda nasz camping od strony wody.

nasz camping © niradhara


Austria to kraj tak przyjazny turystom, że nawet na środku jeziora ustawiane są dla nich ławeczki.

ławeczka dla wodniaków © niradhara


W końcu dopłynęlismy do Ossiach i sfociliśmy je od strony wody.

Ossiach widzine z wody © niradhara


Po powrocie obiadek. No, a później tylko co chwilę zanurzyć się w wodzie, dopóki upał nie zelżał tak, że dało się wskoczyć na rower. Tym razem postanowiliśmy spenetrować Drauweg – czyli słynna drogę rowerową R1 - na północ od Villach.

nabrzeże w Villach © niradhara


w tle most na Drawie w Villach © niradhara


W Villach prowadząca nabrzeżem droga jest wyasfaltowana i służy nie tylko rowerzystom. Mnóstwo ludzi jeździ tu też na rolkach, biega lub spaceruje z psami. Co parę kroków stoją ławeczki, żeby było można usiąść i pogapić się na rzekę.

widok z ławeczki © niradhara


Opuszczamy miasto i jedziemy dalej. Tu zatrzymaliśmy się tylko dla sesji zdjęciowej.

miejsce odpoczynku © niradhara


po szuterku © niradhara


Podziwiamy widoczki. Słońce jest coraz niżej, światło ma cudowną złotą barwę i jest naprawdę pięknie.

widok na Drawę © niradhara


Wreszcie słoneczko wyczerpane całodziennym prażeniem postanawia sobie zajść.

złoty krąg chowa się za horyzont © niradhara


I robi mi się zimno w stopy...

zimno w nóżki © niradhara


Gdy wracamy do Villach jest już zupełnie ciemno, no, ale byliśmy na to przygotowani – Piotrek zabrał ze sobą statyw. Robimy więc z nabrzeża nocne zdjęcia miasta.

nocne Villach © niradhara


światła na moście © niradhara


stateczek na Drawie © niradhara


Gdy tak sobie strzelamy fotki na prawo i lewo zaczyna się błyskać nad górami. Oj, niedobrze. Pakujemy statyw i jak niepyszni wracamy na camping. Po chwili zaczyn padać, ale zdjęcie Burg Landskrone musimy jeszcze zrobić.

jak w bajce © niradhara


Pada coraz mocniej, a burza zaczyna nas otaczać ze wszystkich stron. Nabieramy więc przyspieszenia. Wprawdzie w ciemnościach niechcący rozdzielamy się i na camping wrócamy osobno, ale szczęśliwie. Tuż po naszym powrocie rozszalało się na dobre, ale to już podziwiamy na luziku, popijając sobie piwko :)

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 7

Czwartek, 23 lipca 2009 · Komentarze(8)
Dziś zapragnęliśmy zobaczyć jeziorko Faakersee słynne z tego że corocznie w maju zjeżdża się tam z całej Europy 100 tys. miłośników kultowych motocykli harley-davidson.

Początkowo jechaliśmy trasą znaną nam z poprzedniego dnia, dzięki czemu nie czuliśmy wewnętrznego przymusu, by zatrzymywać się co 100 metrów i robić zdjęcie. Nieznany etap wycieczki rozpoczął się od przejechania mostu na Drawie – górą śmigają sobie autka, a rowerzyści jadą dołem – w cieniu.

most na Drawie © niradhara


Trasa wiodła przez urocze wioski, był też jeden dość długi podjeździk. Wreszcie ujrzeliśmy jeziorko. Jest naprawdę piękne, a woda w nim czysta I ma niesamowity zielonkawy odcień.

jezioro Faakersee © niradhara


jezioro Faakersee © niradhara


Niestety, jak wszystkie piękne jeziorka w Austrii, ma tę drobną przywarę, że nie można w nim nawet nogi zamoczyć za darmo, bo cały brzeg jest zabudowany pensjonatami i campingami, zagrodzony, a plaże miejskie są płatne. Tu w dodatku wszędzie straszne tłumy ludzi i samochodów. Nie wiem, jak oni mogą wypoczywać w takich warunkach. Jedynie z przystani, gdzie wypożyczają elektryczne łódki można sobie z bliska popatrzeć na wodę. Tylko popatrzeć, bo obowiązuje zakaz kąpieli.

przystań na Faakersee © niradhara


Dalej pojechaliśmy ścieżką rowerową w kierunku Drabollach czyli wokół jeziora. Częściowo wiodła przez las, a częściowo asfaltem.

ścieżka rowerowa do Drabollach © niradhara


Piotrek pokonuje podjazd © niradhara


Po pokonaniu małego podjeździku znów zobaczyliśmy jeziorko, tym razem z górki.

lubię takie widoki © niradhara


Zaczyna się nasza powrotna droga – początkowo wzdłuż drugiej strony Drawy.

ścieżka rowerowa wzdłuż Drawy © niradhara


Po kilku kilometrach przez most powracamy na „naszą” stronę.

most na Drawie © niradhara


widok z mostu © niradhara


Słoneczko świeci pięknie, temperatura w cieniu przekracza 30 stopni i choć zabraliśmy ze sobą naprawdę znaczny zapas wody, nie zostało nam już ani kropli. Język robi się nieco sztywny, powoli rozpoczyna się proces mumifikacji, a sklepu z mineralną nie ma. Przy życiu utrzymuje nas tylko nadzieja na dotarcie do Johannis Quelle. Ach, jak woda może smakować!

Niradhara u wodopoju © niradhara


Napojeni, na luziku wracamy na camping, gdzie oczywiście czeka na nas zimne piwko. Przebieram się w kostium kąpielowy, by popływać dla ochłody w jeziorku.

A to fotka siateczki, którą na pamiątkę dzisiejszego wyjazdu słońce wypaliło mi na plecach :)

siateczka na plecach © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 6

Środa, 22 lipca 2009 · Komentarze(17)
Na dziś zaplanowaliśmy wycieczkę rowerową do Rosegg. Początkowo jechaliśmy drogą rowerową R2 do Villach, gdzie skręciliśmy na słynną R1, czyli drogę wzdłuż Drawy.

słynna droga rowerowa R1 © niradhara


Co kilkaset metrów stoją przy niej ławeczki, na których strudzony rowerzysta może odpocząć.

pyszny banan © niradhara


Tylko odcinek w pobliżu Villach jest wyasfaltowany – dalej jedzie się po szuterku.

natężenie ruchu umiarkowane © niradhara


Dziś temperatura była iście afrykańska, więc najmilej jechało się w cieniu.

jak miło w cieniu © niradhara


A to tablica z informacjami na temat rzecznego ekosystemu i punkt widokowy na rzekę.

podróże kształcą © niradhara


prawdziwy kaczy raj © niradhara


Co chwila wyłania się jakiś nowy widoczek – tym razem w dali Alpy.

w dali widać Alpy © niradhara


Sama ścieżka też jest urozmaicona – są tu nawet skałki i miniaturowe podjazdy.

a teraz w dół © niradhara


Wreszcie dojeżdżamy do Rosegg.

wjazd do Rosegg © niradhara


Naszym pierwszym celem jest Muzeum Celtów, które znajduje się w miejscu, gdzie wykopaliska odkryły ich dawne osady. Spinam rowery, żeby ich nikt nie podprowadził i zmęczeni nieco upałem idziemy najpierw do znajdującej się tuż obok gospody na zimne piwo.

brama do Keltenwelt © niradhara


Po piweńku do muzeum.

pora zacząć zwiedzanie © niradhara


A tu Piotrkowi udało się uwiecznić na zdjęciu moment, gdy w trakcie podziwiania eksponatów przypomniałam sobie, że klucze do spinki od rowerów zostały na campingu :(

ups i co teraz? © niradhara


Hm, może pożyczą tego wózka i na nim jakoś wrócimy…

jakiś dziwny wózeczek © niradhara


Nie chcieli pożyczyć :( Zdruzgotana poszłam zatem do ludzi z obsługi i kalecząc niemiłosiernie ich ojczysty język zaczęłam opowiadać jakie to straszne nieszczęście mi się przytrafiło. Sympatyczny pan ogrodnik rzucił okiem na spinkę, stwierdził, że jest kiepskiej jakości (o Boże, jak ja lubię rzeczy kiepskiej jakości) i przeciął ją zwykłym sekatorem.

rowerki wolne © niradhara


Rowery nasze uwolnione – możemy udać się dalej – do zamku Rosegg.

przed zamkiem Rosegg © niradhara


Znajduje się tutaj galeria figur woskowych. Można zrobić sobie fotki z różnymi znanymi z historii postaciami.

ten mały po lewej to Napoleon © niradhara


A to moja ulubienica – cesarzowa Sissi – była inteligentna, wysportowana i konwenanse miała w ...no nie bardzo się przejmowała dworską etykietą.

Sissi i ja, jedna z nas jest figurą woskową ;-) © niradhara


Na camping wracamy tą samą drogę, wstępując tylko do sklepu rowerowego po nową zapinkę – ta już jest naprawdę solidna i na szyfr, a nie na kluczyk ;P

Po powrocie zimne piwko i kąpiel w jeziorku.

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 5

Wtorek, 21 lipca 2009 · Komentarze(10)
Dzień rozpoczęliśmy od wycieczki samochodowej. Chcieliśmy zobaczyć punkt, gdzie stykają się Austria, Słowenia i Włochy. Z kolejki Bergbahn Dreilandeck potupaliśmy w stronę styku trzech granic, robiąc po drodze niezliczone ilości zdjęć.

Dreilandereck © niradhara


Najważniejsze oczywiście jest to zdjęcie.

Dreilandereck © niradhara


A to rzut oka na Alpy Julijskie.

to już Słowenia © niradhara


Później pojechaliśmy słynną Villacher Alpenstrasse. Takie widoczki są po drodze.

widoczek © niradhara


A taki na kończącym trasę punkcie widokowym.

życie jest piękne © niradhara


Późnym popołudniem pojechaliśmy ścieżką rowerową do Villach.

znak drogowy © niradhara


droga rowerowa do Villach © niradhara


A to już Villach – figura św. Franciszka przed kościołem św. Mikołaja.

św. Franciszek © niradhara


W Villach miał dziś miejsce Festiwal Sztuki Ulicznej.

Festival Sztuki Ulicznej © niradhara


Festiwal Sztuki Ulicznej © niradhara


Festival Sztuki Ulicznej © niradhara


Długo podziwialiśmy występy i na camping wróciliśmy dopiero późno w nocy.

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 4

Poniedziałek, 20 lipca 2009 · Komentarze(12)
Udany urlop to taki, w czasie którego człowiek czuje się notorycznie zmęczony i niewyspany – tylko wtedy można mieć bowiem pewność, że nie zmarnowało się ani minuty. Zgodnie z tą zasadą wstaliśmy o szóstej rano i wypłynęliśmy na jezioro.

druga pasja © niradhara


Mogliśmy porównać jak zmienia się wygląd jeziora o zachodzie słońca (wczoraj) i o poranku.

Ossiacher See © niradhara


Podpłynęliśmy blisko do północnego brzegu, by przyjrzeć się jak od strony wody wyglądają domki widziane wczoraj z trasy rowerowej wzdłuż jeziora.

Ossiacher See © niradhara


Plany na dziś były bardzo napięte i żeby zdążyć postanowiliśmy skorzystać z auta na tych drogach, które wcześniej przejechaliśmy już rowerkami. Najpierw udaliśmy się do Annenheim i kolejką linową wyjechaliśmy na liczący 1909 m npm. Gerlitzen. Długo podziwialiśmy widoki.

widok na Woether See © niradhara


widok na Villach © niradhara


widok na Burg Landskrone © niradhara


W Burg Landskrone znajduje się Adler Arena, na której odbywają się pokazy lotów sów, orłów i sokołów. Ptaki na komendę wracają do sokolnika, przelatują nisko nad głowami publiczności, wywołując piski zachwytu, łapią w locie rzucany im pokarm i „polują” na atrapy królika i lisa.

Adler Arena © niradhara


chwila wolności © niradhara


polowanie na lisa © niradhara


Po pokazie jeszcze chwila na pooglądanie zamkowych murów.

widok z murów na Villach © niradhara


ja tam stoję © niradhara


zamkowe mury © niradhara


No, a potem powrót na camping i ochładzająca kąpiel w jeziorze.

Po obiedzie pora na rower. Postanowiliśmy pojechać do Arriach, które stanowi środek geograficzny Karyntii. Planowaliśmy też zwiedzić znajdujące się tam muzeum rzeźb z korzeni.

Początkowo jechaliśmy sympatyczną ścieżką rowerową.

jadę - jesy fajnie © niradhara


Mijaliśmy urocze miasteczka.

ja od strony zadu © niradhara


Potem wpadliśmy na pomysł, żeby dojechać do Arriach przez góry i zaczęła się Golgota.

pot się perli na czole © niradhara


i tak cały czas © niradhara


wreszcie przełęcz © niradhara


Pełzliśmy na przełęcz jak ślimaki i muzeum korzeni zamknięto nam przed nosem. Zjazd był dość niesamowity. Ja tam jestem straszny tchórz, ale nawet Piotrek musiał tak mocno hamować, że trzeba było stanąć na chwilę, żeby wystygły hamulce. Na pocieszenie sfociliśmy sobie widoczek Arriach.

widok na Arriach © niradhara


No, a to jest dowód, że jesteśmy w środku Karyntii.

środek Karyntii © niradhara


Z Arriach jechało się już fajnie – najpierw lajtowy zjazd, a potem jeszcze bardziej lajtowy.

wreszcie luz © niradhara


No i wreszcie camping sweet camping.

Austria jest pierwszym krajem, który wprowadził w życie nową dyrektywę unijną nakazującą rejestrowanie rowerów. Przyjeżdżający tu cudzoziemcy otrzymują tablice tymczasowe. Gdy dotarliśmy wreszcie wieczorem na camping czekały już na mnie w recepcji:P

zanontowane © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic