Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2009

Dystans całkowity:1115.37 km (w terenie 103.00 km; 9.23%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:2565 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:38.46 km
Więcej statystyk

Karyntia - dzień 3

Niedziela, 19 lipca 2009 · Komentarze(10)
Stateczni wielbiciele caravaningu rezerwują sobie miejsca na campingu z odpowiednim wyprzedzeniem. My niestety do takich nie należymy. Ze względu na charakter pracy Piotrka nigdy nie możemy dokładnie przewidzieć kiedy uda nam się wyjechać. Poza tym plany są, jak wiadomo, po to, by je zmieniać. Zdecydowaliśmy się jednak zostać w Landskrone na tydzień. Jest to bardzo dobry punkt wypadowy, a camping naprawdę sympatyczny.

camping Berghof © niradhara


Wiązało się to niestety ze znaczną niedogodnością, a mianowicie musieliśmy przestawić się na inne miejsce, bo to, na którym staliśmy początkowo jest od poniedziałku zarezerwowane. Była to operacja czasochłonna, ponieważ trzeba poskładać przypięty do przyczepy namiot, spakować wszystkie klamoty, przewieźć, a potem rozłożyć to wszystko na nowo, co zajęło nam prawie pół dnia. Nowe miejsce jest za to fajniejsze, bo bardzo blisko wody.

wreszcie piwko © niradhara


Dookoła Ossiacher See jest ścieżka rowerowa i po obiadku wskoczyliśmy na rowerki i popedałowaliśmy. Południowy brzeg, którym najpierw jechaliśmy jest bardziej malowniczy, zatrzymywaliśmy się więc co chwila by zrobić fotkę.

ja pedalę © niradhara


chwila ochłody © niradhara


Trasa wzdłuż północnego brzegu nie jest już tak atrakcyjna, ponieważ prowadzi pomiędzy położonymi nad jeziorem domami i campingami a torami kolejowymi. Pierwszy widok na jeziorko pojawia się dopiero w Bodensdorf. Jako ciekawostkę sfotografowałam wodne taxi dla rowerzystów chcących przepłynąć na drugą stronę jeziora. Po raz pierwszy w życiu widziałam motorówkę z zamontowanym bagażnikiem na rowery.

widok z Bodendorf na Ossiach © niradhara


wodne taxi © niradhara


Naprawdę piękny widok na jezioro i góry roztacza się z Annenheim.

trasa rowerowa wzdłuż jeziora © niradhara


widok z Annenheim © niradhara


Po przejechaniu jeszcze kilku kilometrów naszym oczom ukazuje się majestatyczny Burg Landskrone.

Burg Landskrone © niradhara


Dalej ścieżka rowerowa powraca na południowy brzeg jeziorka i prowadzi nas prosto na camping.

to ja © niradhara


Słońce powoli chowa się za góry, a my wypływamy na jezioro.

Ossiacher See © niradhara


Jest cicho i romantycznie, słychać tylko plusk wioseł... Gdy gasną ostatnie promyki słońca powoli wracamy do brzegu. Nagle przed nami wyłania się góra lodowa...

prawie Titanic © niradhara


Pamiętacie może piosenkę „..zostawcie Titanica, nie wyciągajcie go, tam ciągle gra muzyka...”

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 2

Sobota, 18 lipca 2009 · Komentarze(8)
Całą noc szalała burza. Rano z nieba lały się strugi deszczu i o pojeżdżeniu rowerkiem nie było nawet co marzyć. W taką pogodę najlepiej jest schronić się w jaskini. Zdecydowalismy się na Griffener Tropfstein Hohle. Była to, nie ma co ukrywać, wycieczka samochodowa. Przez długi czas biłam się z myślami, czy należy takowe opisywać na blogu rowerowym, postanowiłam w końcu to zrobić, chcąc podzielić się wrażeniami z ciekawych miejsc. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać PRZEPRASZAM WSZYSTKICH TU ZAGLĄDAJĄCYCH.

Jaskinia znajduje się w miasteczku Griffen. Okazało się, że na wejście do niej musimy czekać ponad dwie godziny, postanowiliśmy zatem wdrapać się po nieskończonej ilości schodów do ruin Griffner Schlossberg. Twierdza powstała w XII wieku, a rozbudowana została w XVI.

Griffner Schlossberg © niradhara




ruiny © niradhara


widok z Griffner Schlossberg © niradhara



Nieopodal miasteczka znajduje się bardzo ciekawe opactwo. Niestety w informacji turystycznej nie było żadnych ulotek na jego temat.

opactwo w Griffen © niradhara


opactwo w Griffen © niradhara


opactwo w Griffen © niradhara


opactwo w Griffen © niradhara


W końcu przyszła pora na zwiedzanie jaskini. Słynie ona po pierwsze z tego, że dzięki zawartości żelaza w skałach należy do najbardziej kolorowych w Austrii, a po drugie znaleziono tu ślady pobytu człowieka pierwotnego sprzed ok. 20 tys. lat.

tropfstein Hohle © niradhara


główny lokator © niradhara


jaskiniowcy © niradhara


Człowiek pierwotny miał niestety sublokatora – niedźwiedzia jaskiniowego. Przewodnik nie mówił nic na temat tego, jak im się to wspólne pomieszkiwanie układało.

czaszka niedźwiedzia jaskiniowego © niradhara


Na camping wróciliśmy w porze obiadowej. Po pokrzepieniu się fasolką po bretońsku zamierzaliśmy wskoczyć na rowerki, niestety znów zaczęło padać. Rozpogodziło się dopiero około 18 i wyruszyliśmy do Villach. Piotrek koniecznie chciał zobaczyć skocznię narciarską. Niestety mieliśmy tylko mikroskopijnej wielkości plan miasta zamieszczony na mapie okolicy. Próba jazdy na azymut skończyła się niepowodzeniem. Najpierw wylądowaliśmy na drodze rowerowej wzdłuż Drawy.

ścieżka rowerowa wzdłuż Drawy © niradhara


Potem parę razy objechaliśmy miasto.

Villach © niradhara


Villach - centrum © niradhara


Villach - centrum © niradhara


most na Drawie © niradhara


Próbowaliśmy wrócić na camping drogą rowerową po drugiej stronie rzeki. Była wprawdzie zamknięta i pisało, że to ze względu na wysoki stan wody, ale pomyśleliśmy, że może to takie austriackie gadanie i dzielnie sforsowaliśmy zakaz wjazdu i płotek. Niestety, w pewnym momencie droga zniknęła pod wodą i jak niepyszni musieliśmy wrócić do miasta.

Drawa © niradhara


oj, zalało drogę rowerową © niradhara


Po Villach jeździ się komfortowo ze względu na ścieżki rowerowe, na których jest nawet sygnalizacja świetlna.

zielone światło © niradhara


Robiło się coraz później i bardzo już chcieliśmy wrócić na camping, gdy nagle i niespodziewanie wjechaliśmy sobie na autostradę. Nie chciało nam się już szukać drogi po raz kolejny, a wiadomo – autostradą szybciej i jak dwaj desperado pomknęliśmy między autkami, ale że w Austrii rowerzysta to święta krowa, więc szczęśliwie udało nam się to przeżyć.

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 1

Piątek, 17 lipca 2009 · Komentarze(13)
Wyruszyliśmy z domu wczoraj późno po południu. Cała noc w drodze, za wyjątkiem 2-godzinnej drzemki i krótkich postojów dla rozprostowania kości na parkingach. Udało nam się szczęśliwie dojechać na miejsce pomimo światłych rad schowanego w GPS-ie Hołowczyca, który średnio co 10 km usiłował nas sprowadzić z autostrady na drogę polną. Może Piotrek przez roztargnienie podał mu, że jedziemy furmanką... No, nie wiem...

prawie tir © niradhara


Na camping dotarliśmy około ósmej i zaraz wzięliśmy się za rozkładanie obozowiska. Jest to praca nadzwyczaj ciężka i wyciskająca hektolitry potu, więc regulowaliśmy zawartość płynów w organizmie za pomocą zabranego z kraju w dużych ilościach piwa. Kiedy już ostatni śledź został wbity położyliśmy się wygodnie przed przyczepką by podziwiać jezioro i... obudziliśmy się po trzech godzinach, a właściwie obudziło mnie słońce, które podstępnie wypełzło zza drzewa i zaczęło przypiekać mnie w stopy. Płonące stopy udało się ugasić w jeziorku. No a potem w pierwszy rejs. Wieczorkiem, gdy już się trochę ochłodziło wskoczyliśmy na rowerki i podjechaliśmy do Ossiach, do bankomatu, albowiem do campingowego sklepu cywilizacja nie dotarła i nie da się płacić kartą. Austria to prawdziwy raj dla rowerzystów, wszędzie bowiem są znakomicie oznakowane ścieżki rowerowe.

ścieżka rowerowa © niradhara


W Ossiach zafundowaliśmy sobie lodziki i wróciliśmy na camping.

lodziki w Ossiach © niradhara


Ossiacher See © niradhara


A teraz szaszłyczek i spać.

magneticlife.eu because life is magnetic

Przełęcz Targanicka

Środa, 15 lipca 2009 · Komentarze(2)
Kategoria w pobliżu domu
Trasa: Kobiernice – Porąbka – Wielka Puszcza – Przełęcz Targanicka – Lanckorona – Targanice – Andrychów – Czaniec – Porąbka – Kobiernice.

Najbardziej znaną przełęczą w Beskidzie Małym jest bez wątpienia Przełęcz Kocierska. O Przełęczy Targanickiej wie niewiele osób, postanowiłam więc przejechać się i zrobić parę fotek w celu jej rozreklamowania. Początkowo łagodny podjazd prowadzi przez Wielką Puszczę. Wzdłuż drogi płynie strumień, który od czasu do czasu ją podmywa i wymusza kolejny remont.

droga przez Wielką Puszczę © niradhara


W basenie tapla się kilka osób, bo upał nieźle daje się we znaki.

coś dla ochłody © niradhara


Tuż obok zaczyna się bardziej stroma część podjazdu.

początek podjazdu na przełęcz © niradhara


podjeździk © niradhara


No cóż, wstyd się przyznać, ale był taki moment, że prowadziłam rower i czułam się przy tym jak Syzyf. Wreszcie jednak jakoś się dokulałam.

na przełęczy © niradhara


widok z przełęczy © niradhara


foto by samowyzwalacz © niradhara


Zanim rozpocznie się zjazd w stronę Targanic dobrze jest sprawdzić stan hamulców.

zjazd w stronę Targanic © niradhara


W powietrzu unosił się cudowny zapach, bo górale rozpoczęli już sianokosy.

sianokosy © niradhara


Na koniec wycieczki dobrze jest wstąpić na lodzika, a najsmaczniejsze lody w okolicy sprzedają w Porąbce. Upał był już na tyle duży, że kto żyw siedział w jakimś strumyczku.

w strumyczku © niradhara


wodospadziki © niradhara


Na zakończenie pojechałam jeszcze na zaporę, by po raz ostatni przed wyjazdem na urlop rzucić okiem na Jezioro Międzybrodzkie.

widok z zapory © niradhara


Jezioro Międzybrodzkie © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

do Kamila

Poniedziałek, 13 lipca 2009 · Komentarze(2)
Kamil naprawił mi spaprane w serwisie przerzutki. Wytropił też przecierający się kabel do tylnej lampy. Wreszcie będę mogła normalnie pojeździć. Dzięki Ci Kamil, jesteś wspaniały! :)))

magneticlife.eu because life is magnetic

po-mostowo

Niedziela, 12 lipca 2009 · Komentarze(8)
Kategoria w pobliżu domu
Rano pies oświadczył, że jemu też się coś od życia należy, w związku z czym przed obiadem włóczyliśmy się po lesie. Po południu mieliśmy z Piotrkiem gdzieś pojechać, ale naszło go by naprawić spapraną przez serwisantów lampkę w moim rowerze. Gdy z bliska przyjrzał się ich dziełu wymienił chyba wszystkie znane sobie brzydkie wyrazy, ale lampkę naprawił. Trochę rozleniwieni przejechaliśmy się w końcu trasą standardową. Tym razem Piotrek wpadł na pomysł by sfotografować wszystkie mosty po drodze.

kładka w Hecznarowicach © niradhara


most w Zasolu Bielańskim © niradhara


most w Bielanach © niradhara


most w Malcu © niradhara


most w Nowej wsi © niradhara


most w Kętach © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Galeria Stracha Polnego

Sobota, 11 lipca 2009 · Komentarze(10)
Kategoria powyżej 100 km
Trasa: Kobiernice - Kozy - Mazańcowice - Rudzica - Chybie - Strumień - Goczałkowice - Zabrzeg - Czechowice Dziedzice - Hecznarowice - Kozy - Kobiernice.

Dziś potwierdziła się w całej rozciągłości zasada „nie chwal dnia przed zachodem słońca” albo raczej „nie chwal serwisu, póki nie przejedziesz dłuższej trasy”. Już w Kozach okazało się, że przerzutki działają jak chcą, a często w ogóle odmawiają współpracy. To masakra na drodze, na której są na przemian same zjazdy i podjazdy. Próba regulacji nie przyniosła zadowalających rezultatów, jakoś jednak do Rudzicy się dokulałam. Tu znajduje się bardzo sympatyczna Galeria Stracha Polnego. We wnętrzu można podziwiać obrazy i kupić sobie jakiś na pamiątkę, a na zewnątrz stoją strachy i straszą.

w Rudzicy © niradhara


który strach najgroźniejszy? © niradhara


strachy © niradhara


Przy drodze w Chybiu jest bar “Żabiniec”. Wygląd typu wczesna komuna, ale szaszłyki palce lizać!

bar Żabiniec © niradhara


Najedzeni, z odnowionymi siłami, pojechaliśmy północnym brzegiem Jeziora Goczałkowickiego.

widok na Jezioro Goczałkowickie © niradhara


W Łące skręciliśmy na zielony szlak do Goczałkowic.

zielony szlak © niradhara


W parku zdrojowym, po przestudiowaniu mapy zdecydowaliśmy, że pojedziemy jeszcze na zaporę.

rzut oka na mapę © niradhara


Trasa wiodła zielonym szlakiem wzdłuż stawów Maciek i Zabrzeszczak.

zielony szlak © niradhara


Zabrzeszak © niradhara


uroczysko © niradhara


zielony szlak © niradhara


Po ostatnich deszczach na drodze było mnóstwo kałuż. W pewnym momencie zobaczyłam taką, która ewidentnie zalegała całą ścieżkę. Z braku koncepcji jak ją objechać zdecydowałam się na atak frontalny. Pomysł nie był najlepszy, albowiem na dnie znajdowała się koleina... No cóż, najwyraźniej nie jest to szlak dla wytwornych dam.

kąpiel błotna © niradhara


W końcu dojechaliśmy za zaporę i znów wróciliśmy na asfalcik. A dalej to już tylko paręnaście zjazdów i podjazdów i home sweet home.

magneticlife.eu because life is magnetic

DPD

Piątek, 10 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria w pobliżu domu
DPD a popołudnie niestety mocno deszczowe :(

Edit: Wieczorem rozpogodziło się, więc pokręciłam się po wsi, żeby się nacieszyć lampkami.

magneticlife.eu because life is magnetic