Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:364.89 km (w terenie 1.50 km; 0.41%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:1921 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:40.54 km
Więcej statystyk

do Nidka

Poniedziałek, 26 września 2016 · Komentarze(7)
Dzisiaj moja ulubiona nawigacja rowerowa zrobiła mi psikusa, bo choć doprowadziła mnie do celu, to nie takimi drogami jak lubię ;)





Od kęckich górek dalej jechałam już  znanymi sobie dobrze asfaltami, unikając wszelkich niespodzianek. Celem wycieczki był XVI - wieczny Kościół św. św. Szymona i Judy Tadeusza Apostołów w Nidku. Jak zwykle zamknięty na głucho. Nic to, fajnie się pojeździło :)







magneticlife.eu because life is magnetic

ulica Pielgrzymów

Niedziela, 25 września 2016 · Komentarze(5)
Kilka dni temu koleżanka z pracy wspomniała o nowoodkrytym przez siebie kawałku pięknej asfaltowej i pustej drogi gdzieś pomiędzy Starą Wsią a Bestwiną. Dokładnych namiarów nie podała, przejeżdżając przez Starą Wieś skręciłam więc w pierwszą ulicę, której nazwa mnie zaintrygowała.



To był strzał w dziesiątkę! Ulica Pielgrzymów spełniła pokładane w niej nadzieje. Pustka, nowy asfalcik, sielskie widoki. W dodatku podjazdy, na których odpokutować można mniejsze grzeszki. Pewnie dlatego wytyczono tu trasę rowerową. Nie wiadomo tylko skąd i dokąd prowadzi.





Jechałam tak wśród pól, aż trafiłam do Janowic, a stamtąd pokulałam się w stronę Kaniowa. Stoi tam krzyż, a obok niego ławeczka. W dawnych czasach, gdy jeszcze Kajmanowi chciało się jeździć, siadaliśmy na niej, jedliśmy kanapki, a potem robili pamiątkowe fotki. Żeby tradycji stało się zadość skonsumowałam kanapkę, ale o zrobienie fotki musiałam poprosić obcą osobę :(



Droga powrotna z Kaniowa przez Malec jest prawie płaska i miałam nadzieję na lajtową jazdę. Niestety, wiatr wiał z absolutnie nieodpowiedniej strony. Poczułam we własnych mięśniach jak bardzo mści się długa przerwa od jazdy. Stracone lata bolą. Dosłownie ;)






magneticlife.eu because life is magnetic

nie jestem aniołem

Piątek, 23 września 2016 · Komentarze(6)
Jakiś czas temu miłościwie nam panujące Ministerstwo Edukacji objęło swoim patronatem akcję „Anioły ze szkoły”. Jest to niezwykle cenna inicjatywa, szczególnie dla jej twórców, albowiem żaden dzieciak nie może dostąpić zaszczytu zostania aniołem, nie zakupiwszy wcześniej świstka papieru, zwanego dumnie legitymacją.



Niestety, ta najoczywistsza brama do wniebowstąpienia została mi zatrzaśnięta przed nosem, albowiem poświadczający anielskość dokument nabyć może tylko niewinne, młodziutkie dziecię, ja zaś jestem osobą pełnoletnią i to nawet bardzo. Zdesperowana, w poszukiwaniu innej drogi, postanowiłam zagłębić się w filozofię anielskości, wnikliwie studiując porozwieszane na szkolnych korytarzach  plakaty. Wiele szlachetnych zasad widniało na nich, między innymi taka: „wszystkie zwierzęta są równe”. Hm, dlaczego jakoś dziwnie kojarzy mi się to z Orwellem? 



Nic to. Postanowiłam, że zwalczę w sobie niedowiarstwo, pozbędę niegodnych myśli i w sercu rozpalę wszechogarniający ogień miłości do stworzeń, które przedtem trochę mniej mi były bliskie, niż mój wierny pies Funio. Zaczęłam od kotów. Poszło nieźle. Dziś przyszła pora na muszki owocówki, które towarzyszyły mi w czasie jazdy na rowerze. Przez całą drogę jak mantrę powtarzałam sobie, jak to miło z ich strony, że usiłują wpaść mi do ust i wciskają się przez najmniejszą szparę pomiędzy okularami a twarzą, szukając moich oczu. Daremnie… ogień nie zapłonął, serce pozostało zimne jak lód. Nie udało mi się pokochać tych słodkich, maleńkich stworzeń. Obawiam się, że nie jestem i nigdy nie zostanę aniołem, a nawet, o zgrozo, osobnikiem aniołopodobnym!



Do wpisu doliczyłam kilometry z rowerowego dojazdu do pracy.


magneticlife.eu because life is magnetic

udało się przeżyć

Czwartek, 22 września 2016 · Komentarze(5)
Ten wpis miał być pierwotnie zatytułowany "Powitanie jesieni". Pani jesień przyszła do nas dziś tuż po godzinie szesnastej i postanowiłam powitać ją na rowerze. Pstryknąć parę fotek żółknących liści, dojrzewających owoców, malowniczych chmur. 



I wszystko było cudnie, aż do chwili gdy usłyszałam przeraźliwy pisk opon. Na wąskiej,, krętej drodze jakiś debil bawił się w Hołowczyca. Stracił panowanie nad autem, rzucało go z jednej strony na drugą... Wszystko toczyło się błyskawicznie, a ja desperacko próbowałam przewidzieć trajektorię jazdy. Jeszcze mam w oczach obraz sunącej na mnie maski samochodu, kilkadziesiąt brakujących centymetrów... Udało się! Cholerny pirat nawet się nie zatrzymał, za to ja musiałam stanąć i długo dochodziłam do siebie. 



Pierwsza myśl - to jak najszybciej wrócić do domu, ale doszłam do wniosku, że muszę się przełamać, bo inaczej może mi zostać uraz na długo. Pojechałam więc jeszcze do Porąbki, a dobroduszne słoneczko postanowiło nagrodzić tę decyzję pięknym oświetleniem Soły :)


magneticlife.eu because life is magnetic