Karyntia - dzień 2
Jaskinia znajduje się w miasteczku Griffen. Okazało się, że na wejście do niej musimy czekać ponad dwie godziny, postanowiliśmy zatem wdrapać się po nieskończonej ilości schodów do ruin Griffner Schlossberg. Twierdza powstała w XII wieku, a rozbudowana została w XVI.

Griffner Schlossberg© niradhara

ruiny© niradhara

widok z Griffner Schlossberg© niradhara
Nieopodal miasteczka znajduje się bardzo ciekawe opactwo. Niestety w informacji turystycznej nie było żadnych ulotek na jego temat.

opactwo w Griffen© niradhara

opactwo w Griffen© niradhara

opactwo w Griffen© niradhara

opactwo w Griffen© niradhara
W końcu przyszła pora na zwiedzanie jaskini. Słynie ona po pierwsze z tego, że dzięki zawartości żelaza w skałach należy do najbardziej kolorowych w Austrii, a po drugie znaleziono tu ślady pobytu człowieka pierwotnego sprzed ok. 20 tys. lat.

tropfstein Hohle© niradhara

główny lokator© niradhara

jaskiniowcy© niradhara
Człowiek pierwotny miał niestety sublokatora – niedźwiedzia jaskiniowego. Przewodnik nie mówił nic na temat tego, jak im się to wspólne pomieszkiwanie układało.

czaszka niedźwiedzia jaskiniowego© niradhara
Na camping wróciliśmy w porze obiadowej. Po pokrzepieniu się fasolką po bretońsku zamierzaliśmy wskoczyć na rowerki, niestety znów zaczęło padać. Rozpogodziło się dopiero około 18 i wyruszyliśmy do Villach. Piotrek koniecznie chciał zobaczyć skocznię narciarską. Niestety mieliśmy tylko mikroskopijnej wielkości plan miasta zamieszczony na mapie okolicy. Próba jazdy na azymut skończyła się niepowodzeniem. Najpierw wylądowaliśmy na drodze rowerowej wzdłuż Drawy.

ścieżka rowerowa wzdłuż Drawy© niradhara
Potem parę razy objechaliśmy miasto.

Villach© niradhara

Villach - centrum© niradhara

Villach - centrum© niradhara

most na Drawie© niradhara
Próbowaliśmy wrócić na camping drogą rowerową po drugiej stronie rzeki. Była wprawdzie zamknięta i pisało, że to ze względu na wysoki stan wody, ale pomyśleliśmy, że może to takie austriackie gadanie i dzielnie sforsowaliśmy zakaz wjazdu i płotek. Niestety, w pewnym momencie droga zniknęła pod wodą i jak niepyszni musieliśmy wrócić do miasta.

Drawa© niradhara

oj, zalało drogę rowerową© niradhara
Po Villach jeździ się komfortowo ze względu na ścieżki rowerowe, na których jest nawet sygnalizacja świetlna.

zielone światło© niradhara
Robiło się coraz później i bardzo już chcieliśmy wrócić na camping, gdy nagle i niespodziewanie wjechaliśmy sobie na autostradę. Nie chciało nam się już szukać drogi po raz kolejny, a wiadomo – autostradą szybciej i jak dwaj desperado pomknęliśmy między autkami, ale że w Austrii rowerzysta to święta krowa, więc szczęśliwie udało nam się to przeżyć.