ruiny zamku w Melsztynie
razem na lądzie i na wodzie© niradhara
Zwiedzanie zaczynamy od pochodzącego z XVI wieku modrzewiowego kościółka pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Jurkowie. To kościół jednonawowy, konstrukcji zrębowej, oszalowany i pokryty gontem. W 1977 r. został powiększony i odnowiony. Wewnątrz znajduje się barokowy ołtarz z XVI w. z obrazem Chrystusa upadającego pod krzyżem oraz dwustronnie malowanymi skrzydłami ze św. Katarzyną i św. Biskupem Stanisławem.
kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Jurkowie© niradhara
Mamy szczęście, kościół jest otwarty i możemy zobaczyć wnętrze. Robię fotkę i nagle coś zaczyna mi na ekranie migać na czerwono. Och nie, tylko nie to! A jednak… na śmierć zapomniałam o konieczności naładowania baterii. Jest tak pięknie, drzewa przystroiły się w bajecznie kolorowe szaty jesieni, a ja tego nie uwiecznię :-(
kościół w Jurkowie© niradhara
W Złotej jest kolejny, leżący na szlaku architektury drewnianej, kościół. Zamknięty na głucho i nie dane nam jest zobaczenie barokowego wnętrza. Sama budowla ukryta jest za drzewami, nie robię nawet fotki, żeby zaoszczędzić baterię. Jedziemy dalej, do sanktuarium w Domosławicach. Widząc moją zbolałą minę Piotrek lituje się i proponuje mi zrobienie kilku fotek jego aparatem. Dziękuję Kochanie :-)
Sanktuarium MB Domosławickiej© niradhara
W necie znalazłam informację, że pierwotnie znajdowała się tutaj drewniana kaplica, w której umieszczony został obraz Matki Bożej Domosławickiej Królowej Doliny Dunajca. Obraz okazał się cudowny. W roku 1796 wzniesiony został przez Antoniego Hr. Lanckorońskiego murowany kościół z drewnianą wieżą. Do budowy kościoła został wykorzystany materiał z ruin zamku z pobliskiego Melsztyna.
sanktuarium w Domosławicach© niradhara
W Charzewicach wreszcie mamy możliwość zjechania z głównej drogi. Teraz jest bezpieczne, ale za to pod górkę. Słoneczko przygrzewa coraz mocniej, podjazd jest stromy. Rozległy widok na wijący się i srebrzący w słońcu Dunajec jest piękny, ale troska o stan baterii w aparacie nie pozwala na udawanie, że zatrzymuję się wyłącznie w celu zrobienia fotki. Trzeba się przyznać do katastrofalnego spadku kondycji :-(
ruiny zamku Lelewitów Melsztyńskich© niradhara
Wreszcie docieramy do melsztyńskich ruin, głównego celu naszej dzisiejszej wycieczki. Budowę zamku rozpoczął kasztelan krakowski Spycimir w 1347r. Strome i urwiste stoki stanowiły naturalne zabezpieczenie od strony południowej. Zamek składał się z budynku mieszkalnego z wysuniętą okrągłą wieżą, z cysterny oraz z zabudowań gospodarczych. Warownia została rozbudowana pod koniec XIV w. Na zachodniej krawędzi wzgórza wzniesiona została wysoka pięciokondygnacyjna wieża na planie prostokąta, która pełniła funkcję militarno-mieszkalną o czym świadczą otwory strzelnicze na dwóch dolnych kondygnacjach oraz na najwyższej. Stary i nowy zamek zostały połączone murem zamykając jednym obwodem obronnym całe założenie. Kolejna rozbudowa systemu obronnego, która umożliwiła wykorzystanie broni palnej, nastąpiła około roku 1461.
ruiny zamku w Melsztynie© niradhara
W roku 1511 Melsztyn został sprzedany i stał się własnością Jordanów. W połowie XVI wieku nastąpiła przebudowa najstarszej części zamku w stylu renesansowym na rezydencję magnacką. Zamek w niezmienionym stanie dotrwał prawie do końca XVIII wieku, mimo że zmieniali się jego właściciele. Oparł się nawet atakom Szwedów w XVII wieku. Tragiczny dla melsztyńskiego zamku okazał się rok 1770, kiedy to najpierw został zajęty przez konfederatów barskich a następnie zdobyty i spalony przez wojska rosyjskie. Od tego momentu zamek znajduje się w ruinie. Malowniczej ruinie, trzeba przyznać, robię zatem kilka fotek i bateria definitywnie pada.
ależ rozległy widok mieli z ostatniego piętra© niradhara
Jedziemy do Zakliczyna. Tu krótka przerwa na pizzę, a potem Piotrek proponuje mała korektę zaplanowanej trasy i zahaczenie o klasztor oo. Franciszkanów. Fundatorem klasztoru pod wezwaniem Matki Bożej Anielskiej był Zygmunt Tarło, kasztelan sądecki, właściciel Melsztyna i Zakliczyna. W 1624 roku rozpoczęto budowę drewnianego klasztoru, który wnet spłonął. W jego miejsce postawiono nowy, murowany.
klasztor oo. Franciszkanów w Zakliczynie© niradhara
W kościele trwa właśnie ceremonia ślubna. Nie chcemy przeszkadzać, zatem tylko rzut oka do wnętrza, parę fotek i w drogę.
wnętrze klasztoru© niradhara
Od Zakliczyna jedziemy spokojnymi, bocznymi drogami. Można jechać obok siebie, porozmawiać, pożartować. Bardzo lubię poczucie humoru Janusza, dowcip ocierający się o pure nonsense :-D
fajnie się płynęło© niradhara
Przez Dunajec przeprawiamy się promem. Przewoźnik jest miły i tłumaczy nam, jak to się dzieje, że prom płynie w obie strony bez silnika. Całe życie się człowiek uczy :-)
nadchodzi złota polska jesień© niradhara
złota godzina© niradhara
Wracamy na camping. Janusz rzuca okiem na licznik i z niedowierzaniem w głosie pyta: „Jak to trzydzieści parę kilometrów a my tak jedziemy i jedziemy?”. Rzeczywiście dzisiejsze tempo jazdy do rekordowych nie należy, mimo to wycieczka bardzo udana :-)
barwy zmierzchu© niradhara
Zapada zmrok. Pora na ognisko, coś dla ciała (kiełbaski) i coś dla ducha. Gitary nastrojone, muzycy gotowi, chórek też. Życie jest piękne :-)
czyż warto inaczej na ziemi tej żyć?© niradhara