Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:938.51 km (w terenie 33.00 km; 3.52%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:6318 m
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:39.10 km
Więcej statystyk

integracja kocierska

Wtorek, 17 sierpnia 2010 · Komentarze(7)
Po wczorajszym lajtowym dniu przyszła pora wyruszyć w góry. Piotrek zaproponował wycieczkę na Przełęcz Kocierską. W podstępny sposób podpuścił Jacka i Kubę by zmierzyli się z podjazdem przez Solisko ;) We czwórkę wyruszyliśmy z Kobiernic, jadąc raz jedną, a raz drugą stroną Soły.

podjazd na zaporę w Tresnej,foto JPBike © niradhara


Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się dla uwiecznienia mijanych krajobrazów i focenia się wzajemnego.

Jezioro Żywieckie © niradhara


już się zaprzyjaźnili © niradhara


pejzaż z koniem © niradhara


Wszyscy trzej panowie jechali na rowerach górskich, a ja na trekkingu i spowalniałam ich na większości podjazdów. Okazali się jednak prawdziwymi gentlemenami i udawali, że wcale im to nie przeszkadza :)

jedziemy z Kubą © niradhara


co Kuba chce zrobić? © niradhara


tego się nie spodziewałam © niradhara


Doprowadziliśmy Jacka i Kubę do Kocierza Rychwałdzkiego i pokazaliśmy nieznany podjazd na Przełęcz Kocierską. Prowadzi przez Solisko i jest tak stromy, że zamknięto go dla ruchu. Dzielni bikerzy rzucili nań okiem, oznajmili, że to fraszka i zaczęli się wspinać pod górę. A my, jak na parę staruszków przystało, wróciliśmy się i podjechaliśmy na przełęcz tradycyjną drogą od strony Łękawicy.

czołgam się powoli na przełęcz © niradhara


widoczek z drogi © niradhara


Na całej trasie nie spotkałam ani jednego szaleńca na trekkingu. Wszyscy wjeżdżają tu góralami albo lekkimi szosówkami. Nic też dziwnego, że Jacek, po pokonaniu wraz z Kubą diabolicznego podjazdu, musiał czekać na nas prawie pół godziny na przełęczy. Kuba niestety miał pilne sprawy do załatwienia i musiał wracać do domu. Na przełęczy podziwiliśmy chwilę widoki i zaczął się sympatyczny zjazd do Andrychowa – po nowym, gładziutkim asfalcie :)

na tarasie widokowym © niradhara


widoczek z przełęczy © niradhara


Z Andrychowa jest bardzo blisko do Zagórnika, postanowiliśmy zatem pokazać Jackowi Łupki Wierzchowskie, na mapie oznaczone jako kaskada Rzyczanki. To niezwykle urokliwe i warte odwiedzenia miejsce.

niedawno byliśmy tu z Hose'm © niradhara


teraz jesteśmy z Jackiem © niradhara


Rzyczanka © niradhara


Było pięknie, powoli jednak na niebo zaczęły wypełzać wielkie, czarne chmurzyska, a pomni siły ostatnich burz, woleliśmy nie ryzykować i wrócić do domu.

znów straszy deszczem © niradhara


ostatnie kilometry do domu © niradhara


Panowie, dziękuję Wam wszystkim za wspaniałą wycieczkę. Kubo, Jacku – jesteście naprawdę niesamowici :)


magneticlife.eu because life is magnetic

integracja wodna

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Po północy odebraliśmy z dworca PKP w Bielsku-Białej Jacka. Z Nowego Sącza jechał do nas 8 godzin przez Kraków i Katowice. Podróż była męcząca, ale po drugim niewidzeniu się tematów do rozmowy było sporo, więc położyliśmy się spać późno. Dziś wstaliśmy trochę niewyspani i zaproponowałam przed obiadem krótką, ale za to malowniczą trasę wzdłuż kaskady Soły.

Piotrek pełnił rolę przewodnika i z zapałem objaśniał Jackowi jak działa system zapór na Sole. Wycieczkę zaczęliśmy od najmniejszego i najmniej efektownego zbiornika wodnego czyli Jeziora Czanieckiego.

Piotrek pełni rolę przewodnika © niradhara


Dalej jechaliśmy w górę Soły. Kolejna sesja zdjęciowa miała miejsce na zaporze w Porąbce.

na zaporze w Porąbce © niradhara


ciekawe, co Jacek tam dostrzegł? © niradhara


W Międzybrodziu Bialskim zjechaliśmy na chwilę nad jezioro i zrobiliśmy kolejny krótki postój na podziwianie widoczków.

zjazd nad jezioro © niradhara


wreszcie nad wodą © niradhara


podziwianie widoków © niradhara


Jacek znów foci © niradhara


Kolejna sesja zdjęciowa miała miejsce na moście w Międzybrodziu Żywieckim. Widać stąd pięknie Żar i szkołę szybowcową. Ten fragment Jeziora Międzybrodzkiego jest szczególnie malowniczy, ze względu na małe, urocze wysepki.

wjeżdżamy na most w Międzybrodziu Żywieckim © niradhara


ładny stąd widok na Żar © niradhara


Ostatnim punktem programu była zapora w Tresnej i Jezioro Żywieckie.

dotarliśmy do Tresnej © niradhara


tu też się Jackowi podoba © niradhara


trzeba zanurzyć choćby dłoń w jeziorze © niradhara


Powietrze robiło się coraz bardziej parne, a na niebie zaczęły pojawiać się ciemne chmurzyska, co wróżyło kolejną burzę. Pognaliśmy zatem główną drogą do domu. Udało nam się dotrzeć bezpiecznie, ale wkrótce rozpętał się kataklizm czyli burza z gradobiciem. W chwili, gdy robię ten wpis, nadal grzmi, a w okolicznych miejscowościach wyją syreny straży pożarnych. Pewnie znowu wylały górskie strumyki :(

na koniec pamiątkowa fotka © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

integracja burzowo-deszczowa

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Od rana grzmiało i padało. Co chwila wyglądaliśmy przez okno, z nadzieją wypatrując najmniejszego choćby promyka słońca. Najbardziej rozczarowany był Hose. Jechał tyle kilometrów w góry, a one skryły się na chmurami i bronią się przez eksploracją ogniem z nieba :(

na zaporze © niradhara


Dopiero w godzinach popołudniowych burza ucichła, nie zrażając się więc lekkim deszczem popędziliśmy do Andrychowa, gdzie byliśmy umówieni z k4r3l. Spotkanie nastąpiło szybciej, niż myśleliśmy, bo Kuba czekał na nas już w Roczynach. Zrobił nam wielką i uroczą niespodziankę wręczając znaczki z logo Bikestats. My przekazaliśmy mu naklejki na rower.

integracja w deszczu © niradhara


Wspólnie udaliśmy się do Zagórnika, pokazać Józkowi Łupki Wierzchowskie, zwane także kaskadą Rzyczanki.

Hose chce wjechać do rzeczki © niradhara


Miejsce najwyraźniej się Józkowi spodobało, bo szalał rowerem po nadrzecznych głazach. My oczywiście próbowaliśmy robić fotki, choć warunki oświetleniowe były wyjątkowo niesprzyjające.

chyba mu się tu podoba © niradhara


a my robimy fotki © niradhara


Sielankę przerwał odgłos grzmotu. Pora wracać. Hose ma przed sobą długa drogę do domu, a my musimy przyszykować się na przyjazd kolejnego Bikestatowicza – JPBike’a, który już zmierza w naszą stronę.

z Rzyczanką w tle © niradhara


Kuba, miło było Cię poznać. Dziękujemy za urocze towarzystwo, znaczki i pokazanie nowego skrótu do Zagórnika. Józek, dzięki za uroczy weekend. Następnym razem postaramy się załatwić ładniejszą pogodę ;)

robi się ciemno, pora wracać © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

integracja przy ognisku

Sobota, 14 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Tydzień temu spotkałam się z Hose w Oświęcimiu. Powiedział wtedy, że tęskni za górami. Zaproponowałam mu przyjazd do Kobiernic i umówiliśmy się na dziś. Hose nie znał bocznej drogi przez Wilamowice, postanowiliśmy zatem z Piotrkiem wyjechać po niego do Rajska.

okolice Brzeszcz © niradhara


W Rajsku jednak okazało się, że Hose musiał nieco później wyjechać z domu i zmieniliśmy miejsce spotkania na Bojszowy.

na skróty © niradhara


O rowerach i trasach zaczęliśmy dyskutować już w drodze, potem przy ognisku i tak to trwało aż do północy… Straszne z nas gaduły ;)

jadą i dyskutują o rowerach © niradhara


na rynku w Wilamowicach © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

nieoczekiwane odkrycie

Czwartek, 12 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Ostatnio zadziwiająco wielu Bikestatowiczów boryka się z problemem przesytu trasami znajdującymi się w bezpośredniej bliskości miejsca zamieszkania. Dopadło to i mnie. Kiedy jednak rozmyślałam sobie jaka to teraz nuda i jak pięknie było w czasie urlopu, w głowie zrodził się nagle ciąg skojarzeń: Litwa --> bitwa pod Grunwaldem --> Kopiec Grunwaldzki --> Osiek. Przez Osiek przejeżdżałam wielokrotnie, zawsze jednak zatrzymywałam się tylko koło pałacu Rudzińskich, kopca nigdy nie zlokalizowałam. Eureka! Mam cel :)

Na temat kopca nie znalazłam żadnych szczegółowych informacji. Na mapie Ziemi Oświęcimskiej podana była tylko data jego powstania – rok 1910. Gdy dojechałam na miejsce, o mało co go nie przegapiłam - ma chyba ze 2 metry wysokości ;)

Kopiec Grunwaldzki © niradhara


Nieco rozczarowana pojechałam dalej przez wieś. Prowadzą tędy aż dwa szlaki rowerowe – czerwony (Szlak Doliny Karpia) i niebieski.

kraina dla rowerzystów © niradhara


Słońce przygrzewało, postanowiłam zatem stanąć na chwilę gdzieś w cieniu, napić się i coś przegryźć. Stanęłam pod drzewami, obróciłam głowę w lewo i …nie mogłam uwierzyć własnym oczom – drewniany kościółek, którego nigdy jeszcze nie odwiedziłam!

niespodzianka © niradhara


Zaintrygowana, weszłam na kościelny plac. Zobaczyłam tablicę informacyjną. Drewniany, późnogotycki kościół pw. św. Andrzeja pochodzi z I. poł. XVl w. Nawa i prezbiterium otoczone są otwartymi podcieniami. Od czasu wybudowania w 1907 r. nowego murowanego kościoła w Osieku, drewniana świątynia nie jest użytkowana.

furtka była otwarta © niradhara


Wokół rosną ponad 500-letnie dęby. Są tu też groby z zabytkowymi pomnikami.

przykościelny cmentarz © niradhara


pomnik © niradhara


Uradowana, że jednak udało mi się odnaleźć coś nowego, wracałam do domu zielonym szlakiem. Jeszcze niedawno odcinek z Osieka do Malca w całości był szutrowy, teraz część drogi wyasfaltowano. Pewnie dlatego, żeby traktorom łatwiej było jeździć ;)

żniwa © niradhara


niebo i ziemia © niradhara


z południa nadciągają chmury © niradhara


autko dało czadu © niradhara


Zawsze bardzo lubiłam ten fragment szlaku, dziś jednak wydał mi się szczególnie piękny. Pokryte glonami stawy błyszczały w promieniach słońca tak, jakby były z płynnego złota.

co tam tak błyszczy? © niradhara


żywe złoto © niradhara


A jednak warto jeździć znanymi trasami :)


magneticlife.eu because life is magnetic

pogapić się na szybowce

Środa, 11 sierpnia 2010 · Komentarze(8)
Kategoria w pobliżu domu
Właściwie to wybierałam się do Tresnej, ale po drodze zauważyłam, że coś lata nad Żarem i postanowiłam przyjrzeć się temu dokładnie.

na holu © niradhara


lina odpięta © niradhara


Na zboczu Żaru znajduje się szkoła szybowcowa i mały samolocik wyciągał co chwilę szybowiec, zataczał koło, lądował i zabierał pod obłoki kolejnego szczęśliwca.

który następny? © niradhara


lotnisko © niradhara


Postałam trochę gapiąc się i zazdroszcząc, po czym stwierdziłam, że jest dziś stanowczo zbyt duży ruch na drodze, by jechać do Tresnej.

ci, co nie mają skrzydeł, kąpią się w jeziorze © niradhara


Zahaczyłam jeszcze o Żarnówkę, gdzie dawno już nie byłam. Prawdę mówiąc, nie ma tam specjalnie ładnych widoków i pewnie znów szybko się w to miejsce nie wybiorę.

koniec asfaltu © niradhara


chyba potok znów narozrabiał © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

bez celu

Wtorek, 10 sierpnia 2010 · Komentarze(4)
Kategoria w pobliżu domu
Bez celu, bocznymi drogami, byle tylko nacieszyć się otwartą przestrzenią i wiatrem na twarzy. W Porąbce postój na tradycyjnego lodzika. Sprzedające je pani nie mogła uwierzyć, że ma tyle gałek włożyć do jednego wafla i ja to wszystko sama zjem ;)

przestrzeń © niradhara


tu jeżdżą tylko traktory © niradhara


słoneczniki © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

szczęśliwej drogi

Poniedziałek, 9 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Kategoria w pobliżu domu
Udało mi się wrócić z pracy na tyle wcześnie, by pożegnać się z Marcinem, który dziś wyruszył z kumplem do Hiszpanii. Przed nimi 3500 km, które planują przejechać w ciągu miesiąca. Dostałam już pierwszego sms-a. Chłopcy nocują w okolicach Żyliny, a jutro mają zamiar dotrzeć do Bratysławy. Szczęśliwej drogi synu :)

szczęśliwej drogi © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

integracja BS na szlaku architektury drewnianej

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · Komentarze(7)
Ilonę i Roberta po raz pierwszy zobaczyliśmy ponad rok temu na rynku w Strumieniu. Niestety, nie zamieniliśmy wtedy ani jednego słowa, bo dopiero w domach, przed komputerami, zorientowaliśmy się, że wszyscy mamy konta na Bikestats. Śledziliśmy odtąd wzajemnie swoje blogi, ciągle obiecując sobie, że kiedyś wreszcie razem pokręcimy. No i stało się. Umówiliśmy się na wspólną jazdę w okolicach Skoczowa. Wyruszyliśmy z Piotrkiem wcześnie rano, bacznie przyglądając się niebu, na którym od czasu do czasu pojawiały się groźne chmurzyska.

gdzieś na trasie © niradhara


Korzystając z mapy „Okolice Bielska-Białej” i programu MapSource wytyczyłam trasę. Pierwszym celem był zabytkowy drewniany kościółek w Bielowicku. Zwiedzałam go już wcześniej, ale chciałam żeby zobaczył go również Piotrek, który kocha architekturę drewnianą.

kościół w Bielowicku © niradhara


Do Skoczowa dojechaliśmy niemal równocześnie z Iloną i Robertem. Pora była jeszcze wczesna, postanowiliśmy więc zatrzymać się na chwilę na rynku i wzmocnić kawą i lodami.

rynek w Skoczowie © niradhara


Najciekawszą budowlą na rynku jest późnobarokowy ratusz z 1797 roku, jest też sporo zabytkowych kamieniczek z przełomu XVIII i XIX wieku.

rynek w Skoczowie © niradhara


no i który zechce pozować? © niradhara


ten postanowił zostać modelem © niradhara


Przyglądając się wspólnie mapie dopracowaliśmy szczegóły dalszej trasy i wyruszyliśmy w drogę.

ustalanie trasy © niradhara


trasa ustalona, wyruszamy © niradhara


Okolice Skoczowa są mocno pofałdowane, mnóstwo tu zjazdów i podjazdów, z drogi cały czas rozciąga się widok na Beskidy, co czyni jazdę bardzo atrakcyjną. Zatrzymywaliśmy się od czasu do czasu, by uwiecznić owe widoczki. Zmienna sytuacja na niebie była powodem ustawicznej zgadywanki – zmoczy nas, czy też nie?

czarne chmury ciągle straszą © niradhara


Piotrek foci krzyż katyński © niradhara


a co foci Robert? © niradhara


może to? © niradhara


Hasłem przewodnim wycieczki była architektura drewniana, a kolejnym celem kościół p.w. św. Rocha w Zamarskach. Jest to jeden z najstarszych zachowanych na Ziemi Cieszyńskiej drewnianych kościółków. Powstał w 1731 r. jako dobudówka do starszej, XVI-wiecznej wieży. Gdy do niego dojeżdżaliśmy rozległ się potężny głos dzwonu, poczuliśmy się odpowiednio przywitani i uhonorowani ;) Zrekompensowało to nieco fakt, że kościół był zamknięty i nie mogliśmy zobaczyć wnętrza.

kościółw Zamarskach © niradhara


jedziemy dalej © niradhara


Kościół w Kończycach Wielkich jest największym drewnianym kościołem na Śląsku Cieszyńskim. Oczywiste więc, że musieliśmy go zobaczyć. Swoją okazałą formę architektoniczną zawdzięcza niecodziennej metodzie jego budowy. Obecny kościół powstał na miejscu dawnej drewnianej świątyni, co jest typowym rozwiązaniem w poszukiwaniu miejsca lokalizacji pod nowe obiekty sakralne. Jednak w tym przypadku poprzedni budynek kościelny nie został rozebrany przed rozpoczęciem budowy nowego kościoła. W trakcie budowy poprzedni kościół znajdował się wewnątrz powstającej nowej, większej konstrukcji drewnianej. W starym budynku odbywały się nabożeństwa, aż do momentu rozbiórki po zadaszeniu nowego kościoła.


Budowę zakończono prawdopodobnie w 1777 roku, ale okazałą wieżę drewnianą ukończono w 1751 roku. Wieża kościelna jest najwyższą konstrukcją drewnianą na terenie Śląska Cieszyńskiego. W 1884 roku Kościół został poddany gruntownemu remontowi i przebudowie. Miedzy innymi zostały rozebrane soboty, a wnętrze świątyni przyozdobiono zachowaną do tej pory polichromią. Z tego samego okresu pochodzą ołtarze wykonane w stylu barokowym. Niestety, mieliśmy pecha i znów nie udało nam się zobaczyć wnętrza :(

kościół w Kończycach Wielkich © niradhara



W Kończycach Wielkich jest jeszcze jeden wart zobaczenia obiekt – pałac Thunów, który został wzniesiony przez marszałka Księstwa Cieszyńskiego barona Jerzego Fryderyka Wilczka pod koniec XVII wieku. Obecny barokowo-klasyczny francuski kostium pałac zyskał pod koniec XIX wieku. Od 1825 roku stał się rezydencją jednej z linii hrabiów Larischów von Monnichów. W pamięci mieszkańców ziemi cieszyńskiej zapisała się w szczególności ostatnia jego posiadaczka, zmarła w 1957 roku hrabina Gabriela von Thun und Hohenstein, wielka filantropka i fundatorka jednego z pawilonów Szpitala Śląskiego w Cieszynie. Była damą dworu cesarzowej, natomiast jej mąż, hrabia Ferdynand Thun – adiutantem cesarza Franciszka Józefa I. Obecnie w pałacu znajduje się Państwowy Dom Dziecka oraz niewielka izba muzealna poświęcona historii obiektu i rodzinie hrabiny Gabrieli Thun.

pałac Thunów © niradhara


Jazda i zwiedzanie nadwątliły nasze zapasy energetyczne, udaliśmy się zatem do restauracji w Kończycach Małych. W necie reklamuje się ona tak: „ …obiekt usytuowany w przepięknym zamku z przełomu XV/XVI w., położony nad malowniczym stawem w otoczeniu zieleni. Obsługa także w języku angielskim…” Fakt, obiekt położony pięknie, jedzenie smaczne, a obsługa dba o to, by goście mieli dostatecznie dużo czasu na konwersację, nie spieszy się więc nadmiernie z podawaniem potraw ;) Nam to akurat odpowiadało, mieliśmy sobie wiele do powiedzenia na różne rowerowe tematy :)


Robert szykuje aparat © niradhara


a Piotrek nas foci z daleka © niradhara


Po obiadku Ilona i Robert odprowadzili nas jeszcze kawałek i wkrótce przyszła smutna chwila rozstania. Z pewnością jednak nie był to nasz ostatni wspólny wypad :)

Pożegnaliśmy się w okolicach Drogomyśla. Na to tylko czekał nasz GPS. Do tej pory sprawował się super, ale teraz postanowił pokazać na co go stać. Najpierw, z niewiadomych powodów zaciągnął nas do Ochab i usiłował namówić na zrobienie jeszcze jednej rundki w okolicy Skoczowa. Wkurzony, że zorientowaliśmy się gdzie jesteśmy, za karę wyprowadził nas w teren :D

tego nie planowałam © niradhara


ileż tu stawów! © niradhara


szlak rowerowy © niradhara


Nie odpuszczał nam już do końca, wynajdując różne urocze skróty. Zaoszczędziliśmy w ten sposób parę kilometrów, ale że przybyło podjazdów i wertepów, to czas przejazdu się nieco się wydłużył. Wróciliśmy do domu już po zachodzie słońca.

Ilonko, Robercie – miło było poznać Was osobiście. Jesteście wspaniali. Dziękujemy za wspólne rowerowanie i mamy nadzieję na kolejne wycieczki. Bardzo, bardzo serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia :)

widoczek o zachodzie słońca © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

Tour de Pologne

Piątek, 6 sierpnia 2010 · Komentarze(16)
Wczoraj zadzwonił do mnie Hose z propozycją spotkania w Oświęcimiu, na miejscu startu VI etapu Tour de Pologne. Nie trzeba mnie było długo namawiać.

my dziś nie startujemy © niradhara


Dziś rano pozałatwiałam więc najpilniejsze sprawy w pracy, po czym wpadłam do domu jak burza, ugotowałam domownikom obiad i wskoczyłam na rower. W Oświęcimiu byłam wystarczająco wcześnie, żeby zaobserwować przygotowania do startu. Najpierw przyjechały dziesiątki aut z rowerami, mechanikami i VIP-ami. Dopiero za nimi sunęły wielkie autobusy, z których wysiadali zawodnicy.

sprzęt już jedzie © niradhara


może ktoś mi taki kupi na imieniny © niradhara


są tu bardzo różni bikerzy © niradhara


Stałam na rynku i czekałam na Hosego, gdy wtem usłyszałam „cześć, jestem Dominik, czyli Webit”. No i tak udało mi się poznać osobiście kolejnego bikestatowicza :)

Webit po cywilnemu © niradhara


ze mną nikt nie chciał zrobić wywiadu :( © niradhara


podpisywanie listy startowej © niradhara


Zawodnicy powoli zaczęli udawać się na miejsce startu, a Hosego nadal nie było. W dodatku okazało się, że pamiętałam o naładowaniu baterii w aparacie fotograficznym, a o telefonicznej zapomniałam i padła w najmniej oczekiwanym momencie. Trudno, pomyślałam, może się jakoś znajdziemy, takiej chwili przegapić nie można i desperacko opuściłam posterunek.

ten z rózowymi rękawkami sie na mnie wypiął © niradhara


zaraz wystartują © niradhara


ruszyli © niradhara


strasznie ich dużo © niradhara


jada i jadą © niradhara


co on ma w dziobie? © niradhara


a ten ledwie ruszył już go siodełko uwiera © niradhara


chyba próbują się rozpędzić © niradhara


Zawodnicy odjechali w kierunku Brzezinki, a ja wróciłam na umówione miejsce pod „Skokiem Stefczyka”. No i doczekałam się :)

ten pan jest najważniejszy © niradhara


W nagrodę za cierpliwość dostałam mapę szlaków rowerowych :) Potem wspólnie podziwialiśmy wjazd kolarzy do Oświęcimia.

teraz jadą na miejsce ostrego startu © niradhara


jadą prosto na nas © niradhara


blisko coraz bliżej © niradhara




Kolarze odjechali, a na niebie zaczęły zbierać się ciemne chmury. Nie było na co czekać, popedałowaliśmy wspólnie do Rajska i tu nasze drogi się rozeszły. Niestety nie obeszło się bez przygód. Burza złapała mnie w szczerym polu. Nic to, że padał grad, najgorsze były bijące bardzo blisko pioruny. Po raz pierwszy w życiu widziałam słup ognia dosięgający ziemi. Prawdę mówiąc dawno już się tak nie bałam. Położyłam rower i przykucnęłam w przydrożnym rowie. Nie wiem jak długo to trwało, wydawało mi się, że wieki… Na szczęście nic mi się nie stało, a za nim dojechałam do domu, wyszło słońce, które litościwie mnie ogrzało i wysuszyło :)

kręgi w zbożu © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic