Tour de Pologne
my dziś nie startujemy© niradhara
Dziś rano pozałatwiałam więc najpilniejsze sprawy w pracy, po czym wpadłam do domu jak burza, ugotowałam domownikom obiad i wskoczyłam na rower. W Oświęcimiu byłam wystarczająco wcześnie, żeby zaobserwować przygotowania do startu. Najpierw przyjechały dziesiątki aut z rowerami, mechanikami i VIP-ami. Dopiero za nimi sunęły wielkie autobusy, z których wysiadali zawodnicy.
sprzęt już jedzie© niradhara
może ktoś mi taki kupi na imieniny© niradhara
są tu bardzo różni bikerzy© niradhara
Stałam na rynku i czekałam na Hosego, gdy wtem usłyszałam „cześć, jestem Dominik, czyli Webit”. No i tak udało mi się poznać osobiście kolejnego bikestatowicza :)
Webit po cywilnemu© niradhara
ze mną nikt nie chciał zrobić wywiadu :(© niradhara
podpisywanie listy startowej© niradhara
Zawodnicy powoli zaczęli udawać się na miejsce startu, a Hosego nadal nie było. W dodatku okazało się, że pamiętałam o naładowaniu baterii w aparacie fotograficznym, a o telefonicznej zapomniałam i padła w najmniej oczekiwanym momencie. Trudno, pomyślałam, może się jakoś znajdziemy, takiej chwili przegapić nie można i desperacko opuściłam posterunek.
ten z rózowymi rękawkami sie na mnie wypiął© niradhara
zaraz wystartują© niradhara
ruszyli© niradhara
strasznie ich dużo© niradhara
jada i jadą© niradhara
co on ma w dziobie?© niradhara
a ten ledwie ruszył już go siodełko uwiera© niradhara
chyba próbują się rozpędzić© niradhara
Zawodnicy odjechali w kierunku Brzezinki, a ja wróciłam na umówione miejsce pod „Skokiem Stefczyka”. No i doczekałam się :)
ten pan jest najważniejszy© niradhara
W nagrodę za cierpliwość dostałam mapę szlaków rowerowych :) Potem wspólnie podziwialiśmy wjazd kolarzy do Oświęcimia.
teraz jadą na miejsce ostrego startu© niradhara
jadą prosto na nas© niradhara
blisko coraz bliżej© niradhara
Kolarze odjechali, a na niebie zaczęły zbierać się ciemne chmury. Nie było na co czekać, popedałowaliśmy wspólnie do Rajska i tu nasze drogi się rozeszły. Niestety nie obeszło się bez przygód. Burza złapała mnie w szczerym polu. Nic to, że padał grad, najgorsze były bijące bardzo blisko pioruny. Po raz pierwszy w życiu widziałam słup ognia dosięgający ziemi. Prawdę mówiąc dawno już się tak nie bałam. Położyłam rower i przykucnęłam w przydrożnym rowie. Nie wiem jak długo to trwało, wydawało mi się, że wieki… Na szczęście nic mi się nie stało, a za nim dojechałam do domu, wyszło słońce, które litościwie mnie ogrzało i wysuszyło :)
kręgi w zbożu© niradhara