Zamek Lipnik i skansen w Wygiełzowie
Niedziela, 9 sierpnia 2009
· Komentarze(6)
Kategoria powyżej 100 km, architektura drewniana, zamki, pałace, dwory
Trasa: Kobiernice – Kęty – Nidek – Zator – Wygiełzów – Mętków – Bobrek – Oświęcim – Skidzyn – Wilamowice – Kobiernice
Piękny słoneczny dzień z lekkim wiaterkiem wręcz zachęcał do wycieczki. Postanowiliśmy zatem pojechać do Wygiełzowa. Po drodze leży Zator, gdzie niedawno otworzono cieszący już sławą w okolicy Dinozatorland. Są tam ruszające się modele dinozaurów w skali 1:1. Już w okolicach Zatora ruch samochodowy wydał nam się podejrzanie duży, a gdy zobaczyliśmy setki aut na parkingach i kolejkę do kasy postanowiliśmy sobie odpuścić, pocieszając się, że w zasadzie jest to atrakcja przeznaczona dla dzieci.
Na rynku w Zatorze zrobiliśmy sobie krótką przerwę na konsumpcję bananów i tu poznaliśmy dwóch sympatycznych bikerów, którzy dziś właśnie rozpoczęli rowerową wyprawę na Chorwację. Namawialiśmy ich, by po powrocie zarejestrowali się na BS i zamieścili opis wyprawy i zdjęcia.
Kierując się w stronę Wygiełzowa przejechaliśmy przez most na Wiśle.
Już w Babicach zauważyliśmy, że na zamek Lipnik kierują się tłumy ludzi. Okazało się, że urządzono tam dziś turniej dla rycerzy i białogłów.
Po zwiedzeniu zamku udaliśmy się na obiad do karczmy przy skansenie. Tu przeżyłam chwilę straszliwego zawodu, gdy dowiedziałam się, że moje ukochane pierogi „wyszły”.
Zwiedzanie skansenu rozpoczęliśmy od studni, która spełnia dowolne życzenie, jeśli wrzuci się do niej grosik (zobaczymy, czy to prawda). Później oglądaliśmy zabytkowe chaty. Duże to one nie były, ale za to ich lokatorzy nie mieli zbyt wiele sprzątania.
W drodze powrotnej zboczyliśmy jeszcze by zobaczyć modrzewiowy kościół w Mętkowie, w którym kiedyś Jan Paweł II był wikarym.
Od kiedy Piotrek dwa tygodnie temu kupił sobie mapnik, rozpoczęła się nowa era w historii naszego małżeństwa. Wcześniej planowanie tras i prowadzenie po nich należało do mnie, teraz Piotruś zarekwirował mapy i postanowił pełnić funkcję przewodnika. Gdy pokazał mi na mapie, którędy chce dojechać do Oświęcimia oznajmiłam nieśmiało, że ja tu żadnej drogi nie widzę. Dowiedziałam się jednak, że to dlatego, iż nie zabrałam ze sobą lupy (fakt, że na rowerku jeżdżę w soczewkach kontaktowych, które są dostosowane do patrzenia w dal). Pojechaliśmy więc. Zgodnie z moimi przewidywaniami była to ścieżka, którą sarenki chadzają do wodopoju. Pokłuły mnie gałęzie, poparzyły pokrzywy, na szczęście jednak Piotrek zrobił mi tylko zdjęcie, a nie nagrał filmiku, jak wrzeszczę na całe pustkowie, że mam rower a nie snopowiązałkę.
Po dotarciu do cywilizacji – czyli na asfalt – dalsza część wycieczki potoczyła się już spokojnie i szczęśliwie wróciliśmy do domu.
Piękny słoneczny dzień z lekkim wiaterkiem wręcz zachęcał do wycieczki. Postanowiliśmy zatem pojechać do Wygiełzowa. Po drodze leży Zator, gdzie niedawno otworzono cieszący już sławą w okolicy Dinozatorland. Są tam ruszające się modele dinozaurów w skali 1:1. Już w okolicach Zatora ruch samochodowy wydał nam się podejrzanie duży, a gdy zobaczyliśmy setki aut na parkingach i kolejkę do kasy postanowiliśmy sobie odpuścić, pocieszając się, że w zasadzie jest to atrakcja przeznaczona dla dzieci.
ale tłum© niradhara
Na rynku w Zatorze zrobiliśmy sobie krótką przerwę na konsumpcję bananów i tu poznaliśmy dwóch sympatycznych bikerów, którzy dziś właśnie rozpoczęli rowerową wyprawę na Chorwację. Namawialiśmy ich, by po powrocie zarejestrowali się na BS i zamieścili opis wyprawy i zdjęcia.
rynek z Zatorze© niradhara
Kierując się w stronę Wygiełzowa przejechaliśmy przez most na Wiśle.
królowa polskich rzek© niradhara
Już w Babicach zauważyliśmy, że na zamek Lipnik kierują się tłumy ludzi. Okazało się, że urządzono tam dziś turniej dla rycerzy i białogłów.
turniej na zamku© niradhara
zamek Lipnik© niradhara
zamek Lipnik© niradhara
Po zwiedzeniu zamku udaliśmy się na obiad do karczmy przy skansenie. Tu przeżyłam chwilę straszliwego zawodu, gdy dowiedziałam się, że moje ukochane pierogi „wyszły”.
Zwiedzanie skansenu rozpoczęliśmy od studni, która spełnia dowolne życzenie, jeśli wrzuci się do niej grosik (zobaczymy, czy to prawda). Później oglądaliśmy zabytkowe chaty. Duże to one nie były, ale za to ich lokatorzy nie mieli zbyt wiele sprzątania.
studnia życzeń© niradhara
z pszczołami© niradhara
w skansenie© niradhara
wnętrze plebanii© niradhara
chatki© niradhara
wnętrze chaty© niradhara
w skansenie© niradhara
W drodze powrotnej zboczyliśmy jeszcze by zobaczyć modrzewiowy kościół w Mętkowie, w którym kiedyś Jan Paweł II był wikarym.
kościół w Mętkowie© niradhara
Od kiedy Piotrek dwa tygodnie temu kupił sobie mapnik, rozpoczęła się nowa era w historii naszego małżeństwa. Wcześniej planowanie tras i prowadzenie po nich należało do mnie, teraz Piotruś zarekwirował mapy i postanowił pełnić funkcję przewodnika. Gdy pokazał mi na mapie, którędy chce dojechać do Oświęcimia oznajmiłam nieśmiało, że ja tu żadnej drogi nie widzę. Dowiedziałam się jednak, że to dlatego, iż nie zabrałam ze sobą lupy (fakt, że na rowerku jeżdżę w soczewkach kontaktowych, które są dostosowane do patrzenia w dal). Pojechaliśmy więc. Zgodnie z moimi przewidywaniami była to ścieżka, którą sarenki chadzają do wodopoju. Pokłuły mnie gałęzie, poparzyły pokrzywy, na szczęście jednak Piotrek zrobił mi tylko zdjęcie, a nie nagrał filmiku, jak wrzeszczę na całe pustkowie, że mam rower a nie snopowiązałkę.
w chaszczach© niradhara
Po dotarciu do cywilizacji – czyli na asfalt – dalsza część wycieczki potoczyła się już spokojnie i szczęśliwie wróciliśmy do domu.