życiówka
Od dawna już moim marzeniem było przekroczenie granicy 200 km. Pomyślałam sobie zatem, że spotkanie z Kosmą100 i Gak-bikiem to wspaniała okazja, żeby nie tylko spędzić czas w towarzystwie przesympatycznych ludzi, ale równocześnie zrealizować to marzenie.
Wstaliśmy zatem z Piotrkiem wcześnie i rozbudzeni kawą o 5:30 wyjeżdżamy z domu. Jest już widno, ale słoneczko dopiero powoli wstaje, na polach snuje się mgła i jest bardzo zimno. Dzień jednak zapowiada się pięknie.
wstaje nowy dzień© niradhara
Początkowy etap trasy jest nam dobrze znany. Pierwszą z atrakcji jest Trójkąt Trzech Cesarzy leżący nad Czarną Przemszą na granicy Mysłowic i Sosnowca. Jest to miejsce, w którym niegdyś stykały się granice trzech zaborów. Wyobrażałam sobie wcześniej, że stoi on w środku jakiegoś parku, a przy drodze są tablice informacyjne, jak do niego dojechać. Niestety – tablic brak, jakiś starszy pan wpuszcza nas w długą koszmarnie błotnistą drogę wzdłuż działek, a historyczne miejsce znajduje się w środku chaszczy.
Trójkąt Trzech Cesarzy© niradhara
Na przedmieściach Sosnowca spotykamy się z Moniką, która wyjechała nam na spotkanie. Niestety okazuje się, że nie dane nam będzie poznać osobiście Grzegorza, którego uziemił w domu pechowy kapeć :(
Monika pilotuje nas przez Sosnowiec i Dąbrowę. Najpierw pokazuje nam pozostałości cmentarza żydowskiego na Mydlicach.
widziane z trawy© niradhara
Następnie przejeżdżamy przez centrum Dąbrowy na Zieloną. Jest to dla mnie bardzo wzruszające, albowiem jako małe dziecko chadzałam tam z dziadkiem na spacery. No, a potem zaczyna się objazd wszystkich Pogorii.
z Moniką© niradhara
Aby pokrzepić się nieco po krążeniu piaszczystymi ścieżkami, poplotkować i skonsultować dalszą trasę udajemy się na lody.
lody już zjedzone© niradhara
Niestety, piękne chwile mijają zbyt szybko – Monika musi jechać do pracy :(
Po rozdzierającym serca pożegnaniu i obietnicy ponownego spotkania wyruszamy na Pogorię IV.
w drodze na Pogorię IV© niradhara
Pogoria IV© niradhara
Wokół Pogorii IV jest poprowadzona asfaltowa ścieżka rowerowa. Korzysta z niej bardzo wielu rowerzystów i rolkarzy. Jakim cudem Piotrkowi udaje się zrobić zdjęcie, na którym jest prawie pusta, tego swych prostym kobiecym rozumem nijak pojąć nie mogę.
wokół Pogorii IV© niradhara
W dalszą drogę, zgodnie z sugestiami Moniki, udajemy się przez Ząbkowice na Łosień. Teren robi się pagórkowaty, słoneczko grzeje coraz mocniej i po raz kolejny tego dnia zmuszona jestem się przebrać. Dobrze, że w sakwach wożę ze sobą całą szafę. Początkowo planowaliśmy przejechanie przez Sławków, ale wyliczywszy, że brakłoby nam kilometrów do upragnionej dwusetki decydujemy się zahaczyć o Bukowno. Tu, w okolicach dworca jest lokal, w którym podają najlepsze ruskie pierogi jakie jadłam w ostatniej pięciolatce.
chwila przed rzuceniem się na pierogi© niradhara
Zjeżamy jeszcze na chwilę nad Zalew Sosina, gdzie ludziska wygrzewają się na słoneczku i radośnie ignorują zakaz kąpieli.
na plaży© niradhara
Wreszcie wjeżdżamy do Jaworzna. Jest rozkopane, więc zatrzymujemy się na chwilę przy kościele, żeby przyjrzeć się dokładnie mapie i zasięgnąć języka, jak tu przebić się w kierunku Chełmka.
kapliczka© niradhara
Od Oświęcimia zaczyna mi się już jechać gorzej z powodu zmasowanego ataku wszelkich stworzeń latających wciskających się pod okulary, wpadających nawet do nosa (co za bezczelność!) i złośliwie kąsających. Jest już ciemno, na szczęście moja nowa lampka oświetla drogę znakomicie i pozwala na ominięcie wszelkich dziur w drodze. Wreszcie dom. Udało się. Na liczniku 202 kilometry. Jestem szczęśliwa, tym bardziej, że jest to, wstyd się przyznać, moja pierwsza dwusetka w życiu. Stwierdzam jednak, że czuję się świetnie, mogłabym jeszcze trochę przejechać i mam nadzieję na poprawienie tego wyniku w przyszłości :)
Moniko, dziękuję Ci bardzo, bardzo serdecznie za piękne chwile na wycieczce, za nauczenie mnie jak jeździć nie męcząc się zbytnio i za to, że we mnie wierzyłaś! Do zobaczenia za dwa tygodnie :)))
Grzegorzu, do trzech razy sztuka – wierzę, że jeszcze się spotkamy :)
Piotrek, dzięki za wspólne pedałowanie :)
Aha, pamiętajcie wszyscy, że Marcinkiewicz nie dlatego porzucił żonę i dzieci, że Isabel jest młoda i ładna, tylko dlatego, że lubi jeździć na rowerze ;P