Całą noc deszcz bębnił o dach. Rano wprawdzie przestało padać, ale za to zerwał się bardzo silny wiatr. W nadziei, że po południu się uspokoi, zabrałam się za wykonywanie obowiązków matki-Polki, czyli gotowanie niedzielnego obiadu. Nakarmiwszy rodzinę wsiadłam na rower, szukać kolejnych zwiastunów wiosny.
Wiatr ani myślał się uspokoić, pojechałam zatem do Wielkiej Puszczy, gdzie droga jest częściowo osłonięta od podmuchów. Na niebie było coraz więcej chmur.
Deszcz wisiał w powietrzu, postanowiłam zatem nie oddalać się zbytnio od domu, tylko spenetrować zaułki Wielkiej Puszczy. W okolicy, która wybrałam, wszystkie nazwy ulic zaczynają się na literę „Ł”.
Rozmyślania o nietrwałości rzeczy przerwały mi pierwsze krople deszczu. Z głębi mych przepastnych sakw wyciągnęłam więc ochraniacze na buty i rozpoczęłam odwrót. Deszcz padał coraz mocniej – ciepły, prawdziwie wiosenny…
Miałem ochotę wyjechać po wcześniejszej wycieczce, ale już na niej kropiło to skutecznie mnie zniechęciło do jazdy ;P Za to dzisiaj nadrobiłem za wczoraj :) Ładne widoczki ;), podjaździk :) i wymiatająca ostatnia fotka :> Pozdrowerek :)
Mnie też dzisiaj deszcz trochę zmoczył. Bardziej jednak przeszkadzał silny wiatr. Ładne te bazie. Robiłam niedawno podobne zdjęcie. Wyszło gorzej. Byłoby lepsze, gdybym ostrość ustawiła tak jak Ty :)
Ja dziś zapobiegliwie wyruszyłem o 10, żeby uniknąć deszczu. I udało się, a na dobre rozpadało się popołudniu. Całe szczęście, że przygotowywanie obiadu to nie moja działka ;)