szlakiem architektury drewnianej i zrujnowanej

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(13)
Piotrek wyznaczył sobie kiedyś jako cel opisanie wszystkich drewnianych kościółków w okolicy. W deszczowe popołudnia analizowałam zatem mapy i lokalizowałam obiekty jeszcze przez nas nieodwiedzone. Blisko domu nie zostało już nic do zobaczenia, trzeba zatem jeździć coraz dalej. Gorzej, że w tym celu trzeba wcześnie wstawać w weekendy, a tego nie lubię :(

widać mnie z daleka © niradhara


Pustymi drogami pięknej Ziemi Oświęcimskiej jedziemy do kościoła w Woźnikach.

landszafcik © niradhara


Kościół parafialny pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny pochodzi z I. poł. XVI w. W 1959 r. na skutek podpalenia spłonęły dachy, uszkodzeniu uległy stropy i ściany, spaliła się wieża i część wyposażenia kościoła. Świątynia została odbudowana w latach 1962–1964. W pobliżu kościoła usytuowana jest drewniana dzwonnica.

widok ogólny © niradhara


Do najcenniejszych zabytków należy gotycki krucyfiks z XIV w. umieszczony na belce tęczowej. W ołtarzu głównym, obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem z XIX w. oraz organy w obudowie z XVIII w.

wnętrze kościoła © niradhara


Parapet chóru muzycznego pochodzi z 3. ćwierci XX w., wypleciony jest z wikliny.

a chórzystek brak © niradhara


Świątynia jest przykładem udanej rekonstrukcji konserwatorskiej po zniszczeniach.

malowidła © niradhara


Zadowoleni, że udało nam się zobaczyć wnętrze kościoła, udajemy się w dalszą drogę. W Zygodowicach zatrzymujemy się przy pomniku amerykańskich lotników.

We wrześniu 1944 r. z włoskiego lotniska Venossa wystartowała eskadra amerykańskich samolotów, celem zbombardowania hitlerowskich urządzeń przemysłowych w rejonie Oświęcimia i Trzebini. Boeing z załogą nr 64 został w okolicach Przeciszowa trafiony pociskiem niemieckiej artylerii przeciwlotniczej. Płonący samolot eksplodował nad polami Zygodowic. Lotników pochowano w leśnej mogile na skraju wsi. Podczas eksplozji samolotu zginęła również, oblana płonącym paliwem, młoda mieszkanka Tłuczani.

Kajman kocha pomniki © niradhara


Kolejny nasz cel to prześliczna drewniana świątynia w Tłuczani, pochodząca z XVII wieku. Jest to budowla orientowana, o konstrukcji zrębowej. Znalazłam ją tylko dzięki mapie, w terenie nie ma żadnych drogowskazów.

taki piekny i nikt o niego nie dba © niradhara


Kościółęk niestety systematycznie niszczeje i narażony jest na ataki wandali i bandytów. W 1999 został splądrowany przez nieznanych sprawców. Zamknięty na głucho. Zdjęcie udało mi się zrobić przez szparę w drzwiach.

przykry widok © niradhara


Jedziemy dalej. W Łączanach przejeżdżamy na drugą stronę Wisły. Poziom wody wciąż jest bardzo wysoki, zaczynam się obawiać, że tu też zobaczymy ślady powodzi.

wody wciąż dużo © niradhara


Niestety, obawy były uzasadnione…

utrudnienia w ruchu © niradhara


Szczęśliwie jednak docieramy do Kamienia. Wieś jest malowniczo położona na obszarze Rudniańskiego Partu Krajobrazowego. Posiada zachowany dokument lokacyjny wystawiony 3 czerwca 1319 roku. Pierwotnie nazywała się Kamom lub Kamyk. Nazwa Kamień, zanotowana przez Jana Długosza, pojawia się po raz pierwszy w XV w. Wówczas to wieś zakupił zakon kanoników laterańskich, który wyznaczył prawnie jej granice.

izba regionalna dziś zamknięta © niradhara


W Kamieniu znajduje się bardzo ciekawy kompleks zabytkowy, który tworzą, zespół kościelno-parafialny z plebanią z drugiej połowy XIX w., lamus i drewniana studnia z przełomu XVIII-XIX wieku, będąca wspaniałym dziełem techniki i ciesiołki.

zabytkowa studnia © niradhara


plebania © niradhara


Istnieją też pozostałości parku oraz ogrodu włoskiego, na uwagę zasługuje również siedem kilkusetletnich lip wokół niego.

w dziuplach starych drzew mieszkają sowy © niradhara


Z Kamienia jedziemy Poręby Żegoty. Znajdują się tu ruiny pałacu należącego kolejno do Korycińskich, Szwarcenberg-Czernych oraz (do II wojny światowej) Szembeków. Pierwszy dwór powstał w tym miejscu w XVII stuleciu. Obecny pałac powstał w kilku etapach pomiędzy końcem XVII wieku, a początkiem XX wieku, kiedy przebudował go architekt Tadeusz Stryjeński. W pałacu spalonym w 1945 roku i częściowo rozebranym, znajdowała się cenna biblioteka oraz bogate zbiory sztuki. W ostatnim czasie podjęto prace zmierzające do odbudowy pałacu. Zostały one jednak przerwane ze względu na wycofanie się nowego właściciela.

prawdziwa ruina © niradhara


Żeby wrócić do domu, musimy wrócić na prawy brzeg Wisły. Zamierzamy skorzystać z przeprawy promowej, która znajduje się we wsi Przewóz. Źródła historyczne podają, że w tym miejscu prom pływał już od 1396 roku. Do niedawna…:(

niestety nie przepłyniemy © niradhara


prędko tego nie naprawią © niradhara


Musimy zmienić trasę i skorzystać z mostu w Jankowicach. Z daleka podziwiamy ruiny zamku Lipnik.

zamek w Babicach © niradhara


Po tej stronie Wisły witają nas swojskie widoczki, a odbijające się w stawach słońce uśmiecha się i mówi, że to był naprawdę fajny dzień :)

lubię takie widoki © niradhara


swojskie klimaty © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

Komentarze (13)

Krzysiu - piszę o wszystkim, co mi się spodobało lub z innych względów zrobiło na mnie wrażenie, bo chcę podzielić się tym z innymi. Uwielbiam fotografować, więc gdybym miała ograniczyć się tylko do jednego, wyznaczonego celu, to byłabym niezaspokojona, a to bardzo niezdrowo ;)

niradhara 19:55 wtorek, 1 czerwca 2010

Mam zaległości w śledzeniu Waszych wspaniałych wypadów. Ale cofnąć się nawet o kilka dni warto. Zauważyłem też u mnie inny problem. Robiąc dłuższą wycieczkę do konkretnego celu (np nasza ostatnia z Anwi do Mosznej) dzieje się tak wiele po drodze, że nie potrafię znależć przy wpisie właściwej proporcji między epizodami na trasie a gwoździem programu. Przeważnie cierpi na tym właśnie ten obrany cel.
Dlatego tym razem, choć z bólem serca nie wrzucałem wielu fajnych fotek. Niech króluje Moszna. Wam udaje się wszystko pokazać i skomentować.

krzara 18:32 wtorek, 1 czerwca 2010

Jacku - jeśli chodzi o kondycję, to setka nie stanowi żadnego problemu.
Istota sprawy tkwi w psychice - jeśli trasa jest ciekawa, z pięknymi widokami, to można jechać i 200 km nie męcząc się. W przeciwnym wypadku, tak jak było np. w czasie wycieczki do Bierunia, gdy w drodze powrotnej nie było już nic godnego uwagi, nudziłam się na rowerze jak mops i marzyłam tylko o tym, by znaleźć się w domu. Sama natura (pewnie w trosce o zachowaniu ciągłości gatunku - ale na rowerze też się to nieźle sprawdza) tak nas ukształtowała, że żadne przyjemności nas nie męczą ;)

niradhara 06:00 wtorek, 1 czerwca 2010

Ale wypad !
Masz rację - jaki piękny ten kościółek i szkoda że niszczeje :/
Chciałem Ciebie zapytać - czy kolejne setki przychodzą Tobie łatwiej ? :)

JPbike 22:45 poniedziałek, 31 maja 2010

Robin – zapamiętam obietnicę i zaczekam na relacje :)

MalaMi – masz rację. Niestety klasycznym tego przykładem jest nowy kościół w Kobiernicach :(

Misiacz – moim zdaniem dystanse w granicach 100-150 km są optymalne na weekendową wycieczkę, bo wtedy można nacieszyć się i jazdą, i zwiedzaniem, i foceniem :)

Autochton – ta dziupla była bardzo przytulna :)

Alistar – starałam się unikać fotek „powodziowych’, ale niestety nie dało się :(

Gibson, Shem – jak Piotrek to przeczyta, mam przechlapane ;P
Jego zdaniem różnica polega tylko na tym, że ja fotografuję lustrzanką (jemu się nie chce wozić dodatkowego ciężaru), a on „małpką’. No i on zdjęcia co najwyżej przycina, a ja najpierw wywołuję pliki raw, a jak trzeba to potem bawię się hdr-ami. Technologiczny wyrobnik ze mnie i tyle ;)

Wojtas71 –toteż wstałam :D

niradhara 15:09 poniedziałek, 31 maja 2010

Fajowe obiekty dla, których (przynajmniej jeśli o mnie chodzi ;P) można wstawać wczas rano :D Szkoda tylko tych ruin zapomnianych i pozostawionych samych sobie :(
Pozdrowerek :)

wojtas71 14:27 poniedziałek, 31 maja 2010

Też mam ten problem, że blisko domu już wszytko zobaczyłem i teraz muszę jeździć coraz dalej. Z pomocą zawsze przychodzi PKP, choć nie wszędzie jest. Przyznam też, że robisz dużo ładniejsze zdjęcia od Piotrka, tylko nic mu nie mów ;-)

shem 14:17 poniedziałek, 31 maja 2010

Muszę się zapisać u Ciebie na lekcje fotografii :-)

Gibson 13:13 poniedziałek, 31 maja 2010

Kolejna piękna wycieczka :)
Piękny jest ten kościółek, i wielka szkoda, że tak niszczeje... Nie on jeden zresztą...
No i straszne te zniszczenia po powodzi...
Ale jak zwykle relacja, którą się czyta i ogląda z przyjemnością :)

alistar 22:50 niedziela, 30 maja 2010

Nie strasz tylko, że się zaszyjesz w dziupli ;)

Autochton 22:36 niedziela, 30 maja 2010

Wygląda na to, że Twój dystans jest nawet większy niż mój wyjazd w "japońskim stylu" ze Szczecina do Krakowa i w jego okolicach. Jakoś tak mi się trasa fajnie zapętliła :) Ciekawe eksperymenty na zdjęciach u Ciebie zaobserwowałem... Pozdrawiam!

Misiacz 21:12 niedziela, 30 maja 2010

niezwykle urokliwe są te drewniane kościółki i to przykre, że niektóre tak niszczeją...A dziś powstają takie bezkształtne, nowoczesne kościoły "osiedlowe". Zupełnie nie przemawia do mnie dzisiejsza architektura sakralna. Szlak architektury drewnianej to rzeczywiście świetny pretekst na wycieczki i zrobienie ciekawych zdjęć :)

MalaMi 19:48 niedziela, 30 maja 2010

Bardzo ładna i długa wycieczka, a u nas dziś pogoda bezdeszczowa była do 14.06 a My o 14.00 wróciliśmy.
Na jesieni też postaram objechać wszystko drewniane w okolicy, dlaczego dopiero na jesieni, bo teraz jeżdżę szybką szosą :) Pozdrawiam

robin 17:51 niedziela, 30 maja 2010
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa cichs

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]