brak sygnału GPS...
na przystanku© niradhara
Dziś mieliśmy z Piotrkiem parę spraw do załatwienia w okolicy, a że o dziwo nie padało, wsiedliśmy na rowery i zaczęłam testy. Na pierwszy ogień poszedł program My Tracks. Pokazuje on na bieżąco ślad na mapie, wskazania licznikowe typu dystans, prędkość, przewyższenie itd. oraz profil trasy. Oczywiście od map odłączyłam go na wstępie, wymagają one bowiem stałego połączenia z siecią i można później dostać zawału serca na widok rachunku. Niestety, programik najpierw długo łapał fixa, a potem pokazał mi, że jechałam z maksymalną prędkością ponad 5 tys. km/godz. Ucieszyłam się wprawdzie, że udało mi się pobić osiągnięty w czasie przejazdu pod linią wysokiego napięcia rekord prędkości Kajmana, ale postanowiłam sprawdzić, czy jakiś inny program potwierdzi, jaka ze mnie rakieta. Włączyłam na jakiś czas GPS Loggera. Programik jest prościutki, służy wyłącznie do zapisywania śladu. Nawet działał. Zadowolona wyłączyłam go i zaczęłam testowanie nawigacji IGO. Miała nas doprowadzić do znajomej, mieszkającej w Pisarzowicach.
wyznaczanie trasy© niradhara
I owszem, prowadziła, ale zapomniałam o wyłączeniu opcji dróg gruntowych, a one były dzisiaj zalane wodą i nieprzejezdne. Musieliśmy się wracać. W Pisarzowicach z powrotem włączyłam Loggera, bo chciałam się przekonać, czy dwa programy nie będą się gryzły i jak to wpłynie na stan baterii. Nie gryzły się, ale bateria wyczerpywała się w tempie zastraszającym.
nie wiem co Piotrek chcał sfocić - mnie czy rzepak© niradhara
Po powrocie do domu szybko podłączyłam telefon do ładowarki, zjedliśmy obiad, wyprawiłam Piotrka do pracy i rozpoczęłam drugą część testów.
autostopowiczka© niradhara
Tym razem zapisywanie śladu trwało cały czas, a za pomocą nawigacji postanowiłam dojechać do Bulowic. Nie wiem, co się stało, czy warstwa chmur była grubsza, czy satelity zrobiły sobie drzemkę, ale mniej więcej co 200 metrów siedzący w telefonie krasnoludek krzyczał rozpaczliwie „brak sygnału GPS!”.
w razie czego wiem juz gdzie jest pompa© niradhara
Najgorzej, gdy w tym czasie należało gdzieś skręcić :( Po ponownym złapaniu fixa zmieniał trasę. Tak to, przez przypadek przejechałam obok dworu obronnego w Czańcu, przez miejscową ludność dumnie zwanego pałacem.
dwór obronny w Czańcu© niradhara
Dwór obronny w Czańcu został zbudowany na początku XVII wieku przez rodzinę Stokłowskich herbu Drzewica. Jest to budynek założony na planie prostokąta wymurowany z cegły, jednopiętrowy, podpiwniczony. Założenie jest trójskrzydłowe z małym wewnętrznym dziedzińcem, na który prowadzą dwa przejazdy, od zachodu i wschodu. Posiada dach mansardowy kryty gontem. Całość jest otoczona kamiennym murkiem z małymi basztami w narożach, które zachowały się w szczątkowym stanie.
prace remontowe trwają© niradhara
W 1822 roku dwór stał się własnością Habsburgów. W 1918 roku Karol Stefan Habsburg przekazał cały majątek w Czańcu wraz z dworem Polskiej Akademii Umiejętności. Obecnie dwór jest własnością prywatnej firmy, która rozpoczęła prace remontowe.
wody wciąż przybywa© niradhara
Gdy w ustawieniach nawigacji wybranym pojazdem jest rower, trasa prowadzi bocznymi, dziurawymi uliczkami, które w razie dłuższej utraty sygnału lub padnięcia baterii trudno zlokalizować. Może jestem straszną tradycjonalistką, ale o wiele lepiej i pewniej czuję się z mapą papierową.
upust wody© niradhara
Przy zapisywaniu pliku *.gpx Logger połączył wszystkie trzy ślady w jeden, a brakującą mu drogę (jakiś czas był przecież wyłączony) uzupełnił prostą kreską.