Tatry w blasku słońca
wyruszamy skoro świt© niradhara
Wszystkim, którzy zamierzają jeździć po Słowacji polecam cykl turystycznych map rowerowych VKU (Vojenský Kartografický Ustaw). Jest ich dziewięć i obejmują całą Słowację. Do każdej jest dołączona część opisowa, zawierająca również profil trasy.
Magistrala Podtatrzańska© niradhara
Trasa, którą na dziś wybraliśmy przebiega „Magistralą Podtatrzańska” czyli szlakiem rowerowym prowadzącym z Podbańskiej do Kieżmarku.
widoczek z trasy© niradhara
i jeszcze jeden© niradhara
i kolejny© niradhara
Szlak ten częściowo pokrywa się z Drogą Wolności (Cestą Svobody) i wiedzie przez lasy i łąki u podnóży Tatr Wysokich i Bielskich, łącząc wyloty dolin i poszczególne miejscowości podtatrzańskie.
Nowe Smokowce© niradhara
jak miło gdy nie ma aut© niradhara
Droga wznosi się bardzo łagodnie w górę, nie jest męcząca. Robimy tylko krótką przerwę na kanapkę i banana.
pędzący Kajman© niradhara
lubię mapy© niradhara
Wreszcie docieramy do początku szlaku rowerowego nr 10 prowadzącego Doliną Mięguszowiecką nad Popradzki Staw.
początek szlaku© niradhara
Bardzo urozmaicona krajobrazowo Dolina Mięguszowiecka należy do najczęściej odwiedzanych w Tatrach. Pierwszym jej właścicielem był hrabia Botyz. Otrzymał ją w 1264 r. od króla Beli IV, którego na polowaniu w Tatrach podobno uratował przed rozjuszonym niedźwiedziem. Długo była własnością jego potomków. Później zmieniała właścicieli, a od 1928 roku tereny doliny są własnością państwa.
znów się opalę w kratkę© niradhara
ach, jak ten potok szumi© niradhara
to my© niradhara
Droga cały czas stromo pnie się w górę. Wszyscy rozsądni ludzie wjeżdżają tu na rowerach górskich. Jazda na Kellysku z sakwami jest naprawdę ciężka. Kilka razy muszę go podprowadzać :(
W końcu jednak docieramy do Popradzkiego Stawu. Leży on na wysokości 1494 m n.p.m. Jezioro ma prawie 7 ha powierzchni. W przeszłości nosiło nazwę Rybi Staw. Dzisiejsza nazwa wiąże się z wypływająca z niego rzeką.
Popradzki Staw© niradhara
Pierwszy obiekt turystyczny na brzegu jeziora powstał w 1879 roku, było to jednoizbowe drewniane schronisko. Już w następnym roku schronisko spłonęło. O podpalenie byli podobno obwinieni zielarze, którzy traktowali turystów jako zagrożenie ich egzystencji. Nowe, kamienne schronisko wybudowano w roku 1881, jednak po dziewięciu latach działalności i ono zamieniło się w popiół. Trzecie z kolei wybudował Franciszek Mariassy. Przebudowywano je kilkakrotnie. Jego drewniana część zawaliła się w 1961 roku pod ciężarem śniegu. Rezultatem kolejnych rekonstrukcji jest dzisiejszy górski hotel nad Popradzkim Stawem.
w tym schronisku zatrułam się kiedyś grochówką© niradhara
Piotrek udaje się do schroniska na piwko. Ja przezornie wybrałam się na wycieczkę w obuwiu, w którym można chodzić po górskich szlakach. Ruszam więc najpierw ścieżką dookoła stawu, a potem wspinam się nieco wyżej, by móc sfotografować staw z góry.
ścieżka wokół stawu zalana wodą© niradhara
spd nie zawsze jest najlepsze ;)© niradhara
Dolina Złomisk© niradhara
Jednym z górujących nad stawem szczytów jest Szatan. Związana jest z nim legenda.
Jeden z węglarzy wypalających drewno nad Popradzkim Stawem spotkał pewnego razu w dolinie dziwnego mężczyznę, z ciężarem na plecach, który zwrócił się do niego z prośbą o niezwykłą przysługę. Poprosił, aby ten pomógł mu przenieść ciężki worek na przełęcz na Grani Baszt. Brzęk proponowanej zapłaty szybko przekonał biednego węglarza i niebawem obaj zaczęli wspinać się stromym żlebem w górę. Jednak tuż przed przełęczą zastała ich noc. Jasna księżycowa noc była bardzo zimna. Tajemniczy cudzoziemiec nazbierał stos kamieni, napluł na niego i wtedy spomiędzy skał wyskoczyły płomienie. Przerażony węglarz szybko zrozumiał, że ma do czynienia z samym Szatanem – piekielnym strażnikiem skarbów ukrytych we wnętrzu Tatr. Przez całą noc nie zmrużył oka ze strachu i gdy tylko się rozwidniło, pognał w dół do wsi, pokazać ludziom złote ziarenka, na które zapracował w Dolinie Mięguszowieckiej. Wielu odważnych wybierało się potem w poszukiwaniu skarbu na zbocza stromego szczytu, który od tamtych czasów nosi nazwę Szatan. Jednak piekielny strażnik skarbu zawsze przepędzał ich, spuszczając kamienne lawiny.
Nie wiadomo czy szatan i jego skarby rzeczywiście ukrywają się we wnętrzu najwyższego szczytu Grani Baszt. Prawdą jednak jest, że bardzo często padające kamienie walą się Szatanim Żlebem w dół.
Popradzki Staw i Grań Baszt© niradhara
Jeszcze tylko ostatni rzut oka na jezioro i trzeba wracać. Czeka nas pakowanie i powrót do domu. To był naprawdę piękny weekend :)
pożegnanie z Tatrami© niradhara