upalna, samotna setka
No to uzupełniam...
Tak naprawdę tytuł powinien brzmieć „uczymy się na błędach”, ale po powrocie z wycieczki byłam zmęczona i wpisałam na szybko inny. W założeniu służyć ona miała dalszemu testowaniu Oregona. Trasę zaplanowałam w MapSource. Miałam dojechać do zapory w Wapienicy, potem jechać niebieskim szlakiem rowerowym u stóp gór, zwiedzić kościół w Bielowicku, pogapić się na Jezioro Goczałkowickie i wrócić do domu, co uczynić miało 112 km. Testowanie jest ważne o tyle, że po zgraniu zaplanowanej za pomocą komputera trasy i naciśnięciu „jedź”, urządzenie przelicza ją na nowo i wprowadza drobne zmiany. Czasem korzystne, a czasem wręcz przeciwnie!
Błąd nr 1: Oregona.
W Kozach urządzenie sprowadza mnie na boczną drogę, po czym głupieje i co chwilę pokazuje co innego. Rezygnując chwilowo z jego usług wracam na znaną mi drogę przez Hałcnów.
Błąd nr 2: mój.
Jazda w kierunku Bielska między 6 a 7 rano to istny horror, bo w tym czasie tłumy ludzi udają się do pracy samochodami. Oddycham z ulgą dopiero w Mazańcowicach!
Błąd nr 3: mój.
Planując trasę zapomniałam o wjeździe na Trzy Lipki. Rozpościera się stamtąd wspaniała panorama Bielska. Przejeżdżam tuż obok górki. Coś jednak widać.
najładniej położone miasto w Polsce© niradhara
Element pozytywny nr 1.
Garmin świetnie przeprowadza mnie przez miasto rowerowym szlakiem Greenways.
Greenways© niradhara
Błąd nr 4: mój.
W Wapienicy Garmin ściąga mnie z drogi na prowadzącą terenem ścieżkę rowerową, prowadzącą wzdłuż rzeczki. W pewnym momencie piszczy i pokazuje, że jestem przy zaporze. Tymczasem zapory ani śladu. Teraz wiem, że nieopacznie nazwałam waypointy: „zapora” oraz „zapora i Tartaczna”. Na ekranie urządzenia owo „i Tartaczna” się nie zmieściło, więc wyciągam mylny wniosek, co do swego położenia. Przerywam nawigację, ścieżkami dojeżdżam do asfaltu, po czym nawigację wznowiam. Zapory jednak nie zobaczyłam. Cóż, będę musiała jechać tam jeszcze raz.
Wapienica© niradhara
wodospadzik© niradhara
Błędy nr 5, 6 i 7: dwa Oregona, jeden mój.
Zamiast prowadzić zgodnie z zaplanowaną trasą, z niewiadomych przyczyn urządzenie kieruje mnie w stronę centrum ulicą Karpacką. Znów przerywam nawigację, ustawiam prowadzenie do celu. Zamiast jednak wybrać niebieski szlak rowerowy, wybieram Grodziec. Początkowo Garmin prowadzi mnie na skróty, terenem, później jednak ciarki mnie przechodzą, gdy okazje się, że mam przejechać prawie 10 km makabrycznie ruchliwą ulicą Cieszyńską. Cóż robić, znów się wracam. W ten sposób przybywa nie tylko kilometrów, ale i podjazdów.
gdzieś w pobliżu bielskiego aeroklubu© niradhara
mieszkanki Bielska-Białej© niradhara
Element pozytywny nr 2.
Niebieski szlak rowerowy, prowadzący u stóp Beskidu jest uroczy, spokój, cisza, ładne widoki. Jadąc tędy można nabrać przekonania, że Polska to bardzo bogaty kraj. Wybudowano tu rezydencje bardziej przypominające małe pałace, niż zwykle domy. Jest ich naprawdę mnóstwo!
niebieski szlak rowerowy© niradhara
pusta droga i widok na górki© niradhara
Błąd nr 8: mój.
W przydrożnym sklepiku uzupełniam prowiant. Kupuję dwie butelki wody. Nie chce mi się wozić więcej, wychodzę z założenia, że przecież jak mi braknie, to sobie dokupię. To się później mści!
Błędy nr 9 i 10: mój i Oregona
Źle zaplanowany waipoint w Grodźcu powoduje, że Oregon prowadzi mnie w kółko obrzeżami Górek Wielkich, w dodatku nieocienionym terenem. Znów sporo podjazdów. Wody szybko ubywa…
w Górkach Wielkich© niradhara
Element pozytywny nr 3.
Po przedostaniu się na drugą stronę drogi szybkiego ruchu Garmin odzyskuje rozum. Prowadzi mnie bocznymi, malowniczymi drogami.
góry zostały za nami© niradhara
Bez problemów dojeżdżam do kościóła pw. św. Wawrzyńca w Bielowicku, który znajduje się na szlaku architektury drewnianej województwa śląskiego.
przerwa na zwiedzanie© niradhara
Budowę obecnego kościoła zakończono w 1701 r. W tym samym roku dokonano jego poświęcenia. Od 1756 r., kiedy miał miejsce tragiczny w skutkach pożar Skoczowa, bielowicki kościół jest celem pielgrzymek mieszkańców miasta na coroczny odpust 10 sierpnia (św. Wawrzyniec jest patronem ochrony przed pożarami).
na szlaku architektury drewnianej© niradhara
Jest to świątynia orientowana, o konstrukcji zrębowej postawiona na kamiennej podmurówce, oszalowana gontem. Wieża słupowa jest kwadratowa, zwieńczona niewielką kopułą obitą gontem i wyciętymi koronkowo okapnikami. Cały kościół otaczają obite deskami soboty (wyższe po zachodniej stronie, gdzie są osłonięte pulpitowym, gontowym dachem). Dachy są dwuspadowe, pokryte gontem.
we wnętrzu© niradhara
Najcennieszym elementem wyposażenia jest tryptyk ołtarzowy, w centralnej części którego znajduje się scena tzw. Santa Conversazione (święta rozmowa), z przedstawieniem Maryi w towarzystwie św. Piotra i św. Wawrzyńca, natomiast na skrzydłach umieszczono wizerunki św. Katarzyny i św. Barbary. Równie cenna jest barokowa ambona z 1701 r. z ornamentem i rzeźbionymi wizerunkami czterech ewangelistów, przykryta baldachimem z figurkami aniołów w zwieńczeniu.
króluje prostota© niradhara
Element pozytywny nr 4.
Bocznymi drogami, dziurawymi, ale na szczęście w większości zacienionymi dojeżdżam nad Jezioro Goczałkowickie. Od strony południowej jest ono obwałowane. Wchodzę na ów wał, robię fotkę i wracam.
duże lecz niezbyt piękne© niradhara
Błąd nr 11: diabli wiedzą czyj.
Droga z Chybia w stronę Landku to istny koszmar z powodu niesamowitej wręcz ilości pędzących tirów. Wierzyć mi się nie chce, że ktoś poprowadził tędy szlak rowerowy, a jednak zamieszczone na drzewach i słupach znaki są ewidentnym dowodem czyjegoś braku wyobraźni.
Element pozytywny nr 5.
Po odbiciu w stronę Bronowa znów robi się miło. Jadę pustą drogą między stawami, słychać kumkanie żab i śpiew ptaków. Ból tylko, że nigdzie nie ma sklepu spożywczego, w wody mam coraz mniej, zaczynam jej oszczędzać.
nad stawem© niradhara
wchodzenie do wody© niradhara
Błąd nr 12: mój.
Nie wiedzieć czemu na drodze pojawia się tablica: Mazańcowice. Tak naprawdę jestem w Czechowicach, ale o tym nie wiem. W przekonaniu, że Garminowi coś się pomieszało, przerywam nawigację i wklepuję „prowadź do domu”. Kończą się zabudowania, przed sobą widzę szuter. Prawdopodobieństwo znalezienia sklepu jest znikome, upał nadal jest straszny, a nie mam już co pić i zaczyna mi się kręcić w głowie. Zatrzymuję się i w desperacji proszę podlewającego ogródek pana, by nalał mi trochę wody z kranu do bidonu. Pan okazuje się być uroczy, wynosi mi olbrzymią butlę zimnej wody mineralnej. Piję do upojenia i napełniam bidon. W trakcie rozmowy okazuje się, że mój dobroczyńca pochodzi z Kobiernic :)
krzyż z czaszką do kolekcji Kajmana© niradhara
Błąd nr 13: Oregona.
Tym razem stanowczo przesadził! Wyprowadził mnie szuterkiem na drogę szybkiego ruchu i kazał nią jechać w kierunku Bielska. Nie da się przedostać na drugą stronę, bo nie ma ani skrzyżowania, ani przejścia dla pieszych, a środkiem drogi ciągnie się metalowa barierka. Wracam i trochę na azytymut, trochę na domysł, dojeżdżam do miejsca, gdzie jest normalne skrzyżowanie. Uff, co za ulga!
Błąd nr 14: mój.
Już po drugiej stronie czteropasmówki Garmin wprowadza mnie na wąską, kamienistą dróżkę. Nie chce mi się trząść, więc wracam do głównej drogi z Czechowic w kierunku Bielska. Zapominam, że o tej godzinie ludzie wracają z pracy. Znów jadę w strasznym ruchu. Nie brak tez tirów.
Element pozytywny nr 6.
Przez Osiedle Komorowickie Oregon przeprowadza mnie częściowo boczną drogą. To wprawdzie znów teren, ale przynajmniej odpoczywam od ruchu. Do domu już niedaleko. Jestem zmęczona upałem. Marzę o zimnym prysznicu.
znów po szutrze© niradhara
Podsumowanie.
Przy planowaniu trasy należy zwracać uwagę na nazwy waypointów, tak, by się potem, w razie zmiany decyzji, nie myliły. Dobrze jest wydrukować ją, wtedy łatwiej jest śledzić, gdzie jesteśmy. Sądzę, że lepiej jest trzymać się zaplanowanej trasy, niż zmieniać decyzję w trakcie jazdy. Koniecznie zabrać ze sobą znaczny zapas jedzenia i picia. A najlepiej mieć ze sobą tradycyjną, ukochaną, papierową mapę i jak nam się coś w zachowaniu Garmina nie spodoba, to po prostu go wyłączyć ;)
Suma kilometrów w terenie podana trochę "na oko".