Wstawanie o godzinie szóstej w niedzielę stanowczo nie leży w moim zwyczaju. Dziś jednak było to konieczne, albowiem trzeba mi było pożegnać delegację węgierską, która w ramach wymiany międzynarodowej gościła u nas przez ostatni tydzień.
Zwlokłam się z łóżka, wypiłam kawę i wskoczyłam na rower by udać się pod szkołę, skąd mieli odjechać. Ranek był jakiś niesamowity – na wschodzie czerwone niebo, światło podkreślające barwy jesieni – po prostu pięknie! W dodatku rower jechał zupełnie sam, bez pedałowania :)
Nietrudno się domyślić, że powrót pod wiatr był znacznie trudniejszy. Chwilami niemal zatrzymywałam się w miejscu, ale najgroźniejsze były nagłe podmuchy boczne, spychające na przeciwny pas ruchu.
Nasze rowerowe plany na niedzielę wzięły w łeb, by jednak nacieszyć się urokami jesieni wybraliśmy się na długi spacer z psem do lasu. Tam przynajmniej nie wiało :)
Ostatnio wpadłam w jakąś dziwną depresję – nic mnie nie cieszy, sama sobie wydaję się beznadziejna i nie widzę żadnego sensu w tym, co robię. Przemknęła mi nawet przez głowę myśl, by zrezygnować z robienia wpisów na BS, zakotwiczyć z książką w fotelu i odciąć od całego świata..
Dziękuję wszystkim za miłe słowa :) Ten rok jest dla mnie wyjątkowo zły. Zaczął się od śmierci Mamy, a potem Pan Bóg postanowił sprawdzić, ile też właściwie człowiek może znieść? No cóż, każdy producent, w trosce o jakość, musi systematycznie przeprowadzać badania swoich wyrobów, poddając przypadkowe egzemplarze testom wytrzymałościowym ;)
Spróbuję się pozbierać po raz kolejny :)
Drogi Anonimie, nie zasłużyłam na takie pochwały, zarumieniłam się czytając je.
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i chyba wreszcie pójdę na rower :)
Witaj, Czytuję Twojego bloga dlatego, że jesteś niezwykła.Tyle w Tobie niecodziennej wrażliwości.Ta czuła antenka wystawiona w stronę innych ludzi jest piękna. Jesteś pięknym człowiekiem.
Na rower i cieszyć się urokami przyrody, która nas otacza.A po powrocie do domu ciepła kąpiel, dobra kawka i miła dla ucha muzyczka oczywiście w miłym towarzystwie. Pozdrowionka:)
depresję? takie tereny i depresja? takie widoki? toć to przyznawać się nawet wstyd! ja zazdroszczę widoków, możliwości jazdy Wam, mieszkającym u podnóży gór:)
A halny rzeczywiście dawał w niedzielę popalić - potrafił ładnie "przepchnąć" podczas jazdy:)
Chyba Kosma ma rację, że "coś" wisi w powietrzu... w Poznaniu też to "coś" próbuje swoich sił... Ale Elu, posłuchaj rady anwi, ma szansę podziałać :) I bardzo Cię proszę, rób wpisy! To jest egoistyczna prośba ;P Twoje wpisy działają na mnie dobrze - "cosie" mają mniejsze szanse ;) Pozdrawiam Cię i życzę pogody - i na zewnątrz i w duszy :)
Elu, mam dla Ciebie lekarstwo. Gdy brak Ci humoru siądź przed komputerem i poprzeglądaj swojego bloga. Ile pięknych zdjęć, ile przyjemności przysparzasz nimi nam wszystkim. Dzisiaj znowu fantastyczne widoki. Jak tu się nie cieszyć?
Elu, zdjęcia przepiękne, a zdjęcie pieska - CUDOWNE! Wytarmoś Go ode mnie :-) Co do deprechy... "coś" wisi chyba w powietrzu, bo nie jesteś sama w takim paskudnym humorze. Głowa do góry! Pozdrawiam Was serdecznie ;-)
trzeba brać przykład z Gero - widać, że się psina potrafi cieszyć, nawet ze zwykłego spaceru po lesie :) a tak serio, to życzę szybkiego odejścia tej dziwnej chandry i powrotu na pozytywną ścieżkę życia :) ps. i jak - Węgrom się podobało u nas?:)
Drugie zdjęcie od domu świetny klimat po prostu bajka ! :D Chciałbym codziennie jeździć do domu taką drogą jaką Ty wracałaś dziś Elu ;] Pozdrawiam ! :]
Ty i depresja... Nie załamuj mnie... Świat się kończy... Jakoś wciąż Cię widzę pogodną i uśmiechniętą i taką chcę widzieć!!! Czasem faktycznie trzeba odpocząć od wszystkiego/wszystkich ale nie rezygnuj z BS. Pamiętaj, że jest tu sporo osób, którzy by Ci tego łatwo nie wybaczyli. I wiele z tych osób wciąż śledzi, co piszesz nawet jeśli ostatnio nie znajdują czasu na komentowanie (patrz niżej podpisany).