więcej atrakcji niż kilometrów
życie jest piękne© niradhara
Objeżdżamy jezioro autem i ostatecznie na miejsce startu wybieramy Lipie. Błąd. Jestem niewyspana, zmęczona przedświątecznymi porządkami, a zamiast powoli się rozkręcać zaczynamy od ostrego podjazdu. To się po prostu musi zemścić. Nogi zamiast podawać, nadają że chciałyby na leżak, najlepiej razem z resztą ciała. Serducho rytmicznie tłucze mi do głowy: „dziewiętnasty, siedemnasta”, dając do zrozumienia, że skoro tak niewiele dni pozostało do zaplanowanej wizyty u kardiologa, to fajnie byłoby do tego czasu dożyć.
zaczynają się widoczki© niradhara
kapliczka© niradhara
A jednak… Kiedy wreszcie przed nami rozpościera się panorama Jeziora Rożnowskiego, serducho się uspokaja, nogi przestają narzekać, robi się błogo. Chciałoby się tu siedzieć godzinami, chłonąć widok, cieszyć ciepłem słońca i pieszczotą wiatru.
panorama J. Rożnowskiego© niradhara
widoczek z chatką© niradhara
Jezioro Rożnowskie jest sztucznym zbiornikiem wodnym. Powstało w wyniku spiętrzenia wód Dunajca tworzącego na tym odcinku przełom, który od zachodu ograniczony jest Pasmem Łososińskim Beskidu Wyspowego, natomiast od wschodu wzniesieniami Pogórza Ciężkowickiego. Jezioro, zarysem przypominające nieregularne "S", liczy od 18 do 20 km długości, zależnie od stanu wody oraz średnio 1 km szerokości. Tylko w niektórych miejscach szerokość osiąga 2 km. Głębokość zbiornika zmienia się również w zależności od stanu wody - koło zapory wynosi około 30 m, ale w południowej części przy niskich stanach wody tworzą się płycizny i muliska.
rzut oka na północ© niradhara
rzut oka na południe© niradhara
Oczarowani pięknem przyrody, wyciszeni, postanawiamy odpuścić sobie dłuższą jazdę na rzecz zwiedzania i delektowania się widokami. Zjeżdżamy nad jezioro i kierujemy się w kierunku Rożnowa. Nagle zauważamy Drogę Krzyżową poprowadzoną na szczyt wzniesienia, którym właśnie jedziemy. O tej godzinie nie ma tu jeszcze ludzi. Robimy fotki, potem chwila zamyślenia i ruszamy dalej.
droga krzyżowa© niradhara
stacja drogi krzyżowej© niradhara
boleść© niradhara
Z wysokiego brzegu dumnie przeglądają się w toni jeziora ruiny gotyckiego zamku Gryfitów. Chwilę krążę wśród ruin zastanawiając się jak zdziwiliby się niegdysiejszy mieszkańcy zamku, widząc jezioro tam, gdzie w ich czasach płynęła rzeka.
zamek Gryfitów© niradhara
historia© niradhara
romantycznie tu© niradhara
Nieopodal zamku, na stoku wzgórza, stoi drewniany kościół pw. Św. Wojciecha, ufundowany w 1661 r. przez Jana Wielopolskiego. Nie ma wieży, a tylko sygnaturkę wyrastającą pośrodku korpusu. Skrzydła głównego ołtarza stoją rozmontowane na posadzce – na ich miejscu znajduje się rzeźbiona w drewnie, nieco ludowa w charakterze grupa Ukrzyżowania. W bocznym ołtarzu przechowywany jest słynący łaskami, wyzłocony obraz Matki Boskiej, niegdyś podobno wiszący w kaplicy zamkowej Zawiszy Czarnego.
kościółek w Rożnowie© niradhara
chwila skupienia© niradhara
ołtarz© niradhara
W Rożnowie czeka na nas kolejna atrakcja, którą jest renesansowa fortyfikacja obronna. Tu zatrzymujemy się na dłużej. Na zmianę zwiedzamy (ktoś musi przecież pilnować rowerów). Piotrek tylko główną część obiektu, ja zapuszczam się jeszcze do lochów. Są puste, jeśli nie liczyć kilku puszek po piwie i sterty śmieci.
fortyfikacja obronna© niradhara
historia warowni© niradhara
Piotrek zaczyna zwiedzanie© niradhara
kopuła jak w planetarium© niradhara
ściany solidne© niradhara
ktoś ukradł dach© niradhara
tej części Piotrek nie zwiedzał© niradhara
a są tu ciekawe lochy© niradhara
Jeszcze tylko rzut oka na stojący w pobliżu klasycystyczny dwór Stadnickich. We wnętrzu znajdują się ponoć ciekawe malowidła, niestety niedostępne, albowiem dwór jest teraz własnością prywatną.
sielanka© niradhara
zabudowania dworskie© niradhara
Przekraczamy Dunajec i jedziemy szutrową drogą wzdłuż jego brzegu. Od czasu do czasu przejeżdża jakieś auto wzbijając w powietrze tumany pyłu. Po każdym takim przejeździe coraz bardziej przypominamy żywe pomniki.
wiosna to pora remontów© niradhara
widok z mostu© niradhara
droga wzdłuż Dunajca© niradhara
Kolejny most, tym razem przez Łososinę i znajdujemy się na ruchliwej krajówce. Niestety, musimy przejechać nią kilka kilometrów, by dotrzeć do kolejnej atrakcji – zamku Tropsztyn.
kolejny remont© niradhara
przed nami zamek© niradhara
Historia zamku jest niezwykle ciekawa, związana m.in. ze skarbem Inków. Odbudowany na wzór XIV-wieczny zamek można zwiedzać. Niestety tylko w lipcu i sierpniu. Nasze rozczarowanie jest wielkie!
zamknięte do lipca© niradhara
Wracamy na prawy brzeg Dunajca. Tym razem promem. O dziwo – darmowym. To rekompensata za utrudnienia w ruchu spowodowane remontami mostów. W tym miejscu zaczyna się Jezioro Czchowskie – kolejny zbiornik retencyjny na Dunajcu.
zamiast mostu© niradhara
uwaga, odpływamy© niradhara
teraz Kellysek jest rowerem wodnym© niradhara
Jesteśmy w Tropiu. Znajduje się tu kościół pw. śś. Andrzeja Świerada i Benedykta, należący do najstarszych w tej części Polski. Prawdopodobnie ufundował go w 1045 roku Kazimierz Odnowiciel, a legenda i niektóre zapisy wspominają konsekrację dokonaną w 1073 r. przez bp. Stanisława ze Szczepanowa, męczennika. Kościół pierwotnie był jednonawową świątynią z zamkniętym prezbiterium, orientowaną, postawioną z ciosów piaskowca. W XIII wieku od północy dobudowano zakrystię. Dziś z tamtej budowli pozostały wzniesione z ciosów mury prezbiterium, północnej ściany nawy (oraz relikty w ścianie zachodniej. XIV- i XVII wieczne upiększenia i rozbudowy znacznie zmieniły bryłę kościoła - m.in. dobudowane od północy pomieszczenia, kruchta i kaplica.
sanktuarium© niradhara
we wnętrzu© niradhara
balkonik© niradhara
ołtarz boczny© niradhara
Odpoczywamy chwilę na kościelnym placu i ruszamy w dalszą drogę. Jadę pierwsza. Idąca z przeciwka zakonnica, zamiast odpowiedzieć na „szczęść Boże” pyta: „to kolega?”, odpowiadam „to mój mąż”, „… a to właśnie się przewrócił…” Zatrzymuję się, odwracam. Piotrek stoi obok roweru, ogląda najpierw siebie, potem rower. Po chwili wsiada i dogania mnie. Na równej drodze, jadąc z prędkością 10 km/godz. zaliczył OTB. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało, ale skóra zdarta, a żebra stłuczone.
drzewo w kapeluszu© niradhara
dzwonnica© niradhara
Zastanawiamy się nad przyczyną wypadku. Moją pierwszą wersją było, że to święci pustelnicy ukarali Piotrka w ten sposób za palenie papierochów. Teraz jednak myślę, że oni po prostu upominali się o kasę. Żeby zwiedzić kościół należy za 10 zł od osoby wypożyczyć nagranie magnetofonowe o historii zabytku. Podobno tropiański proboszcz w kwestii ceny nie odpuszcza nawet małym dzieciom. Nie wiedzieliśmy o tym, nikt nam nagrania nie proponował i kościół zobaczyliśmy za darmo. Czemu jednak tylko Piotrek został tak brutalnie potraktowany?
Piotrek będzie ten kościół długo pamiętał© niradhara
Dalej jedziemy wzdłuż brzegu Jeziora Rożnowskiego. Na szczęście dla obolałego Piotrka, na tym odcinku drogi nie ma podjazdów. Lajcik :)
trening kanadyjkarza© niradhara
Został nam do zobaczenia jeszcze jeden drewniany kościółek pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Podolu. Dojeżdżamy do niego zbyt późno. W kościele i przed nim stoją tłumy modlących się ludzi. Zwiedzanie wnętrza i robienie fotek musimy sobie odpuścić.
kościół w Podolu© niradhara
Małpia Wyspa© niradhara
Wracamy. Jeszcze tylko zjazd nad jezioro, na cypel położony naprzeciw Wyspy Grodzisko, zwanej też Małpia Wyspą. Woda w jeziorze jest mulista, na brzegu leżą tony śmieci. Nie chcę, żeby to był ostatni obraz z tak ciekawej wycieczki rowerowej. W Lipiach schodzę więc nad wijący się dnem jaru strumień. Woda cicho szumi na omszonych głazach, jak potok płynie czas…
strumień© niradhara
płynie jak życie© niradhara