Muszę przyznać, że pomysł Piotrka był genialny w swej prostocie. Ostatnio ma do załatwienia sporo spraw służbowych w okolicach Krakowa. Zamiast dojeżdżać codziennie autem i nabijać mnóstwo kilometrów, spakował przyczepę, rowery, ubranie robocze czyli garnitur i stanęliśmy na campingu w Pieskowej Skale.
Ledwo ustawiliśmy przyczepę, rozpętała się burza. Pioruny biły, deszcz lał, a nawet gdy ustał, gorąc, duchota i wilgoć były zupełnie jak w amazońskiej dżungli. Słońce przedarło się przez chmury, w atmosferze rozpoczął się chocholi taniec frontów, wyżów i niżów. Barometr w mojej głowie oszalał i zaczął wysyłając coraz mocniejsze sygnały alarmujące o przegrzaniu.
Sygnały owe pozwoliły na jednoznaczne ustalenie, iż centrum pomiaru pogody znajduje się w lewej półkuli mózgowej. Bolało mnie dokładnie pół głowy – od czubka czaszki począwszy, poprzez oczodół, aż po szczękę. Lewa półkula, odpowiedzialna za logiczne myślenie, została całkowicie wyłączona z użytku, a prawopółkulowa intuicja podpowiedziała mi, co znaczy słowo „półgłowek”.
O dziwo, im piękniejsze były wokół widoki, tym bardziej ból się nasilał. Wlokłam się więc zrezygnowana za Piotrkiem, odruchowo tylko co jakiś czas przystając, by strzelić jakąś fotkę.
Ostatni kilometr powrotnej drogi na camping to dość stromy podjazd. Powoli kręciłam pedałami , głęboko wciągając do płuc powietrze. I stał się cud, z każdym kolejnym haustem tlenu ból się zmniejszał, a gdy doturlałam się na camping, byłam już jak nowo narodzona :)
Zapamiętajcie moi mili – podjazd jest najlepszym lekarstwem na wszystkie choroby świata i nawet z półgłówka zrobi człowieka w pełni sprawnego na umyśle ;)
Cóż, myślałem, że każda jazda pomaga... Czego życzyć w takim razie? Może tylu podjazdów ile zjazdów po nich:) Miłego przyszłego tygodnia życzę:)Co by był pod górkę (...skoro to pomaga:))
Jak to zrobiłaś, że na zdjęciach nie widać tych rzeszy turystów, którzy zwykle tu są w tak piękną pogodę? Tereny piękne. Też mam wiele cudownych wspomnień z Doliny Prądnika, a najpiękniejsze, to z wczesnych godzin porannych, gdy jeszcze nie było tłumów i skwar nie dokuczał.
Pomysł Piotrka przedni i wart naśladowania a tereny przepiękne.Tak się składa, że większość z nas nie potrafi prawidłowo oddychać, dlatego mamy różne dolegliwości wskutek niedotlenienia.Wysiłek sprawia, że nadrabiamy tlenowe zaległości.
Maczuga Herkulesa jest tak charakterystyczną skałą, że chyba każdy ją zna, jednak mało kto ją widział. Pamiętam, ze gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy spodziewałem się większej... Zdaje się, że rosło na niej jakieś drzewko...
Kuba - ból nóg jest zdrowy, świadczy o zanikaniu cellulitu ;)
Tunisława - Jura Krakowsko-Częstochowska jest piękna. Najbardziej podoba mi się jesienią, gdy białe wapienne skały odbijają się od szaleńczo kolorowych drzew. Powinnaś tu przyjechać. Z pewnością zaowocowałoby to wieloma cudnymi obrazami :)
i to mi się podoba - podjazdo-terapia! często stosuję, więc mogę poświadczyć, że się sprawdza :) czasami głowa po takim uphill'u schodzi na drugi plan i bardziej przejmujemy się nogami :))
Marek1985 - Ojcowski Park Narodowy jest naprawdę piękny, warto tu wpaść. Nie ma tu jednak zbyt wielu tras do przejechania i będziemy musieli szukać kolejnych w najbliższej okolicy.
Toomp - kluczową sprawą jest, moim zdaniem, wysiłek i głęboki oddech, powodujący dotlenienie organizmu. Kiedyś zdarzyło mi się, że długi podjazd uleczył mnie z bólu zamostkowego. Prawdziwe panaceum :)
Robert - przydałaby się pogoda, bo chcemy pojeździć też po dolinkach podkrakowskich.
Funio - sprawdzimy to w zimie :)
Wrocnam - wakacje zapowiadają się ciekawie. Ja muszę wpadać tylko co jakiś czas do szkoły, żeby dopilnować malowania i przetargu na stołówkę, a Piotrek ma jeszcze do załatwienia sporo spraw w rejonie Nysy Kłodzkiej i Nowego Sącza :)
Czego nie jesteście w stanie wymyślić, by móc choć trochę pojeździć ;) Życzę Wam, abyście w końcu mieli pogodę, bo miło się ogląda ładne foty. Byliśmy tam z Iloną w zeszłym roku, piękne miejsce.
Muszę przyznać, że Wasz sposób z przyczepą uważam za genialny i po prostu Wam zazdroszczę! Jako zapalony "campingowiec" chętnie sam bym coś takiego praktykował...no ale my z Basią mamy "tylko" namiot. ;)