deszczowa integracja
koniec urlopu :(© niradhara
pożegnanie© niradhara
Deszcz nie odpuszczał. Koło południa pogoda postanowiła jednak spłatać figla. Rozpogodziło się, temperatura wzrosła. Właśnie zastanawialiśmy się jak tu najlepiej ową nagłą odmianę wykorzystać, gdy zadzwonił Robin oznajmiając, że właśnie pakuje rowery na auto i wraz z Tadziem będą za godzinę w Ojcowie. Super! Wsiadamy na rowery i jedziemy.
chwilowo nie pada© niradhara
Wkrótce niebo znów się zachmurzyło i zrobiło się zimno. Kajman w koszulce z krótkim rękawkiem udawał, że nie zamarza. Ugryzłam się w język i darowałam sobie uwagi w rodzaju „gdybyś jeździł na Kellysku, tak jak ja, miałbyś bagażnik i komplet ciuchów na każdą okazję”. Do Ojcowa dotarliśmy pierwsi. Czas oczekiwania na Roberta i Tadzia wykorzystaliśmy na zwiedzanie zamku. Pierwsza zmiana: ja zwiedzam, Piotrek pilnuje rowerów.
zamek widziany z parkingu© niradhara
Powstanie zamku w Ojcowie jest związane z działalnością fortyfikacyjną króla Kazimierza Wielkiego w 2 poł. XIV w. Zamek zabezpieczał Kraków przed Luksemburczykami, posiadał załogę złożoną ze stu ludzi, którą dowodził starosta. Król nazwał zamek Ociec u Skały, upamiętniając w ten sposób tułaczkę swego ojca, Władysława Łokietka. Nazwa ta podawana przez kroniki w różnej formie przetrwała do dziś jako Ojców.
brama wjazdowa do zamku a za nią oczywiście kasa© niradhara
Za Jagiellonów zamek ojcowski wraz z kilkoma wsiami stał się starostwem niezależnym od starostwa krakowskiego. W połowie XVII w. zamek ojcowski był dobrze ufortyfikowaną rezydencją, którą mimo przygotowanej obrony w 1655 r. zdobyli Szwedzi doszczętnie ją rabując i częściowo paląc. Po zakończeniu wojen szwedzkich ówczesny właściciel zamku - Koryciński przystąpił do odbudowy.
na dziedzińcu zamkowym© niradhara
Zamek zmieniał kilkakrotnie właścicieli. Po III rozbiorze Polski zaczął się proces szybkiej dewastacji. W rozebrano nawet zamkowe mury. Pozostawiono jedynie bramę wjazdową, ośmioboczną wieżę i mury obronne.
niewiele z tego zostało© niradhara
Z dawnej budowli zamkowej pozostało do dziś tylko malownicze ruiny, na które składają się resztki murów obronnych i części mieszkalnych, wieża i brama wjazdowa. Z ruin zamku można podziwiać panoramę Doliny Prądnika.
Dolina Prądnika widziana z ruin zamku© niradhara
tam na dole został Kajman© niradhara
znowu leje, trzeba szybko schować rowery© niradhara
on też idzie zwiedzać zamek© niradhara
Wróciłam na parking, dając zmianę Piotrkowi. Jeszcze trochę czekania (z tym, że ja nie marzłam) i niemal równocześnie pojawiło się auto z dwoma rowerami na dachu i wracający z zamku Piotrek. Uroczyste spotkanie postanowiła uczcić dodatkowymi atrakcjami matka natura, zmywając świat kolejnymi hektolitrami świeżej wody, przy akompaniamencie przetaczających się nad doliną grzmotów. Wzięliśmy ją na przeczekanie i gdy kurek został nieco przykręcony, popedałowaliśmy do Pieskowej Skały.
pod drzewkiem© niradhara
Tadzio na czele peletonu© niradhara
charakterystyczny element krajobrazu© niradhara
Ledwo dotarliśmy na camping, z nieba lunęła kolejna porcja wody! Nie dało się nawet przejść 20 metrów dzielących nas od restauracji. Siedzieliśmy więc w przyczepie, piliśmy gorącą herbatę i plotkowaliśmy na rowerowe tematy, a brzuszkach nam burczało. W końcu jednak los się nad nami ulitował, w chmurach powstała niewielka dziura i mogliśmy posilić się pierożkami. Po czym Robert z Tadziem wskoczyli na siodełka i pomknęli w kierunku auta. Mam nadzieję, że udało im się dojechać bez kolejnego prysznica!
w garażu robi się ciasno ;)© niradhara
Robercie, Tadziu – bardzo dziękuję za odwiedziny, cudownie było się spotkać :)
wreszcie gorąca herbata© niradhara