A takie miałam mocne postanowienie poprawy na ten rok…. Jeszcze przed południem patrzyłam od czasu do czasu przez okno upewniając się, że niebo jest fragmentami błękitne i snułam plany, ileż to ja dziś kilometrów przejadę.
Natychmiast po powrocie z pracy zmieniłam rower i ciuchy, i wyruszyłam. Niestety, tylko początek jazdy był zgodny z planem, później odezwał się zgubny nałóg podziwiania wszelakich głupstw wokół i fotografowania ich niezliczoną ilość razy. Dziś padło na niebo. Za każdym razem, gdy sumienie mówiło mi, że nie powinnam się znów zatrzymywać i wyciągać aparatu, szatan jakowyś szeptał mi do ucha, że teraz chmury są bardziej wyraziste niż przed chwilą i mają ładniejsze kolory, a ja, jak biblijna Ewa, za każdym razem dawałam się namówić do grzechu.
Zanim dotarłam do Kęt było już ciemno. Zgasły barwy nieba, spuściłam zatem oczy nieco w dół i poraził mnie widok nowej ścieżki rowerowej. Całe 20 metrów zrobili! Władzom Kęt serdecznie gratuluję europejskiego rozmachu!
Na rynku zrobiłam kolejny postój, usiłując pstryknąć jakąś nocną fotkę. Niestety, lampy sodowe skutecznie odzierają go z tej odrobiny uroku, jaką posiada.
Elu grzeszysz podobnie jak ja, jak tylko wyruszę rowerem sama to aparat nie ma chwili spokoju, wszystko bym fociła. Potem siedzę jak głupia przy komputerze i nie wiem, co mam wybrać na bloga. Jedynie jazda w deszczu trochę mnie powstrzymuje, szkoda mi sprzętu :/ Fotki z chmurkami i z pięknym, niebieskim niebem super :)