Jak dobrze wstać skoro świt… W nadziei na malownicze nadjeziorne mgły wyjechałam z domu o godzinie 5:15, co dla mnie oznacza środek nocy. Podobne nadzieje żywili chyba kierowcy tirów, bo wylegli na drogę w liczbie znacznie przewyższającej średnią krajową :-(
Jak na złość powietrze przejrzyste było jak kryształ, a jezioro prezentowało się wręcz banalnie. Rozczarowani powyższym zrezygnowaliśmy z robienia fotek i udaliśmy się każdy w swoją stronę, tzn. ja do Wielkiej Puszczy, by nacieszyć się rześkością poranka, a wyżej wymienieni kierowcy tirów w świat daleki.
Jechałam rozkoszując się zapachem bzu, śpiewem ptaków i szumem potoku, gdy nagle przypomniał mi się wiersz ostatnio przeze mnie spłodzony z okazji konkursu organizowanego przez firmę „Romet’. Serce z siebie wydarłam, pisząc go, a uznany został za grafomański i przegrał sromotnie z uczynionym prozą opisem roweru otrzymanego z okazji pierwszej komunii :-( Oto on:
Droga przede mną i kręcą się koła. Majestat gór w piękna szaleńczym rozkwicie. Śpiew ptaków słychać i pachną w krąg zioła. Barwami tęczy znów mieni się życie.
Błękitnieje niebo, a majowe słońce ciepłem swych promieni w objęcia mnie bierze i wiatr piosnkę nuci pośród traw na łące, że wolność i szczęście znajdziesz na rowerze!
5.15 to i dla mnie srodek nocy... Dlatego moje wycieczki zaczynaja sie pozno i wracam potem po ciemku. O zdjeciach juz chyba nic nowego nie napisze. Zgadzam sie po prostu z przedmowcami, trzymasz caly czas poziom Elu.
Pierwsze zdjęcie nadaje się na okładkę kalendarza dla miłośników okolic Kobiernic (do których i ja, rzecz jasna, się zaliczam). Martwi mnie tylko, że takie kalendarze zazwyczaj mają tylko 12 stron :(
Jurek, konkurs był organizowany przez Rometa, w twoim wierszyku nie ma nic o pierwszej komunii więc obawiam się, że nie ma szans chociaż całkiem zgrabny jest:)