bliskie spotkanie z autkiem

Wtorek, 2 marca 2010 · Komentarze(42)
Kategoria w pobliżu domu
DPD + trasa standardowa, wariant opłotkami.

Gdy wróciłam z pracy, Piotrek robił już wpis z wycieczki na Przełęcz Kocierską. Ostrzegł mnie, że zaczyna prószyć śnieg, zdecydowałam się więc na jazdę Pancernikiem. Rzeczywiście zauważyłam jeden czy dwa płatki śniegowe, ale to wszystko. Było ładnie i dość ciepło. W okolicach Wilamowic zaczęłam nawet żałować, że nie wzięłam lustrzanki, bo słońce i chmury czyniły znajome widoki pięknymi i tajemniczymi. Fotki robione „małpką” nie są w stanie tego niestety odzwierciedlić. Na chwilę zatrzymałam się jeszcze nad stawami w Malcu, by nacieszyć się pięknem zachodu słońca.

i znów zachód słońca © niradhara


Wjeżdżając na most na Sole w Kętach usłyszałam nagle długi, przeraźliwy pisk opon. Już chciałam się obejrzeć i sprawdzić, co też to się dzieje, gdy poczułam uderzenie…. Wyrzuciło mnie wraz z rowerem na chodnik. Przez chwilę leżałam zastanawiając się, czy jestem w jednym kawałku. Samochód, który mnie potrącił zatrzymał się, ale długo nikt z niego nie wysiadał. Podniosłam się powoli, stanęłam, zaczęłam poruszać rękami i nogami, zastanawiając się czy to szok powoduje, że nie czuję bólu, czy rzeczywiście miałam szczęście. Wtedy otworzyły się drzwi samochodu, wysiadła z niego przerażona kobieta i zaczęła mnie wypytywać czy nic mi nie jest, przepraszać co chwilę i mówić, że mnie nie widziała. Pocieszyłam ją, powiedziałam, że nic poważnego mi się nie stało. Wtedy wsiadła do samochodu i odjechała. W ostatniej chwili zdążyłam spojrzeć na numery rejestracyjne. Stałam tak przez moment zszokowana i otępiała. Na szczęście kierowca auta, które jechało za nią oferował mi pomoc, zapisał owe numery i podał swój numer telefonu, by służyć, w razie konieczności, na świadka, że jechałam prawidłowo i byłam oświetlona jak choinka na Boże Narodzenie.

Wtedy dopiero dotarło do mnie, że spodnie mam podarte, a rower jest niesprawny. Zadzwoniłam po syna, przyjechał po mnie, włożyliśmy rower do auta i podjechaliśmy na posterunek policji. Tu panowie policjanci długo podziwiali oświetlenie i elementy odblaskowe roweru. Nie bardzo rozumieli, jak można było mnie nie zauważyć...

Przed chwilą zadzwonił do mnie sympatyczny pan policjant, który przyjmował zgłoszenie, z informacją, iż sprawczyni wypadku ze łzami w oczach przyznała się do winy, dostała mandat i 6 punktów karnych, a ja mam się zgłosić po notatkę, która pozwoli mi na wyegzekwowanie strat od ubezpieczyciela. Serdeczne podziękowania dla kęckiej policji :)

Jak to dobrze, że nie jechałam swoim najnowszym rowerem i nie miałam ze sobą lustrzanki! Zycie jest piękne :)

magneticlife.eu because life is magnetic

Komentarze (42)

Całe szczęście że nic poważnego Ci się nie stało. Ja to przerobiłem w styczniu b.r. witaj w klubie szczęśliwie ocalonych :-). Nie skomentuję ucieczki pani która spowodowała wypadek. Co ma wisieć, nie utonie ;-) Zawsze tak powtarzam po kolejnym wypadku na rowerze który przechodzę. ;-)
Pozdrower

marchos 23:58 poniedziałek, 8 marca 2010

Dopiero teraz doczytałem jakie to miałaś niemiłe spotkanie z balchosmrodem. Całe szczęście że nic poważnego się Tobie nie stało.

sebekfireman 19:26 niedziela, 7 marca 2010

Najważniejsze że zdrowie w porządku. A i cała reszta jakoś się ułoży. Kierująca musiała być w potężnym szoku, dobrze w nikogo dalej nie wjechała.

Pozdrawiam

barklu 16:20 sobota, 6 marca 2010

Dobrze, że wszystko się szczęśliwie skończyło. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i pozytywnego rozwiązania całej sprawy.

Mi raz wyjechał gość z podporządkowanej, w ostatnim momencie tuż przede mną. W lecie gdzie było pięknie i słonecznie, uderzyłem z dużym impetem w bok samochodu, rower był mocno stuknięty, pewne części się powyginały, koło przednie scentrowane. Tłumaczenie kierowcy było, że patrzył wcześniej i byłem daleko. Był lekko cwaniakowaty. Trochę odniosłem wrażenie, że wręcz ma do mnie pretensje, że za szybko jechałem (pewnie z 30, a dozwolone było 70km/h) Na szczęście także miałem świadków, bo było po nim widać, że miał ochotę uciec, również nie wysiadł od razu tylko, aż się podniosłem. Obyło się bez policji, bo jak tylko świadek wspomniał czy dzwonić na 997 to się "dogadaliśmy" - kwota była sympatyczna, być może miał już na koncie jakieś punkty. Mi na szczęście prawie nic stało, stłuczony prawy bark i prawy bok dał po sobie znać dopiero na drugi dzień. Pieniędzy wystarczyło wtedy nawet na lepsze części :)
Aczkolwiek nie polecam bliższych spotkań z samochodami...

Petroslavrz 14:59 sobota, 6 marca 2010

"Jak to dobrze, że nie jechałam swoim najnowszym rowerem i nie miałam ze sobą lustrzanki! Zycie jest piękne" - niesamowite podejście. Nie ma to jak szukać pozytywów w każdej sytuacji. Podziwiam takie coś. :)

Cieszę się, że nic Ci się nie stało. Aż strach pomyśleć, co by się stało gdyby ta kobieta w ogóle nie zareagowała i wjechała w Ciebie z impetem. Jej zachowanie po tym potrąceniu zostawię bez komentarza. Rozumiem, że pewnie była w szoku ale tak nie można. Trzeba umieć ponosić konsekwencje za popełnione przez siebie czyny. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Pozdrawiam!

Mlynarz 08:30 piątek, 5 marca 2010

Jurasek - nie pisałam tego w sensie dosłownym. Jestem tylko ciekawa tego typu statystyki, bo ona najdobitniej świadczy o bezpieczeństwie, czy raczej niebezpieczeństwie, na naszych drogach.

niradhara 06:09 piątek, 5 marca 2010

nie prowokuj tej klasyfikacji ,
wiesz, że niektórzy wszystko dadzą by się znaleźć na Topie
bez znaczenia jakim

jurasek 21:33 czwartek, 4 marca 2010

Arnoldzik - masz rację, mój Anioł Stróż świetnie się spisał!

Jurasek - ciekawa jestem, jaki procent osób na BS należy już do tego klubu?

niradhara 16:59 czwartek, 4 marca 2010

witaj w klubie potrąconych , co nas nie zniszczy to nas wzmocni
szybkiego powrotu spokoju ducha , ciało samo się zagoi


jurasek 10:48 czwartek, 4 marca 2010

Elu, a może lepiej żeby Cię lekarz obejrzał? Wiesz, czasem na początku pewnych rzeczy nie widać, nie czuje się...
Życzę Ci, oczywiście, żeby wszystko było dobrze!

alistar 22:03 środa, 3 marca 2010

Który to już wypadek na BS. Szczęście w nieszczęściu :) dobrz że jesteś cała.

MAMBA 20:40 środa, 3 marca 2010

Ela My sobie pogadamy w innych okolicznościach.
A do wszystkich:
Uważajcie na wszystkich: czy to jest wypadek, czy to potrącenie, czy cokolwiek... mimo dużej ilości ludzi grupującej się w miejscu wypadku... pamiętajcie, że mogą to być tylko gapie!!!
Zawsze zatrzymajcie się i próbujcie pomóc!!!
Bo to może pomóc!!!

Pozdrawiam

kosma100 20:26 środa, 3 marca 2010

Ojej, właśnie się dowiedziałem o Twojej przygodzie. Twój anioł stróż powiedział jeszcze nie teraz i pod skrzydła opatrzności wziąwszy mocą swoją uchronił. Właśnie i tak życie jest piękne. Pozdrawiam i powrotu szybkiego na rowerowe trasy życzę.

Arnoldzik 20:03 środa, 3 marca 2010

Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za życzenia i słowa otuchy :)))

niradhara 19:33 środa, 3 marca 2010

ło jej teraz widze jaka gafe strzelilem ponizej. Oczywiscie dobrze sie pisze przez RZ (gdzies mi "r" ucieklo) :$

webit 18:20 środa, 3 marca 2010

Może to przypadek a może palec boży,nie nam to rozstrzygać.Ale uważaj na siebie !
Szybkiego powrotu do pełni sił

Jurek57 17:15 środa, 3 marca 2010

Niestety na kursach prawa jazdy nic nie wspomina się o kimś takim jak niechroniony uczestnik ruchu. Kierowcy często nie mają świadomości tego jakim są zagrożeniem dla zdrowia i życia tych niechronionych i jeżdżą jak jeżdżą: albo brawurowo albo/i nieuważnie.
Wracaj szybko do pełni formy!

art75 16:19 środa, 3 marca 2010

Miałaś naprawdę dużo szczęścia. I niech dalej Ci towarzyszy!
Pozdrawiam!

Yacek 16:02 środa, 3 marca 2010

uff, dobze ze nic Ci sie nie stalo. Szczesciara. I dobrze ze byl swiadek, ktory trzezwo postapil i zapisal numery. Teraz tylko wycenic straty i domagac sie odszkodowania. Trzymam kciuki za walke z ubezpieczycielem :-)

webit 15:01 środa, 3 marca 2010

Życzę szybkiego powrotu do pełni sił. Trzymaj się całe szczęście że się tak źle nie skończyło.

Maks 14:33 środa, 3 marca 2010

Mamy nadzieję, że nic poważnego się nie stało.
Życzymy szybkiego powrotu do formy.
Pozdrowienia

robd 13:55 środa, 3 marca 2010

Dobrze że wszystko się gorzej nie skończyło no i ze ten drugi kierowca zaoferował pomoc. Gdyby nie on to winna by nawet nie miała mandatu :/

Fakt. Jak się jedzie w terenie to trzeba patrzeć jak najdalej przed siebie. Na drodze trzeba mieć oczy dookoła głowy. Niestety my mamy więcej do stracenia w takim wypadku niż kierowca auta :(

Życzę szybkiego powrotu do zdrowia no i bezproblemowego załatwienia sprawy z ubezpieczycielem :)

speed565 13:41 środa, 3 marca 2010

Ela....ło matko!! ale struchlałam czytając opis....lecz siniaki i nie machnij przypadkiem łapką na to co się stało....kierowca musi odpowiedzieć za to co się stało...mam wrażenie , że mandat to chyba nie wszystko...:(:( i miejmy nadzieję, że ta pani będzie szerokim łukiem omijała rowerzystów...pozdrawiam i trzymaj się!!

Anonimowa Ewcia0706 10:12 środa, 3 marca 2010

Dobrze że to się tylko tak skończyło.Po 23 latach jazdy samochodem stwierdzam że kierowcy powinni mieć coroczne badania psychiatryczne(sorry jeżeli kogoś uraziłem),to temat rzeka dlatego nic tu nie będę przytaczał,ale to co kierowcy wyprawiają na drogach to po prostu jest masakra.
Mam nadzieję że nic poważnego Ci się nie stało,wracaj szybko do zdrowia i na rower.
pozdrawiam:)

Rafaello 09:55 środa, 3 marca 2010

Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Bardzo dobrze, że było zgłoszenie - dzięki temu może kobiecie da trochę do myślenia fakt, że nie zauważyła na drodze świątecznej choinki ;)

Co do stłuczeń - na początku zawsze działa adrenalina i prawie nigdy nie boli, ale jeżeli teraz cokolwiek wygląda podejrzanie to lepiej walić do lekarza. I najlepiej nie wierzyć do końca, jeśli bez zlecania dodatkowych badań diagnostycznych uważa, że wszystko jest ok - mnie w tydzień po teoretycznie niegroźnym upadku dwóch lekarzy mówiło, że to nic takiego i obaj się mylili.

Swoją drogą - badania na osteoporozę lepiej przeprowadzać w innych warunkach :)

meak 08:53 środa, 3 marca 2010

"kierowca auta, które jechało za nią oferował mi pomoc, zapisał owe numery i podał swój numer telefonu" brawo dla tej osoby, niby niewiele, ale to bardzo ważne.

fredziomf 06:36 środa, 3 marca 2010

cholera, dopiero u kogoś to pisałem... nawet najbardziej ekstremalna jazda po najdzikszych szlakach jest i tak bezpieczniejsza niż jada rowerem po szosach...

Szybkiego powrotu do pełni sił i sprawności... mentalnej ;)

Po każdym wypadku człek się 10x zastanawia zanim coś na rowerze zrobi, co nieraz jest bardziej niebezpieczne niż zrobienie tego bez zastanowienia... ;)

foxiu 22:52 wtorek, 2 marca 2010

Cieszysz się ,że nie jechałaś swoim najnowszym rowerem i nie miałaś ze sobą lustrzanki? Ech... Przyznam się ,że ja też podczas moich kraks w terenie bardziej się martwię o lustrzankę w plecaku i o rower niż o to czy sobie kości połamałem :) To podejście jest typowe dla pasjonatów którzy kochaja swoje "zabawki" :) Cieszę się ,że wszystko dobrze się skończyło. Podoba mi się też Twoja pogoda ducha w takiej chwili - to zdanie w komentarzu o osteoporozie mnie rozbroiło :D

Niestety -rowerzysta na drodze -jak się okazuje -ma w rzeczywistości niewielki wpływ na bieg wydarzeń. Bo droga to ograniczona przestrzeń gdzie swoje miejsce chcą znaleźć i kierowcy i rowerzyści. Tu zawsze będzie dochodzić do takich sytuacji ,niezależnie od tego czy zawinił rowerzysta czy kierowca. Najgorsze jest to ,że rowerzysta nie ma szans w tym konflikcie interesów i zawsze będzie bardziej poszkodowany zarówno fizycznie jak i materialnie. Cóż. Trzeba uciekać w teren. Tam wbrew pozorom jest naprawdę bezpieczniej. W terenie to Ty i tylko Ty decydujesz o poziomie ryzyka.

Życzę szybkiego powrotu do pełni sił :)

marusia 22:13 wtorek, 2 marca 2010

Oj ... :(
Dobrze, że nic poważnego się Tobie, Elu nie stało :)

JPbike 21:33 wtorek, 2 marca 2010

Spotkanie z samochodem, to chyba najgorsze co Nas może spotkać :( Na szczęście skończyło się w sumie w najmniej stratny sposób- bo zdrowie i życie jest najważniejsze.

miciu22 21:22 wtorek, 2 marca 2010

Strasznie trzeba uważać na rowerze ale skoro miałaś siły na pisanie tutaj to mam nadzieje że wszystko będzie OK.Idź jednak do lekarza niech Ciebie dokładnie pobada,nie lekceważ tego ze dziś mało boli pewne sprawy mogą tfu....oby nie wyjść później.Ja i moje dziewczyny życzymy szybkiego powrotu na rower.

Dynio 21:20 wtorek, 2 marca 2010

Darecki - co tam stłuczenia, poboli i przestanie..

Robin - człowiek uczy się całe życie, teraz już będę wozić ze sobą takie formularze.

niradhara 21:10 wtorek, 2 marca 2010

Dwie Kobiety i żadna nie miała ze sobą formularza zgłoszenia szkody. :) Ale to nic ważne że to tylko zewnętrzne obrażenia. Widzę, że coraz niebezpieczniej na drogach a ja terenu nie lubię. Pozdrawiam i życzę powrotu do rowerka bez urazów.

robin 21:05 wtorek, 2 marca 2010

Podpowiem, że stłuczenia bolą dopiero następnego dnia.
A za dwa dni jak było odpowiednio dobrze stłuczone to boli jeszcze fajniej.

Nie jestem masochistą !

Darecki 21:03 wtorek, 2 marca 2010

Co za trauma! Dobrze, że gorzej się nie skończyło. Serdecznie pozdrawiam.

anwi 21:01 wtorek, 2 marca 2010

Żal mi tej pani. Sądzę, że zanim się podniosłam, przeżyła jedną z najkoszmarniejszych chwil w swoim życiu. Z cała pewnością nie była to ucieczka z miejsca wypadku. Żadna z nas nie pomyślała o tym, by natychmiast wymienić numery telefonów i nie mieszać w to policji. Odjechała, bo była w szoku, a ja zbyt późno zorientowałam się, że jednak poniosłam straty.

Anglicy mawiają: "look at the bright side..." Fakt, iż skończyło się tylko na stłuczeniach cieszy, bo oznacza, że nie mam osteoporozy :)

niradhara 20:52 wtorek, 2 marca 2010

Dobrze, że Ci się nic wielkiego nie stalo. A nie mówiłem, że kobitki będą szaleć przed 8 marca ?

Darecki 20:48 wtorek, 2 marca 2010

Masakra. Bogu dzięki, że jesteś cała. Niestety pierwsza chwila (po obu chyba stronach) to szok i człowiek nie widzi niczego, nie czuje niczego i zasadniczo stara się chyba sam siebie przekonać, że tego przed chwilą to nie było i wszystko jest ok.

Dobrze, że udało się zapamiętać numery. Teraz walcz o swoje. Monika Ci już powie więcej w tym temacie.

Pozdrowionka. Od Anetki również. :)

djk71 20:47 wtorek, 2 marca 2010

pięknie... coś mnie się wydaję że ta kobitka była w większym szoku że tak wsiadła do samochodu i odjechała jak gdyby nic się nie stało...
ważne żeś cała!
Pozdrowionka!

nicram 20:41 wtorek, 2 marca 2010

Najważniejsze że jesteś cała i zdrowa!
Kajman musi Cię zabrać w góry, żebyś mniej jeździła po drogach.
Na szlakach jest bezpieczniej :)

feels3 20:39 wtorek, 2 marca 2010

Przeżyłem chwile grozy czytając Twój opis! Dobrze, że tak to sie skończyło, niektórzy w ogóle nie powinni mieć prawa jazdy. Nie piszesz nic o urazach, więc mam nadzieję, że nic się nie stało ?
Pozdrawiam i nie życzę więcej taki spotkań :O

vanhelsing 20:38 wtorek, 2 marca 2010

całe szczęście, że obyło się bez większych strat zarówno fizycznych jak i materialnych. podziwiam tych co jeżdżą głównie drogami, ponieważ dla mnie są one bardziej niebezpieczne niż góry. w górach liczą się własne możliwości, szybka ocena zagrożenia i zdolność przewidywania. niestety, na drodze nie da się przewidzieć takich akcji, a przede wszystkim nie można mieć zaufania do kierowców.

k4r3l 20:36 wtorek, 2 marca 2010
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa eczon

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]