Przegibek i mrożone banany
szron© niradhara
W drodze do Porąbki podnosi mi ciśnienie kierowca ciężarówki, wciskając się na trzeciego między mój rower, a jadącego z naprzeciwka busa, ciągnącego za sobą kadłub samolotu. Krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach, robi mi się ciepło z wrażenia. No, ten to wie, jak rozgrzać kobietę!
pierwsze chmurki© niradhara
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom pogoda wcale nie jest ładna, wieje zimny wiatr, a nad Żarem zaczynają gromadzić się pierwsze chmury.
nad Żarem już ciemno© niradhara
Jezioro Żywieckie skute lodem© niradhara
Jezioro Żywieckie zamiast radośnie lśnić w słońcu, staje się ponure i mroczne.
gra świateł© niradhara
Wzdłuż brzegu jeziora jadę do Łodygowic. Wiatr powoli ustaje i robi się nieco cieplej. Droga jest pusta, szkoda tylko, że kiepska widoczność nie pozwala cieszyć się widokami.
w stronę Łodygowic© niradhara
W Łodygowicach zatrzymuję się przy zabytkowym drewnianym kościele z 1635 roku. Jest on największą drewnianą świątynią w regionie żywieckim. Z placu przykościelnego na wzniesienie, na którym stoi kościół, prowadzą schody o 130 stopniach.
kościół w Łodygowicach© niradhara
Przed kościołem jest plac, przy nim ławeczki. Siadam i wyjmuję banany, które mają mi dodać energii. I ot, nieprzyjemność, okazuje się, że banany przemarzły. W okolicy nie da się jednak kupić nic ciepłego, więc chcąc nie chcąc połykam lodowate kęsy. Herbata w termobidonie też już mocno wystygła… Cóż, taki jest los bikera.
Dalej kieruję się bocznymi drogami przez Wilkowice. Na pierwszym dłuższym podjeździe czuję nagle, że zimowa przerwa w jeździe tragicznie mści się brakiem kondycji – łomotanie serca, zadyszka, nogi ledwo walczące z napędem. Dojeżdżam na szczyt wzniesienia i wtedy zauważam, że po prostu zapomniałam zmienić przerzutki. No tak, to pewnie wczorajsze plotkowanie z Misiaczem na GG zafiksowało mi się w podświadomości. Opowiadał mi o swoich kolegach cyborgach, którzy pokonują pojazdy zawsze na twardych przełożeniach ;)
droga przez Wilkowice© niradhara
Dojeżdżam do Mikuszowic. Znajduje się tu zabytkowy kościół p.w. św. Barbary wzniesiony w 1455 r. O pięknie tego kościoła pisał pierwszy proboszcz, ks. Antoni Kowalski:
"Kościół mikuszowicki jest typowym przykładem drewnianych kościółków konstrukcji zrębowo-słupowej, właściwym Małopolsce południowo-zachodniej oraz sąsiedniemu Śląskowi. Bogate w efekty światłocieniowe zgrupowanie mas, strzeliste, śmiało zakreślone linie dachów, mieniąca się różnymi odcieniami patyna gontów, pokrywających dachy i ściany kościoła, łączą się razem z otaczającym pejzażem w nader malowniczą całość."
kościół w Mikuszowicach Krakowskich© niradhara
Cel wycieczki osiągnięty, do domu mam zamiar wracać przez Straconkę i Kozy. Przez Bielsko nie uda mi się przejechać bez pomocy GPS-u. Nastawiam go więc. Początkowo jest super. Oregon prowadzi mnie boczną uliczką. Niestety, wkrótce droga się kończy – dojeżdżam do wielkiego placu robót, a betonowa płyta blokuje przejazd.
dobrze żarło i zdechło© niradhara
Niedobrze, wracam kawałek, skręcam w ulicę Żywiecką. Koszmarny ruch, szarżujące tiry. Na szczęście urządzenie sygnalizuje skręt w prawo. Zatrzymuję się na chwilę, a sympatyczny dzieciak robi mi pamiątkową fotkę.
a to ja© niradhara
Jadę w górę ulicą Rolną, zmieniam przerzutkę i wtedy spada mi łańcuch. Po nałożeniu okazuje się, że coś się z tymi przerzutkami porobiło i za bardzo nie chcą się zmieniać.
ulica Rolna© niradhara
Analizuję opracowaną przez Oregona trasę – a jest ona jak sinusoda – raz pnie się w górę, raz spada w dół. Oj, niedobrze, przerzutki by się jednak przydały. Trzeba zmienić plany – decyduję się dotrzeć na skróty do ulicy Górskiej, a stamtąd wrócić do domu przez Przegibek.
na skróty© niradhara
widoczek z drogi na Przegibek© niradhara
Powolutku zaczyna się ściemniać. Wtem moją uwagę przykuwa coś błyszczącego przy drodze. Przypomina mi się kultowe hasło z „Seksmisji” – „…nasi tu byli”.
:-(© niradhara
Na Przegibku nie ma dziś turystów, ale ruch samochodowy o tej godzinie jest bardzo duży. Wielu ludzi wraca tą drogą z pracy. Wyprzedzający mnie sznur aut wydaje się nie mieć końca. Ich światła oślepiają mnie, a w drodze są dziury. W dodatku zaczyna mżyć, nawierzchnia robi się śliska. Rękawiczki przemakają, a palce drętwieją mi z zimna na kierownicy. Wyczekiwany zjazd już mnie nie cieszy.
parking dziś pusty© niradhara
Nagle dzwoni telefon, zjeżdżam na pobocze, ściągam rękawiczki, żeby wyciągnąć aparat z kieszeni kurtki. Słyszę zatroskany głos Piotrka „wracaj szybko do domu, bo zaczyna padać”. Oj, Kochanie, jak ja dobrze o tym wiem! Na dodatek dobija mnie wiadomością, że w plebiscycie na Blog Roku spadłam z 8 pozycji na 9! Teraz jest mi nie tylko zimno, ale i smutno.
a turystów brak© niradhara