atrakcje różne, różniste

Poniedziałek, 25 lipca 2011 · Komentarze(22)
Dziś, na specjalne życzenie Piotrka, zaplanowałam trasę prowadzącą do jednych z największych ruin w Polsce. Ale o tym za chwilę. Wokół Sandomierza jest wiele ciekawie wytyczonych i dobrze oznakowanych szlaków rowerowych. Prowadzą bocznymi drogami, gdzie samochodów niemal się nie spotyka. Jedziemy w szpalerze drzew owocowych, rozkoszując się zapachem jabłek.

droga w wąwozie © niradhara


Piotrek wśród bezkresnych sadów © niradhara


W drodze do Ossolina spotyka nas niespodzianka – zamiast, jak dotychczas, gładkiego jak stół asfaltu pojawia się polno-leśna drożyna. Ostatnio często padało, więc miejscami stoją na niej dość głębokie kałuże. Humory nam dopisują, więc traktujemy to jako przygodę.

pierwsza kąpiel błotna © niradhara


W Ossolinie są dwie atrakcje turystyczne. Pierwsza to Kapliczka Betlejemska ufundowana przez Jerzego Ossolińskiego w 1640 roku. Została ona wybudowana na wzór tej, która znajduje się w Betlejem, a legenda głosi, że ziemię na jej usypanie Ossoliński sprowadził z Palestyny.

Kaplica Betlejemska © niradhara


Drugą atrakcją jest pozostałość po późnorenesansowym zamku wybudowanym przez Kanclerza Wielkiego Koronnego Jerzego Ossolińskiego. Zamek stojący na malowniczym wzgórzu połączony był pięknym arkadowym mostem z zabudowaniami gospodarczymi na przeciwległym wzgórzu. Wnętrza urządzono z niezwykłym przepychem. W 1816 r. Antoni Ledóchowski, nowy właściciel, rozkazał wysadzić zamek w powietrze. Jak głoszą przekazy, zrobił to w trosce o morale swych synów, by nie zaciągali karcianych i pijackich długów pod zastaw rodowej siedziby (cóż za genialna metoda na ocalenie rodowego dziedzictwa!). Dziś po wspaniałej rezydencji pozostała tylko arkada mostu.

pozostalość zamku w Ossolinie © niradhara


Z Ossolina jedziemy do Klimontowa. Ta niewielka miejscowość może się poszczycić dwoma wspaniałymi obiektami. Najpierw zwiedzamy kolegiatę p.w. św. Józefa.

kolegiata w Klimonowie © niradhara


wnętrze - plan ogólny © niradhara


ołtarz główny © niradhara


Kościół ten, ufundowany w 1637 r. przez Jerzego Ossolińskiego, wzniesiony został przez Wawrzyńca Senesa na planie elipsy, według projektu nawiązującego do architektury kościoła Santa Maria de la Salute w Wenecji. Wieże, przedsionek i kopułę ukończono dopiero w XVIII w. We wnętrzu wokół eliptycznej części centralnej biegnie obejście, do którego otwierają się przyścienne wnęki ołtarzowe. Bogate, barokowe wnętrze jest naprawdę piękne.

organy jakies mikre © niradhara


eliptyczny sufit © niradhara


bogato tutaj © niradhara


dobrze sytuowany aniołek z pozłacanymi skrzydełkami © niradhara


Inny Ossoliński - Jan podjął w 1613 r. decyzję o sprowadzeniu do Klimontowa dominikanów. Ufundował klasztor, którego budowniczymi byli Casper i Sebastian Fodygowie. Po III rozbiorze Polski prawie cały klasztor zamieniono na wojskowy lazaret. Głośna była historia o epidemii, która panowała wtedy wśród żołnierzy, a która zakończyła się dopiero za sprawą obrazu Matki Boskiej, do którego chorzy zaczęli się modlić.

Klasztor Dominikanów © niradhara


wejście do klasztoru © niradhara

W 1878, po kolejnym pożarze miasta, wprowadziło się do budynku kilkanaście biednych rodzin i sąd ziemski, utrudniając życie kilku zakonnikom, którzy jeszcze tam mieszkali. Ostatni z zakonników zmarł w 1901 r. kończąc tym samym historię zakonu dominikanów w Klimontowie. Obecnie trwają tu prace remontowe, a wnętrze kościoła zobaczyć można tylko przez kratę w drzwiach.

zdjęcie robione przez kratę © niradhara


zbliżenie ołtarza głównego © niradhara


Jedziemy dalej. Krajobraz się zmienia, znikają sady, a pojawiają się łany dojrzewającego zboża. Teren lekko pofalowany, pojawiają się nawet znaki ostrzegające o nachyleniu 6-7%. Wreszcie jakieś urozmaicenie :)

teraz jedziemy wśród pól © niradhara


nareszcie pofalowany teren © niradhara


Wreszcie docieramy do największej atrakcji dnia, czyli monumentalnych ruin zamku w Ujeździe. Krzyżtopór, bo taka jest jego nazwa, to najwspanialsza rezydencja wzniesiona w Polsce na początku XVII wieku. Bogaty i pełen fantazji wojewoda sandomierski Krzysztof Ossoliński kazał zaprojektować ją w typie palazzo in forteca. Liczyła tyle baszt, ile pór roku, tle sal balowych, ile miesięcy, tyle pokoi, ile tygodni i tyle wszystkich okien, ile dni w roku. Z zewnątrz surowy, pięcioboczny bastion, a w środku olśniewający swoim przepychem dziedziniec.

Zamek Krzyżtopór - 1 © niradhara


Zamek Krzyżtopór - 2 © niradhara


Niesamowite opowieści krążyły niegdyś o kunsztownych zdobieniach i malowidłach. Główny gabinet nakryty był ponoć kryształową szybą, nad którą pływały rybki i różne morskie stwory. W stajniach, przeznaczonych dla trzystu koni, nad marmurowymi żłobami znajdowały się lustra. Podziemny tunel, łączący zamek Krzyżtopór z zamkiem w Ossolinie wyłożony był cukrem, co imitowało lód i pozwalało na jazdę saniami. Kto chce, niech wierzy :)

Zamek Krzyżtopór - 3 © niradhara


Niestety, zamek Krzyżtopór nie przyniósł szczęścia właścicielowi, który rok po zakończeniu budowy zmarł. Po 11 latach został zajęty przez Szwedów i przerobiony na żołnierskie koszary.

Zamek Krzyżtopór - 4 © niradhara


Zamek Krzyżtopór - 5 © niradhara


Legenda głosi, że w lochach zamkowych ukryte są skarby, schowane za potrójnymi drzwiami. Pierwsze z nich to drzwi żelazne, drugie – dębowe, trzecie – jesionowe. Na drzwiach jesionowych widnieje krzyż i topór. Na pierwszych drzwiach wiszą trzy klucze. Żelazny otwiera żelazne drzwi, srebrny dębowe, złoty zaś jesionowe. Za jesionowymi drzwiami stoją trzy beczki - napełnione złotymi, srebrnymi i miedzianymi monetami. Beczek strzeże jakieś licho. Gasi lampy i śmieje się szatańskim śmiechem. Wielu było śmiałków, którzy próbowali zdobyć skarb, ale nikt nie przeżył spotkania z ich piekielnym stróżem.

Zamek Krzyżtopór - 6 © niradhara


Zamek Krzyżtopór - 7 © niradhara


My nawet nie próbujemy. Nie ze strachu przed diabłem, ale jak tu potem taki ciężar przewieźć na rowerach? O zakopanych kartach kredytowych nic nie wyczytaliśmy, poprzestajemy zatem na podziwianiu ogromu ruin.

Zamek Krzyżtopór - 8 © niradhara


Zamek Krzyżtopór - 9 © niradhara


Łaskawa Matka Natura w celu dodania ruinom tajemniczości zasnuwa nagle niebo ciężkimi, czarnymi chmurami. Huk dalekich grzmotów odbija się echem od zamkowych murów. Pięknie i groźnie! Nam jednak pora jechać. Po krótkiej deliberacji czego boimy się bardziej, burzy czy tirów, wybieramy tiry i do Opatowa pędzimy główną drogą ile sił w nogach.

Unia dała kasę, to się remontuje © niradhara


dzięki tym miłym panom zamek będzie równie piękny jak niegdyś © niradhara


Przez czas jakiś wydaje się nawet, że my i burza nie jesteśmy na kursie kolizyjnym. W Opatowie tracimy jednak złudzenia. Rozświetlające niebo błyskawice są coraz bliżej. Nie możemy jednak odpuścić sobie zwiedzenia opatowskiej kolegiaty pod wezwaniem św. Marcina z Tours. Zajmuje ona wyjątkowe miejsce wśród zabytków architektury romańskiej w Polsce. Jako jedna z nielicznych dobrze dochowana od XII wieku do naszych czasów swoimi rozmiarami, okazałością i wysoką klasą architektoniczną od ponad ośmiuset lat daje świadectwo kunsztu średniowiecznych budowniczych.

kolegiata w Opatowie © niradhara


wnętrze kolegiaty © niradhara


Na temat jej powstania istnieją różne teorie. Najciekawsza i zarazem najbardziej tajemnicza głosi, że kolegiatę zbudowali templariusze. Sprowadził ich na te tereny Henryk Sandomierski, jedyny polski władca, który nie wymawiając się brakiem w Ziemi Świętej piwa niezbędnego Słowianom do życia w gorącym klimacie, wyruszył wraz z rycerstwem na krucjatę w 1154 roku, aby zmazać rzuconą na siebie klątwę. Henryk Sandomierski rzekomo osadził Braci Świątyni Salomona w Opatowie. Pierwszym komandorem został jednocześnie pierwszy znany z imienia polski templariusz - Wojsław (Wielisław) Trojanowic herbu Powała, zwany jerozolimskim. Komandoria miała przetrwać do 1237 roku.

organy i kolejny piekny sufit © niradhara


kontrast ciemnego wnętrza i błyszczącej ambony robi duże wrażenie © niradhara


Zaczyna padać, więc tylko rzut oka i fotka Bramy Warszawskiej stanowiącej jedyny zachowany fragment nowożytnego systemu obronnego Opatowa. Jest to budowla w stylu renesansowym pochodząca z pierwszej połowy XVI wieku.

Brama Warszawska © niradhara


Przed burzą i deszczem chronimy się w restauracji przy rynku. Piotrek jest mięsożerny, ja należę do KMP, czyli Klubu Miłośników Pierogów. W „Żmigrodzkiej” serwują tylko jeden rodzaj – ruskie, ale za to pyszne. W Sandomierzu byliśmy wcześniej w knajpce, gdzie jest aż 30 rodzajów, jestem jednak pierogową tradycjonalistką i nigdy nie uznam pierogów o smaku pizzy za danie narodowe!

pierogi lepsze niż w Sandomierzu © niradhara


Burza ustaje, pada jednak dalej i nie ma co liczyć, że prędko skończy. Nie chcemy wracać po ciemku, trzeba nam więc wskoczyć na siodełka i ruszać. Tu zaczynają się doświadczenia, które dopiero po znalezieniu się w suchym i ciepłym domu nazywa się atrakcjami. W czasie ich trwania wywołują raczej niepohamowany odruch wymieniania wszystkich brzydkich i strasznych przekleństw, takich jak np. „o kurcze blade!” lub „a cóż to znów u licha!” Wszystko to dlatego, że jakieś wyładowania, prądy magnetyczne albo złe duchy mieszają dżipsowi w prostym elektronicznym rozumku i ów przeciąga nas przez kilka kilometrów błotnistych pól. Chwila, w której schlapani po czubek głowy docieramy wreszcie do asfaltu, będzie przeze mnie wspominana do późnej starości, jako jedna z najszczęśliwszych w życiu.

woda z nieba i woda pod kołami © niradhara


Po drodze mijamy jeszcze neorenesansowy pałac we Włostowie, wzniesiony w latach 1854-1860 na zlecenie Stanisława Karskiego, według projektu Henryka Marconiego. Pierwotną konstrukcję przebudowano na przełomie XIX i XX wieku. Zostały doprowadzone media – prąd elektryczny, linia telefoniczna i wodociąg. Pałac wyposażono też w centralne ogrzewanie, a w jego łazienkach można było korzystać z ciepłej i zimnej wody. Gościł tu między innymi Stefan Żeromski, który we Włostowie właśnie pracował nad "Popiołami”. Pałac popadł w ruinę już po zakończeniu II wojny światowej, gdy jego pomieszczenia zajęło Państwowe Gospodarstwo Rolne.

ruiny pałacu Karskich © niradhara


Dalej, w słabnącym powoli deszczu, bez żadnych już przygód wracamy do Sandomierza. Docieramy bardzo późnym wieczorem i po raz ostatni podziwiamy oświetlone pięknie miasto. Jutro wracamy do domu, ale to jeszcze nie koniec wakacji, wycieczek i przygód :)

i znów w Sandomierzu © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

Komentarze (22)

I znowu łyknąłem co nieco z historii.A pierogi narobiły mi tylko apetytu. Szacuneczek za piękną fotorelację!

sikorski33 23:01 wtorek, 2 sierpnia 2011

Robert - pierogów i lodów mogę zjeść każdą ilość ;)

Mariusz - masz rację, romantyzmu w budownictwie coraz mniej ;)
Polecam "Filary Ziemi" i "Katedrę w Barcelonie". Świetna lektura :)

Krzysiek - taką już masz naturę, że wciąż pędzisz przed siebie, nie dając sobie czasu na refleksję.

niradhara 16:45 niedziela, 31 lipca 2011

Mam mętlik w głowie. Odżywają wspomnienia ze zwiedzania rewelacyjnego Krzyżtoporu. Nakładają się na cały czas obecną, wyjałowioną ze zwiedzania czterysetkę. Kiełkują kolejne starty z buta i nie z buta. Co jakiś czas błyska żal imprezy przechodzącej obok nosa. Żółkną stronice czekających na przeczytanie książek. Coraz trudniej o śledzenie rowerowych podbojów znajomych z BS. Mamo!

PS
wpis klasa

krzara 18:46 sobota, 30 lipca 2011

Eliptyczny sufit robi wrażenie. Zawsze mnie fascynował kunszt dawnych budowniczych. Murowane sklepienia były chyba szczytem tego budownictwa. Kielnia w dłoń i mozolne dopasowywanie cegiełek. Takie romantyczne to było :] Dziś zakłada się zbrojenie i wylewa strop pięcioma tonami betonu z gruszki...

marusia 10:38 sobota, 30 lipca 2011

Świetna wycieczka, piękny dystans, no i wszystko to, co było Wam dane zobaczyć.
Zamek robi wrażenie. Sadząc po talerzach wycieczka wymagająca ;)

robd 21:11 piątek, 29 lipca 2011

Andrzej - dzięki za pozdrowienia i pozdrawiam wzajemnie :)

Za oknem deszcz, siedzę więc przy kompie, tęsknię za słońcem i planuję kolejne wycieczki. Nigdy nie wiadomo, kim będziemy w następnym wcieleniu, więc trzeba wykorzystać na maxa to, które jest nam teraz dane ;)

niradhara 16:36 czwartek, 28 lipca 2011

Fantastyczna wyprawa, Krzyżtopór wygląda dużo lepiej niż kilka lat temu, gdy go odwiedziłem. Widzę, że znakomicie się bawicie, ... a to jeszcze nie koniec wakacji, wycieczek i przygód . Pozdrawiam Was serdecznie

angelino 19:35 środa, 27 lipca 2011

Przemek1995 - masz rację, spodobały mi się okolice Sandomierza :)

Janusz - to dzięki temu, że 115, było po drodze tyle zwiedzania :)

Benasek - na ruinach wisi wielka tablica z informacją o projekcie unijnym, nie wiem jednak czy całkiem zamek odbudują czy tylko zabezpieczą ruiny.

niradhara 18:42 środa, 27 lipca 2011

I to jest wspaniała informacja dnia: Ruiny będą odbudowane! Niestety, nie kazda zniszczona budowla w kraju ma tyle szczęścia...

benasek 16:28 środa, 27 lipca 2011

115 i tyle zwiedzania ,no pięknie :)

Janusz507 15:19 środa, 27 lipca 2011

piękne widoki ;))

przemek1995 14:17 środa, 27 lipca 2011

Jacek - ruiny zamku Krzyżtopór są naprawdę imponujące!

Miciu22 - krajobrazy górskie są najpiękniejsze, ale dla ciekawych zabytków warto trochę ponudzić się jazdą po płaskim lub prawie płaskim.

Toomp - znam tereny, o których piszesz. Nie żałuję, że musieliśmy wracać, bo kilka godzin po opuszczeniu przez nas Sandomierza miasto zostało zalane. Można powiedzieć, że mieliśmy farta!

Nefre - jesteśmy nadzwyczaj pazerni na nowe wrażenia, dlatego tak ciągle zwiedzamy :)

Iwonka - z pewnością wiosną jest tam piękniej. Trochę pomarudziłam w ostatnich wpisach, ale to chyba wina przygnębiającej pogody.

Rowerzystka - nie mamy parcia na rekordy. Potrzebowaliśmy na zrobienie tej setki całego dnia.

Mrozin - trasa zaplanowana samodzielnie, ale w bardzo dużym stopniu pokrywa się z wytyczonymi szlakami rowerowymi, opisanymi w przewodniku Marka Juszczyka "Szlaki rowerowe. Sandomierz i Ziemia Sandomierska" .

Tomek - czy Ty też należysz do Klubu Miłośników Pierogów?

niradhara 12:49 środa, 27 lipca 2011

Pierogi są najważniejsze!:))

funio 12:07 środa, 27 lipca 2011

ruiny Krzyżtoporu robią wrażenie, świetna, tematyczna trasa, pozdr.

mrozin 11:40 środa, 27 lipca 2011

Przy taki dystansie tyle zwiedzania, a drogi, jak widać mieliście różne. Wielki szacunek dla Was :)
I do tego piękna fotorelacja z kawałkiem dobrej historii :)

rowerzystka 06:42 środa, 27 lipca 2011

Trasa piękna. Te sady... Gdy wybieraliśmy się w tamte strony był długi weekend majowy. Liczyliśmy na to, że będą kwitły jabłonie. Niestety, tego nie udało nam się doświadczyć lecz i tak było fantastycznie:)

anwi 06:06 środa, 27 lipca 2011

Taka trasa to dla mnie - zwiedzanie i zwiedzanie:))))) Lubię te Wasze lekcje historii:)))

Nefre 21:04 wtorek, 26 lipca 2011

Nie lubię jeździć na północ, bo jestem uzależniony od górek, a tam płasko. Niestety widzę, że dużo tracę.

miciu22 20:23 wtorek, 26 lipca 2011

Jestem pod wrażeniem, zarówno ogromu ruin, jazdy w burzy, jak i kilometrażu :)

JPbike 20:07 wtorek, 26 lipca 2011

Marek1985 - jakoś tak od ruin do ruin i setka wyszła :)

niradhara 19:51 wtorek, 26 lipca 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa kuibe

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]