ludzie sie mencom
la dolce vita© niradhara
Najpierw jedziemy w dół, przez Biały Dunajec, potem droga zaczyna się wspinać do Bańskiej. Gdy tylko pokonujemy pierwszy podjazd, na horyzoncie pojawia się zamglony zarys Tatr. Zatrzymuję się, wyjmuję aparat. Przy drodze jakaś starsza gaździnka grabi siano. Mówię jej grzecznie „dzień dobry”, a ona patrzy wymownie na mój rower i zaczyna przemowę: „pani, to nie moze tak być z tym sciganiem, to młodzi ludzie som i oni sie na tyk górak mencom.” Próbuję jej tłumaczyć, że uczestnicy Tour de Pologne robią to z własnej woli, że to sport, kasa i sława, a gaździnka znowu swoje „to musi być zakazane, bo ludzie sie strasnie mencom!
na takich drogach ludzie sie mencom© niradhara
No cóż, ja tam młodym człowiekiem nie jestem, więc mogę się trochę pomęczyć. Zwłaszcza gdy droga pusta, wokół rozległe widoki, a po długim podjeździe następuje równie długi zjazd.
podjazd pustą drogą© niradhara
zaraz zacznie się długi zjazd© niradhara
Po drodze znów spotykamy bramy z reklamami, balony, policjantów. Tu po południu pojadą kolarze. Może gaździnka trochę racji miała, że z tym wyścigiem to jakaś lipa, bo wokół przestrzeń, z jednej strony Tatry, z drugiej ciągnące się po horyzont Podhale, a oni nie będą tego podziwiać tylko się mencyć!
podhalański pejzaż© niradhara
Piotrek mnie foci© niradhara
ja focę Piotrka© niradhara
Piotrek na widok długich zjazdów zawsze wpada w amok i jedzie, póki się teren nie wypłaszczy, nie zastanawiając się, czy to akurat jest właściwa droga. Tym razem robi mi po raz kolejny ten sam numer. Lądujemy w Skrzypnem . Tu asfalt się kończy. Nie chce nam się wracać, wybieramy więc przedzieranie się terenem na szczyt pagórka, z którego będziemy mogli dotrzeć do Czerwiennego.
kościółek w Skrzypnem© niradhara
kolejny podjazd© niradhara
rozległy widok© niradhara
W końcu jednak zgodnie z planem trafiamy do Chochołowa. Bardzo podobają mi się chochołowskie drewniane domy, ustawione szczytami do drogi wiodącej przez wieś, pięknie zdobione i przyciągające oko jasnym kolorem. Do miejscowej tradycji należy mycie ich z zewnątrz wodą z mydłem dwa razy do roku, na Wielkanoc i Boże Ciało
wjeżdżamy do Chochołowa© niradhara
uporządkowana zabudowa© niradhara
W Witowie zatrzymujemy się na chwilę obok drewnianego kościoła. Jego budowę rozpoczęto w 1910 r., z zezwoleniem i wsparciem pieniężnym samego cesarza Franciszka Józefa. Świątynię zaprojektował architekt Jan Tarczałowicz - wówczas nauczyciel w zakopiańskiej szkole Przemysłu Drzewnego. Pracami ciesielskimi kierował Michał Mrugała z Bystrego.
kościół w Witowie© niradhara
wnętrze kościoła© niradhara
kaplica w Witowie© niradhara
Zbliżamy się do Tatr Zachodnich. Dawno, dawno temu przez wiele kolejnych lat spędzałam wakacje w Roztokach,. Ledwo stąd wyjeżdżałam, zaczynałam tęsknić. Droga w stronę gór, którą teraz jedziemy, budzi najpiękniejsze i wciąż żywe wspomnienia. Tak żywe, jakby wystarczyło tylko przekłuć cienką bańkę mydlaną wokół ciała, by znaleźć się w tym samym miejscu, ale w innym czasie i znów stać się młodą dziewczyną…
moja droga swobody© niradhara
A jednak.. bańka nie pęka. To nie jest to samo miejsce ani w czasie, ani w przestrzeni. Ziemia, niczym gigantyczny wirujący bąk, w szaleńczym pędzie pokonała tryliony kilometrów, a nasze miejsce we Wszechświecie zmienia się ciągle, choć nie chcemy o tym pamiętać.
przed nami Kominiarski Wierch© niradhara
Ach tak, wiem, każdy wiek ma swoje uroki. Życie jest piękne, jeśli tylko człowiek potrafi i chce z niego czerpać. A przecież mi żal… Czego? Może tego, co jest największym przywilejem młodości – beztroski i odrobiny szaleństwa. Ktoś kiedyś napisał w komentarzach o przywileju, jakim jest dla nas nabywana mądrość życiowa. Mnie wydaje się ona największym przekleństwem. To ona uczy nas rachunku potencjalnych zysków i strat, czyni kunktatorami i sprawia, że zamiast uczestników coraz częściej jesteśmy tylko obserwatorami.
Dolina Chochołowska© niradhara
Wjeżdżamy do Doliny Chochołowskiej. Władze gminy Witów, do której ona należy postanowiły zrównać w prawach turystów górskich, cyklistów i psy. Korzystamy z tego skwapliwie. Ruch jest dość spory, ale do wytrzymania. Ludzie zdążyli się już przyzwyczaić do widoku rowerów i nie ma problemów z zajmowaniem całej szerokości drogi przez pieszych.
Niżnia Brama Chochołowska© niradhara
i znów skałki© niradhara
Kellysek podziwia widoki© niradhara
Funkcjonuje tu nawet wypożyczalnia rowerów. Jest sporo chętnych, którzy wolą rower od kursującej tu ciuchci. Jeszcze więcej osób korzysta z tego środka transportu tylko w jedną stronę, po zejściu ze szlaku górskiego. Bardzo pomysłowe rozwiązanie.
mobilna wypożyczalnia rowerów© niradhara
szumi nam potoczek© niradhara
sporo ludzi tu się kręci© niradhara
Początkowo droga jest gliniano-żwirowa i dobrze ubita. Dalej zaczynają się kamole. Tu jadą tylko ci, którzy nie mają litości dla własnego tyłka ;)
po kamolach© niradhara
pejzaż z Kajmanem© niradhara
Docieramy wreszcie do końca doliny. Tak bardzo chciałoby się tu posiedzieć i patrzeć na góry. Niestety, od południa szybko nadciągają chmury wróżące solidną ulewę, a może i burzę. Trzeba wracać.
Polana Chochołowska© niradhara
ostatnie metry podjazdu© niradhara
wreszcie dotarliśmy do celu© niradhara
Zaczyna padać, wybieram zatem najkrótszą z możliwych dróg powrotnych. Gdy dojeżdżamy do Kościeliska, w dali rozlegają się pierwsze grzmoty. Szybko zabezpieczam lustrzankę przed zmoknięciem. Nie będzie fotek błyskawic nad górami. Uciekamy!
chmury nad Kominiarskim Wierchem© niradhara
chmury nad Czerwonymi Wierchami© niradhara