Piękny słoneczny ranek, rowery czekają gotowe do drogi. Tylko jak tu wskoczyć na siodło, gdy ból mięśni po wczorajszej wędrówce „Zbójnickim chodnikiem” zmienia prostą czynność powstania z krzesła w wyrafinowaną torturę?
Nie dla mnie zaplanowana wcześniej wycieczka do skansenu. Trzeba wymyślić coś innego. Wolno sączę jedną kawę, potem drugą. Studiuję mapy Małej Fatry i okolicy. Są na nich zaznaczone trasy rowerowe. Opisów wprawdzie nie ma, ale z układu poziomic można wywnioskować, które z nich obfitować mogą w piękne widoki. Decydujemy się na przejazd Janosikovską Cyklotrasą. A niech tam, znów będzie po zbójnicku!
Zarówno trasę, jak i historię Janosika Piotrek opisał na swoim blogu tak dokładnie, że dla mnie niewiele już zostało. No, może tylko ten mały epizod – w czasie przejazdu przez wieś zawołałam do Piotrka, żeby zatrzymał się przy najbliższym sklepie, bo bardzo chce mi się pić, a zapas wody właśnie się kończy, na co przechodzący obok Słowak z ujmującym uśmiechem na ustach rzucił propozycję: „to może chcesz śliwowicy?” I jak tu nie lubić tego kraju? ;-)))
Zazdrość bierze patrzeć na tereny, które zwiedzacie.Pozytywna zazdrość :).Bolące od chodzenia mięśnie, w czasie jazdy rowerem pracują trochę inaczej, dlatego wyjazd był najlepszym lekarstwem na bolące mięśnie :).Już Ernest Hemingway mawiał, że woda służy jedynie do mycia a do picia to są szlachetniejsze trunki, więc może ten Slowak, to jakiś krewny Hemingway''a...? ;)
Rewelacyjne widoki! :) Podczas jazdy rowerowej po Słowacji, wraz z kolegami zostaliśmy uraczeni przez Słowaków bimbrem :) Gościnny ten naród strasznie!