Być może nie ma się czym chwalić, bo są na Bikestats tacy, którzy dystans równy połowie długości równika pokonują w ciągu roku, w dodatku jeżdżąc z prędkością o jakiej mogę tylko pomarzyć. A jednak cieszę się, bo żaden z wliczonych przeze mnie do statystyk kilometrów nie został wykręcony na trenażerze, rowerku magnetycznym, czy innej podejrzanej machinie. Wszystkie dały mi radość jazdy i wiele wspaniałych wrażeń :-)
To dobry moment, żeby podziękować Błażejowi – twórcy Bikestats za to, że ono istnieje, tym z Was, których spotkałam w realu, za chwile wspólnie spędzone na rowerowych wycieczkach, a tym którzy zaglądają na ten blog, za zainteresowanie i wiele pozytywnych komentarzy :-)
Dzisiejszą trasę zaplanowałam w kształcie pętelki prowadzącej przez moje ulubione miejscówki. Tak się złożyło, że ów jakże ważny dla mnie, dwudziestotysięczny kilometr wypadł akurat na najulubieńszej z nich – zaporze w Porąbce. To chyba dobra wróżba, jak sądzicie?
Fantastyczne kilometry (może w tym roku też dokręcę do tylu), piękne zdjęcia (kiedyś też się nauczę robić) i... wspaniała osoba poznana, tak jak to napisałaś Elu, dzięki Błażejowi :-)
hehe...ten początek wpisu jest dobry...gratki za prawdziwie pokonane kilosy!:) Nie wiem czemu,ale ta pierwsza fota mnie rozczuliła...może dlatego że znam ten kawałek?:)
Podobno wszędzie nas pełno, przyjmij zatem pozdrowienia z zroweryzowanego Elbląga. Obiecuję, że też dokręcę taki ładny dystans. Podwójny szacunek za km outdoorowe, bo to one dają największą przyjemność z jazdy. 100 lat i dużo zdrowia! :)