Obiecałam sobie wprawdzie, że nie wyjdę na rower, dopóki w oczy kłuć będzie zalegające wszędzie białe paskudztwo, ale gdy rano zadzwonił Lunatryk i powiedział: „jak nie chcesz jechać, to pożycz mi mapę, bo ja nie odpuszczę!”, policzki zarumieniły mi się ze wstydu i wyszeptałam tylko do słuchawki: „daj mi tylko chwilę na przebranie się w rowerowe ciuchy”.
No i tak to pojechaliśmy sobie razem w kierunku stawów w Dankowicach. Po drodze Patryk wypatrzył ciekawe ule, jakieś kapliczki i wiatraczki. Niestety większość stała dość daleko od drogi, a przedzieranie się do nich przez mokry śnieg nie wydało mi się zachęcające. Na pocieszenie przeleciał nam nad głową najprawdziwszy bocian. Nie zdążyłam go wprawdzie sfocić, ale radość i nadzieja na nadejście wiosny rozgrzały mi serce :-)
Nadzieja owa znalazła się jednak w opozycji do śniegu z deszczem, który zaczął bezczelnie kapać nam na nosy w Jawiszowicach. Na dodatek okazało się, że zabytkowy drewniany kościółek jest zamknięty, mimo iż dziś niedziela i nie nacieszymy się pięknem jego wnętrza.
Droga powrotna do domu nie obfitowała ani w piękne widoki ani w ciekawe wydarzenia i nie byłoby właściwie o czym pisać, gdyby nie myśl nagła, zainspirowana „Podręcznikiem dla leszczyków”, że zamiast montowania na kole trzech magnesów, które trzeba przecież kupić za ciężko zarobione pieniądze, wystarczy samemu się roztroić i wtedy przejechane kilometry uwzględniać w statystykach z przelicznikiem x3. Natychmiast wyjęłam z głębi mej przepastnej sakwy czarodziejską różdżkę, zmultiplikowałam Patryka i wykonałam stosowną fotkę, żeby żaden złośliwy komentator nie zarzucił mi niedostatecznej dokumentacji wpisu! ;-)
Chciałem zdementować jakobym był na tym zdjęciu. Tych trzech panów, którzy jadą jeden za drugim nie znam i nie mam z nimi nic wspólnego. Swoją drogą jak mogłem ich po drodze nie zauważyć ?? Bo się tak maskująco ubrali :)
Trzy chłopy na jednej drodze to ZUO, na szczęście dobrze widoczne! Idąc magnesiarskim tokiem rozumowania chciałbym zadać pytanie, które mnie nurtuje niczym poranny bączek: Który Lunatryk jeździ rowerek, który robi zdjęcia, a który pisze bloga? Może jakaś strzałeczka nad głową, kto jest kim w tym projekcie? :D
Iwonko, dawno nie używałam czarodziejskiej różdżki, bałam się trochę, że mogę pomylić zaklęcia i zamiast multiplikacji wyjdzie mi zamiana w żabę. Patrykowi do twarzy byłoby w zielonym, mnie nie! ;-)
Ule ładne, podobają mi się. Pogoda tym razem u mnie była zdecydowanie lepsza. Rozumiem, że doceniasz towarzystwo Patryka, ale czemu zmultiplikowałaś jego kilometry a nie swoje?