Całą noc szalał halny i rano perspektywy też nie były najlepsze. Zamiast kręcić się po okolicy spakowaliśmy więc rowery i pojechaliśmy na Słowację. Zgodnie z naszymi przewidywaniami było tu słonecznie, ciepło i bezwietrznie. Autem dojechaliśmy do Pribyliny i stąd rozpoczęła się nasza wycieczka rowerowa. Najpierw jechaliśmy główną drogą, podziwiając cały czas majestatyczny masyw Krywania.

przed nami Krywań
© niradhara
W Podbańskim zjechaliśmy z głównej drogi i wjechaliśmy w Tatry.

wjeżdżamy do Tanapu
© niradhara
Po przejechaniu kilku kilometrów dojechaliśmy do rozwidlenia szlaków rowerowych.

rozwidlenie szlaków
© niradhara
Zdecydowaliśmy się na Dolinę Cichą. Droga prowadzi cały czas pod górę, aż do podnóża masywu Czerwonych Wierchów.

Dolina Cicha
© niradhara

drzewo
© niradhara

i znowu Krywań
© niradhara

Dolina Cicha
© niradhara

podjeździk
© niradhara
Na wysokości 1285 m npm kończy się ścieżka rowerowa. Siedzieliśmy tu długo, rozkoszując się ciszą, krystalicznym powietrzem i zapierającym dech w piersiach widokiem.

u celu
© niradhara

jak w raju
© niradhara
Niestety, nie mogliśmy tam zostać na zawsze. Ledwo zaczęliśmy zjazd słonko schowało się za góry, powiał wiatr i zrobiło się zimno. Na szczęście miałam ze sobą cieplejszą kurtkę.

powrót
© niradhara

i znów w Pribylinie
© niradhara
A zakończenie mój ulubiony wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera...
Ku mej kołysce leciał od Tatr
o skrzydła orle otarty wiatr,
o limby, co się patrzą w urwisko,
leciał i szumiał nad mą kołyską.
I do mej duszy na zawsze wlał
tęsknot do orlej swobody szal
i tę zadumą limb, co się ciszą
objęte wielką, w pustce kołyszą.