Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:687.86 km (w terenie 5.00 km; 0.73%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:4794 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:42.99 km
Więcej statystyk

rezerwat "Żubrowisko"

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(19)
Niedawne nieudane poszukiwania słonia sprawiły, że w głębi mej duszy ciągle tkwiła niezaspokojona, rozpaczliwa chęć spotkania z jakimś potężnym zwierzem. Największym, które można spotkać w naszej okolicy jest żubr – pojechaliśmy zatem z Piotrkiem na fotograficzne safari do rezerwatu „Żubrowisko” w Jankowicach.

pozowanie do zdjęcia © niradhara


z góry widać lepiej © niradhara


Hodowla żubrów w lasach jankowickich sięga 1865 roku. W tym roku wydzielono leśny rewir dla pierwszych 4 żubrów, które książę pszczyński Jan Henryk XI Hochberg uzyskał w zamian za 20 jeleni schwytanych w lasach pszczyńskich od cara Aleksandra II. Początkowo hodowla miała charakter półwolny, nie kontrolowano reprodukcji, a okresowo dokarmiano zwierzęta zimami.

świeża trawa smakuje wybornie © niradhara


Do 1936 roku żubry były własnością książąt pszczyńskich. W czasie wojny nadzór nad hodowlą przejęły władze okupacyjne. Po drugiej wojnie światowej ocalałe zwierzęta umieszczono w trzyhektarowym rezerwacie (1946), a następnie w zagrodzie o powierzchni 400 hektarów (1947). W 1948 dyrekcja Lasów Państwowych Okręgu Śląskiego zadecydowała o budowie siedmiuset hektarowego rezerwatu, gdzie żubry przebywają do dnia obecnego.

mniam, mniam © niradhara


Dziś można powiedzieć, że wywiezienie czterech żubrów z Puszczy Białowieskiej (tych które podarował Aleksander II Janowi Henrykowi)uchroniło gatunek przed całkowitym wyginięciem. W 1919 roku, gdy wytępiono ostatnie dziko żyjące żubry w Puszczy Białowieskiej, w hodowli pszczyńskiej znajdowały się 42 osobniki podgatunku nizinnego żubra europejskiego. Gdy w 1929 roku rozpoczęto odnowę gatunku w Białowieży, hodowla pszczyńska liczyła już tylko 7 osobników. Reszta stada nie przeżyła pierwszej wojny światowej i powstań śląskich.

rodzinka w komplecie © niradhara


Pszczyńskie stado z linii PL przyczyniło się do restytucji stada białowieskiego. Co więcej, geny żubrów jankowickich linii zasiliły także światową hodowlę tego gatunku. Wśród założycieli stada światowego żubrów nizinnych można wymienić między innymi następujące osobniki: Plavia, Planta, Plebejer, Placida, Plewna, Plutarcha, Plage.

może on się ze mna pobawi? © niradhara


Tutejsze żubry często były eksportowane. W sumie wywieziono 211 osobników i to zarówno do ośrodków w kraju jak i za granicę.

staruszek się chyba zmęczył © niradhara


Od trzech lat w ośrodku nie notowano zgonów naturalnych, kondycja stada oceniana jest na dobrą. W rezerwacie (powierzchnia prawie 800 ha)przebywa stado około 30 osobników. Planuje się prowadzenie hodowli w ten sposób by stanowiła ona wewnętrzną linię w stosunku do głównej białowieskiej. Poza tym chce się tu stworzyć zagrodę pokazową linii PL (takimi literami oznaczana jest pszczyńska "dynastia"), oraz Izbę Żubrową.

Piotrek też foci © niradhara


Drugim, ważnym celem dzisiejszego wyjazdy było spotkanie z Ewcią i przekazanie jej naklejek BS. Po nacieszeniu oczu widokiem żubrów popedałowaliśmy zatem do Świerczyńca, gdzie Ewcia wyznaczyła nam spotkanie, w słynnym na całą okolicę rowerowym barze „Skrzat”. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się tu coś zjeść, ale niestety do wyboru był tylko soczek albo piwo :(

bar rowerowy "Skrzat" © niradhara


Urocze spotkanie z Ewcią nie trwało jednak długo, albowiem niebo zaczęły zasnuwać paskudne czarne chmurzyska, a w dali słychać było odgłos grzmotów.

spotkanie z Ewcią © niradhara


To, co nas złapało w drodze początkowo było zwykłym deszczem, a po jakimś czasie stało się ulewą. Kurtka przeciwdeszczowa zdała egzamin, ale ochraniacze na buty po chwili nasiąknęły wodą jak gąbka.

przekąska na przystanku © niradhara


Zatrzymaliśmy się na chwilę na przystanku, by zjeść resztę zapasów, ale czekanie aż przestanie padać nie miało sensu, bo i tak byliśmy już przemoczeni i trzęśliśmy się z zimna.

ale leje © niradhara


Oczywiście, jak to w życiu bywa, deszcz ustał, gdy dojeżdżaliśmy już do domu…

nasza góra © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

krótka przerwa w deszczu

Czwartek, 6 maja 2010 · Komentarze(6)
Kategoria w pobliżu domu
Krótką przerwę w deszczu wykorzystałam na przejechanie się trasą standardową. Po raz pierwszy od dawna nie taszczyłam ze sobą sakw i lustrzanki. Dla zasady tylko pstryknęłam dwie fotki telefonem ;)

wiosenna zieloność © niradhara


Soła wystąpiła już nieco z brzegów, zalewając łąki w pobliżu Bielan. Krakowiacy, szykujcie się, bo niedługo ta woda dotrze Wisłą do Was!

szalejąca Soła © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

okrutna zemsta Kajmana

Poniedziałek, 3 maja 2010 · Komentarze(25)
Przy porannej kawie doszliśmy do wniosku, że dziś będziemy kręcić się w pobliżu campingu. Najbliżej było nam oczywiście do Liptowskiego Trnowca. Na widok zabytkowego pręgierza z XVII wieku Kajmana ogarnął szał zemsty, przypisał mi bowiem winę za to, że w drodze do Szczyrbskiego Plesa najpierw włożył swoją kurtkę przeciwdeszczową do mojej sakwy, a potem zapodział się gdzieś z tyłu (celowo, żebym nie widziała jak oddaje się niecnemu nałogowi palenia). Jak tylko się zorientowałam, że go nie widać, stanęłam wprawdzie i czekałam, ale nagły deszcz zdążył go już przemoczyć.

pod pręgierzem © niradhara


Na torturach przyznałam również, że gdybym była dobrą żoną, to upewniłabym się, czy aby ma ze sobą komórkę, albo czy nie zostawił przypadkiem w restauracji czapeczki pod kask ;P

jezioro u stóp © niradhara


Długo błagałam o litość, wreszcie Kajman uwolnił mnie i wspaniałomyślnie pozwolił towarzyszyć sobie do Liptowskich Matiaszowic. Miejscowość otrzymała nazwę od jednego z pierwszych osadników w XIII wieku, Mateja.

przed nami cel wycieczki © niradhara


Znajduje się tu renesansowo-barokowy kościół św. Władysława z pocz. XVI wieku. Okazały barokowy mur otaczający kościół, ze strzelnicami i narożnymi basztami, jest o sto lat starszy.

Kajman mnie sfocił © niradhara


taki widok mieli obrońcy kościoła © niradhara


Wprawdzie czarne chmurzyska nadal kłębiły się nad głową, ale ustał wiatr, zrobiło się cieplej i wpadliśmy na chwilę na camping, żeby się przebrać, a przy okazji posilić. Po jajecznicy na boczku, pełni nowej energii,popedałowaliśmy w stronę Tatr. W maleńkich wioskach i sennych liptowskich miasteczkach jest wiele uroczych domków wartych strzelenia fotki.

domek jak z obrazka © niradhara


Przejeżdżając przez Bobrowiec mieliśmy wciąż przed sobą widok na Tatry Zachodnie.

pejzaż z krową © niradhara


zadrutowany kraj © niradhara


Tatry tuż tuż © niradhara


Niestety czas nas gonił i nie dane nam było wjechać w góry. Zawróciliśmy w stronę Liptowskiego Mikulasza, a w czasie kilkukilometrowego zjazdu mieliśmy przed oczami pojawiające się od czasu do czasu szczyty Tatr Niskich.

widok na Tatry Niskie © niradhara


Mijając Tatralandię podsumowywałam w myślach rowerową majówkę, ciesząc się, że wciąż jestem jeszcze zbyt młoda duchem na bierne moczenie się całymi dniami w termalnej zupie ;)

wstęp 15 euro od osoby © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

do Szczyrbskiego Plesa

Niedziela, 2 maja 2010 · Komentarze(18)
Całonocny prysznic skończył się nad ranem. Na niebie nadal jednak wisiały ciężkie, czarne chmurzyska, skrzętnie ukrywające góry przez naszym wzrokiem. Wilgotność powietrza przypominała warunki panujące w dżungli amazońskiej. Powzięty wcześniej plan wycieczki do Szczyrbskiego Plesa mocno jednak utkwił w naszych głowach, więc z cichą nadzieją, że może jednak się przejaśni, wsiadamy na rowery. Przez Liptowski Mikulasz jedziemy w stronę Liptowskiego Hradka. Tu robimy sobie pierwszy krótki postój.

kanapkowy postój © niradhara


Znajduje się tu kamienny zamek wybudowany na początku XIV wieku. Należał do obiektów wojskowych strzegących szlaku handlowego wzdłuż Wagu. Legenda mówi o połączeniu zamku podziemnymi korytarzami z fortyfikacjami Liptowskiego Jana. Później zamek został przebudowany w stylu renesansowym i dobudowano renesansowy kasztel. Po pożarze w 1803 r. odbudowano tylko kasztel. Obecnie mieści się tu hotel.

zamek Hradok © niradhara


Jedziemy dalej. Mijamy skansen w Pribylinie, który zwiedzaliśmy już kiedyś. Na straganach nie ma nic interesującego, ale za to ceny europejskie.

co by tu kupić © niradhara


Jest stosunkowo ciepło, ale chmurzyska wciąż wiszą nad głową.

Niskie Tatry toną w chmurach © niradhara


Krywań chwilami prześwituje na horyzoncie, łudząc nas nadzieją, że jednak zobaczymy góry.

tam jest Krywań © niradhara


Dojeżdżamy do Podbańskiej. Tu zaczyna się piękny szlak rowerowy do Doliny Cichej, opisywany kiedyś przeze mnie na blogu. Do XIX wieku dzieje Podbańskiej były ściśle związane z górnictwem. Pierwsi górnicy docierali pod Krywań już w połowie XV wieku w poszukiwaniu złota. Złotych ziarenek w krzemowych żyłach granitów tatrzańskich nie było jednak na tyle, by przynajmniej pokryły koszty wydobycia w trudnych warunkach wysokogórskich. W poszukiwaniu rudy górnicy wspinali się wciąż w górę. Najwyżej położona sztolnia „Teresa” znajduje się zaledwie 50 m pod szczytem Krywania. Według ludowej legendy, liptowskich górników wystraszył w sztolniach wydobywający się z głębi Krywania głos. Duch Krywania zagroził im, że zatopi cały Liptów, jeśli nie przestaną zakłócać mu spokoju stukiem kilofów.

Podbańska © niradhara


Od Podbańskiej Droga Wolności (Cesta Svobody) coraz bardziej stromo pnie się w górę. Tempo jazdy znacząco maleje. W dodatku zaczyna padać deszcz. Temperatura spada, ale to akurat nie stanowi problemu – pedałowanie pod górę skutecznie nas rozgrzewa.

Droga Wolności © niradhara


Kilka lat temu lasy po słowackiej stronie Tatr zostały zniszczone przez potężny huragan. Do dziś trwa uprzątanie zwalonych drzew. Postępuje erozja gleby.

Wiatrołom © niradhara


Dojeżdżamy wreszcie do Szczyrbskiego Plesa. Jesteśmy w chmurach. Przestało wprawdzie padać, ale temperatura znacznie się obniżyła. Czasem na chwilę wszystko znika, czasem naszym oczom ukazują się ośnieżone szczyty gór.

chmury zostały gdzieś w dole © niradhara


Miejscowość Szczyrbskie Pleso jest najwyżej położoną osadą tatrzańską. Znajduje się nad jeziorem o tej samej nazwie na morenie, którą dawny lodowiec przyniósł do wylotu Doliny Młynickiej.

ładne hotele ale wolę nasz camping © niradhara


Szczyrbskie Jezioro – położone na wysokości 1346 m npm, na dziale wód Bałtyku i Morza Czarnego zalicza się do najładniejszych stawów tatrzańskich. Ma prawie 20 ha powierzchni i ok. 20 m głębokości. Powstało w wyniku topienia się lodowca.

pamiątkowa fotka © niradhara


Powoli jedziemy żwirową ścieżką okrążającą jezioro i podziwiamy zapierający dech w piersiach widok. Spowite chmurami góry wydają się groźne i tajemnicze.

wymarzony widok © niradhara


Nad jeziorem znajduje się ośrodek sportów zimowych „Areał Snów”. Najbardziej znanym obiektem są dwie skocznie narciarskie o punktach krytycznych 70 i 90 metrów.

skocznia wyłania się zza chmur © niradhara


Po nasyceniu oczu pora na nasycenie żołądków. W restauracji rozgrzewamy się gorącą herbatą. Zamawiam specjalność słowacką, moje ulubione bryndzowe pierogi.

uroki jeziora © niradhara


Powrót jest czystą przyjemnością – kilkadziesiąt kilometrów zjazdu – to nie zdarza się zbyt często :) Nie chce się nawet zatrzymywać na zrobienie fotek ;)

Bela - dopływ Wagu © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

wokół Jeziora Liptowskiego

Sobota, 1 maja 2010 · Komentarze(8)
Obudziło nas bębnienie deszczu o dach przyczepy. Góry były ledwo widoczne. Tak długo czekałam na ten weekend , a tu taka niemiła niespodzianka. Piękne plany rozpłynęły się w chmurach. Spokojnie zatem zjedliśmy śniadanko, później wypiliśmy kawę. W międzyczasie przestało padać. Postanowiliśmy zatem pojechać do Liptovskiego Mikulasza.

Liptovski Mikulasz leży na prawym brzegu Wagu. Dzisiejsze tereny miasta zasiedlone były już w epoce brązu, a pierwsza pisemna wzmianka o mieście pochodzi z 1286 roku. Rozwój miasta związany był z prawem organizowania jarmarków. W końcu XV wieku stało się ono ważnym ośrodkiem handlowym. Od XVII wieku zasiadał tu sąd żupny, który zapisał się w świadomości Słowaków głównie pamiętnym posiedzeniem w 1713 roku, w czasie którego skazano na śmierć przez powieszenie za żebro Juraja Janosika, zbójnika, który stał się później bohaterem ludowym.

pierwszomajowy koncert © niradhara


Nasze przypuszczenia, że na rynku będzie jakaś imprezka z okazji święta 1 Maja okazały się słuszne. Grała kapela, szykowano się do postawienia jakiegoś gigantycznego wiechcia.

swojskie klimaty © niradhara


Pogoda stopniowo zaczęła się poprawiać. Robiło się coraz cieplej, zza chmur zaczęło prześwitywać słońce. Postanowiliśmy zatem objechać dookoła Liptovską Marę. Mieliśmy ze sobą wszystko co niezbędne, począwszy od lustrzanki, ubrań na każdą wersję pogodową, aż po zapas jedzenia i picia. Ktoś to oczywiście musi to wozić. Piotrek zawsze twierdzi, że ponieważ on waży więcej niż ja, to żeby było sprawiedliwie, sakwy muszą dociążać mój rower ;)

wyrównywanie szans © niradhara


Położonych nad jeziorem miejscowość Partyzancka Lupcza – jest jednym z najstarszych i najsłynniejszych miast liptowskich. Była znana już w XIII wieku. Pierwsi osadnicy założyli tu kopalnie złota, srebra i antymonu.

dojeżdżamy do Partyzanckiej Lupczy © niradhara


Zachowało się wiele zabytków architektury przypominających dzieje tego sławnego miasta. Do najstarszych należy kościół Matki Boskiej Bolesnej wzniesiony w 1263 roku.

jadę wolno i podziwiam © niradhara


Otoczony murem ze strzelnicami kościół św. Mateusza Apostoła spełniał funkcję obronną. Jego najstarsza część pochodzi z XIII wieku. W XV w. kościół przebudowano w stylu renesansowym.

jedna z najwyższych wież kościelnych w północnej Słowacji © niradhara


Zabytki sakralne Lupczy dopełnia neoklasycystyczny kościół ewangelicki wzniesiony w 1887 roku, na miejscu starszej świątyni z roku 1783.

kolejna świątynia © niradhara


Dziś miasteczko wygląda tak, jakby czas stanął tu za panowania Franza Josepha.

czas stanął w miejscu © niradhara


Dalej kierujemy się w stronę Besenowej, by wrócić na prawy brzeg Wagu.

pociąg nam uciekł © niradhara


pozostaje tylko rower © niradhara


Powietrze staje się coraz bardziej przejrzyste i naszym oczom ukazują się Tatry Zachodnie.

Tatry wciąż w śniegu © niradhara


Możemy też podziwiać Jezioro Liptovskie i Tatry Niskie.

Liptovska Mara © niradhara


Zbaczamy z drogi w stronę hotelu „Bobrownik” i zapory na Wagu, tworzącej wielkie sztuczne jezioro – czyli Liptovską Marę.

widok na zaporę © niradhara


Jezioro Liptowskie to największy, pod względem objętości zgromadzonej wody, zbiornik na Słowacji, powstał w latach 1970 – 1975 by zmniejszyć niebezpieczeństwo powodzi i zwiększyć produkcję energii elektrycznej.

jezioro i Niskie Tatry © niradhara


W czasie budowy zbiornika w całości wysiedlono i zalano kilka miejscowości. Woda zatopiła wiele zabytków, tylko najcenniejsze zostały rozebrane i postawione na nowo w Muzeum Wsi Liptowskiej w Pribylinie.

jezioro i Tatry Zachodnie © niradhara


Jezioro Liptowskie i jego okolice dają różnorodne możliwości wypoczynku – od uprawiania sportów wodnych, po wypady w pobliskie góry. Na jego brzegach powstało wiele pensjonatów i ośrodków wypoczynkowych, w tym nasz ulubiony camping. Tu, po powrocie z rowerowych wycieczek, czeka na nas zawsze wychłodzony, złocisty napój ;)

uzupełnianie witamin z grupy B © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic