Wpisy archiwalne w kategorii

Austria

Dystans całkowity:579.64 km (w terenie 98.00 km; 16.91%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:41.40 km
Więcej statystyk

Karyntia - dzień 4

Poniedziałek, 20 lipca 2009 · Komentarze(12)
Udany urlop to taki, w czasie którego człowiek czuje się notorycznie zmęczony i niewyspany – tylko wtedy można mieć bowiem pewność, że nie zmarnowało się ani minuty. Zgodnie z tą zasadą wstaliśmy o szóstej rano i wypłynęliśmy na jezioro.

druga pasja © niradhara


Mogliśmy porównać jak zmienia się wygląd jeziora o zachodzie słońca (wczoraj) i o poranku.

Ossiacher See © niradhara


Podpłynęliśmy blisko do północnego brzegu, by przyjrzeć się jak od strony wody wyglądają domki widziane wczoraj z trasy rowerowej wzdłuż jeziora.

Ossiacher See © niradhara


Plany na dziś były bardzo napięte i żeby zdążyć postanowiliśmy skorzystać z auta na tych drogach, które wcześniej przejechaliśmy już rowerkami. Najpierw udaliśmy się do Annenheim i kolejką linową wyjechaliśmy na liczący 1909 m npm. Gerlitzen. Długo podziwialiśmy widoki.

widok na Woether See © niradhara


widok na Villach © niradhara


widok na Burg Landskrone © niradhara


W Burg Landskrone znajduje się Adler Arena, na której odbywają się pokazy lotów sów, orłów i sokołów. Ptaki na komendę wracają do sokolnika, przelatują nisko nad głowami publiczności, wywołując piski zachwytu, łapią w locie rzucany im pokarm i „polują” na atrapy królika i lisa.

Adler Arena © niradhara


chwila wolności © niradhara


polowanie na lisa © niradhara


Po pokazie jeszcze chwila na pooglądanie zamkowych murów.

widok z murów na Villach © niradhara


ja tam stoję © niradhara


zamkowe mury © niradhara


No, a potem powrót na camping i ochładzająca kąpiel w jeziorze.

Po obiedzie pora na rower. Postanowiliśmy pojechać do Arriach, które stanowi środek geograficzny Karyntii. Planowaliśmy też zwiedzić znajdujące się tam muzeum rzeźb z korzeni.

Początkowo jechaliśmy sympatyczną ścieżką rowerową.

jadę - jesy fajnie © niradhara


Mijaliśmy urocze miasteczka.

ja od strony zadu © niradhara


Potem wpadliśmy na pomysł, żeby dojechać do Arriach przez góry i zaczęła się Golgota.

pot się perli na czole © niradhara


i tak cały czas © niradhara


wreszcie przełęcz © niradhara


Pełzliśmy na przełęcz jak ślimaki i muzeum korzeni zamknięto nam przed nosem. Zjazd był dość niesamowity. Ja tam jestem straszny tchórz, ale nawet Piotrek musiał tak mocno hamować, że trzeba było stanąć na chwilę, żeby wystygły hamulce. Na pocieszenie sfociliśmy sobie widoczek Arriach.

widok na Arriach © niradhara


No, a to jest dowód, że jesteśmy w środku Karyntii.

środek Karyntii © niradhara


Z Arriach jechało się już fajnie – najpierw lajtowy zjazd, a potem jeszcze bardziej lajtowy.

wreszcie luz © niradhara


No i wreszcie camping sweet camping.

Austria jest pierwszym krajem, który wprowadził w życie nową dyrektywę unijną nakazującą rejestrowanie rowerów. Przyjeżdżający tu cudzoziemcy otrzymują tablice tymczasowe. Gdy dotarliśmy wreszcie wieczorem na camping czekały już na mnie w recepcji:P

zanontowane © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 3

Niedziela, 19 lipca 2009 · Komentarze(10)
Stateczni wielbiciele caravaningu rezerwują sobie miejsca na campingu z odpowiednim wyprzedzeniem. My niestety do takich nie należymy. Ze względu na charakter pracy Piotrka nigdy nie możemy dokładnie przewidzieć kiedy uda nam się wyjechać. Poza tym plany są, jak wiadomo, po to, by je zmieniać. Zdecydowaliśmy się jednak zostać w Landskrone na tydzień. Jest to bardzo dobry punkt wypadowy, a camping naprawdę sympatyczny.

camping Berghof © niradhara


Wiązało się to niestety ze znaczną niedogodnością, a mianowicie musieliśmy przestawić się na inne miejsce, bo to, na którym staliśmy początkowo jest od poniedziałku zarezerwowane. Była to operacja czasochłonna, ponieważ trzeba poskładać przypięty do przyczepy namiot, spakować wszystkie klamoty, przewieźć, a potem rozłożyć to wszystko na nowo, co zajęło nam prawie pół dnia. Nowe miejsce jest za to fajniejsze, bo bardzo blisko wody.

wreszcie piwko © niradhara


Dookoła Ossiacher See jest ścieżka rowerowa i po obiadku wskoczyliśmy na rowerki i popedałowaliśmy. Południowy brzeg, którym najpierw jechaliśmy jest bardziej malowniczy, zatrzymywaliśmy się więc co chwila by zrobić fotkę.

ja pedalę © niradhara


chwila ochłody © niradhara


Trasa wzdłuż północnego brzegu nie jest już tak atrakcyjna, ponieważ prowadzi pomiędzy położonymi nad jeziorem domami i campingami a torami kolejowymi. Pierwszy widok na jeziorko pojawia się dopiero w Bodensdorf. Jako ciekawostkę sfotografowałam wodne taxi dla rowerzystów chcących przepłynąć na drugą stronę jeziora. Po raz pierwszy w życiu widziałam motorówkę z zamontowanym bagażnikiem na rowery.

widok z Bodendorf na Ossiach © niradhara


wodne taxi © niradhara


Naprawdę piękny widok na jezioro i góry roztacza się z Annenheim.

trasa rowerowa wzdłuż jeziora © niradhara


widok z Annenheim © niradhara


Po przejechaniu jeszcze kilku kilometrów naszym oczom ukazuje się majestatyczny Burg Landskrone.

Burg Landskrone © niradhara


Dalej ścieżka rowerowa powraca na południowy brzeg jeziorka i prowadzi nas prosto na camping.

to ja © niradhara


Słońce powoli chowa się za góry, a my wypływamy na jezioro.

Ossiacher See © niradhara


Jest cicho i romantycznie, słychać tylko plusk wioseł... Gdy gasną ostatnie promyki słońca powoli wracamy do brzegu. Nagle przed nami wyłania się góra lodowa...

prawie Titanic © niradhara


Pamiętacie może piosenkę „..zostawcie Titanica, nie wyciągajcie go, tam ciągle gra muzyka...”

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 2

Sobota, 18 lipca 2009 · Komentarze(8)
Całą noc szalała burza. Rano z nieba lały się strugi deszczu i o pojeżdżeniu rowerkiem nie było nawet co marzyć. W taką pogodę najlepiej jest schronić się w jaskini. Zdecydowalismy się na Griffener Tropfstein Hohle. Była to, nie ma co ukrywać, wycieczka samochodowa. Przez długi czas biłam się z myślami, czy należy takowe opisywać na blogu rowerowym, postanowiłam w końcu to zrobić, chcąc podzielić się wrażeniami z ciekawych miejsc. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać PRZEPRASZAM WSZYSTKICH TU ZAGLĄDAJĄCYCH.

Jaskinia znajduje się w miasteczku Griffen. Okazało się, że na wejście do niej musimy czekać ponad dwie godziny, postanowiliśmy zatem wdrapać się po nieskończonej ilości schodów do ruin Griffner Schlossberg. Twierdza powstała w XII wieku, a rozbudowana została w XVI.

Griffner Schlossberg © niradhara




ruiny © niradhara


widok z Griffner Schlossberg © niradhara



Nieopodal miasteczka znajduje się bardzo ciekawe opactwo. Niestety w informacji turystycznej nie było żadnych ulotek na jego temat.

opactwo w Griffen © niradhara


opactwo w Griffen © niradhara


opactwo w Griffen © niradhara


opactwo w Griffen © niradhara


W końcu przyszła pora na zwiedzanie jaskini. Słynie ona po pierwsze z tego, że dzięki zawartości żelaza w skałach należy do najbardziej kolorowych w Austrii, a po drugie znaleziono tu ślady pobytu człowieka pierwotnego sprzed ok. 20 tys. lat.

tropfstein Hohle © niradhara


główny lokator © niradhara


jaskiniowcy © niradhara


Człowiek pierwotny miał niestety sublokatora – niedźwiedzia jaskiniowego. Przewodnik nie mówił nic na temat tego, jak im się to wspólne pomieszkiwanie układało.

czaszka niedźwiedzia jaskiniowego © niradhara


Na camping wróciliśmy w porze obiadowej. Po pokrzepieniu się fasolką po bretońsku zamierzaliśmy wskoczyć na rowerki, niestety znów zaczęło padać. Rozpogodziło się dopiero około 18 i wyruszyliśmy do Villach. Piotrek koniecznie chciał zobaczyć skocznię narciarską. Niestety mieliśmy tylko mikroskopijnej wielkości plan miasta zamieszczony na mapie okolicy. Próba jazdy na azymut skończyła się niepowodzeniem. Najpierw wylądowaliśmy na drodze rowerowej wzdłuż Drawy.

ścieżka rowerowa wzdłuż Drawy © niradhara


Potem parę razy objechaliśmy miasto.

Villach © niradhara


Villach - centrum © niradhara


Villach - centrum © niradhara


most na Drawie © niradhara


Próbowaliśmy wrócić na camping drogą rowerową po drugiej stronie rzeki. Była wprawdzie zamknięta i pisało, że to ze względu na wysoki stan wody, ale pomyśleliśmy, że może to takie austriackie gadanie i dzielnie sforsowaliśmy zakaz wjazdu i płotek. Niestety, w pewnym momencie droga zniknęła pod wodą i jak niepyszni musieliśmy wrócić do miasta.

Drawa © niradhara


oj, zalało drogę rowerową © niradhara


Po Villach jeździ się komfortowo ze względu na ścieżki rowerowe, na których jest nawet sygnalizacja świetlna.

zielone światło © niradhara


Robiło się coraz później i bardzo już chcieliśmy wrócić na camping, gdy nagle i niespodziewanie wjechaliśmy sobie na autostradę. Nie chciało nam się już szukać drogi po raz kolejny, a wiadomo – autostradą szybciej i jak dwaj desperado pomknęliśmy między autkami, ale że w Austrii rowerzysta to święta krowa, więc szczęśliwie udało nam się to przeżyć.

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 1

Piątek, 17 lipca 2009 · Komentarze(13)
Wyruszyliśmy z domu wczoraj późno po południu. Cała noc w drodze, za wyjątkiem 2-godzinnej drzemki i krótkich postojów dla rozprostowania kości na parkingach. Udało nam się szczęśliwie dojechać na miejsce pomimo światłych rad schowanego w GPS-ie Hołowczyca, który średnio co 10 km usiłował nas sprowadzić z autostrady na drogę polną. Może Piotrek przez roztargnienie podał mu, że jedziemy furmanką... No, nie wiem...

prawie tir © niradhara


Na camping dotarliśmy około ósmej i zaraz wzięliśmy się za rozkładanie obozowiska. Jest to praca nadzwyczaj ciężka i wyciskająca hektolitry potu, więc regulowaliśmy zawartość płynów w organizmie za pomocą zabranego z kraju w dużych ilościach piwa. Kiedy już ostatni śledź został wbity położyliśmy się wygodnie przed przyczepką by podziwiać jezioro i... obudziliśmy się po trzech godzinach, a właściwie obudziło mnie słońce, które podstępnie wypełzło zza drzewa i zaczęło przypiekać mnie w stopy. Płonące stopy udało się ugasić w jeziorku. No a potem w pierwszy rejs. Wieczorkiem, gdy już się trochę ochłodziło wskoczyliśmy na rowerki i podjechaliśmy do Ossiach, do bankomatu, albowiem do campingowego sklepu cywilizacja nie dotarła i nie da się płacić kartą. Austria to prawdziwy raj dla rowerzystów, wszędzie bowiem są znakomicie oznakowane ścieżki rowerowe.

ścieżka rowerowa © niradhara


W Ossiach zafundowaliśmy sobie lodziki i wróciliśmy na camping.

lodziki w Ossiach © niradhara


Ossiacher See © niradhara


A teraz szaszłyczek i spać.

magneticlife.eu because life is magnetic