dookoła jeziora Orlik

Piątek, 7 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
Jesteśmy w Czechach, a to w celu repatriacji córki, która przez lat kilka zgłębiała arkana wschodnich języków na Uniwersytecie Karola w Pradze. Operacja to nadzwyczaj skomplikowana, z powodu wielkiej ilości różnych klamotów, które nasze dziecię w tym czasie zgromadziło. Na kwaterę główną wybraliśmy camping nad jeziorem zaporowym Orlik. Standard czeskich campingów dramatycznie różni się od austriackich. Na szczęście ceny to odzwierciedlają. Zapewniwszy Dagnie przed południem rozrywkę w postaci pływania kanadyjką, po południu, z czystym sumieniem zostawiamy ją leżakującą na słońcu i wybieramy się na wycieczkę rowerową dookoła jeziorka.

wyruszamy z campingu © niradhara


W Czechach jest mnóstwo ścieżek rowerowych – podzielonych na cztery kategorie: międzynarodowe, krajowe i dwa rodzaje regionalnych. Są ponumerowane i świetnie oznakowane. W księgarniach dostępny jest „Atlas s cyklotrasami” (dostałam taki pod choinkę).

ścieżka rowerowa © niradhara


Jedziemy bocznymi, niemal zupełnie pustymi drogami.

na ścieżce © niradhara


Na czeskiej prowincji czas się zatrzymał. Nie widać nowych domów, ani sklepów. Wszystko jak za Franza Jozefa.

na prowincji © niradhara


No rowerach jeżdżą całe rodziny.

podjeździk © niradhara


Dojeżdżamy do połowy trasy – mostu nad jeziorem.

widok z mostu © niradhara


widok z mostu © niradhara


Zjeżdżamy nad jezioro, by zobaczyć zamek Orlik. Niestety, z powodu późnej pory jest już zamknięty dla zwiedzających.

zamek Orlik © niradhara


widok z zamkowych murów na jezioro © niradhara


Droga wzdłuż drugiego brzegu jeziora jest bardzo urozmaicona – co chwila wspina się na kolejną górkę, z której roztacza się nowy widok.

jezioro Orlik © niradhara


I wreszcie dojeżdżamy do zapory, skąd juz tylko rzut kamieniem na nasz camping.

na zaporze © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 16

Sobota, 1 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
Tym razem R1 z biegiem rzeki. Najpierw do Spittal, gdzie wjeżdżamy na naszą ulubioną Drauweg. Początkowo prowadzi bocznymi uliczkami miasta, potem między polami.

widok z Drauweg © niradhara


W końcu zbliża się do rzeki i znów jest pięknie i romantycznie.

widok z Drauweg © niradhara


widok z Drauweg © niradhara


widok z Drauweg © niradhara


widok z Drauweg © niradhara


Co kilkaset metrów stoją ławeczki i stoliki, a że na takich odludnych ścieżkach nie ma policmajstrów z alkomatami, to i piweńko małe można sobie strzelić (to jakby się ktoś pytał – co ty właściwie kobieto wozisz w tych sakwach?)

bar samoobsługowy © niradhara


Drauweg dość często przechodzi z jednej strony rzeki na drugą. Czasem zdarza się, iż prowadzi równocześnie po obu jej stronach. Oprócz mostów są tu więc też przeprawy promowe dla rowerzystów.

most na Drawie © niradhara


promem bliżej © niradhara


w oczekiwaniu na prom © niradhara


proszę wsiadać © niradhara


No i teraz jedziemy sobie po drugim brzegu...

widok z Drauweg © niradhara


W Kellerberg znów przez most na drugą stronę. Robimy sobie fotkę pod tablicą miejscowości, dokładnie w punkcie, do którego dotarliśmy kilka dni temu jadąc z Villach.

cel osiągnięty © niradhara


Pora na powrót.

widok z Drauweg © niradhara


Zaczyna się coraz mocniej chmurzyć, jest duszno i zaczynam się obawiać, czy aby nie złapie nas burza.

nadciągają burzowe chmury © niradhara


Gdy dojeżdżamy do Millstatt rozpogadza się trochę, robimy więc jeszcze sesję zdjęciową w parku nad jeziorem.

plaża w Millstatt © niradhara


przy fontannie © niradhara


Wracamy na camping. Robi się wieczór, przeglądamy zdjęcia i zapisujemy na gorąco wrażenia. Potem siadamy przy stoliku i patrzymy długo na jezioro. Jutro rano trzeba będzie stąd wyjechać. A szkoda ...

ostatnie spojrzenie na jezioro © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 15

Piątek, 31 lipca 2009 · Komentarze(1)
Urok Karyntii to nie tylko góry, ale i jeziora. Dziś postanowiliśmy zobaczyć otoczone alpejskimi szczytami Weissensee. Początkowo jechaliśmy wzdłuż brzegu Millstatter See do Seeboden, a stamtąd znaną nam już drogą do Spittal. Tu znów wyruszyliśmy słynną R1 czyli Drauweg.

widok z Drauweg © niradhara


Dzień był ciepły, ale pochmurny i nie było nam dane podziwianie alpejskich szczytów w całej ich krasie.

Alpy w chmurach © niradhara


Jechaliśmy w górę rzeki i dolina Drawy znacznie się zwężała, a trasa prowadziła bocznymi drogami przez urocze miasteczka.

Mollbrucke - naprawdę urocze miasteczko © niradhara


jadę przez Lind © niradhara


Wody Drawy są nieprzezroczyste i mają srebrzysto zielony kolor, natomiast woda wpadających do niej strumieni jest krystalicznie czysta i przezroczysta.

mieszanie wód © niradhara


Gdzie nie spojrzeć – cudowne widoczki.

Alpy w chmurach © niradhara


Od R1 odchodzą liczne lokalne ścieżki rowerowe – wszystkie znakomicie oznaczone i opisane.

drogowskazy muszą być skonfrontowane z mapą © niradhara


Tylko krótki odcinek trasy prowadzi po szuterku.

widok z Drauweg © niradhara


Im głębiej wjeżdżamy w Alpy, tym bardziej urozmaicona droga, w dalszym ciągu prowadzona przez małe miasteczka i wioski.

widok z Drauweg © niradhara


W Pobersach skręcamy na drogę do Weissensee, a jest to prawdziwa droga przez mękę – 6 km czegoś takiego...

droga do Weissensee © niradhara


droga do Weissensee © niradhara


droga do Weissensee © niradhara


Pot zalewał mi oczy, serce waliło jak głupie i ostatni odcinek przebyłam czołgając się oparta o rower. No cóż, jeziorko leży na wysokości 970 m npm. Kiedy wreszcie pojawiło się przed nami odczułam naprawdę wielką ulgę.

cel tuż tuż © niradhara


Weissensee leży daleko od głównych dróg, jest więc tu stosunkowo mało turystów. Leżący za jego brzegu Oberdorf jest bazą wypadową na wycieczki górskie.

Weissensee czyli Białe Jezioro © niradhara


Robimy sobie jeszcze krótki odpoczynek połączony z pałaszowaniem kanapek i wracamy. Jakimś cudem udało mi się zjechać i nie zabić przy tym. Poziom adrenaliny opadł dopiero na widok kojących wód Drawy.

kojące wody Drawy © niradhara


Powrót tą samą drogą, z krótki przerwami na popas i podziwianie widoków.

chwila zadumy © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 14

Czwartek, 30 lipca 2009 · Komentarze(1)
Dziś wreszcie wybraliśmy się na długo odkładaną wycieczkę wokół Millstatter See drogą rowerową R2B. Z campingu początkowo jechaliśmy północnym – czyli zagospodarowanym brzegiem jeziora. Tu ścieżka rowerowa jest pięknie wyasfaltowana. Do stromego brzegu przylepione są prywatne domy i hotele. Najczęściej nie mają nawet kawałka plaży, tylko maleńkie mola, na których opalają się różne wytworne paniusie.

ścieżka rowerowa wokół Millstatter See © niradhara


Za Dobriach ścieżka skręca na południowy – dziki brzeg. Jest szutrowa i prowadzi prawie cały czas lasem, dzięki czemu jest przyjemnie i chłodno. Sporo tu zjazdów i podjazdów, no i oczywiście cudownych widoków na jezioro i góry.

ścieżka rowerowa wokół jeziora © niradhara


Są miejsca, gdzie można odpocząć, a nawet zażyć kąpieli (pod warunkiem, że ktoś to przewidział i zabrał ze sobą kostium kąpielowy).

krótki postój © niradhara


Mu niestety nie zabraliśmy :( Schlapaliśmy się więc tylko trochę wodą i pojechaliśmy dalej.

ścieżka rowerowa wokół jeziora © niradhara


widok na Seeboden © niradhara


Tak dojeżdżamy do zachodniego krańca jeziora, do miejscowości Seeboden.

wjeżdżamy do Seeboden © niradhara


Stąd postanowiliśmy pojechać jeszcze do Spittal.

urocze miasteczko Spittal © niradhara


Znajduje się tu Muzeum Kultury Ludowej. Najbardziej podobała nam się mapa Karyntii, po której można sobie pochodzić, włożywszy uprzednio przecudnej urody kapcie z herbem...

kapciem po mapie © niradhara


... oraz zabytkowe bicykle.

jazdy próbnej nie było © niradhara


Po zwiedzeniu muzeum powrót – początkowo znów malowniczą drogą R9 do Seeboden.
Problem szczupłości miejsca rozwiązano wydzielając w obu kierunkach osobne, oznakowane pasy dla rowerzystów.

droga rowerowa R9 © niradhara


W Seeboden zjechaliśmy na chwilę do parku nad jeziorem, żeby zaopatrzyć się w świeży zapas wody i pojeździć na wielbłądach.

poidełko w parku © niradhara


w kasku bezpieczniej © niradhara


Powrót na camping północnym brzegiem – drogą R2B.

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 12

Wtorek, 28 lipca 2009 · Komentarze(0)
W planach był objazd jeziora. Niestety ledwo wyjechaliśmy z campingu zaczęło mocno padać i grzmieć, co zmusiło nas do zmiany planów. Po południu przejaśniło się i pływaliśmy podziwiając widoczki. To północny – zagospodarowany brzeg jeziora.

płyniemy po Millstatter See © niradhara


U góry biegnie droga rowerowa i dla aut.

widok na ścieżkę rowerową z jeziora © niradhara


I tak się bujaliśmy na falach aż do zmierzchu...

zachód słońca nad Milstatter See © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 11

Poniedziałek, 27 lipca 2009 · Komentarze(2)
Dzień zaczęliśmy od wycieczki samochodowej – drogą widokową Malta Hochalmstrasse. Można tu wjechać również rowerem, ale widzieliśmy tylko jednego bikera – może dlatego, że na odcinku 14 km droga wznosi się o ponad kilometr w pionie. Najwyraźniej musimy jeszcze popracować nad kondycją. Na wysokości 2 tys. m npm. znajduje się sztuczne jezioro, a widok zapiera dech w piersiach.

przecudowna Maltatal © niradhara


Po południu pojechaliśmy drogą wzdłuż jeziora najpierw do Millstatt

ściezka rowerowa wzdłuż Millstatter See © niradhara


a potem do Burg Sommeregg w Seeboden, gdzie znajduje się Muzeum Tortur.

Burg Sommeregg © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 8

Piątek, 24 lipca 2009 · Komentarze(10)
Już od samego rana słońce prażyło niemiłosiernie, więc stwierdziliśmy, że tym razem rozpoczniemy dzień od popływania kanadyjką. Tak wygląda nasz camping od strony wody.

nasz camping © niradhara


Austria to kraj tak przyjazny turystom, że nawet na środku jeziora ustawiane są dla nich ławeczki.

ławeczka dla wodniaków © niradhara


W końcu dopłynęlismy do Ossiach i sfociliśmy je od strony wody.

Ossiach widzine z wody © niradhara


Po powrocie obiadek. No, a później tylko co chwilę zanurzyć się w wodzie, dopóki upał nie zelżał tak, że dało się wskoczyć na rower. Tym razem postanowiliśmy spenetrować Drauweg – czyli słynna drogę rowerową R1 - na północ od Villach.

nabrzeże w Villach © niradhara


w tle most na Drawie w Villach © niradhara


W Villach prowadząca nabrzeżem droga jest wyasfaltowana i służy nie tylko rowerzystom. Mnóstwo ludzi jeździ tu też na rolkach, biega lub spaceruje z psami. Co parę kroków stoją ławeczki, żeby było można usiąść i pogapić się na rzekę.

widok z ławeczki © niradhara


Opuszczamy miasto i jedziemy dalej. Tu zatrzymaliśmy się tylko dla sesji zdjęciowej.

miejsce odpoczynku © niradhara


po szuterku © niradhara


Podziwiamy widoczki. Słońce jest coraz niżej, światło ma cudowną złotą barwę i jest naprawdę pięknie.

widok na Drawę © niradhara


Wreszcie słoneczko wyczerpane całodziennym prażeniem postanawia sobie zajść.

złoty krąg chowa się za horyzont © niradhara


I robi mi się zimno w stopy...

zimno w nóżki © niradhara


Gdy wracamy do Villach jest już zupełnie ciemno, no, ale byliśmy na to przygotowani – Piotrek zabrał ze sobą statyw. Robimy więc z nabrzeża nocne zdjęcia miasta.

nocne Villach © niradhara


światła na moście © niradhara


stateczek na Drawie © niradhara


Gdy tak sobie strzelamy fotki na prawo i lewo zaczyna się błyskać nad górami. Oj, niedobrze. Pakujemy statyw i jak niepyszni wracamy na camping. Po chwili zaczyn padać, ale zdjęcie Burg Landskrone musimy jeszcze zrobić.

jak w bajce © niradhara


Pada coraz mocniej, a burza zaczyna nas otaczać ze wszystkich stron. Nabieramy więc przyspieszenia. Wprawdzie w ciemnościach niechcący rozdzielamy się i na camping wrócamy osobno, ale szczęśliwie. Tuż po naszym powrocie rozszalało się na dobre, ale to już podziwiamy na luziku, popijając sobie piwko :)

magneticlife.eu because life is magnetic

Karyntia - dzień 7

Czwartek, 23 lipca 2009 · Komentarze(8)
Dziś zapragnęliśmy zobaczyć jeziorko Faakersee słynne z tego że corocznie w maju zjeżdża się tam z całej Europy 100 tys. miłośników kultowych motocykli harley-davidson.

Początkowo jechaliśmy trasą znaną nam z poprzedniego dnia, dzięki czemu nie czuliśmy wewnętrznego przymusu, by zatrzymywać się co 100 metrów i robić zdjęcie. Nieznany etap wycieczki rozpoczął się od przejechania mostu na Drawie – górą śmigają sobie autka, a rowerzyści jadą dołem – w cieniu.

most na Drawie © niradhara


Trasa wiodła przez urocze wioski, był też jeden dość długi podjeździk. Wreszcie ujrzeliśmy jeziorko. Jest naprawdę piękne, a woda w nim czysta I ma niesamowity zielonkawy odcień.

jezioro Faakersee © niradhara


jezioro Faakersee © niradhara


Niestety, jak wszystkie piękne jeziorka w Austrii, ma tę drobną przywarę, że nie można w nim nawet nogi zamoczyć za darmo, bo cały brzeg jest zabudowany pensjonatami i campingami, zagrodzony, a plaże miejskie są płatne. Tu w dodatku wszędzie straszne tłumy ludzi i samochodów. Nie wiem, jak oni mogą wypoczywać w takich warunkach. Jedynie z przystani, gdzie wypożyczają elektryczne łódki można sobie z bliska popatrzeć na wodę. Tylko popatrzeć, bo obowiązuje zakaz kąpieli.

przystań na Faakersee © niradhara


Dalej pojechaliśmy ścieżką rowerową w kierunku Drabollach czyli wokół jeziora. Częściowo wiodła przez las, a częściowo asfaltem.

ścieżka rowerowa do Drabollach © niradhara


Piotrek pokonuje podjazd © niradhara


Po pokonaniu małego podjeździku znów zobaczyliśmy jeziorko, tym razem z górki.

lubię takie widoki © niradhara


Zaczyna się nasza powrotna droga – początkowo wzdłuż drugiej strony Drawy.

ścieżka rowerowa wzdłuż Drawy © niradhara


Po kilku kilometrach przez most powracamy na „naszą” stronę.

most na Drawie © niradhara


widok z mostu © niradhara


Słoneczko świeci pięknie, temperatura w cieniu przekracza 30 stopni i choć zabraliśmy ze sobą naprawdę znaczny zapas wody, nie zostało nam już ani kropli. Język robi się nieco sztywny, powoli rozpoczyna się proces mumifikacji, a sklepu z mineralną nie ma. Przy życiu utrzymuje nas tylko nadzieja na dotarcie do Johannis Quelle. Ach, jak woda może smakować!

Niradhara u wodopoju © niradhara


Napojeni, na luziku wracamy na camping, gdzie oczywiście czeka na nas zimne piwko. Przebieram się w kostium kąpielowy, by popływać dla ochłody w jeziorku.

A to fotka siateczki, którą na pamiątkę dzisiejszego wyjazdu słońce wypaliło mi na plecach :)

siateczka na plecach © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic