zwiastuny wiosny
Sobota, 20 marca 2010
· Komentarze(19)
Kategoria w pobliżu domu
Trasa standardowa, wariant przez Starą Wieś.
Po drodze pilnie wypatrywaliśmy zwiastunów wiosny. Pierwsze kwiatki spotkaliśmy przy wjeździe do Hecznarowic.
Droga przez Hecznarowice jest stosunkowo pusta, a zatem dobra na przełamywanie urazu.
Wiosnę widać już na polach. Zaorane grzeją się w słońcu i czekają na siew.
Co chwila zsiadałam z roweru, by rozprostować kręgosłup I zrobić kolejną fotkę, a biedny Piotrek cierpliwie na mnie czekał.
W Dankowicach pilnie wypatrywaliśmy bocianów. Niestety, gniazdo wciąż jeszcze puste. Z dużego ptactwa zaobserwować można tylko łabędzie. Chyba w tym roku weszła z życie jakaś nowa dyrektywa unijna, bo biedactwa mają numerki na szyi. Ordnung muss sein!
W Wilamowicach spotkaliśmy kolejne, cudowne zwiastuny wiosny.
Łabędzie na stawach w Malcu nie zostały jeszcze zinwentaryzowane ;)
Im więcej przejechanych kilometrów pokazywał licznik, tym dotkliwszy stawał się ból kręgosłupa. Na parkowej ławce w Kętach zmuszona byłam zrobić „kołyskę”, by choć trochę go rozciągnąć.
Wyjazd z Kęt to najgorszy fragment trasy, bo trzeba było przejechać przez ów most na Sole, na którym niedawno zostałam potrącona. Piotrek wprawdzie jechał jako ariergarda, ale i tak miałam atak paniki. Wiem jednak, że jazda tędy jest konieczna, by powoli przełamywać lęk.
W Kobiernicach, gdy wydawało mi się już, że spokojnie dojadę do domu, znów przeżyłam chwilę grozy. Jakiś kretyn z kosmiczną prędkością wszedł w zakręt pod kątem 90 stopni, wyrzuciło go na mój pas, zaczął rozpaczliwie hamować, ale auto sunęło nadal. Usłyszałam przeraźliwy, tak koszmarnie kojarzący się pisk hamulców. W takich chwilach umysł pracuje jakoś dziwnie. Ułamki sekund rozciągają się w nieskończoność. Nie wiem jakim cudem udało mi się pomyśleć, że jedyna szansa to ucieczka na bok i wykonać ten manewr. Znów Opatrzność nade mną czuwała :)
Po drodze pilnie wypatrywaliśmy zwiastunów wiosny. Pierwsze kwiatki spotkaliśmy przy wjeździe do Hecznarowic.
jak małe słoeczka© niradhara
Droga przez Hecznarowice jest stosunkowo pusta, a zatem dobra na przełamywanie urazu.
w Hecznarowicach© niradhara
Wiosnę widać już na polach. Zaorane grzeją się w słońcu i czekają na siew.
pole© niradhara
Co chwila zsiadałam z roweru, by rozprostować kręgosłup I zrobić kolejną fotkę, a biedny Piotrek cierpliwie na mnie czekał.
ikolejny postój© niradhara
W Dankowicach pilnie wypatrywaliśmy bocianów. Niestety, gniazdo wciąż jeszcze puste. Z dużego ptactwa zaobserwować można tylko łabędzie. Chyba w tym roku weszła z życie jakaś nowa dyrektywa unijna, bo biedactwa mają numerki na szyi. Ordnung muss sein!
z numerkiem na szyi© niradhara
W Wilamowicach spotkaliśmy kolejne, cudowne zwiastuny wiosny.
szkoda, że tak krótko kwitną© niradhara
Łabędzie na stawach w Malcu nie zostały jeszcze zinwentaryzowane ;)
tego nie policzyli© niradhara
Im więcej przejechanych kilometrów pokazywał licznik, tym dotkliwszy stawał się ból kręgosłupa. Na parkowej ławce w Kętach zmuszona byłam zrobić „kołyskę”, by choć trochę go rozciągnąć.
przerwa na ćwiczenia© niradhara
Wyjazd z Kęt to najgorszy fragment trasy, bo trzeba było przejechać przez ów most na Sole, na którym niedawno zostałam potrącona. Piotrek wprawdzie jechał jako ariergarda, ale i tak miałam atak paniki. Wiem jednak, że jazda tędy jest konieczna, by powoli przełamywać lęk.
W Kobiernicach, gdy wydawało mi się już, że spokojnie dojadę do domu, znów przeżyłam chwilę grozy. Jakiś kretyn z kosmiczną prędkością wszedł w zakręt pod kątem 90 stopni, wyrzuciło go na mój pas, zaczął rozpaczliwie hamować, ale auto sunęło nadal. Usłyszałam przeraźliwy, tak koszmarnie kojarzący się pisk hamulców. W takich chwilach umysł pracuje jakoś dziwnie. Ułamki sekund rozciągają się w nieskończoność. Nie wiem jakim cudem udało mi się pomyśleć, że jedyna szansa to ucieczka na bok i wykonać ten manewr. Znów Opatrzność nade mną czuwała :)