Wpisy archiwalne w kategorii

w pobliżu domu

Dystans całkowity:14898.57 km (w terenie 177.50 km; 1.19%)
Czas w ruchu:146:04
Średnia prędkość:17.69 km/h
Maksymalna prędkość:37.08 km/h
Suma podjazdów:63852 m
Suma kalorii:2269 kcal
Liczba aktywności:531
Średnio na aktywność:28.06 km i 1h 33m
Więcej statystyk

do Zatora

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(17)
Poranna kawa nie natchnęła mnie dziś pomysłem na wycieczkę, przyjęłam więc propozycję Piotrka, by pojechać do Zatora.

jadę © niradhara


Uparłam się tylko, żeby przejechać przez Wieprz, bo lubię widoczki rozciągające się z górki, na której stoi jakaś stacja przekaźnikowa. Uraz psychiczny spowodowany ostatnią wywrotką ciągle jeszcze daje znać o sobie. W dalszym ciągu wolę pedałowanie pod górę od pędzenia w dół, a na samą myśl o hamowaniu robi mi się gorąco.

podobają mi się takie wieże © niradhara


jeszcze trochę pod górę i będą widoczki © niradhara


widoczek 1 © niradhara


widoczek 2 © niradhara


widoczek 3 © niradhara


widoczek 4 © niradhara


Wiem, że to z czasem minie, chwilowo jednak moja prędkość podróżna znacznie spadła. Jak tylko zaczyna się zjazd, Piotrek znika mi gdzieś na horyzoncie :(

szczyt niedaleko © niradhara


zaczyna się zjazd © niradhara


widoczek 5 © niradhara


widoczek 6 © niradhara


W Zatorze są do zobaczenia dwa ciekawe obiekty. Pierwszy to gotycki kościół św. św. Wojciecha i Jerzego, z cegły i łamanego kamienia, który powstał w 1393 r. Został zbudowany na miejscu starszego kościoła z 1292 r. Kilkakrotnie przebudowywany. Najciekawsze elementy wewnątrz neogotycki ołtarz z obrazem Matki Boskiej Śnieżnej okrytym srebrną sukienką oraz gotycka chrzcielnica z brązu.

kościół św. Wojciecha i Jerzego © niradhara


wnętrz kościoła © niradhara


ołtarz © niradhara


gotycka chrzcielnica z brązu © niradhara


ambona © niradhara


Drugim jest zamek książęcy, pierwotnie o cechach obronnych, wzniesiony w1445 r. W 1836 r. późnogotycki i renesansowy zamek został zmieniony przez Potockich w romantyczną rezydencję o cechach neogotyku angielskiego. Przebudowy tej dokonał architekt Franciszek Maria Lanci oraz rzeźbiarz Parys Filippi, zaś wnętrza ozdobili Kajetan Goliński i Włoch Liatti. Mieściły się tu bogate zbiory dzieł sztuki. W okresie okupacji zamek został zrabowany i zdewastowany. Po wojnie najpierw był magazynem zboża, potem siedzibą Rybackiego Zakładu Doświadczalnego. Obecnie trwa proces sądowy mający ustalić prawowitego właściciela.

Kajman u bramy zamkowej © niradhara


zamek Potockich © niradhara


zamek - wejście © niradhara


detal 1 © niradhara


detal 2 © niradhara


detal 3 © niradhara


detal 4 © niradhara


W planach mieliśmy dalszą trasę, ale kanapki się skończyły, brakło nam picia, a z powodu święta wszystkie sklepy były nieczynne. Wróciliśmy zatem do domu, bo tu w lodówce zawsze można jakiegoś browca znaleźć :)

boczna droga © niradhara


most w Kobiernicach wciąż w trakcie remontu © niradhara


ciekawe jak pomalują łuki? © niradhara


rowerzyści wszędzie przejadą © niradhara


nad Sołą © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

reaktywacja

Piątek, 10 czerwca 2011 · Komentarze(16)
Kategoria w pobliżu domu
Po niedzielnym bliskim spotkaniu z asfaltem żebra jeszcze trochę dają znać o sobie. Na szczęście ból pojawia się tylko w czasie śmiechu, kichania, głębokiego oddychania i leżenia na lewym boku. W takiej sytuacji pozostaje tylko zrezygnować z popołudniowej drzemki, połknąć tabletkę niwelującą skutki uczulenia na pyłki, zrobić poważną minę i wsiąść na rower :)

musimy tam wrócić i pościgać się rowerami wodnymi © niradhara


nad Jeziorem Międzybrodzkim sezon turystyczny już się zacząl © niradhara


Po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się dziś pocić nie na podjazdach, a na zjazdach. Powodem były nagłe napady paniki, że znów wpadnę w poślizg i wyląduję pod kołami samochodu. Jak na złość ruch był niezwykle intensywny, zapewne spowodowany masowym najazdem turystów, rozpoczynających już weekend.

zgadnijcie czyja podobizna jest na tej fladze? © niradhara


przystanek na zaporze © niradhara


Każdy mniejszy czy większy uraz psychiczny z czasem mija, więc o niefortunnym niedzielnym poślizgu z pewnością wkrótce zapomnę. Ciekawa jestem tylko, czy mógł on być spowodowany (co się później okazało) tym, że zamiast 4,5 atmosfer w przedniej oponie miałam tylko 2?

wreszcie zza chmur wyjrzalo słońce © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

MuNK - drugi dzień meetingu

Niedziela, 5 czerwca 2011 · Komentarze(28)
Jak by tu rozpocząć opis tego dnia? Czy tym, że harce i swawole przy ognisku skończyły się o drugiej w nocy, czy też tym, że niezmordowana ekipa już od wczesnego ranka gotowa była do działania, a może od podziękowania Kubie i Michałowi za pomoc w przygotowaniu twarożku? Tak czy inaczej nastała niedziela, słonko grzeje, a my po śniadaniu wyruszamy w drogę.

na zaporze w Porąbce © niradhara


po jednej stronie Soła © niradhara


po drugiej Jezioro Międzybrodzkie © niradhara


Pierwszy postój robimy na zaporze w Porąbce. Widoki, dla mnie tak powszednie, podobają się chyba wszystkim, bo zapamiętale je uwieczniają. Po raz kolejny doceniam, jakie to szczęście mieszkać w takim miejscu :)

sesja fotograficzna © niradhara


Przemek © niradhara


Iwona i Krzysiu © niradhara


Mariusz © niradhara


Na specjalne życzenie naszych gości zmieniamy nieco plan dnia. Pierwszym celem stają się ruiny słynnego w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ośrodka wypoczynkowego w Kozubniku. Dziś można byłoby tu kręcić filmy wojenne. Wielu wielbicieli paintballa zna i ceni sobie to miejsce.

wjeżdżamy do Kozubnika © niradhara


najbardziej znana współczesna ruina w Polsce południowej © niradhara


Robert jedzie spokojnie © niradhara


Krzyśka uwiera siodełko © niradhara


Część ekipy wykruszyła się już wcześniej z różnych przyczyn – konieczność stawienia się w pracy, imprezy rodzinne itp. W Porąbce żegnamy wyjeżdżającego w Alpy (tym, którzy tam nie byli wyjaśniam, że są to góry niemal tak ładne jak Beskid Mały :P ) Marusię i w okrojonym składzie wjeżdżamy do Wielkiej Puszczy. Dzień staje się coraz gorętszy. Na szczęście droga pnie się w górę bardzo łagodnie i jest częściowo zacieniona.

zbieranie sił © niradhara


zaczynamy podjazd © niradhara


Wesoło zaczyna się robić dopiero przy stromym podjeździe na Beskidek (inna nazwa to Przełęcz Targanicka). Jestem jedyną osobą na trekingu, który w tych okolicznościach przyrody nie jest najlepszym środkiem transportu. Ostatnie metry pokonuję z buta, pchając mój ukochany, ale nieco przyciężki wehikuł.

Krzysiu zdobywa Beskidek © niradhara


na Beskidku © niradhara


Z przełęczy, aż do Andrychowa, prowadzi długi zjazd. Do Kaskady Rzyczanki dojeżdżamy więc szybko. Szukającym tego miejsca na mapie muszę dodać, że potok nosi też drugą nazwę Wieprzówka, a na drogowskazie do skalnego przełomu widnieje nazwa Łupki Wierzchowskie.

docieramy do Kaskady Rzyczanki © niradhara


Jest to naprawdę piękne miejsce, nic więc dziwnego, że na skałach nad wodą zalegają tłumy ludzi. Jest też uroczy psiak. Łagodnie, niemal czule patrzy na nas, leżąc u nóg swoich państwa. Jego czujność budzi dopiero przejeżdżający obok Krzara. Wstaje, zaczyna go podejrzliwie obwąchiwać. Czyżby przeszedł szkolenie w wykrywaniu dopalaczy?

wydaje się, że odpoczywa, a jednak zachował czujność © niradhara


Krzysiek na wszelki wypadek woli się oddalić © niradhara


może chce się rzucić do wody © niradhara


Iwonka jest gotowa to uwiecznić © niradhara


Zaczynają się żarty na temat źródeł nadludzkiej kondycji Krzyśka :P Po chwili jednak zwyciężają uroki krajobrazu i opalających się panienek i ekipa rozpoczyna prawdziwą orgię fotograficzną ;)

focenie - 1 © niradhara


focenie - 2 © niradhara


focenie - 3 © niradhara


focenie - 4 © niradhara


focenie - 5 © niradhara


Zauroczony miejscem Jacek pyta mnie, jak daleko ciągną się te formacje skalne. Nie wiem – odpowiadam – nigdy nie dojechaliśmy dalej, bo za każdym razem, gdy tu jesteśmy łapie nas burza. I w tym momencie, niczym w starannie wyreżyserowanym filmie grozy, rozlega się potężny huk gromu. Błyskawicznie decydujemy o rezygnacji z okrążania malowniczego Zagórnika i powrocie do domu. Wskakujemy na rowery i ruszamy. Prowadzę sześcioosobową grupę. Druga jedzie z Piotrkiem. Zatrzymuję się na rozjeździe, żeby na nich zaczekać. Czarne chmury kłębią się jednak coraz groźniej, zaczyna padać, burza potężnieje i czekanie w otwartym polu nie wydaje się dobrym rozwiązaniem. Szybko docieramy do najbliższego przystanku.

znów nadciągają czarne chmury © niradhara


Zabezpieczeni nieco przed deszczem martwimy się o pozostałych. Próbujemy nawiązać z nimi kontakt, niestety sieć padła i telefony milczą jak zaklęte. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że oni też znaleźli jakiś daszek nad głową.

no i zaczęło się © niradhara


Pioruny biją coraz bliżej, ulewny deszcz przechodzi chwilami w siekący grad. Ulicą płyną strugi wody. Co kilka minut Jacek z nadzieją w głosie oznajmia: „chyba już się przejaśnia”. Niestety, czas upływa, grad i deszcz zmieniają tylko kąt padania, zmuszając nas do wejścia na ławkę. Po godzinie zaczyna nam już być wszystko jedno. Ogarnia nas głupawka i żeby nie zamarznąć zaczynamy tańczyć na ławce, śpiewać, machać kierowcom, dla których stanowimy niebywałą atrakcję. Niektórzy zatrzymują się, żeby nam zrobić zdjęcie. Pozujemy z wdziękiem ;)



Niespodziewanie obok naszego przystanku zatrzymuje się jadący samochodem Marcin. To Piotrkowi udało się jakoś do niego dodzwonić. Marcin musi podrzucić do Kobiernic Ilonę i Roberta, bo inaczej Ilona nie zdążyłaby do pracy.

W końcu ulewa nieco się uspokaja, wsiadamy więc na rowery i już po chwili spotykamy ekipę Piotrka, która przeczekiwała burzę tuż za rogiem. Początkowo ogarnia nas radość, ale już po chwili zmienia się w przerażenie. Brakuje Iwony! Nasza grupa myślała, że jest z nimi, a oni że jest z nami. Krótka narada wojenna i zapada decyzja: ja prowadzę grupę do Kobiernic, a Piotrek z Krzyśkiem wyruszają na poszukiwania.

w drodze powrotnej © niradhara


W Czańcu czeka nas jednak radosna niespodzianka – na przystanku siedzi suchutka Iwona. Dzielna dziewczyna trafiła tu sama, a że z samochodu była widziana przez Roberta, więc ekipa poszukiwawcza została odwołana. Czujemy niewypowiedziana ulgę i radość. Nie przeszkadza nam nawet, że znów zaczyna padać i słychać odgłosy kolejnej, zbliżającej się burzy. Oczyma duszy widzę się już w przytulnym domu. Nie jest to jednak koniec przygód na dziś :(
Na stromym i zasypanym jakąś śliską roślinnością zakręcie wpadam w poślizg i zaliczam spektakularny ślizg po asfalcie. Jadący za mną Angelino nie ma szans na wyhamowanie. Oboje leżymy na środku drogi. Wtedy okazuje się, że żadna ekipa ratunkowa nie jest tak szybka i sprawna jak bikestatowa. Jedni zatrzymują ruch, inni uprzątają z jezdni nas i rowery. Jesteśmy mocno potłuczeni, ale w jednym kawałku, możemy o własnych siłach wrócić do domu.

pierwsza pomoc © niradhara


Ach, home, sweet home, gdzie czeka na nas bigosik :)

pożegnalny bigos © niradhara


Powoli impreza się kończy. Mam nadzieję, że nasi goście ocenią ją jako udaną. Mnie najbardziej przemówiły do serca słowa Andrzeja „przeżyłem z wami więcej w dwa dni niż z innymi ludźmi przez całe życie”.
Kochani, serdecznie dziękuję Wam wszystkim za przybycie, urocze towarzystwo i świetną zabawę. Krzysiek przypisał temu meetingowi numer pierwszy, ustalając w ten sposób stanowczo i nieodwołalnie, że muszą być kolejne. A zatem - do zobaczenia :)


magneticlife.eu because life is magnetic

MuNK - meetingu dzień pierwszy

Sobota, 4 czerwca 2011 · Komentarze(18)
Wypada chyba zacząć relację od rozszyfrowania nazwy MuNK – czyli „Meeting u Niezależnych Krokodyli”. Krokodyl – wiadomo, kojarzy się z Kajmanem czyli z Piotrkiem, natomiast mój nick Niradhara to hinduskie imię tłumaczone jako Niezależna, a że zamiast zlot napisaliśmy meeting – to efekt takiej śmiesznej mody, która każe ludziom na czymś, co dawniej zwało się swojsko sklepem, umieszczać szyldy typu „Polski market” lub „Rzeźnik shop” :P

ekipa BS na górze Żar © niradhara


Przygotowania do imprezy trwały kilka dni, parafrazując bowiem słowa, które Lis wypowiedział do Małego Księcia, można rzec: „jesteś odpowiedzialny za to, co organizujesz”. Piotrek kosił trawę i załatwiał wstęp do wnętrza góry Żar, ja zajmowałam się planowaniem pozostałych atrakcji, gastronomią i wykonaniem pamiątkowych medali.

pierwsi goście dotarli © niradhara


W końcu, w słoneczny sobotni poranek zaczęli się zjeżdżać goście czyli: Angelino, Anwi, Autochton, Czecho, Funio z synem, Ilona, Janusz507, Krzara, Krzysio32, Marusia, ProjektKamczatka (czyli mój syn Marcin), Rafaello, Robd, Shem, Yacek i Kuba, kumpel Autochtona, mający status kandydata na Bikestatowicza.

witamy kolejnych © niradhara


parking się zapełnia © niradhara



niektórzy docierają na rowerze © niradhara


W przedsionku przyczepy zorganizowany był bufet. Wzmocnieni kawą goście zabrali się do rozbijania namiotów. Tuż przed jedenastą wyruszyliśmy w stronę Międzybrodzia. Wstęp do wnętrza elektrowni zarezerwowany był na godzinę 12, nie było więc czasu na zatrzymywanie się i robienie fotek.

robi się tłoczno © niradhara


przy zaporze w Porąbce © niradhara


jedziemy zwarta grupą © niradhara


Elektrownia Porąbka-Żar to druga co do wielkości elektrownia szczytowo-pompowa w Polsce. Uruchomiono ją w 1979. Jako zbiornik dolny wykorzystano zaporowe Jezioro Międzybrodzkie. Górny, sztuczny zbiornik wybudowany jest na szczycie góry Żar. Sama elektrownia (sztolnie wodne, transportowe, pomocnicze, komora maszynowni) mieści się w wydrążonym wnętrzu tej góry. Jest częściowo udostępniona do zwiedzania, ale trzeba wcześniej zebrać grupę chętnych i zarezerwować termin.

przy wejściu do elektrowni © niradhara


do wnętrza góry nie da się wjechać rowerami © niradhara


Ekipa zniknęła w mrocznych czeluściach góry, a ja pojechałam dalej. Musiałam być pierwsza w miejscu, gdzie rozchodzą się drogi na szczyt Żaru i Kiczerę Międzybrodzką, z tej ostatniej bowiem świetnie widać górny zbiornik na Żarze i część ekipy chciała ucieszyć oczy tym widokiem. Tuż przed rozjazdem dogonił mnie Marcin i razem czekaliśmy na resztę.

zbiornik na górze Żar © niradhara


czekamy na ekipę zwiedzającą elektrownię © niradhara


Zgodnie z moimi wcześniejszymi przewidywaniami jako pierwszy pokonał podjazd Krzysiek. Jego zamiłowanie do wszelkiego typu wyścigów jest powszechnie znane. Tym razem cel był podwójny – nie tylko być pierwszym, ale pobić rekord podjazdu Kuby, czyli 31min i 15 sekund (licząc od kościoła do zbiornika). Nie udało się, ale czas został przekroczony tylko o 2 minuty co, przy bardzo wysokiej temperaturze powietrza i wilgotności jak w dżungli, jest nie lada wyczynem!

pierwszy oczywiście podjechał Krzysiek © niradhara


Jedni szybciej, inni wolniej, w końcu cała ekipa dotarła na szczyt Żaru. Tu czekała na nich drobna niespodzianka – wszyscy bez wyjątku zostali udekorowani pamiątkowymi medalami. Byli tylko trochę rozczarowani faktem, że są one srebrne, a nie złote i nie bardzo przemawiało do nich moje nieśmiałe tłumaczenie, że w zamyśle domorosłej artystki (czyli moim) medal miał przypominać tylne koło roweru: w środku symbol Bikestats - koło zębate czyli tylnia przerzutka, napis układający się jak szprychy i srebrna obręcz.

pamiątkowy medal dla zdobywców Żaru © niradhara


Krzysiek cieszy się ze zdobytego medalu © niradhara


Tak na prawdę medale dostaliśmy wszyscy:) © Kajman


Po pierwszych uniesieniach wywołanych podziwianiem widoków i uwiecznieniem na fotkach gór, jezior, rzeki i siebie wzajemnie, przyszła pora na małą przekąskę. Nasz pobyt na Żarze nie trwał jednak tak długo, jak byśmy chcieli. Czarne chmury zaczęły przysłaniać niebo a odgłosy przetaczających się po górach grzmotów zmusiły nas do ewakuacji. Czterech śmiałków postanowiło zjechać „na łeb na szyję” – w tych dwóch dosłownie, reszta zjechała asfaltem.

focą bez opamiętania © niradhara


Marusia © Kajman


zaczyna się chmurzyć © niradhara


gleba zaliczona © niradhara


Wobec zagrożenia, jakie stanowi burza, zmuszeni byliśmy zrezygnować z planowanych wcześniej wyścigów rowerów wodnych :( Tego dnia natura jednak postanowiła nas tylko nieco postraszyć i zanim wróciliśmy do bazy, rozpogodziło się. Po wzmocnieniu się bigosem większość ekipy pojechała jeszcze na wzgórze Wołek, zobaczyć ruiny zamku Skrzyńskich.

Gero chciałby się zapisać na BS © niradhara


Powoli zbliżał się wieczór, a wraz z nim kolejna atrakcja czyli integracyjne ognisko z pieczeniem kiełbasek. Gwiazdą wieczoru okazał się Krzysiek, który wydrukował limitowaną serię śpiewników okolicznościowych, przepięknie grał na gitarze i śpiewał oraz prowadził rozmaite zabawy sprawnościowe typu skok przez wiosło (konkretnie pagaj), okrążanie ogniska przez stonogę itp.

Krzysiek zadbał o część artystyczną © niradhara


stonoga okrąża ognisko © niradhara


skok przez wiosło © niradhara


Naprawdę należała mu się za to ekstra porcja bigosu :)))

jest bigos, jest impreza :) © niradhara


Było super, a kto nie przyjechał, niech teraz żałuje!

magneticlife.eu because life is magnetic

na Żar

Poniedziałek, 30 maja 2011 · Komentarze(19)
Kategoria w pobliżu domu
Tuż przed pójściem do pracy, pijąc poranną kawę, przywracającą mnie z objęć Morfeusza do świata żywych, przeczytałam wczorajszy wpis Kuby. Oj, poszalał ostro na podjazdach! Szczególnie zainteresowała mnie część relacji dotycząca zdobywania góry Żar, a w niej te oto słowa: „Aha, podjechałem w 31min i 15 sekund (licząc od kościoła do zbiornika)”. Na Żarze byłam kilka dni temu, czasu podjazdu jednak nie mierzyłam, bo i bez tego wiem, że Struś Pędziwiatr to ja nie jestem.

chwila przerwy na uzupełnienie płynu © niradhara


nareszcie na szczycie © niradhara


Dziś jednak coś mnie podkusiło … No cóż, wstyd się przyznać, ale pokonanie odcinka od kościoła do zbiornika zajęło mi, łącznie z trzema krótkimi postojami (w tym dwa na łapczywe przełknięcie kilku łyków płynu i uspokojenie szalejącego serca, a jeden na wymianę baterii w GPS-ie,) aż 1 godzinę i 1 minutę :(

tor saneczkowy © niradhara


jeden z najczęściej fotografowanych w naszej okolicy widoków © niradhara


Teraz już nie mam żadnych wątpliwości, kto będzie najsłabszym ogniwem na sobotnim meetingu :(

w dole Jezioro Międzybrodzkie © niradhara


w dali Jezioro Czanieckie © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

na Kiczerę i Żar

Wtorek, 24 maja 2011 · Komentarze(10)
Kategoria w pobliżu domu
Mam zaszczyt ponowić zaproszenie dla Szanownych Bikestatowiczów na „Meeting u Niezależnych Krokodyli”, którego plan opisany jest tutaj. Zaproszenie dotyczy wszystkich, którzy mają ochotę na spotkanie integracyjne i nie pogardzą oferowaną przez nas miejscówką :)

magiczna góra Żar wzywa Bikestatowiczów © niradhara


Głównym celem dzisiejszej wycieczki było sfocenie leciwej matrony na tle góry Żar, by udowodnić, że każdy jest w stanie się tam wczołgać :) Czołganie owo ma być jednym z punktów proponowanego na meeting programu.

Jezioro Czanieckie widziane z Kiczery © niradhara


Pierwsi desperaci zgłosili już telefonicznie swój udział. Tych, którzy nie znają nas osobiście, ale chcieliby poznać, serdecznie zapraszam. Nie wstydźcie się, piszcie w komentarzach: „Tak, będę z wami” :)

w dali Jezioro Żywieckie © niradhara


Do zobaczenia :)

górna stacja kolejki na Żarze © niradhara


Do sumy kilometrów i podjazdów dodałam dojazd do pracy.


magneticlife.eu because life is magnetic