Wpisy archiwalne w kategorii

w pobliżu domu

Dystans całkowity:14898.57 km (w terenie 177.50 km; 1.19%)
Czas w ruchu:146:04
Średnia prędkość:17.69 km/h
Maksymalna prędkość:37.08 km/h
Suma podjazdów:63852 m
Suma kalorii:2269 kcal
Liczba aktywności:531
Średnio na aktywność:28.06 km i 1h 33m
Więcej statystyk

nadjeziornie

Niedziela, 22 maja 2011 · Komentarze(15)
Kategoria w pobliżu domu
W upalne dni najprzyjemniej jest nad wodą, pokręciliśmy się zatem z Piotrkiem nad jeziorami Międzybrodzkim i Żywieckim. Nie my jedni wpadliśmy na ten pomysł. Gdzie nie spojrzeć widać opalające się panie, wędkarzy, miłośników żagli i rowerów wodnych. Tak to jest, jak się mieszka w uroczej okolicy.





No właśnie. Ładna okolica zachęca do przyjazdu i jest z pewnością dobrym miejscem na spotkanie integracyjne. Jest ciepło, ogród koło domu mamy ogromny. Proponujemy zatem
„Bikestatowy Meeting u Niezależnych Krokodyli” .



Cel ogólny: integracja członków Bikestats.

Cele operacyjne:
1. Poznanie się osobiste bikestatowiczów, którzy nie mieli okazji się dotąd spotkać.
2. Utrwalenie więzi pomiędzy tymi, którzy już się znają i lubią.
3. Wspólne wylewanie potu, by kiedyś, w dalekiej przyszłości, opowiadać wnukom jak szturmem wzięliśmy Górę Żar i co z tego wynikło.
4. Koedukacyjne rozkoszowanie się urokami krajobrazu ;)
5. Jednoczące śpiewanie przy ognisku pieśni patriotycznych lub innych ;)
6. Seminarium nt wyższości zjazdów nad podjazdami bądź odwrotnie.





Beneficjenci: (to bardzo modne teraz słowo, używane we wszystkich projektach unijnych) wyłącznie zarejestrowani członkowie Bikestats. Liczba nielimitowana.



Termin: 4-5 czerwca (sobota, niedziela) br.



Orientacyjny plan spotkania:
1. Oczekiwanie na gości, pomoc w rozlokowaniu się – sobota rano.
2. Sobota – ok. godz. 10:00 – wyjazd trasą wzdłuż Soły, jeśli to będzie możliwe zwiedzanie elektrowni wewnątrz góry Żar.
3. Wjazd na Żar, obiad, podziwianie widoków.
4. Wyścigi rowerami wodnymi z przystani w Międzybrodziu do zapory w Porąbce.
5. Sobota, ok. godz. 18:00 – ognisko integracyjne.
6. Niedziela – wycieczka rowerowa do Kaskady Rzyczanki. Park miniatur w Inwałdzie. Obiad.
7. Powrót do Kobiernic, rozdzierające serca pożegnanie.





Zapewniamy:
1. Miejsce na rozbicie namiotu i zaparkowanie auta.
2. Dostęp do łazienek.
3. Przystosowanie ogrodu do pełnienia funkcji campingu – możliwość korzystania z prądu, lodówki itp.
4. Miejsce i drewno na ognisko.
5. Świeże powietrze.



Należy ze sobą zabrać:
1. Namiot, karimaty, śpiwory.
2. Kiełbaski na ognisko, tudzież izotonik.
3. Kasę na obiady.
4. Szczoteczkę do zębów.
5. Dobry humor.



Na szczegółowe pytania odpowiada kierownik projektu czyli Kajman

Zapraszamy :)

magneticlife.eu because life is magnetic

rzepaczyście

Środa, 4 maja 2011 · Komentarze(15)
Kategoria w pobliżu domu
Zaczęło się nieciekawie... Jadę ja sobie spokojnie opłotkami, rozkoszując się zapachem bzu, a tu nagle na samym środku drogi wyrasta czarny kot i mruczy jakieś pogróżki. Oj niedobrze, z pewnością chce mi przynieść pecha. Staję, schodzę z roweru, czekam. Może ktoś inny przejedzie pierwszy.



Nic z tego. Wokół nie ma żywego ducha. Tylko ja i bestia. Siedzi dumny, jakby właśnie zszedł z plakatu Le Chat Noir. Ha, myślę sobie, spróbuję cię przechytrzyć. Powoli, powolutku zbliżam się z rowerem. Odważnie patrzę wprost w ironicznie zmrużone oczy. O ty, nie poznasz po mnie czy chcę cię ominąć z lewej czy z prawej. Nie rzucisz się nagłym skokiem, by podstępnie przeciąć mi drogę... Wielkim wysiłkiem woli zachowuję pokerową twarz. W ostatniej chwili wykonuję nagły zwrot, gwałtownie przyspieszam i.. udało się! Ominęłam go! To będzie jednak szczęśliwe popołudnie :D



A dalej.. dalej to już rzepaczyście ślicznie. Słońce, przestrzeń, śpiew ptaków, zapach kwitnących kwiatów. Aż chce się żyć :)











A na koniec przejażdżki los postanowił zrekompensować mi mrożące krew w żyłach spotkanie, stawiając na mej drodze zwierzę, które lubię znacznie bardziej :)


magneticlife.eu because life is magnetic

szlak architektury drewnianej - c.d.

Poniedziałek, 2 maja 2011 · Komentarze(22)
Padający, zimny deszcz uziemił nas wczoraj w domu i zmusił do szukania innych zajęć niż kręcenie na biku. Oj, nie popisała się matka natura w długi weekend! Zdegustowany takim stanem rzeczy Piotrek zasiadł przy kompie i zrobił zestawienie wszystkich odwiedzonych przez nas obiektów leżących na szlaku architektury drewnianej. No i wyszło mu, że po pierwsze nie był jeszcze w kościele w Ćwiklicach, który ja już zaliczyłam, a po drugie fotografując kilka obiektów wcześniej przez siebie odwiedzonych, zapomniał o uwiecznieniu umieszczonych przy nich tablic informacyjnych. W dłuższą trasę nie mogliśmy się dziś wybrać, bo ja przed południem, zgodnie z rozporządzeniem wzoru mądrości wszelakiej czyli ministerki naszej ukochanej, pilnowałam pustej szkoły. Postanowiliśmy zatem po obiadku nadrobić drewniane zaległości.



Objazd okolicznej architektury drewnianej rozpoczęliśmy od pochodzącego z 2 połowy XVI w. kościoła pw. św. Barbary w Górze. Opisywałam go już na blogu, więc powtarzać się nie będę. Tym razem mieliśmy szczęście, albowiem przez szybkę w wewnętrznych drzwiach można było zajrzeć do wnętrza.







Dalej pojechaliśmy boczną drogą, by przyjrzeć się znajdującemu się w pobliżu Stawów Góra użytkowi ekologicznemu Torfowisko Zapadź. Nie znalazłam o nim żadnych informacji. Pozytywnego wrażenia nie sprawia. Stojąca woda mieni się wszystkimi kolorami tęczy, jakby pływały po niej jakieś ścieki przemysłowe. Zapach utwierdza w tym przekonaniu :(



W drodze do Miedźnej czeka nas niespodzianka… jakieś takie duże wróble :D





W Miedźnej znajduje się kolejny drewniany kościół – pw. św. Klemensa Papieża, pochodzący z XVII w. Niestety zamknięty :(





Teraz pora na szesnastowieczny kościół pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Grzawie. Mamy farta, jest otwarty. Za chwilę ma się rozpocząć msza. Szybko robię fotki wnętrza. Jest prześliczny – mały, przytulny, pachnący drewnem. Z wrażenia zapominam o uwiecznieniu całego obiektu. No trudno, fotografowałam go niedawno, można tam zajrzeć.





Jedziemy do Rudołtowic. Znajduje się tu rokokowy pałac, otoczony niewielkim parkiem krajobrazowym. Powstał, jak się przypuszcza, zbudowano w drugiej połowie XVII w. być może w miejscu starszego obiektu zniszczonego w czasie wojny 30-letniej. Inne źródła podają jako datę powstania rok 1752, a jako pierwszego właściciela wymieniają hr. Józefa Zborowskiego. Później mieszkańcami pałacu byli kolejni właściciele tutejszych dóbr rycerskich, a na początku XX w. zarządcy księcia pszczyńskiego. Po akcji parcelacyjnej „Ślązak” obiekt znalazł się w rękach państwa. Początkowo zamierzano przeznaczyć go na cele szpitalne, ale w końcu urządzono w nim hotel dla „Junaków”, którzy pracowali przy regulacji koryta Wisły. W czasie okupacji hitlerowskiej znajdował się tutaj ośrodek służby pracy dla Związku Niemieckich Dziewcząt. Obecnie jest siedzibą. Ośrodka Edukacyjno-Leczniczo-Rehabilitacyjny dla Dzieci Niewidomych i Niedowidzących. Zabytek jest dobrze utrzymany, ze względu na funkcję jaką pełni można go podziwiać tylko z zewnątrz.



Jest to murowany, piętrowy obiekt, częściowo podpiwniczony, z mansardowym dachem krytym miedzią. Na zewnątrz, w przyczółku frontowym, umieszczono kartusze z herbami Jastrzębiec (po lewej stronie herb Zborowskich z XIV w., złota podkowa zwrócona barkiem w dół, a między jej ramionami krzyż) i z prawej herb Ostoja (dwa złote półksiężyce, odwrócone od siebie i miecz srebrny ostrzem w dół, w polu czerwony; spotykany od XIV w. głównie w Małopolsce).



Został nam jeszcze ostatni, zaplanowany na dziś obiekt – pochodzący z przełomu XVI i XVII w. kościół pw. św. Marcina w Ćwiklicach. Jestem tu już drugi raz i znów pech – jest zamknięty, tym razem też nie zobaczę wnętrza :(





W Ćwiklicach, nieopodal kościoła jest sklep, w którym sprzedają przepyszny i przywracający energię sernik. Ślinka mi cieknie na samą myśl o nim, a tu kolejne rozczarowanie – wszystko wykupione, nie zostało ani okruszynki ! Coś trzeba jednak zjeść, pochłaniamy więc 7-daysy i ruszamy dalej, ruchliwą drogą wojewódzką 933. Piotrek co i rusz mnie dopinguje „nie mogłabyś jechać trochę szybciej?”. Czy on nie czuje wiejącego prosto w twarz wiatru? – zastanawiam się. Nagle błysk zrozumienia! Ach, to dlatego ostatnio tak mnie podpuszczał, twierdził że pięknie się zaokrągliłam, nabrałam bardziej kobiecych kształtów… Jedzie sobie za mną w tunelu aerodynamicznym, luksusowo niemal jak za tirem!



Dzień się powoli kończy, rzepak złoci się w promieniach zachodzącego słońca, na niebie rozpoczyna barwny spektakl. Wracam do domu z mocnym postanowieniem - nie dam się więcej wykorzystywać, przechodzę na dietę ;)






magneticlife.eu because life is magnetic

do wariatkowa

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(11)
Budzikom śmierć! W każdym razie temu, który miał mnie dziś rano poderwać do weekendowej setki. Nie wykonał zadania. Choć napełnił dom hałasem straszliwym, ja i tak spałam snem sprawiedliwego… No, a potem było zbyt późno, by wybrać się gdzieś dalej. Nie miałam koncepcji, co by tu z sobą zrobić w takiej sytuacji, więc wolno sączyłam jedną kawę za drugą, aż stężenie kofeiny osiągnęło poziom konieczny do wyrwania z letargu rozleniwionych komórek mózgowych. Eureka! Należałoby wreszcie sfocić dwór w Rajsku. No, to jadę :)

dwór w Rajsku © niradhara


Nie jest to szczególnie ciekawy zabytek i niewiele o nim wiadomo. Na przełomie XVIII i XIX wieku należał do Bobrowskich. Z tego okresu pochodzi pierwsza wzmianka o istnieniu w Rajsku dworu. Z inicjatywy Karola Zwillinga w połowie XIX w. został przebudowany w stylu neogotyckim. Otrzymał wówczas ośmioboczną więżę usytuowaną w narożniku południowo-wschodnim, okazałe narożne sterczyny w formie wieżyczek zwieńczonych krenelażem oraz krenelażową attykę nadwieszoną na konsolkach. Kolejna przebudowa dworu została przeprowadzona na początku XX w. przez Wincentego Zwillinga, a dotyczyła głównie wystroju środkowej części fasady. Obecnie znajduje się tu szpital psychiatryczny. W zapewne wyląduję niebawem na stałe, jeśli sz. pani ministerka nadal będzie reformować oświatę z takim zacięciem i tak sensownie jak do tej pory :(

całkiem ładna wieżyczka © niradhara


Pierwszy cel zaliczony. Teraz pora na wyjaśnienie dręczącej mnie od jakiegoś czasu zagadki. Na mapie Ziemi Oświęcimskiej Wydawnictwa Galileos znajdujący się w Woli kościół św. Urbana zaznaczony jest jako drewniany. Nie figuruje jednak w spisie kościołów leżących na szlaku architektury drewnianej .

Stawy Harmęże © niradhara


królowa polskich rzek © niradhara


gniazdko ciasne, ale własne © niradhara


Wola, ulica Szkolna 29. To tu. Kościół pw. św. Urbana Papieża i Męczennika w Woli poświęcony 17 września 1861 przez wrocławskiego biskupa sufragana Adriana Włodarskiego . Murowany. Więc jednak… to tylko błąd na mapie :(

rozczarowanie © niradhara


Tereny wokół Woli obfitują w szlaki rowerowe, choć krajobraz do najpiękniejszych nie należy. Płasko, gdzie nie spojrzeć jakaś kopalnia. Dobrze, że są chociaż stawy. Kołują nad nimi mewy, głośno krzyczą. Ciekawe, o czym?

KWK Piast II © niradhara


kopalnia Brzeszcze © niradhara


tupot białych mew © niradhara


Stawy Góra © niradhara


Przejeżdżam obok kościoła św. Barbary w Górze. Ten jest drewniany. Przypuszcza się, że pochodzi z końca XV wieku i został ufundowany przez zamożną rodzinę Brodeckich, która była właścicielem Góry przed 1493 rokiem. Pierwsza źródłowa informacja o kościele pochodzi z 1596 roku.

kościół św. Barbary © niradhara


dzwonnica © niradhara


Byłam tu już kilka razy, ale dopiero dziś, po raz pierwszy, mogę zobaczyć wnętrze. Wprawdzie tylko przez szybę w drzwiach, ale lepszy rydz niż nic. Wnętrze jest skromne. To ze względu fakt, że przez pewien czas kościołem zarządzali kalwini. Nie było w tym czasie mensy ołtarzowej a jedynie wolno stojący stół, na wzór kościołów reformowanych. W wyniku rekatolizacji, której podjęli się Habsburgowie, kalwini zostali zmuszeni do opuszczenia Góry i całej ziemi pszczyńskiej.

widziane przez szybkę © niradhara


ołtarz © niradhara


najbardziej podoba mi się sufit © niradhara


ambona © niradhara


Teraz nastawiam GPS na Wilamowice, żeby sprawdzić czy uda się jakoś uniknąć przejazdu przez ruchliwe jawiszowickie ronda. Oczywiście, udało się, tyle że trzeba się było telepać terenem .

trochę wertepów © niradhara


znajomy widok © niradhara


Przed Wilamowicami zobaczyłam przy drodze stadko saren. Właśnie zamierzałam pstryknąć im fotkę, gdy zadzwonił telefon. To Piotrek wrócił z pracy i postanowił wskoczyć na rower i wyjechać mi naprzeciw. Sarny uciekły. Nic to, ważne, że choć kilka kilometrów przejedziemy razem :)

witaj Piotrek :) © niradhara


uwaga, nadlatuje! © niradhara


śmigło w zadek i można lecieć © niradhara


Szanownych Czytelników, których nie zdołałam uśpić przydługim wpisem, zapraszam do rzucenia okiem na nowy rower, który pojawił się w naszej stajni i poczytania opisu kolejnego dnia wyprawy Marcina do Santiago de Compostella.


magneticlife.eu because life is magnetic

ucieczka przed burzą

Czwartek, 7 kwietnia 2011 · Komentarze(18)
Kategoria w pobliżu domu
Wreszcie w towarzystwie! Na wspólną przejażdżkę umówiłam się z koleżanką z pracy. Pojechałyśmy w stronę Wilamowic, bo chciałam pokazać Agnieszce drewniany kościółek w Starej Wsi i jedną z moich ulubionych dróg – prowadzącą pomiędzy stawami na ryneczek w Wilamowicach.

forsycje © niradhara


Filip nie wyraża zgody na rozpowszechnianie jego wizerunku © niradhara


widok z pisarzowickiej górki © niradhara


Było ciepło, ale silne podmuchy wiatru zapowiadały jakąś pogodową niespodziankę. I stało się – nagle zaczęło nas gonić wielkie czarne chmurzysko, z którego na dodatek dochodziły odgłosy gromów. Na szczęście byłyśmy akurat wtedy na górce i udało nam się szybko zjechać aż do przystanku w Kętach-Podlesiu, gdzie przeczekałyśmy najgorszy moment przechodzenia burzy nad naszymi głowami.

goni nas wielka czarna chmura © niradhara


już po burzy © niradhara


Agnieszko, dziękuję za wspólne kręcenie, mam nadzieję, że będziemy częściej jeździć razem :)


magneticlife.eu because life is magnetic

nowa zabawka

Sobota, 2 kwietnia 2011 · Komentarze(21)
Kategoria w pobliżu domu
Jakiś czas temu, gdy usiłowałam zrobić fotkę wodospadu schowanego za krzaczorami, podstępnie zaatakowała mnie gałąź, złapała za nogę i niechcąco uderzyłam delikatnie lustrzanką o kamień. Siniaka jej nie nabiłam, ale od tej pory przy włączaniu cichutko terkotała.

focenie wzajemne © niradhara


dworek w Kobiernicach od frontu © niradhara


Ostatnio zamiast terkotać zaczęła wydawać dźwięk podobny do karabinu maszynowego, a obraz w wizjerze zupełnie nie pokrywał się z tym, co pojawiało się później na zdjęciu. Uznałam, że to chyba rozpaczliwe dopominanie się o serwis i spełniłam jej prośbę.

dworek w Kobiernicach od zadu © niradhara


dworek w Kobiernicach - detale © niradhara


Dziś rano doszliśmy znienacka do wniosku, że trochę szkoda lustrzanki na wożenie na rowerze i pojechaliśmy do Bielska kupić coś mniejszego, lżejszego i tańszego. Po długim namyśle i pertraktacjach cenowych (jak to dobrze mieć Internet w telefonie i w każdej chwili móc zajrzeć na ceneo) zdecydowałam się na SONY DSC-HX1.

dworek w Kobiernicach - detal © niradhara


dworek w Kobiernicach - detal © niradhara


Po obiedzie musiałam jeszcze poczekać, aż naładuje się bateria, a w tym czasie wnikliwie studiowałam instrukcję. Wieczorem zrobiliśmy tylko krótki wypad w celu wypróbowania aparatu. Zważywszy na to, że było już ciemno i mgliście, muszę przyznać, że fotki robi fajne. Bardzo się cieszę z nowej zabawki :)

budowa murów oporowych przy moście © niradhara


podwójna zapora © niradhara


lata i warczy © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic