Wpisy archiwalne w kategorii

Ziemia Oświęcimska

Dystans całkowity:1889.64 km (w terenie 12.50 km; 0.66%)
Czas w ruchu:04:38
Średnia prędkość:15.61 km/h
Suma podjazdów:8560 m
Liczba aktywności:39
Średnio na aktywność:48.45 km i 2h 19m
Więcej statystyk

pomiędzy

Piątek, 8 lipca 2016 · Komentarze(3)
Dziesięć dni po pierwszej operacji i cztery dni przed kolejną. Obserwuję reakcje  swojego organizmu, a nie widoki, więc nie ma o czym pisać. Fotki robię odruchowo, jak pies Pawłowa :D






magneticlife.eu because life is magnetic

szlakiem architektury drewnianej

Piątek, 14 sierpnia 2015 · Komentarze(3)

Jako cel dzisiejszej porannej przejażdżki wybrałam odwiedzenie dwóch pięknych drewnianych kościółków leżących na małopolskim szlaku architektury drewnianej. Zaczynam od znajdującego się w Nidku kościóła św. św. Szymona i Judy Tadeusza Apostołów pochodzącego z I poł. XVI w. Powstał zapewne na miejscu wcześniejszego, gdyż miejscową parafię utworzono już w 1313 r. Fundatorem świątyni był właściciel wsi Mikołaj Nidecki. Od 2. poł. XVI w. kościół służył jako zbór kalwiński, a później ariański, po 1669 r. wrócił w ręce katolików.



Wg znalezionego w sieci opisu: „We wnętrzu można podziwiać gotyckie detale ciesielskie. Najstarszym zabytkiem wyposażenia kościoła jest chrzcielnica z XVI w. Pozostałe wyposażenie przeważnie barokowe: ołtarze główny i boczne, krucyfiks na belce tęczowej oraz chór muzyczny. Na ścianach i stropach widnieją malowidła architektoniczne z zastosowaniem iluzji.” Wiele razy przyjeżdżałam już tu, żeby je zobaczyć. Niestety zawsze kończyło się pocałowaniem klamki.



Do wnętrza można sobie zajrzeć wyłącznie przez dziurkę od klucza. Obok drzwi wisi informacja, że kościół był remontowany za pieniądze państwowe. Wkurza mnie okropnie, że w zamian za to nie jest udostępniony do zwiedzania, przynajmniej raz na jakiś czas, tym, którzy za to zapłacili, czyli nam - podatnikom!





Z Nidka kieruję się w stronę Osieka. Jadę bocznymi, pustymi drogami. To jest to, co najbardziej lubię – cisza, spokój i sympatyczne widoczki.



Ten kibic nie może się już chyba doczekać na mecz!  :D



Dojeżdżam wreszcie do Osieka. Tutejszy drewniany kościół pw św. Andrzeja zbudowano najprawdopodobniej w latach 1538–49 na miejscu poprzedniego.  W końcu XV i na początku XVII w. kościół służył jako zbór kalwiński. Kościół otoczony jest pięknymi dębami liczącymi ponad 500 lat.





Moją uwagę przyciągają zawsze soboty, czyli niskie podcienia wsparte na słupach i przykryte jednospadowym dachem, otaczające drewniane kościółki. Ich podstawowym zadaniem jest chronienie podwalin budowli przed zamakaniem od wód opadowych. Jak podaje Wikipedia: „Nazwa „soboty” nawiązuje do dawnej praktyki wiernych, którzy przybywali na nabożeństwa niedzielne często ze znacznych odległości dzień wcześniej (czyli w sobotę) i oczekiwali do rana gromadząc się wokół kościoła – soboty dawały im schronienie przed opadami deszczu, wiatrem itp. Ta funkcja sobót, wymagająca podcieni odpowiednio wysokich i obszernych, w rzeczywistości pojawiła się dosyć późno, zapewne dopiero w XVII w., w pierwszym rzędzie przy sanktuariach pielgrzymkowych. Z czasem dobudowywane do kościołów skupiały część wiernych nie mieszczących się we wnętrzu świątyni w czasie mszy św. lub też były przystosowywane np. do odprawiania nabożeństwa drogi krzyżowej.”





Ostatni rzut oka na kościółek i pora wracać do domu. Wokół przestrzeń rozległych pól. Owiewa mnie delikatny wiaterek. Słońce grzeje coraz mocniej. Lubię afrykańskie temperatury. To pewnie o mnie mówił Radzio Sikorski, że Polaków cechuje „taka murzyńskość” ;)




magneticlife.eu because life is magnetic

wstawaj, szkoda dnia

Czwartek, 13 sierpnia 2015 · Komentarze(6)

W smartfonowej aplikacji BUDZIK jako sygnał alarmu mam ustawiony refren piosenki „wstawaj, szkoda dnia”. Pewnie, że szkoda, ale jak się  usłyszy taki tekst o godzinie 4:05, to człowiek zaczyna jednak mieć wątpliwości… Na szczęście melodia zwabiła do  sypialni komara, a ten radośnie bzycząc mi koło ucha zaczął stanowczo wspomagać proces wstawania z łóżka. Komara, w przeciwieństwie do budzika, nie da się wyłączyć, a wszelkie próby upolowania bestii rozbudzają człowieka skutecznie!



„Nareszcie świt zastąpił noc…” to się zgadzało, niestety kolejny wers „powietrze świeże jak po burzy…” miał się nijak do okoliczności przyrody, w których przyszło mi jechać. Było parno i duszno, nad górami kotłowały się ciemne chmury, a pola przysłaniała delikatna mgiełka.



Najprzyjemniejszą częścią trasy był zielony szlak rowerowy, prowadzący z Malca do Osieka. Wiedzie pomiędzy malowniczymi polami, a dzisiejszą szczególną atrakcją była bociania rodzinka, która pozowała mi dość długo do zdjęć, zanim w końcu zdecydowała się polecieć w inne miejsce.









Na robieniu fotek, jak zwykle zresztą, zeszło mi dużo czasu. Mgiełki się rozwiały, a słońce zaczęło przypiekać. Pomna medialnego szumu o szkodliwości upałów, ruszyłam zatem w drogę powrotną. Może w domu też czekają na mnie jakieś gry nierozegrane i sny niewypełnione? Któż to wiedzieć może…








magneticlife.eu because life is magnetic

radość o poranku

Środa, 12 sierpnia 2015 · Komentarze(4)

Niedawno wpadł mi w ręce poradnik Neila Fiore „Nawyk samodyscypliny. Zaprogramuj wewnętrznego stróża.” Zaczęłam czytać i nagle to, co dotąd uważałam za poważne argumenty za byczeniem się całymi dniami z książką w ręce, stało się najzwyklejszymi w świecie wykrętami… Upał, niezdrowo się męczyć… to wstań babo wcześniej i rusz tyłek!




W/w tyłek ruszyłam jeszcze przed wschodem słońca, w nadziei na pstryknięcie jakiejś fajnej fotki nad Sołą. Gdy już dowiozłam go nad rzekę, długo stałam na brzegu, podziwiając różowiejące niebo i nucąc starą piosenkę:

„Jak dobrze wstać skoro świt,
jutrzenki blask duszkiem pić.
Nim w górze tam skowronek zacznie tryl,
jak dobrze wcześnie wstać dla tych chwil…”



Człowiek jest chyba jednym stworzeniem, które gasi pragnienie jutrzenką ;)
Zwierzęta są tradycjonalistami i preferują wodę. Z całego stada sarenek, które przyszło do wodopoju, udało mi się niestety uwiecznić tylko jedną, a i to od zadniej strony. Żal mi ich. Z powodu upału woda w Sole zaczyna już kwitnąć w miejscach, gdzie nurt jest spokojniejszy.






Jeszcze biedniejsze są ryby w małych stawach. Lustro wody pokryte jest grubym zielonym kożuchem, odcinającym dopływ tlenu, którego i tak w wysokich temperaturach nie ma w wodzie zbyt wiele :(



W większych stawach hodowlanych sytuacja jest nieco lepsza. Pracują tu jakieś urządzenia mieszające wodę. Wokół pełno ptactwa wypatrującego czegoś na śniadanie. Bardzo chciałam zrobić czapli gustowny portrecik. Niestety bestia płochliwa jest nadzwyczaj, i musiałam się zadowolić fotką ze sporej odległości.










Gdy ja tak sobie stałam i pstrykałam, słońce nie stało, tylko pracowicie wznosiło się wciąż wyżej i wyżej, skutecznie podgrzewając atmosferę i prowokując drzemiącego we mnie lenia do odpuszczenia sobie dalszej jazdy. W końcu leń po raz kolejny wygrał z wewnętrznym stróżem i pokulałam się do domu.










magneticlife.eu because life is magnetic

z Patrykiem

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · Komentarze(14)
Obiecałam sobie wprawdzie, że nie wyjdę na rower, dopóki w oczy kłuć będzie zalegające wszędzie białe paskudztwo, ale gdy rano zadzwonił Lunatryk i powiedział: „jak nie chcesz jechać, to pożycz mi mapę, bo ja nie odpuszczę!”, policzki zarumieniły mi się ze wstydu i wyszeptałam tylko do słuchawki: „daj mi tylko chwilę na przebranie się w rowerowe ciuchy”.

i znów na blogu Lunatryka będą świetne fotki © niradhara


No i tak to pojechaliśmy sobie razem w kierunku stawów w Dankowicach. Po drodze Patryk wypatrzył ciekawe ule, jakieś kapliczki i wiatraczki. Niestety większość stała dość daleko od drogi, a przedzieranie się do nich przez mokry śnieg nie wydało mi się zachęcające. Na pocieszenie przeleciał nam nad głową najprawdziwszy bocian. Nie zdążyłam go wprawdzie sfocić, ale radość i nadzieja na nadejście wiosny rozgrzały mi serce :-)

jak śniegi zejdą trzeba się będzie bliżej temu przyjrzeć © niradhara


staw w Dankowicach © niradhara


Nadzieja owa znalazła się jednak w opozycji do śniegu z deszczem, który zaczął bezczelnie kapać nam na nosy w Jawiszowicach. Na dodatek okazało się, że zabytkowy drewniany kościółek jest zamknięty, mimo iż dziś niedziela i nie nacieszymy się pięknem jego wnętrza.

na szlaku architektury drewnianej © niradhara


Droga powrotna do domu nie obfitowała ani w piękne widoki ani w ciekawe wydarzenia i nie byłoby właściwie o czym pisać, gdyby nie myśl nagła, zainspirowana „Podręcznikiem dla leszczyków”, że zamiast montowania na kole trzech magnesów, które trzeba przecież kupić za ciężko zarobione pieniądze, wystarczy samemu się roztroić i wtedy przejechane kilometry uwzględniać w statystykach z przelicznikiem x3. Natychmiast wyjęłam z głębi mej przepastnej sakwy czarodziejską różdżkę, zmultiplikowałam Patryka i wykonałam stosowną fotkę, żeby żaden złośliwy komentator nie zarzucił mi niedostatecznej dokumentacji wpisu! ;-)

Lunatrykowa trójca © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

20 tysięcy kilometrów na Bikestats :-)

Niedziela, 24 marca 2013 · Komentarze(26)
Być może nie ma się czym chwalić, bo są na Bikestats tacy, którzy dystans równy połowie długości równika pokonują w ciągu roku, w dodatku jeżdżąc z prędkością o jakiej mogę tylko pomarzyć. A jednak cieszę się, bo żaden z wliczonych przeze mnie do statystyk kilometrów nie został wykręcony na trenażerze, rowerku magnetycznym, czy innej podejrzanej machinie. Wszystkie dały mi radość jazdy i wiele wspaniałych wrażeń :-)

przez Wilamowice przechodzi wiele ciekawych rowerowych tras © niradhara


od kościółka w Starej Wsi zaczęło się moje zainteresowanie architekturą drewnianę © niradhara


To dobry moment, żeby podziękować Błażejowi – twórcy Bikestats za to, że ono istnieje, tym z Was, których spotkałam w realu, za chwile wspólnie spędzone na rowerowych wycieczkach, a tym którzy zaglądają na ten blog, za zainteresowanie i wiele pozytywnych komentarzy :-)

ptasia wyspa czeka jeszcze na swych lokatorów © niradhara


stoję i słucham szumu © niradhara


Dzisiejszą trasę zaplanowałam w kształcie pętelki prowadzącej przez moje ulubione miejscówki. Tak się złożyło, że ów jakże ważny dla mnie, dwudziestotysięczny kilometr wypadł akurat na najulubieńszej z nich – zaporze w Porąbce. To chyba dobra wróżba, jak sądzicie?

moje magiczne miejsce © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic