Wpisy archiwalne w kategorii

w pobliżu domu

Dystans całkowity:14898.57 km (w terenie 177.50 km; 1.19%)
Czas w ruchu:146:04
Średnia prędkość:17.69 km/h
Maksymalna prędkość:37.08 km/h
Suma podjazdów:63852 m
Suma kalorii:2269 kcal
Liczba aktywności:531
Średnio na aktywność:28.06 km i 1h 33m
Więcej statystyk

krajobraz po bitwie

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(8)
Kategoria w pobliżu domu
Woda szybko spływa z gór, wezbrane strumienie wpadają do rzek, te zaś rozlane toczą się przez kraj. Woda przesiąka przez przemoknięte wały i zagraża kolejnym miastom. O tych ludziach, których woda już zalała, media powoli zapominają, relacjonując na bieżąco sytuacje we Wrocławiu, Warszawie, Toruniu. A przecież na południu kraju koszmar jeszcze się nie skończył.

droga do Jawiszowic © niradhara


w tym kraju można liczyć tylko na strażaków © niradhara


Część lokalnych dróg nadal jest zamknięta dla ruchu. Nie tylko ze względu na uszkodzenia dróg, ale głównie dlatego, by nikt obcy nie mógł kręcić się w pobliżu opuszczonych domów.

dalej przejazdu nie ma © niradhara


Jedną z miejscowości najbardziej dotkniętych kataklizmem jest Kaniów. Położony stosunkowo nisko, z dwóch stron otoczony rzekami i stawami hodowlanymi.

zalana żwirownia © niradhara


Centrum wsi jest już suche, ale domy położone w pobliżu stawów nadal stoją w wodzie. W niektórych miejscach jej poziom wynosi jeszcze prawie trzy metry.

stawy wylały © niradhara


Strażacy ciągle wypompowują wodę. Do części domów nie mogą jeszcze wrócić ich mieszkańcy. Teren patroluje policja, by chronić opuszczone mienie.

strażacy nadal ciężko pracują © niradhara


wodowskaz © niradhara


Naprawianie szkód i osuszanie potrwa zapewne długo i będzie bardzo kosztowne. Mam nadzieję, że tak jak trzynaście lat temu, tak i dziś społeczeństwo okaże się solidarne i ludzie, których spotkało nieszczęście otrzymają niezbędną pomoc.

brak słów © niradhara


tu droga się kończy © niradhara



magneticlife.eu because life is magnetic

życie toczy się dalej

Sobota, 22 maja 2010 · Komentarze(11)
Kategoria w pobliżu domu
Rano na rower i do pracy. Dziś włączono nam prąd i od poniedziałku dzieciaki znów mogą się uczyć. Nie wiem tylko, czy się z tego cieszą? ;P

czarne chmury atakuja Kajmana © niradhara


Po obiedzie postanowiliśmy z Piotrkiem udać się na rekonesans w rejon zalanego Kaniowa. Niestety, burza skutecznie zniechęciła nas do wyjazdu. Gdy tylko ustała, wsiedliśmy na rowery, ale nie zajechaliśmy daleko. Natura postanowiła urządzić powtórkę z rozrywki, więc roztropnie wróciliśmy do domu.

robi się niebezpiecznie © niradhara


Na dobre rozpogodziło się dopiero po kolacji. Było już jednak zbyt późno na dalszy wypad. Pojechaliśmy zatem wzdłuż Soły. Most w Porąbce jest przejezdny tylko w jedną stronę, tzn. od Porąbki na lewy brzeg. To chyba ze względu na to, iż jest on dość wąski. W drugą stronę przejechać można przez zaporę.

ruch jednokierunkowy © niradhara


Na blogu Piotrka będą zdjęcia ukazujące posterunki policji i zniszczenia lokalnych dróg. Nie chcę go dublować, więc u mnie możecie zobaczyć jedynie, że jezioro i góry pozostały na swoim miejscu, a parująca gwałtownie woda tworzy niezwykle urokliwe obłoki. Życie toczy się dalej :)

a jednak jest pięknie © niradhara


wielkie parowanie wód © niradhara


na zaporze czuwają © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic

asfalt jak kartka papieru

Piątek, 21 maja 2010 · Komentarze(15)
Kategoria w pobliżu domu
Kilka ostatnich dni spędziłam walcząc z powodzią. Na jazdy i wpisy nie było czasu. Dziś walka została zakończona zwycięstwem. Wody w szkole już nie ma. Jutro włączą prąd. Mogłam wreszcie trochę odetchnąć.

Pogoda poprawiła się na tyle, że do pracy mogłam już jechać na rowerze. Wprawdzie w drodze powrotnej nieźle mnie zmoczyło, ale zmieniłam ciuchy i rower, i jak tylko skończyło padać pojechaliśmy z Piotrkiem na rekonesans.

nie wierzę własnym oczom © niradhara


Naszym celem było zweryfikowanie plotek o nieprzejezdności okolicznych dróg i mostów. Niestety potwierdziły się one w całej rozciągłości.

pobocza już nie ma © niradhara



asfaltu też nie © niradhara


Najtragiczniejsza sytuacja jest w Bielanach, gdzie w poniedziałek wylała Soła. Szalejąca woda zdarła asfalt z drogi. Teraz ludzie zastanawiają się, jak będą dojeżdżać do pracy.

i jak tu przejechać? © niradhara


asfalt jak kartka papieru © niradhara


taki mały strumyk © niradhara


Domy w Bielanach były zalane przez Sołę. Rzeka powoli już wraca do swego koryta, ale wciąż jeszcze pracują pompy usuwające wodę z piwnic. Przygnębiające wrażenie sprawiają kontenery pełne wyrzucanego przez ludzi zniszczonego sprzętu, dywanów, mebli.

w Bielanach nadal woda © niradhara


Soła atakowała restaurację © niradhara


linia obrony © niradhara


Największym problemem jest uszkodzenie trzech mostów na Sole: w Kobiernicach, w Kętach i w Bielanach. Na ten pierwszy nikomu nie wolno wejść, dwa pozostałe otwarte są wyłącznie dla pieszych i rowerzystów. Na drugą stronę Soły przejechać można podobno tylko przez zaporę w Porąbce. Nie wiadomo jednak jak długo to będzie możliwe, istnieje bowiem znaczne zagrożenie drogi wzdłuż Soły, związane z osuwaniem się zboczy gór.

most tylko dla rowerzystów © niradhara


pociągi mogą jeździć © niradhara


kładka też zamknięta © niradhara


kolejny zamknięty most © niradhara


Nie wróży to wszystko dobrze. Dezorganizacja ruchu drogowego w naszej okolicy jest naprawdę poważna i zapewne potrwa długo. Jak tak dalej pójdzie, to do Krakowa będziemy jeździć przez Przełęcz Kocierską :(

Jutro postaramy się sprawdzić inne opcje.


magneticlife.eu because life is magnetic

brak sygnału GPS...

Sobota, 15 maja 2010 · Komentarze(21)
Kategoria w pobliżu domu
Wszystko zaczęło się niedawno w Szczyrbskim Plesie, kiedy to siedząc sobie w restauracji zauważyłam napis „wifi”. Uświadomiłam sobie wtedy, że właśnie kończy mi się umowa z Erą i jest to znakomita okazja do sprawienia sobie nowej zabawki. W wybranym przeze mnie modelu telefonu jest również GPS. Korzystając ze wspaniałej deszczowej pogody spędziłam kilka ostatnich dni na grzebaniu w necie i ściąganiu oprogramowania.

na przystanku © niradhara


Dziś mieliśmy z Piotrkiem parę spraw do załatwienia w okolicy, a że o dziwo nie padało, wsiedliśmy na rowery i zaczęłam testy. Na pierwszy ogień poszedł program My Tracks. Pokazuje on na bieżąco ślad na mapie, wskazania licznikowe typu dystans, prędkość, przewyższenie itd. oraz profil trasy. Oczywiście od map odłączyłam go na wstępie, wymagają one bowiem stałego połączenia z siecią i można później dostać zawału serca na widok rachunku. Niestety, programik najpierw długo łapał fixa, a potem pokazał mi, że jechałam z maksymalną prędkością ponad 5 tys. km/godz. Ucieszyłam się wprawdzie, że udało mi się pobić osiągnięty w czasie przejazdu pod linią wysokiego napięcia rekord prędkości Kajmana, ale postanowiłam sprawdzić, czy jakiś inny program potwierdzi, jaka ze mnie rakieta. Włączyłam na jakiś czas GPS Loggera. Programik jest prościutki, służy wyłącznie do zapisywania śladu. Nawet działał. Zadowolona wyłączyłam go i zaczęłam testowanie nawigacji IGO. Miała nas doprowadzić do znajomej, mieszkającej w Pisarzowicach.

wyznaczanie trasy © niradhara


I owszem, prowadziła, ale zapomniałam o wyłączeniu opcji dróg gruntowych, a one były dzisiaj zalane wodą i nieprzejezdne. Musieliśmy się wracać. W Pisarzowicach z powrotem włączyłam Loggera, bo chciałam się przekonać, czy dwa programy nie będą się gryzły i jak to wpłynie na stan baterii. Nie gryzły się, ale bateria wyczerpywała się w tempie zastraszającym.

nie wiem co Piotrek chcał sfocić - mnie czy rzepak © niradhara


Po powrocie do domu szybko podłączyłam telefon do ładowarki, zjedliśmy obiad, wyprawiłam Piotrka do pracy i rozpoczęłam drugą część testów.

autostopowiczka © niradhara


Tym razem zapisywanie śladu trwało cały czas, a za pomocą nawigacji postanowiłam dojechać do Bulowic. Nie wiem, co się stało, czy warstwa chmur była grubsza, czy satelity zrobiły sobie drzemkę, ale mniej więcej co 200 metrów siedzący w telefonie krasnoludek krzyczał rozpaczliwie „brak sygnału GPS!”.

w razie czego wiem juz gdzie jest pompa © niradhara


Najgorzej, gdy w tym czasie należało gdzieś skręcić :( Po ponownym złapaniu fixa zmieniał trasę. Tak to, przez przypadek przejechałam obok dworu obronnego w Czańcu, przez miejscową ludność dumnie zwanego pałacem.

dwór obronny w Czańcu © niradhara


Dwór obronny w Czańcu został zbudowany na początku XVII wieku przez rodzinę Stokłowskich herbu Drzewica. Jest to budynek założony na planie prostokąta wymurowany z cegły, jednopiętrowy, podpiwniczony. Założenie jest trójskrzydłowe z małym wewnętrznym dziedzińcem, na który prowadzą dwa przejazdy, od zachodu i wschodu. Posiada dach mansardowy kryty gontem. Całość jest otoczona kamiennym murkiem z małymi basztami w narożach, które zachowały się w szczątkowym stanie.

prace remontowe trwają © niradhara


W 1822 roku dwór stał się własnością Habsburgów. W 1918 roku Karol Stefan Habsburg przekazał cały majątek w Czańcu wraz z dworem Polskiej Akademii Umiejętności. Obecnie dwór jest własnością prywatnej firmy, która rozpoczęła prace remontowe.

wody wciąż przybywa © niradhara


Gdy w ustawieniach nawigacji wybranym pojazdem jest rower, trasa prowadzi bocznymi, dziurawymi uliczkami, które w razie dłuższej utraty sygnału lub padnięcia baterii trudno zlokalizować. Może jestem straszną tradycjonalistką, ale o wiele lepiej i pewniej czuję się z mapą papierową.

upust wody © niradhara


Przy zapisywaniu pliku *.gpx Logger połączył wszystkie trzy ślady w jeden, a brakującą mu drogę (jakiś czas był przecież wyłączony) uzupełnił prostą kreską.


magneticlife.eu because life is magnetic

dojazd do pracy

Wtorek, 11 maja 2010 · Komentarze(3)
Kategoria w pobliżu domu
Ostatnio zamiast na rowerze, spędzam czas głownie przed ekranem komputera, wyszukując najkorzystniejsze rozwiązanie dla rowerowej nawigacji w telefonie. Jak będę na etapie wniosków, to się nimi podzielę.

magneticlife.eu because life is magnetic

rezerwat "Żubrowisko"

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(19)
Niedawne nieudane poszukiwania słonia sprawiły, że w głębi mej duszy ciągle tkwiła niezaspokojona, rozpaczliwa chęć spotkania z jakimś potężnym zwierzem. Największym, które można spotkać w naszej okolicy jest żubr – pojechaliśmy zatem z Piotrkiem na fotograficzne safari do rezerwatu „Żubrowisko” w Jankowicach.

pozowanie do zdjęcia © niradhara


z góry widać lepiej © niradhara


Hodowla żubrów w lasach jankowickich sięga 1865 roku. W tym roku wydzielono leśny rewir dla pierwszych 4 żubrów, które książę pszczyński Jan Henryk XI Hochberg uzyskał w zamian za 20 jeleni schwytanych w lasach pszczyńskich od cara Aleksandra II. Początkowo hodowla miała charakter półwolny, nie kontrolowano reprodukcji, a okresowo dokarmiano zwierzęta zimami.

świeża trawa smakuje wybornie © niradhara


Do 1936 roku żubry były własnością książąt pszczyńskich. W czasie wojny nadzór nad hodowlą przejęły władze okupacyjne. Po drugiej wojnie światowej ocalałe zwierzęta umieszczono w trzyhektarowym rezerwacie (1946), a następnie w zagrodzie o powierzchni 400 hektarów (1947). W 1948 dyrekcja Lasów Państwowych Okręgu Śląskiego zadecydowała o budowie siedmiuset hektarowego rezerwatu, gdzie żubry przebywają do dnia obecnego.

mniam, mniam © niradhara


Dziś można powiedzieć, że wywiezienie czterech żubrów z Puszczy Białowieskiej (tych które podarował Aleksander II Janowi Henrykowi)uchroniło gatunek przed całkowitym wyginięciem. W 1919 roku, gdy wytępiono ostatnie dziko żyjące żubry w Puszczy Białowieskiej, w hodowli pszczyńskiej znajdowały się 42 osobniki podgatunku nizinnego żubra europejskiego. Gdy w 1929 roku rozpoczęto odnowę gatunku w Białowieży, hodowla pszczyńska liczyła już tylko 7 osobników. Reszta stada nie przeżyła pierwszej wojny światowej i powstań śląskich.

rodzinka w komplecie © niradhara


Pszczyńskie stado z linii PL przyczyniło się do restytucji stada białowieskiego. Co więcej, geny żubrów jankowickich linii zasiliły także światową hodowlę tego gatunku. Wśród założycieli stada światowego żubrów nizinnych można wymienić między innymi następujące osobniki: Plavia, Planta, Plebejer, Placida, Plewna, Plutarcha, Plage.

może on się ze mna pobawi? © niradhara


Tutejsze żubry często były eksportowane. W sumie wywieziono 211 osobników i to zarówno do ośrodków w kraju jak i za granicę.

staruszek się chyba zmęczył © niradhara


Od trzech lat w ośrodku nie notowano zgonów naturalnych, kondycja stada oceniana jest na dobrą. W rezerwacie (powierzchnia prawie 800 ha)przebywa stado około 30 osobników. Planuje się prowadzenie hodowli w ten sposób by stanowiła ona wewnętrzną linię w stosunku do głównej białowieskiej. Poza tym chce się tu stworzyć zagrodę pokazową linii PL (takimi literami oznaczana jest pszczyńska "dynastia"), oraz Izbę Żubrową.

Piotrek też foci © niradhara


Drugim, ważnym celem dzisiejszego wyjazdy było spotkanie z Ewcią i przekazanie jej naklejek BS. Po nacieszeniu oczu widokiem żubrów popedałowaliśmy zatem do Świerczyńca, gdzie Ewcia wyznaczyła nam spotkanie, w słynnym na całą okolicę rowerowym barze „Skrzat”. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się tu coś zjeść, ale niestety do wyboru był tylko soczek albo piwo :(

bar rowerowy "Skrzat" © niradhara


Urocze spotkanie z Ewcią nie trwało jednak długo, albowiem niebo zaczęły zasnuwać paskudne czarne chmurzyska, a w dali słychać było odgłos grzmotów.

spotkanie z Ewcią © niradhara


To, co nas złapało w drodze początkowo było zwykłym deszczem, a po jakimś czasie stało się ulewą. Kurtka przeciwdeszczowa zdała egzamin, ale ochraniacze na buty po chwili nasiąknęły wodą jak gąbka.

przekąska na przystanku © niradhara


Zatrzymaliśmy się na chwilę na przystanku, by zjeść resztę zapasów, ale czekanie aż przestanie padać nie miało sensu, bo i tak byliśmy już przemoczeni i trzęśliśmy się z zimna.

ale leje © niradhara


Oczywiście, jak to w życiu bywa, deszcz ustał, gdy dojeżdżaliśmy już do domu…

nasza góra © niradhara

magneticlife.eu because life is magnetic